USUŃ NA 24H
MENU LIGOWE
POZIOMY ROZGRYWEK
AKTUALNOŚCI
ROZGRYWKI
STATYSTYKI
FUTBOL.TV
TURNIEJE
WYWIADY
Puchar Fanów
GALERIA
Ekstraklasa
1 Liga
2 Liga
3 Liga
4 Liga
5 Liga
6 Liga
7 Liga
8 Liga
9 Liga
10 Liga
11 Liga
12 Liga
13 Liga
14 Liga
RAPORT MECZOWY - 18. KOLEJKA!

Niestety, ale w ostatni weekend zakończył nam się sezon 2021/2022 w Lidze Fanów. Czas na podsumowania jeszcze przyjdzie - na teraz można śmiało powiedzieć jedno - poziom sportowy na pewno wzrósł, a przede wszystkim się bardziej wyrównał. Finisz rozgrywek był bardzo emocjonujący i napięty, walka o jak najlepsze pozycje była bardzo zacięta. Ostatnie mecze nie zawiodły i choć wielu jest już myślami na wczasach, urlopie czy wakacjach, nie zabrakło dobrej gry i kilku naprawdę znakomitych spotkań. O tym, co konkretnie działo się Arenie Grenady i Picassa przeczytacie w najświeższym raporcie meczowym - Zapraszamy!

 

EKSTRAKLASA

 

FC KEBAVITA – CONTRA 17:6

Kebavita na koniec sezonu podejmowała zdegradowaną Contrę. Gospodarze  w tym sezonie na pewno liczyli na więcej, ale niestety słabsza runda spowodowała, że musieli zadowolić się piątym miejscem. Contra z kolei mając spore problemy kadrowe spadła z ligi, ale chciała w dobrym stylu zakończyć sezon. Pierwsza połowa to nieoczekiwanie bardzo dobra postawa gości, którzy grali dobrze w defensywie i szukali swoich szans w ataku. Co prawda to Kebavita wyszła na prowadzenie, ale Contra szybko wyrównała po rzucie karnym,  którego wykorzystał Michał Raciborski. Przy stanie 1:1 mieliśmy wapno dla ekipy Buraka Cana. Tutaj niestety Azamat przestrzelił i to szybko się zemściło. Contra po składnej akcji wyszła na prowadzenie, co bardzo zdenerwowało menedżera Buraka Cana. Gospodarze jednak umieli szybko się pozbierać i Kamil Majorek dwa razy pokonał Macieja Antczaka i to ponownie Kebavita była na prowadzeniu 3:2. Jednak gospodarze grali nonszalancko i to stworzyło ponownie okazje dla rywali. Adrian Bucki w samej końcówce pierwszej połowy pokonał Michała Dryńskiego i na przerwę ekipy schodziły z remisem 3:3. Po zmianie stron liczyliśmy,  że nadal wynik będzie na styku. Jednak nie wiemy dlaczego Contra nagle stanęła,  a Kebavita zaczęła grać znakomicie i przede wszystkim skutecznie. W ataku brylował Kamil Majorek, który strzelał, dogrywał i w zasadzie był w tym spotkaniu najlepszym graczem gospodarzy. Team Michała Raciborskiego nie miał już tyle pary co w pierwszych 25 minutach i to spowodowało, że wynik nam się w tym spotkaniu rozjechał. Ostatecznie skończyło się 17 :6 co pokazuje jaką przewagę w drugiej połowie miała Kebavita.

 

TUR OCHOTA – EAST WIND 4:4

W ekstraklasie przed ostatnią kolejką wiedzieliśmy już wszystko jeżeli chodzi o podium, ale ostatnie mecze zapowiadały się i tak interesująco. Spotkanie Tura z East Windem zawsze elektryzuje i obie ekipy w solidnych składach przystąpiły do rywalizacji. Pierwsza połowa to wyrównana gra gdzie mimo kilku znakomitych okazji z obu stron długo nie padały żadne bramki. Mimo kilku prób strzałów z dystansu nic nie chciało wpaść do sieci. Poza tym znakomicie spisywali się bramkarze i zarówno Paweł Wysocki jak i Patryk Korycki spisywali się znakomicie. Dopiero w samej końcówce pierwszej odsłony Paweł Tarnowski po rykoszecie pokonał golkipera rywali. Ze skromną zaliczką 1:0 Tur schodził na przerwę. Po zmianie stron emocji było zdecydowanie więcej. W zaledwie pięć minut East Wind strzelił dwie bramki i to ekipa z Ochoty musiała gonić wynik. Dość szybko jednak odrobiła straty i Marcin Konopka po błędzie w wyprowadzaniu piłki przejął ją i sam wykończył akcję dając remis. Przy stanie 2:2 ponownie lepiej zaczął grać Tur czego efektem była bramka na 3:2. Konrad Wojtkielewicz znakomicie obsłużył podaniem Roberta Hankiewicza a ten z bliskiej odległości skierował piłkę do siatki. Na odpowiedź East Windu czekaliśmy minutę. Jakub Staros w swoim stylu huknął z dystansu i mieliśmy ponownie remis. Ten sam zawodnik po chwili w bliźniaczej akcji ponownie nie dał szans Pawłowi Wysockiemu i to ekipa Sebastiana Dąbrowskiego ponownie wyszła na prowadzenie. Tur jednak ponownie odpowiedział, a gola dającego remis strzelił Tomasz Kotus. Remis 4:4 - takim rezultatem zakończył się mecz i z perspektywy całego spotkania był to wynik sprawiedliwy. Tur kończy sezon na trzecim miejscu, a East Wind na najbardziej znienawidzonym przez sportowców czyli czwartym. Oba te zespoły jednak mają jeszcze o co walczyć bo udział w Pucharze Ligi Fanów będzie dla nich przepustką do Fortuna Pucharu Polski, a te zespoły będą w gronie faworytów do końcowego triumfu w tym turnieju.

 

NARODOWE ŚRÓDMIEŚCIE – MIXAMATOR 2:5

Spotkanie Narodowego Śródmieścia z Mixamatorem było meczem pożegnalnym z Ekstraklasą. Liczyliśmy na to, że obie ekipy będą chciały się dobrze pokazać na zakończenie swojej przygody z najwyższym poziomem naszych rozgrywek i dostaliśmy całkiem wyrównane i ciekawe spotkanie. Faworytem był tutaj Mixamator, który zdecydowanie lepiej zaczął tę rywalizację. Już w 4 minucie Kamil Krupa huknął z dystansu, a piłka zrykoszetowała i wpadła w okno bramki gospodarzy. Goście nie poszli za ciosem, za to Śródmieście coraz żwawiej zapędzało się pod pole karne przeciwnika i przed świetną okazją stanął Alan Małecki – urwał się obrońcom i wyszedł na czystą pozycję, ale górą był golkiper gości Kuba Kaproń. W 9 minucie Arek Kibler wyprowadził indywidualną akcję, okiwał dwóch obrońców i zdobył gola wyrównującego. Mimo, że Mixamator był stroną zdecydowanie bardziej aktywną w pierwszej połowie, brakowało skuteczności i wynik remisowy utrzymał się do przerwy.  Po zmianie stron inicjatywa wciąż utrzymywała się po stronie gości, ale to Śródmieście wyprowadzało groźniejsze ataki. W 32 minucie zespół Marka Szklennika wyszedł na prowadzenie – dalekie podanie do Alana Małeckiego, strzał głową w samo okienko i Narodowe Śródmieście cieszyło się z prowadzenia. Sytuacja Mixamatora robiła się coraz mniej ciekawa, ale powracający po dłuższej przerwie Damian Starosta odwrócił losy meczu. W 37 minucie mądrze pokiwał w polu karnym i doprowadził do remisu, a dwie minuty później razem z Kamilem Kamińskim rozmontował obronę gospodarzy i Mixy znów wyszły na prowadzenie. Po chwili było już 2:4 po golu samobójczym, a kropkę nad i w 45 minucie postawił Mikołaj Prybiński, a mecz zakończył się wynikiem 2:5. Spotkanie to było poniekąd symbolicznym podsumowaniem rundy w wykonaniu Narodowego Śródmieścia – nie brakowało zaangażowania i woli walki, szło nieźle, ale ostatecznie i tak skończyło się niepowodzeniem. Team Michała Fijołka godnie zakończył swój pobyt na najwyższym poziomie rozgrywkowym, a doświadczenie zdobyte w ekstraklasie na pewno zaprocentuje w przyszłości.

 

FC IMPULS UA – ANONYMMOUS! 0:3

Spotkanie Impulsu z AnonyMMous miało spore znaczenie nie tylko w zakresie ostatecznego miejsca tych drużyn ekstraklasie w tym sezonie, ale dawało przepustkę do Pucharu Ligi Fanów. Pierwsza połowa to istne piłkarskie szachy i długo czekaliśmy aż któraś z drużyn przełamie się na boisku. Impuls grał schematycznie i nie potrafił zaskoczyć teamu Maćka Miękiny. Strzałów z dystansu próbował Volodymyr Slobozheniuk, ale były to bardzo niecelne próby i tylko raz bramkarz Anonimowych miał okazję się wykazać. Z drugiej strony Anonimowi nie potrafili stworzyć sobie klarownych sytuacji, a szwankowało zdecydowanie ostatnie podanie. Dopiero niemoc strzelecką  przełamał stały fragment gry. W polu karnym faulowany był zawodnik gości i sędzia wskazał na wapno. Grzegorz Dryka nie pomylił się i było 0:1. Takim wynikiem zakończyła się pierwsza połowa. Po zmianie stron gospodarze musieli zaatakować. Jednak robili to w sposób przewidywalny i wolny i defensywa gości nie miała problemu by kasować groźne akcje w zalążku. Do tego mniej więcej w 35 minucie Daniel Kuznetsov  za niesportowy gest otrzymał czerwoną kartkę i gracze z Ukrainy 10 minut musieli grać w osłabieniu. Anonimowi w tym okresie podwyższyli prowadzenie, ale o dziwo Impuls też miał szanse na strzelenie bramki. W końcówce ponownie Grzegorz Dryka trafił do siatki i ustalił wynik spotkania na 0:3. Do tego jeszcze mieliśmy drugą czerwoną kartkę dla bramkarza teamu z Ukrainy za zagranie ręką za polem karnym i to zamknęło całkowicie to spotkanie.  Niestety Impuls zagrał poniżej oczekiwań i zasłużenie przegrał to spotkanie. Anonimowi po wygranej meldują się w koszyku ekip do losowania w Pucharze Ligi Fanów i jest to swoista nagroda dla teamu Maćka Miękiny za ten całkiem udany sezon.

 

FC GORLICKA – IN PLUS & POJEMNA HALINA 3:4

Pojedynek, który od kilku lat elektryzuje wszystkich sympatyków piłki nożnej 6-owobowej w naszym kraju. Mecz zespołów, które od paru sezonów są w czołówce w Polsce jeżeli chodzi o sportowe osiągnięcia w tej dyscyplinie sportu. FC Gorlicka kontra Pojemna Halina. Gospodarze przystąpili do tego meczu w niemal najmocniejszym aktualnie zestawieniu, z szeroką 13-osobową kadrą. Goście co jest u nich rzadkością również bez problemów personalnych w aż 10 osób przyjechali na al. Picassa. Przed meczem wiedzieliśmy, że losy mistrzowskiego tytułu są już zapewnione, ale był to mecz o prestiż i w powietrzu czuć było, że jednej i drugiej drużynie bardzo zależy na zwycięstwie. Lepiej w mecz wszedł świeżo upieczony mistrz ekstraklasy, który raz po raz zasypywał strzałami bramkę kapitalnie dysponowanego Tomasza Warszawskiego. Pierwszy cios jednak wyprowadzili goście. Konkretnie Łukasz Stanisławski, który świetnym strzałem pokonał Mateusza Kota. Niedługo później sytuacja się powtórzyła. To FC Gorlicka miała więcej z gry, ale bardzo mądrze grająca Pojemna Halina zdobyła gola, a uczynił to Mateusz Cichawa. Przed przerwą żółtą kartkę za faul taktyczny otrzymał Kamil Dankowski, co mogło być gwoździem do trumny dla gospodarzy. Na szczęście dla nich nie było, bo paradoksalnie ich rywale w przewadze radzili sobie gorzej niż grając 6 na 6. Po pierwszych 25 minutach mieliśmy wynik 0:2. Po pół godzinie gry kolejnego gola dorzucili srebrni medaliści ekstraklasy. Zrobił to Jan Skotnicki, który przepięknym trafieniem pokonał Mateusza Łysika (w przerwie zmienił Mateusza Kota). Chwilę później gdy bramkę zdobył Karol Szeliga widać było mocną konsternację nie tylko w szeregach lidera, ale i ludzi zgromadzonych wokół boiska. Nikt się nie spodziewał, że na kwadrans przed końcem pojedynku stan meczu będzie tak wysoki na korzyść jakiejś z ekip. Dodatkowo bardzo dużą nieskutecznością razili gracze aktualnych wicemistrzów Polski. Ostatnie 10 minut meczu to desperackie ataki FC Gorlickiej, która już nie miała pomysłu na sforsowanie szczelnej obrony przeciwników. Udało im się to dopiero w 43 minucie, kiedy to gola zdobył Mateusz Łysik. Moment później ten sam gracz dorzucił kolejne trafienie. W kolejnej akcji Sosnowski stojąc niemal przed pustą bramką trafił w poprzeczkę. W ostatnich sekundach spotkania kolejnym pięknym strzałem popisał się Łysik, ale nie starczyło czasu na więcej i ostatecznie gospodarze ulegają Pojemnej Halinie 3:4. 

 

1 LIGA

 

FC FREEDOM – CLEOPARTNER 2:5

Cleopartner by mieć pewne utrzymanie w lidze musiał zdobyć punkty w spotkaniu z Freedom. Od początku widać było determinacje w obozie gości i dość szybko team Dmytro Zhdanova wyszedł na prowadzenie. Gospodarze,  którzy spadli do niższej ligi tym razem nie byli tak dobrze dysponowani w porównaniu z poprzednimi spotkaniami. Mimo, że na początku gra się nie kleiła, to jednak z czasem Freedom zaczął lepiej funkcjonować. Stwarzał sobie sytuacje i po bramce Nikity Dzamala wyrównał. Od tego momentu gra się wyrównała i w szeregi Cleopartnera wdała się nerwowość. Kilka razy złe rozegranie mogło się źle skończyć. Goście jednak ponownie wyszli na prowadzenie pod koniec pierwszej połowy po błędzie obrony rywali. Po 25 minutach rywalizacji było zatem 1:2. Po zmianie stron goście ruszyli by powiększyć przewagę. Dwie szybko strzelone bramki dały spokój i przy stanie 1:4 Cleopartner starał się kontrolować mecz. Długo grał piłką z bramkarzem i nie spieszył się by atakować bramkę przeciwników. Rywale starali się odrobić straty ale byli tego dnia bardzo nieskuteczni. Niemoc ponownie przełamał Nikita Dzamal i przy stanie 2:4 Freedom miał jeszcze nadzieje na odrobienie strat, jednak Vadim Chuchva  po kontrze ustalił wynik meczu na 2:5. To oznacza, że goście mają utrzymanie niezależnie od wyników innych meczy. Freedom mimo walki spada z ligi, ale mamy nadzieję,  że w kolejnym sezonie postara się walczyć o najwyższe cele.

 

FC OTAMANY – NISKI PRESS 8:2

W ostatniej kolejce FC Otamany podejmowały Niski Press. Było to starcie o wymiarze symbolicznym – Otamany fatalnie weszły w początek sezonu i po 9 kolejkach znajdowały się w strefie spadkowej, a sezon kończą na czwartym miejscu. Niski Press po pierwszej rundzie powinien bić się o strefę medalową, a ostatecznie czeka go spadek do niższej ligi. Oto jak przewrotna potrafi być piłka nożna. Oczywiście w przypadku teamu Dawida Wichowskiego głównym powodem takiego stanu rzeczy były różnego rodzaju problemy kadrowe, które przełożyły się na kiepską frekwencję. Chłopaków doceniamy za to, że nie poddali się i walczyli do samego końca, mimo braku rezerw, jak i okrutnych warunków pogodowych. Drużyna Romy Starykha na frekwencję narzekać nie mogła i już w 4 minucie wynik otworzył Dmytro Arterchuk. Chwilę później Dmytro miał okazję podwyższyć, ale w sytuacji jeden na jednego górą był golkiper gości Dawida Szeluga. W 12 minucie coś zgrzytnęło w defensywie gospodarzy, zostawili Bartłomiejowi Fladze sporo miejsca, a ten huknął nie do obrony i mieliśmy remis. Otamany błyskawicznie odpowiedziały golem Ihor Matsiievskiego, a jeszcze przed przerwą gospodarze podwyższyli golem Yauheniego Novika. Druga połowa przebiegła podobnie jak cała runda wiosenna w wykonaniu Niskiego Pressu. Chęci i woli walki nie brakowało, ale gorzej było z siłami, które opadały z każdą minutą meczu. Dawid Wichowski i jego koledzy zostawili na boisku sporo zdrowia, ale nie byli w stanie realnie zagrozić przewadze Otamanów. Gospodarze stosunkowo szybko odskoczyli wynikiem na 5:1 i choć Maciej Kulik wbił gola na 5:2, a do końca meczu pozostawał kwadrans, już tylko Ukraińcy strzelali gole. Nazarii Kozlynets dwukrotnie, a Michał Harkavka raz pokonał Dawida Szelugę i Otamany gładko pokonały Niski Press 8:2.

 

DEPORTIVO LA CHICKENO – ALPAN 14:12

Mecz na szczycie 1 ligi. Obie drużyny już wcześniej miały zapewniony awans do ekstraklasy, więc było to dla nich spotkanie tylko o prestiż. Faworytem tego pojedynku byli goście, którzy odnieśli komplet zwycięstw w 17 dotychczasowych kolejkach. Deportivo la Chickeno personalnie wyglądało dobrze, w końcu pojawili się z kilkoma zmianami, które były bardzo ważne w kontekście słonecznej pogody, która dopisała nam w ostatnią niedzielę. Ich rywale również wystąpili w niemal najmocniejszym zestawieniu co zwiastowało nam duże sportowe emocje. Początek meczu należał do gospodarzy. Pierwszą bramkę w 5 minucie zdobył Eryk Agnyziak po podaniu Szkopińskiego. Chwilę później na 2:0 podwyższył Zych. Pierwsze 10 minut to zdecydowana przewaga wicelidera. Marazm drużyny Alpan przerwało wejście Kamila Melchera. „Król asyst” dwukrotnie podał do Marcinkiewicza, a najlepszy strzelec lidera 1 ligi dopełnił formalności. Do przerwy kapitalną postawę w tej potyczce potwierdził Patryk Zych, który dorzucił 3 gole co dało prowadzenie jego ekipie po pierwszych 25 minutach 5:2. To co działo się w 2 połowie meczu przeszło najśmielsze oczekiwania każdego, kto oglądał ten pojedynek. Dziewiętnaście goli które padło, na pewno mogłoby kandydować do miana największej liczby strzelonych bramek w jednej połowie. Gole padały tak szybko i tak często, że sami zawodnicy sprawiali wrażenie jakby nie do końca wiedzieli jaki jest aktualny wynik meczu. Pojedynek ten bardziej przypominał walkę bokserską niż mecz ligi szóstek. Mimo to całą drugą połowę wynik był bezpieczny dla drużyny prowadzącej. Jak tylko Alpan zdołał strzelić gola to ich przeciwnicy również odpowiadali trafieniem. Najwięcej ich, bo aż 7 zanotował Patryk Zych, 6 dla przeciwników strzelił Mateusz Marcinkiewicz. Były to postacie zdecydowanie najbardziej wyróżniające się. Ostatecznie Deportivo La Chickeno pokonało Alpan 14:12 rewanżując się za porażkę z rundy jesiennej i zabierając punkty przeciwnikom jako pierwsza ekipa w tym sezonie.

 

TYLKO ZWYCIĘSTWO – FC ALMAZ 6:3

Walcząca o opuszczenie czerwonej strefy i utrzymanie się w pierwszej lidze drużyna Tylko Zwycięstwo mierzyła swoje siły z zajmującą trzecie miejsce podium ekipą FC Almaz. Jako pierwsza prowadzenie w meczu objęła drużyna gości, która już w pierwszej minucie dzięki szybkiemu atakowi rozpoczętemu pod własną bramkę strzeliła gola. Gospodarze odpowiedzieli już dziesięć minut później i graliśmy „od nowa”. Pierwsza poła toczyła się szybką grą obu zespołów, a bramkarze obu ekip efektownie i efektywnie ratowali swoje zespołu przed stratą bramki. Wynik remisowy pod koniec tej części gry mogła odwrócić na swoją korzyść drużyna gospodarzy, kiedy po silnym strzale z za pola karnego piłka trafiła w poprzeczkę, a skierowana głową „dobitka” tylko obiła słupek bramki Leonida Isayenia. Dzięki tak wyrównanej pierwszej połowie nie mogliśmy się doczekać kontynuacji widowiska, którego dalsza część rozpoczęła się od szybkiego wyjścia na prowadzenie 3:1 przez Tylko Zwycięstwo. Dziesięć minut przed końcem drużyna FC Almaz wyrównała wynik meczu, który cały czas dostarczał wielu emocji. Opadająca z sił i zmęczona panującym upałem ekipa gości zaczęła powili lekko odstawać od rywala, który swoją determinacją zdołał wyjść na trzybramkowe prowadzenie, a fenomenalnie broniący Mateusz Kwaśny nie pozwalał na odrabianie strat gościom. Mecz zakończył się zwycięstwem gospodarzy 6:3, a my dziękujemy za pełen zwrotów akcji mecz obu zespołom.

 

GLADIATORZY – GREEN LANTERN 7:5

Mecz drużyny, która gdyby rozpoczęła swoje zmagania od rundy wiosennej to dziś prawdopodobnie cieszyłaby się z awansu do ekstraklasy. Kapitalna postawa Gladiatorów, którzy w 9 spotkaniach rundy wiosennej zdobyli 22 punkty. Ich przeciwnikiem był beniaminek czyli Green Lantern, który może zaliczyć ten sezon do udanych, bo grali jak równy z równym z wyżej notowanymi rywalami. Spotkanie to rozpoczęło się dość leniwie, obie ekipy badały się i swój potencjał, nikt nie chciał popełnić błędu. Pierwsi do bramki przeciwników trafili zawodnicy „Zielonej Latarni”, którzy po golu Patryka Podgórskiego wyszli na prowadzenie. Kilka minut wyrównanej gry i do głosu doszli Gladiatorzy. Finalizatorem dobrej gry swojej ekipy był Piotr Płatek, który w 2 minuty strzelił 2 gole i wyprowadził swój zespół na jednobramkowe prowadzenie. W pierwszej części gry obie drużyny dały sobie jeszcze „po razie” i do przerwy mieliśmy wynik 3:2. W kolejnych 25 minutach obraz gry przypominał ten z końcówki pierwszej połowy. Gladiatorzy byli zespołem zdecydowanie częściej operującym piłką. Aktywny był zwłaszcza Kamil Kuczewski. Efektem tej dobrej gry faworytów były 3 gole w 8 minut po zmianie stron. Kolejne kilka chwil to ponowne sytuacje z jednej i drugiej strony. Goście wzięli się za odrabianie strat dopiero pod koniec meczu, kiedy to w 300 sekund zanotowali 3 trafienia, gospodarze odpowiedzieli 1 i pojedynek zakończył się rezultatem 7:5 dla ekipy Rafała Osińskiego.

 

2 LIGA

 

ETERNIS – GRACZE GORSZEGO SORTU 14:2

Bardzo jednostronną rywalizacją okazał się mecz Eternisu z Graczami Gorszego Sortu. Wyniki spotkań ostatniej kolejki w 2 lidze mogły zupełnie przemieszać sytuację na podium i Eternisowi na pewno zależało na zwycięstwie w tym starciu, bo mógł rzutem na taśmę wskoczyć nawet na drugie miejsce. Mobilizację dało się zauważyć w postaci szerokiej ławki rezerw. GGS teoretycznie grał już o nic i frekwencja nie dopisała, choć w początkowej fazie meczu nie miało to większego znaczenia. Początkowo to właśnie GGS był w natarciu. Wrzutka w pole karne, przedłużenie głową i tylko poprzeczka uratowała Eternis od straty gola, ale kontratak okazał się skuteczny i w 4 minucie Damian Rudy otworzył wynik. W 8 minucie GGS pokazał pazur – Karol Wierzchoń w asyście Mateusza Przybysza rozmontował obronę Eternisu i mieliśmy remis. Gospodarze odpowiedzieli błyskawicznie, ale w sytuacji jeden na jednego górą był golkiper GGSu Patryk Kieszkowski. Napór ze strony gospodarzy nie zelżał i po kwadransie gry było już 5:1. Nawałnicę goli Eternisu przerwał Maciek Chojnacki i przy stanie 5:2 wydawało się, że GGS ma szansę nawiązywać równą walkę. Stało się coś zupełnie innego. Gospodarze totalnie zdominowali resztę spotkania. Zanim skończyła się pierwsza połowa było już 8:2. GGS nie był już w stanie wykrzesać z siebie nic więcej i to tylko Eternis punktował. Statystyki indywidualne szczególnie poprawili sobie Damian Rudy i Igor Petlyak, ale swoją cegiełkę dołożył również Mateusz Leszczyński. Mecz zakończył się ostatecznie wynikiem 14:2, który bardzo celnie obrazuje to, co działo się na boisku. Eternisowi zwycięstwo to przyszło niezwykle łatwo, ale szybko nabrało ono dodatkowego smaku, bo w związku z przegranymi Górki i Ferajny ekipa Kamila Leszczyńskiego rzutem na taśmę zdobyła srebrne medale 2 ligi. 

 

EXPLO TEAM – WARSZAWSKA FERAJNA 5:3

Ostatnia kolejka to z założenia czas rozstrzygnięć. W ligowej tabeli drugiego stopnia rozgrywkowego, w „czubie” panował nie lada ścisk przed końcem sezonu. Spotkanie pomiędzy Explo Team, a Warszawską Ferajną bezsprzecznie miało wpływ na finalny układ całej stawki. W przypadku zwycięstwa gości, zespół FC Górka nie miał prawa marzyć o awansie. Z tego powodu mogliśmy się spodziewać nie lada emocji. Zgodnie z naszymi przedmeczowymi spekulacjami, to gospodarze rozpoczęli strzelanie, wychodząc na prowadzenie za sprawą trafienia Marka Pawłowskiego. Chwilę po tym udało im się podwyższyć prowadzenie, a kapitalnym refleksem popisał się Dominik Szarpak. Tuż przed przerwą podrażnieni goście odpowiedzieli, zdobywając bramkę kontaktową. Niestety dla nich, w drugiej odsłonie tego widowiska nie udało się przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść. Wszystko za sprawą fenomenalnego tego dnia pomocnika, Piotra Żuka. Gracz oznaczony numerem „12” rządził i dzielił tego dnia na sektorze „A”, zdobywając aż trzy bramki. Dzięki jego zwinności i precyzji, jego koledzy mieli w sporym stopniu ułatwione zadanie. Warszawska Ferajna próbowała jednak podjąć równą walkę. Świadczą o tym dwie zdobyte bramki. Spotkanie zakończyło się tym samym rezultatem 5:3. W tym momencie gościom pozostało jedynie nerwowo spoglądać na wynik FC Górki, w meczu przeciwko świeżo upieczonym mistrzom, Zjednoczonej Ochocie. Na szczęście dla nich, ich główny rywal w wyrównanej walce o trzecie miejsce również się potknął, przez co ekipa sponsorowana przez „Kanał Sportowy” mogła cieszyć się z awansu do pierwszej ligi.

 

FC GÓRKA – ZJEDNOCZONA OCHOTA 6:7

Mecz na szczycie 2 ligi pomiędzy gospodarzami, czyli ekipą, która po rundzie jesiennej była na prowadzeniu w ligowej tabeli i tylko zwycięstwo w tym spotkaniu dawało jej awans do 1 ligi, a zespołem, który w poprzedniej kolejce zapewnił sobie mistrzostwo 2 ligi. Pełni mobilizacji wyszli do tej potyczki gracze FC Górka, którzy już w 3 minucie wyszli na prowadzenie po golu Michała Brennera. Chwilę później odpowiedział Górecki i mieliśmy 1:1. Po tym golu gospodarze zmarnowali kilka kapitalnych szans do zmiany rezultatu, a tym który był bardzo aktywny, a zarazem nieskuteczny był Szymon Maruszewski. Przełamał się dopiero przed przerwą, kiedy to najpierw wykorzystał podanie od Juchniewicza aby później asystować Brennerowi przy jego drugim golu tamtego dnia i do przerwy wynik brzmiał 3:1. W drugiej części gry obraz pojedynku nieco się zmienił. Zjednoczona Ochota zaczęła dochodzić do głosu i stwarzać sobie więcej groźnych sytuacji. Tym sposobem w kilka chwil po przerwie doprowadzili do wyrównania 3:3. Kiedy na 10 minut przed końcem gola na 4:3 dla gospodarzy strzelił Maruszewski wydawało się, że FC Górka pójdzie za ciosem. Awans do 1 ligi był bardzo blisko. Od tego momentu jednak zdecydowanie więcej z gry mieli goście, którzy w 240 sekund zdobyli 4 gole. W ostatnich chwilach pojedynku gole strzelali jeszcze Maruszewski oraz Brenner, ale nie zmieniło to nic w ostatecznym podziale punktów, bo to mistrzowie 2 ligi wygrali ten mecz 7:6 czym wpłynęli na końcowe rozstrzygnięcia, bo z awansu na zaplecze ekstraklasy oprócz nich mogły się cieszyć również takie zespoły jak Eternis oraz Warszawska Ferajna.

 

ORZEŁY STOLICY – SASKA KĘPA 7:4

Wciąż walczące o miejsce w naszym pucharze Orzeły Stolicy stanęły do rywalizacji ze zdecydowanie najgorszą drużyną w tym sezonie 2 ligi Saską Kępą. Oczywiście zdecydowanym faworytem byli młodzi zawodnicy gospodarzy, co zaczęli pokazywać już od samego początku meczu. Kilka ładnie wyglądających akcji w pierwszych 10 minutach przyniosło gospodarzom 2 bramki, których autorami byli Mikołaj Kiełpsz i Damian Długosz. W późniejszym etapie pierwszej połowy nic szczególnego na boisku się nie działo. Kilka strzałów niecelnych, kilka łatwych do obrony dla bramkarzy. Dopiero w samej końcówce pierwszych 25 minut Damian Długosz wyprowadził swój zespół na trzybramkowe prowadzenie. W drugiej połowie coś drgnęło w ekipie Saskiej. Najpierw Michał Witan zdobył bramkę honorową, chwilę później sam kapitan wziął sprawy w swoje ręce i zdobył bramkę kontaktową. Niestety ten sam kapitan, w momencie gdy Saskiej Kępie zaczęło grać się lepiej, niepotrzebnymi dyskusjami z sędzią tego spotkania został ukarany żółtą kartką, w momencie odbywania kary Korneliusz cały czas miał pretensje do sędziego i został ukarany drugą żółtą kartką, co skutkowało osłabieniem swojego zespołu już do końca meczu. Grę w przewadze wykorzystali Orzeły Stolicy którzy od tego momentu przejęli kontrole nad meczem zdobywając jeszcze 4 bramki i ostatecznie zwyciężając mecz 7:4 tym samym gwarantując sobie miejsce w Pucharze Ligi Fanów! 

 

3 LIGA

 

OLD EAGLES KOŁO – FC KANONIERZY 9:6

W spotkaniu ostatniej, 18 kolejki trzeciej ligi mierzyły się ze sobą drużyny Old Eagles Koło oraz FC Kanonierzy. Obydwie ekipy przystępowały do tego starcia z odmiennym nastawieniem. Drużyna gospodarzy zapewniła sobie już dawno utrzymanie, a kwestia ewentualnego awansu zamknęła się przed nimi już kilka kolejek temu. Goście natomiast nadal pozostawali w grze o pozostanie na trzecim szczeblu rozgrywkowym. Z tego powodu przewidywaliśmy zacięte starcie. Nie pomyliliśmy się, a pierwsza połowa obfitowała w ogromne emocje. Mimo kapitalnego wejścia w mecz i prowadzenia 3:0, gospodarze rozluźnili się pod koniec pierwszych 25 minut, tracąc przy tym dwa gole. Mimo tego, ponownie przejęli inicjatywę na sekundy przed finalnym gwizdkiem, zdobywając trafienie na 4:2. Taki wynik sugerował nam, że kwestia finalnego rezultatu jest jeszcze otwarta, a obydwie drużyny będą walczyć do końca. W drugiej odsłonie tego widowiska mieliśmy natomiast prawdziwą zmianę stylu gry w wykonaniu Kanonierów. Drużyna gości z animuszem weszła w drugi etap spotkania, odrabiając straty oraz wychodząc na dwubramkowe prowadzenie. Mimo tak kapitalnej gry, jedna żółta kartka zdobyta przez bramkarza, Artura Bardzieja-Szczęśniaka zaowocowała stratą trzech bramek, w okresie trwania kary, przez co kwestia tak upragnionego zwycięstwa, które było na wyciągnięcie ręki oddaliła się znacząco. Kolejne bramki rozwiały wszelkie wątpliwości, a finalny wynik to 9:6.

 

FUSZERKA – FC BALLERS 2:11

Rewanżowe spotkanie pomiędzy Fuszerką, a FC Ballers miało charakter bardziej towarzyski, a wpływ na to miała sytuacja w tabeli, która była wyjaśniona już kolejkę wcześniej. Gospodarze zapewne chcieli się zrewanżować za rundę jesienną, w której przegrali dość wysoko. Początek meczu, a w szczególności jego pierwsza i druga minuta za sprawą duetu Jana Ojrzyńskiego z Karolem Milejem dała gościom szybkie prowadzenie. Ballersi okazali się bardzo niewygodnym rywalem dla gospodarza, który nie mógł znaleźć skutecznej metody na zatrzymanie ofensywnych graczy, oraz przełamać defensywy i pokonać dobrze ustawiającego się bramkarza. Udało im się pokonać go tylko raz w tej części spotkania, lecz goście trafiali do ich siatki sześciokrotnie. Druga połowa meczu nie przyniosła Nam zmian w stylu gry zawodników. Starania Fuszerki w dążeniu do zmniejszenia straty i znalezienia metody na gości nie przynosiły rezultatów, za to Ballersi grali bardzo dokładnie i skutecznie powiększając swoje prowadzenie dzięki grze zespołowej i dobrze dysponowanemu tego dnia MVP trzeciej ligi Michałowi Karasiowi. Wygrana 11:2 dla FC Ballers była jak najbardziej zasłużona, lecz docenialiśmy wkład i zapał, z jakim gospodarze dążyli do odwrócenia wyniku tego spotkania. Dziękujemy zespołom za wspólnie spędzone chwile i czekamy na powtórne spotkanie w nadchodzącym sezonie.

 

PERŁA WWA – FC MELANGE 14:4

Mecz, który nie miał wielkiego znaczenia dla zespołu gości, ale miał ogromne znaczenie dla zespołu gospodarzy, który w dalszym ciągu wierzył, że może zapewnić sobie utrzymanie na poziomie 3 ligi. Szybko okazało się, że Perła stawiając się ze zmianami na niedzielne spotkanie, z miejsca zapewniła sobie handicap, którego zabrakło w Melanżu, gdyż na mecz w zespole gości stawiła się tylko i wyłącznie meczowa szóstka. Gospodarze rozpoczęli od zmasowanych ataków, co przyniosło dość szybko efekty. Młodzi gracze dość szybko wyjaśnili Melanżowiczom, że interesuje ich w tym spotkaniu tylko zwycięstwo, na co nie mieli zbyt wielu argumentów gracze drużyny Kamila Marciniaka. Przede wszystkim w panującym skwarze, brakowało kondycji i sił graczom Melanżu. Stać ich było na kilka przebłysków, takich jak hat-trick Łukasza Słowika, czy bramka Kamila Marciniaka. Po drugiej stronie boiska Oliwier Tetkowski sam zdobył 6 bramek, co tylko potwierdza, jak wiele dzieliło obie ekipy. Perła udanie zrewanżowała się gościom za mecz z rundy jesiennej. Niestety okazało się, że finalnie do utrzymania zabrakło im jednego punktu. Mimo to, uważamy, że Perła Wwa zagrała jedno ze swoich lepszych spotkań na naszych boiskach i to tylko potwierdza, że gdyby nie problemy z frekwencją, to w naszej opinii potencjał piłkarski mieli dużo większy, niż miejsce zajmowane w tabeli. Ostatecznie gospodarze wbili gościom 14 bramek i zakończyli mecz wynikiem 14:4.

 

ENERGIA – BONITO WARSZAWA 5:2

Mecz Energii z Bonito Warszawa był szlagierem zmagań w 3 lidze. Wprawdzie Energia tytuł mistrzowski zapewniła sobie już jakiś czas temu, to chłopaki wciąż bili się o zaszczyt bycia jedyną drużyną w całej lidze, która nie przegrała ani jednego spotkania w sezonie. Dla Bonito było to poniekąd starcie o srebrny medal. Ukranian Vikings dostali prezent w postaci walkowera, więc ekipa Leona Hendigery po prostu musiała wygrać, aby wyprzedzić Wikingów. Goście już nie raz pokazali nam twardy charakter i walkę do ostatniego gwizdka i spodziewaliśmy się wyrównanej i pełnej emocji rywalizacji, a dodatkowo dało się zauważyć, że chłopaki podeszli do tego spotkania wyjątkowo zaangażowani, bo tak szerokiej ławki rezerw nie widzieliśmy w ekipie Bonito od kilku kolejek. Niestety sam mecz nieco rozczarował. Spodziewaliśmy się, że inicjatywa będzie po stronie gości, ale w grze Bonito zabrakło finezji i zgrania, którym ekipa ta czarowała nas do tej pory. Zamiast tego oglądaliśmy dużo gry indywidualnej, która odbijała się od ciasnej obrony Ukraińców. W pierwszej połowie to gospodarze byli raczej w natarciu i Kuba Przygoda musiał wykazać się kilkoma błyskotliwymi interwencjami. Bonito zostało niejako zamknięte na swojej połowie i miało bardzo mało klarownych sytuacji strzeleckich. Jedynego gola  w pierwszej części spotkania oglądaliśmy w 24 minucie –niedokładne rozegranie piłki wykorzystał Igor Petlyak i Energia schodziła do szatni ze skromnym prowadzeniem 1:0. W 32 minucie w podobnej sytuacji gola wyrównującego zdobyło Bonito. Niezdecydowanie w obronie na gola przekuł Diego Deisadze i mecz nabrał kolorów. Co więcej gospodarze wydawali się opadać z sił, ale Bonito nie było w stanie zamienić tego na kolejne gole. Energia zagrała bardzo zachowawczo, koncentrując się na kontratakach i trzeba przyznać, że strategia ta okazała się wyjątkowo skuteczna. Ukraińcy nie mieli zbyt wiele okazji, ale niemalże każdą wykorzystali  z zabójczą wręcz skutecznością, a w rolę egzekutora wcielił się Heorhii Parnitskii. W 35 minucie wyprowadził swój zespół na prowadzenie, w 40 minucie podwyższył na 3:1, a na pięć minut przed końcem dołożył trafienie na 4:1. Bonito rzuciło wszystkie siły do ataku, ale grało zbyt czytelnie, żeby zaskoczyć defensywę Energii. Wprawdzie w 47 minucie udał się Leonowi Hendigery strzelić na 4:2, ale ostateczne słowo należało do Energii i Heorhii ustalił wynik meczu na 5:2. Energia pozostaje więc jedyną drużyną, której w sezonie 2021/2022 udało się zdobyć komplet oczek. Niewiele zabrakło Bonito do utrzymania drugiego miejsca w tabeli, ale brązowe medale i tak są niemałym sukcesem dla tej młodej drużyny.

 

PERŁA WWA – ENERGIA 1:14

O fenomenie Arsenalu napisano już chyba wszystko i wszędzie. Jednakże my w swoich szeregach posiadamy swoich „Invisibles”. Mowa tu o ukraińskiej ekipie Energii, która jako jedyna na 12 lig, zakończyła sezon bez porażki i co odróżnia ich od londyńskiego pierwowzoru, nie straciła chociażby punktu przez wszystkie 18 spotkań. Minionej niedzieli przyszło im się zmierzyć z walczącą o utrzymanie Perłą Wwa. Dla gospodarzy tego starcia cel był tylko jeden, do pozostania w lidze wystarczył im tylko remis, biorąc pod uwagę porażkę „Kanonierów”. Niestety dla nich, cel okazał się być nieosiągalny. Od samego początku goście narzucili swoje tempo gry, często zaskakując swoich rywali podaniami diagonalnymi. Efektem tego było spokojne prowadzenie 0:4 do przerwy. W drugiej odsłonie tego jednostronnego widowiska obyło się bez poważnych zmian w nastawieniu obydwu drużyn. Perła Wwa konsekwentnie przyjmowała bramkę za bramką, a Energia grała swój popisowy koncert powiększając swoje i tak pokaźne prowadzenie. Mimo wszystko gospodarzom należą się gratulacje. To był dla nich niezwykle trudny i wymagający sezon, a braki kadrowe bezsprzecznie przeszkodziły im w planach pozostania na poziomie 3 ligi. Zdecydowanie w ich grze widoczny jest potencjał, który uwypukli się przy zaledwie kilku kluczowych transferach, o których obecności poinformował jeden z zawodników Perły. W takim wypadku, jedyne co nam pozostaje to trzymać za nich kciuki.

 

4 LIGA

 

MARGERITA TEAM – AWANTURA WARSZAWA I 1:4

W starciu Margerita Team z Awanturą Warszawa I faworytem byli goście, ale już w pierwszych minutach widać było, że gospodarze są dobrze dysponowani i będą chcieli powalczyć o korzystny wynik. Warto również wspomnieć, że przy ewentualnym zwycięstwie zawodnicy Awantury gwarantowali sobie mistrzostwo w 4 lidze. Goście na początku mieli kilka okazji i grali przede wszystkim atak pozycyjny skupiając się mocno na grze w obronie. Jednak bardzo dobrze w bramce spisywał się Bartosz Drzewucki, kilka razy sprzyjało mu też szczęście, kiedy to piłka odbijała się od słupka i poprzeczki. Ekipa Margerity dzielnie się broniła i często wyprowadzała groźne kontry. Dość niespodziewanie to właśnie goście wyszli jako pierwsi na prowadzenie w tym spotkaniu. Samobójcze trafienie zanotował Damian Sawicki. W pierwszej połowie mieliśmy jeszcze sporo walki na boisku i szczególnie starcia chcącego się zrehabilitować Damiana Sawickiego z graczami gospodarzy budziły sporo emocji. W przerwie męską rozmowę ze swoimi kolegami przeprowadził kapitan Awantury Warszawa i od pierwszych minut drugiej odsłony goście starali się odrabiać straty w tym meczu. Goście mimo, że starali się grać podobnie jak w pierwszej połowie to jednak w defensywie zaczęli popełniać coraz więcej błędów. To skrzętnie wykorzystali rywale i po kilku minutach wspomniany już Damian Sawicki doprowadził do remisu. Gospodarze jakby opadali z sił, a kolejne błędy w wyprowadzaniu piłki coraz bardziej frustrowały całą drużynę. Nie pomagał też fakt wąskiej kadry meczowej jaką przygotowali na te spotkanie zawodnicy Margerity. Kolejne minuty to już zdecydowany napór i przewaga gości, co przyniosło zamierzony efekt. Najpierw Sawicki wyprowadził swój zespół na prowadzenie, a po chwili Patryk Dominiak podwyższył prowadzenie gości i mieliśmy 1:3. W końcówce meczu zobaczyliśmy jeszcze jednego gola i mecz ostatecznie zakończył się wynikiem 1:4. Taki wynik zagwarantował Awanturze Warszawa mistrzostwo w 4 lidze i zapewnił awans do wyższej klasy rozgrywkowej. Brawo Panowie!

 

KS IGLICA WARSZAWA – OLDBOYS DERBY 3:9

KS Iglica Warszawa, która w tym meczu nie grała już praktycznie o nic podejmowała wciąż mających matematyczne szanse na awans do 3 ligi Oldboys Derby. W tym spotkaniu zawodnikom w żółto pomarańczowych trykotach oprócz walki o podium zależało na indywidualnych osiągnięciach Jacka Pryjomskiego. Było to widać niemal w każdym zagraniu każdego zawodnika Oldboysów. W ofensywie Jacek był postacią kluczową, przez niego przechodziła zdecydowana większość akcji i już na początku meczu Jacek podał dokładnie do Marcina Wiktoruka, który bez najmniejszych problemów pokonał bramkarza Iglicy. Kolejne minuty meczu to niemal taki sam obraz, ataki Oldboysow skierowane na jednego zawodnika, który albo podawał albo strzelał. W pierwszej połowie Iglica jeszcze potrafiła się odgryzać swoim przeciwnikom. Radosław Sówka i Mateusz Fejcher podłączyli swój zespół do aparatu tlenowego, bo po kolejnych 2 trafieniach Marcina Wiktoruka zaczęło robić się gorąco w szeregach gospodarzy. Druga połowa to już absolutna dominacja Oldboysów. Jeszcze w pierwszej brakowało trochę skuteczności i pomysłu na idealne wykorzystanie Jacka Pryjomskiego, tak w drugiej działało wszystko idealnie. Swoje bramki dołożył Łukasz Łukasiewicz czy Wojciesh Nowak. Zawodnicy z osiedla Derby wygrali całe spotkanie 9:3, a przy każdym z trafień swój udział miał Jacek Pryjomski co pozwoliło mu ostatecznie osiągnąć swój cel i zdobyć indywidualne osiągniecia.

 

WIERNY SŁUŻEWIEC – VIRTUALNE Ń 9:5

Wierny Służewiec w  poprzedniej kolejce w końcówce spotkania z Byczkami zdobył bramkę na remis,  która przedłużyła nadzieje na podium w tym sezonie. Virtualne Ń niestety mimo walki spadło już z ligi i co więcej w ostatnich meczach straciło z powodu kontuzji Szymona Kolasę, który jest liderem tego teamu. Jednak mimo, że goście nie walczyli już o nic to w dobrym składzie przyszli na ostatnie spotkanie. Wierny  wiedząc że LTM wygrał swoje spotkanie, musiał zdobyć trzy punkty. Początek w wykonaniu ekipy ze Służewca był nerwowy i akcje nie kleiły się tak jakby tego chcieli zawodnicy z Mokotowa. Jednak gdy padła pierwsza bramka trochę zszedł stres i gra wyglądała już dużo lepiej. Kolejne dwa trafienia i przy stanie 3:0 wydawało się, że gospodarze mają wszystko pod kontrolą. Od tego momentu do głosu doszli Virtualni. Szczególnie aktywny był Michał Płotnicki, który potrafił minąć rywala i jego strzały na bramkę były coraz groźniejsze. Gdy padła bramka na 3:1 goście uwierzyli że mogą tutaj powalczyć o korzystny wynik. Dopingował ich także LTM licząc że team Marka Giełczewskiego urwie punkty rywalom. Do przerwy było 4:1 bo w samej końcówce kapitalną solową akcję przeprowadził Tomasz Adamczyk.  Po zmianie stron Wierny jednak zamiast kontrolować mecz to zaczął popełniać katastrofalne błędy w defensywie, co wykorzystywał wspomniany przez nas Michał Płotnicki. W zasadzie pierwsze dziesięć minut drugiej połowy to popis tego zawodnika i na dziesięć minut przed końcem mieliśmy remis 5:5. Przypomniał się wtedy pierwszy mecz tych ekip gdzie to Virtualni mieli sporą przewagę, ale Wierny zdołał wyszarpać remis. Tym razem jednak gospodarze potrafili się przełamać i w końcówce strzelili cztery bramki pieczętując trzecie miejsce w tabeli. Główna zasługa w tym doświadczonych zawodników Marcina Kowalskiego i Adriana Krzyżańskiego, którzy w duecie brali udział we wszystkich bramkach w końcówce, dających zwycięstwo.  Wierny z brązowymi medalami, zaś Virtualni muszą już zbierać siły na kolejny sezon i przede wszystkim liczyć na powrót Szymka na boisko.

 

BYCZKI STARE BABICE – FC RADLER ŚWIĘTOKRZYSKI 7:3

Wieczorne spotkanie Byczków Stare Babice z drużyną FC Radler Świętokrzyski miało już charakter spotkania towarzyskiego. Byczki znały już rezultaty swoich rywali do mistrzostwa i wiedzieli, że wygrana Awantury Warszawa zapewniła mistrzostwo ekipie z Warszawy. Goście jeszcze nie zdobyli nawet punktu w tym sezonie dlatego faworyt tego meczu mógł być tylko jeden. Pomimo tego faktu, że spotkanie niemiało już żadnego znaczenia w końcowej rywalizacji, to od samego początku widać było dobry poziom w grze obydwu drużyn, do tego ładne kombinacyjne akcje, które cieszyły oko postronnego widza. Dość szybko, bo już w trzeciej minucie meczu na prowadzenie wyszli gospodarze, ładną akcję całego zespołu wykorzystał Dawid Głowacki. W kolejnych minutach Byczki mieli kilka stuprocentowych okazji na zdobycie gola, jednak brakowało skutecznego wykończenia akcji. Znane przysłowie mówi, że niewykorzystane sytuacje się mszczą i tak też było w tym przypadku. Dobrze ustawionego Damiana Łagunę wypatrzył jego kolega z drużyny, a ten pewnie wykorzystał tę okazję wyrównując wynik spotkania na 1:1. Po wyrównanej pierwszej połowie mieliśmy remis. Początek drugiej połowy to już zdecydowana przewaga gospodarzy, którą udokumentowali zdobyciem dwóch goli. Najpierw bramkę zdobył Dawid Głowacki, a po chwili pięknym strzałem z rzutu wolnego popisał się Oskar Kania i mieliśmy 3:1. Kilka minut później na tablicy wyników mieliśmy już 5:1, dwie kolejne bramki dołożył Oskar Kania, czym skompletował hat-tricka. W końcowych minutach tego spotkania obie ekipy postawiły już na ofensywną grę. Każdy chciał zdobyć gola, często zapominając przy tym o grze defensywnej. Mecz ostatecznie kończy się wynikiem 7:3 i zdecydowanie oddaje przebieg spotkania. Byczki Stare Babice w ostatecznym rozrachunku na koniec sezonu meldują się na drugim miejscu w tabeli z taką samą ilością punktów jak pierwsza Awantura Warszawa. Oba zespoły już w przyszłym sezonie będą miały okazję do rewanżu, ale już w 3 lidze.

 

5 LIGA

 

SANTE – PRAGA WARSZAWA 3:3

Kwestia pierwszej trójki w piątej lidze, była już rozstrzygnięta od pięciu kolejek. Tym samym, jakby mogło się pozornie zdawać, spotkanie między ekipami Sante, a Pragą Warszawa, było meczem nieznaczącym, w którym goście odniosą pewne zwycięstwo. Nic bardziej mylnego. Emocji w tym spotkaniu nie zabrakło, a widowisko stało na naprawdę solidnym i wyrównanym poziomie. To właśnie gospodarze tego starcia pierwsi otworzyli wynik. Po składnej akcji i podaniu Piotra Kowalskiego, do piłki dopadł Tomasz Cacko, pokonując Krystiana Matyska. Kolejne sytuacje podbramkowe, z których wykończeniem mieli problem gracze Sante powoli zarysowywały przewagę szóstej drużyny ligi. Swoją dominację przed końcem tego etapu gry podkreślił Piotr Kowalski, którego tym razem podaniem w polu karnym odnalazł Adrian Winogrodzki. Dwa do zera do przerwy tym samym zwiastowało raczej przewagę drużyny gospodarzy. Niestety dla nich, do głosu doszła Praga Warszawa. Wszystko dzięki kapitalnemu tego dnia Patrykowi Pawłowskiemu. Dwie bramki i jedna asysta walnie przyczyniły się do odwrócenia losów tego widowiska. Swój udział przy wyniku miała ponadto wzorowa postawa golkipera Pragi, Krystiana Matyska. Gracz wybrany do szóstki kolejki dwoił się i troił by on i jego koledzy pozostali w grze do samego końca. Szczęście zdawało się go nie opuszczać prawie do samego końca. Niestety dla niego, w końcowych fragmentach do głosu ponownie doszło Sante. Po solowej akcji, piłkę wprost do bramki skierował Cacko, ustalając z finalnym gwizdkiem wynik tego spotkania na 3:3.

 

STADO SZAKALI – FC ALBATROS 7:3

Spotkanie w ostatniej kolejce pomiędzy walczącą o utrzymanie drugiej pozycji w piątej lidze drużyną Stada Szakali, a FC Albatros, która starała się o pozostanie w grze o Puchar Ligi Fanów rozpoczęło się od mocnej ofensywy gospodarzy. Druga minuta meczu za sprawą pięknej asysty Kamila Cerana do Michała Flisa przyniosła pierwszą bramkę. Lepiej zgrane Szakale z dużą determinacją i skutecznością narzuciły tempo gry, które okazało się skuteczną bronią na gości. Ofensywa FC Albatrosa nie potrafiła skutecznie przełamać formacji defensywnej i zagrozić bramce rywala, który bez większych problemów regularnie stwarzał sobie sytuacje strzeleckie. Dzięki szybkiej i dokładnej grze gospodarze na przerwę schodzili prowadząc 4:0. Zamiana stron nie przyniosła gościom poprawy w ich stylu gry a powiększające się prowadzenie przez gospodarza wprowadziło większe nerwy w ich szeregach. Stado skutecznie odpierające ataki rywala jeszcze lepiej spisywało się w środkowej strefie boiska, z której przeprowadzali, co i rusz ataki pod bramkę gości. Albatrosy swoją niemoc strzelecką przełamały dopiero po trzydziestej minucie spotkania, lecz ich dwie zdobyte bramki tylko podrażniły gospodarza, który szybko odskoczył na pięciobramkową przewagę. Mecz zakończył się wygraną 5:2 dla Stada Szakali, którzy ostatecznie utrzymali druga lokatę na koniec sezonu, a Albatrosy, które nie mogą zaliczyć rundy wiosennej do udanej dzięki wynikom innych spotkań pozostały na piątej pozycji i wywalczyły udział w rozgrywkach Pucharowych.

 

TORNADO SQUAD – PRASKIE WARIATY 10:3

Do ostatniej kolejki ważyły się losy utrzymania Tornado Squad w piątej lidze, dlatego dla nich emocje nie skończyły się z poznaniem składu podium. Ich przeciwnikiem była drużyna, która ze znanymi nam zawodnikami m. in. ADP Wolskiej Ferajny przystąpiły do rozgrywek od rundy wiosennej. Pierwsze minuty gry przyniosły nam grad strzałów na bramkę obu ekip. Tylko fenomenalna postawa obydwu golkiperów sprawiła, że z oglądaniem bramek musieliśmy trochę poczekać. Jako pierwszy musiał skapitulować Piotrek Serafimowicz po strzale Michała Nawrockiego. Radość Tornada z prowadzenia nie trwała jednak długo i Praskie Wariaty szybko doprowadziły do wyrównania stanu meczu. Od tego momentu Goście cofnęli się na własną połowę i dzielnie bronili się przed atakami rywala. Dopiero w momencie popełnienia błędu przez jednego z defensorów stracili bramkę i ponownie musieli gonić wynik. Tym razem gracze Tornada nie zostawili miejsca rywalowi oraz przejęli inicjatywę w przebiegu meczu.  W drugiej części spotkania oglądaliśmy już jednostronne spotkanie. Z każdą minutą rosła przewaga Gospodarzy, a razem z nią padały kolejne bramki. Zawodnicy Tornada w zaledwie kilka minut pogrzebali szanse rywala na wywiezienie dobrego rezultatu. Pomimo tego, że Praskie Wariaty wiedziały, że nie są w stanie już odrobić tak ogromnej straty, to dzielnie walczyli do końca i nie odpuszczali rywalowi żadnego starcia. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 10:3. Dzięki wygranej i stracie punktów przez BRD to zawodnicy Tornado zapewnili sobie utrzymanie.

 

6 LIGA

 

SLAVIC WARSZAWA – COMPATIBL 1:2

CompatiBL aby świętować mistrzostwo musiał zdobyć choćby punkt w starciu ze Slavic Warszawa. Od początku spotkania goście ruszyli do ataku jednak nie mogli sforsować  defensywy gospodarzy i długo czekaliśmy na pierwsze trafienie w meczu. Widać było trochę nerwowości w poczynaniach ekipy Andriia  Hryndy. Mimo że CompatiBL miał przewagę optyczną, to nic z tego nie wynikało. Co więcej Slavic nie zamierzał się  bronić i starał się atakować. Brakowało jednak precyzji pod bramką przeciwników i często strzały mijały daleko światło bramki. Gdy wydawało się, że nie zobaczymy bramek w pierwszej odsłonie to znakomitą akcję przeprowadził duet Yaremenko - Volin. Obrona gospodarzy była bez szans i faworyci wyszli na prowadzenie. Do przerwy na tablicy wyników widniał rezultat 0:1. Po zmianie stron CompatiBL dążył do strzelenia drugiej bramki. Jednak mimo kilku szans nie potrafił pokonać Mateusza Gołębiewskiego co nadal nie pozwalało do końca być pewnym mistrzostwa. Nerwowo zrobiło się jak padła bramka wyrównująca. Arek Zarzycki po znakomitej akcji pokonał golkipera rywali i ten mecz stał się jeszcze bardziej ciekawy. Tym bardziej,  że Slavic przed meczem nastawiał się  na walkę o trzy punkty i praktycznie przez całe 50 minut walczył na pełnych obrotach. CompatiBL jednak potrafił szybko zareagować. Tuż po straconej bramce Artur Kustov posłał dalekie podanie w kierunku Vlada Yarmolenko, a ten wyprzedził obrońcę i pokonał bramkarza przeciwników. Wynik 1:2 utrzymał się do końca mimo, że Slavic próbował jeszcze odmienić losy spotkania. Goście przypieczętowali mistrzowski tytuł, ale trzeba oddać gospodarzom, że toczyli bój przez cały mecz i w naszej ocenie wcale nie odstawali od mistrza szóstej ligi.

 

LAISSEZ FAIRE UNITED – MIEJSKIE ZIEMNIACZKI 5:9

Oba zespoły przystąpiły do tego spotkania ze świadomością zakończenia sezonu w strefie spadkowej. Szczególnie wielki niedosyt mogli czuć zawodnicy Miejskich Ziemniaczków, którzy w ciągu roku potrafili znaleźć patent na wyżej notowane zespoły m. in. FC Tartak. Goście już przed pierwszym gwizdkiem zaczynali pod górkę. Nie dość, że parne powietrze towarzyszyło Nam podczas tej kolejki, to na dokładkę Miejskie Ziemniaczki nie miały nikogo na ławce rezerwowych. Przebieg gry pokazał jednak, że nie był to żaden problem, ponieważ przewyższali oni w tym meczu swojego rywala czysto piłkarskimi umiejętnościami. Na dodatek w sposób przemyślany zarządzali swoimi siłami. To właśnie oni od pierwszych minut częściej gościli w polu karnym rywala i stwarzali kolejne zagrożenia. Wynik spotkania otworzył Michał Przybyło. W następnych minutach pierwszej połowy Miejskie Ziemniaczki atakowały pozycyjnie i nie szarżowali na siłę do przodu. Ich cierpliwość pozwoliła im na zdobycie drugiej bramki po rzucie rożnym, a autorem trafienia z główki był Kamil Saif. W dalszej części Goście cofnęli się nieco na swoją połowę i czekali na okazję z kontry. Gracze Laissez cały czas szukali sposobu na przedarcie się i znalezienia miejsca do oddania strzału, nie było to jednak łatwym zadaniem. Dopiero, gdy na twarzach Gości kształtował się wyraz coraz większego zmęczenia, to udało się im zdobyć pierwszą bramkę za sprawą Adriana Skrzypczaka. Na przerwę Miejskie Ziemniaczki schodziły z przewagą trzech bramek. Druga odsłona meczu zaczęła się rewelacyjnie dla Gospodarzy, ale niestety bramkarz Gości sparował piłkę na poprzeczkę. W kolejnych minutach Ziemniaczki szybko odskoczyły jeszcze dalej rywalom dzięki dwóm trafieniom. Pomimo pięciobramkowej straty Gospodarze nie odpuszczali. Wiedzieli bowiem, że z każdą minuta ich przeciwnicy będą mieli coraz mniej siły. Było jednak inaczej i zawodnicy Miejskich Ziemniaczków utrzymali swoją przewagę do końca. W momentach, gdy tracili bramkę, szybko odpowiadali swoim trafieniem. Ostatecznie Miejskie Ziemniaczki na koniec sezonu zanotowały swoje siódme zwycięstwo.

 

BAD BOYS – COSMOS UNITED 2:6

Mecz pomiędzy Bad Boys, a Cosmos United to pojedynek zespołów, które od kilku kolejek nie straciły punktu. Dzięki tym seriom drużyna gospodarzy utrzymała się na tym poziomie rozgrywkowym, natomiast goście mieli matematyczne szanse na miejsce na podium. Lepiej spotkanie rozpoczęli gospodarze, którzy już na początku meczu wyszli na prowadzenie. Długo nie nacieszyli się tym wynikiem, ponieważ chwilę później był już wynik remisowy. Kolejne minuty to ataki z obydwóch stron, jednak wynik nie uległ zmianie. W końcowych minutach pierwszej połowy byliśmy świadkami dwóch trafień. Tym razem na prowadzenie wyszli, goście jednak chwilę po straconej bramce z rzutu wolnego odpowiedzieli Źli Chłopcy i na przerwę drużyny schodziły z wynikiem remisowym. W drugiej połowie inicjatywę przejęli zawodnicy Cosmosu, którzy o wiele lepiej wytrzymali mecz kondycyjnie. Już na początku tej części meczu zdobyli bramkę dającą im prowadzenie. W kolejnych minutach kilka sytuacji mieli gospodarze, ale nie potrafili pokonać bramkarza rywali. Im było bliżej końca meczu tym zwiększała się przewaga zespołu gości, który sukcesywnie powiększał swoją przewagę nad rywalem . Ostatecznie spotkanie zakończyło się pewnym zwycięstwem zespołu Cosmosu United 6-2, który mimo zwycięstwa nie zdołał wskoczyć na podium i finalnie zajął czwarte miejsce. Zespołowi Bad Boys sił starczyło tylko na pierwsze dwadzieścia pięć minut i po serii meczów bez porażki tym razem musiał uznać wyższość swojego przeciwnika.

 

HISZPAŃSKI GALEON – MOBILIS 6:10

Hiszpański Galeon w tym sezonie nie miał pomyślnych wiatrów, aby bezpiecznie dopłynąć do portu z utrzymaniem. Na przeciwległym brzegu znalazł się Mobilis, który musiał ten mecz wygrać, aby zapewnić sobie wicemistrzostwo bez oglądania się na wynik spotkania Tartaku. Od pierwszych minut spotkania było widać gołym okiem różnice klas między rywalami. W Mobilisie po raz kolejny pierwsze skrzypce grał Aleksander Janiszewski, który niczym orkiestra na Titanicu pomimo zbliżającego się końca sezonu trzymał swoją formę na najwyższym poziomie do ostatniej sekundy. Gracze Galeona byli zmuszeni do przyjmowania zmasowanego ostrzału ze strony rywali. W pierwszej połowie mogli jedynie przyglądać się jakie spustoszenie powodowali ofensywni gracze Mobilisu. Po pierwszej połowie, gdzie Goście prowadzili już 0:5, Gospodarze mogli zacząć wywieszać białą flagę, ale postanowili postawić się przeciwnikowi i tanio skóry nie sprzedać. Na drugą połowę zawodnicy Galeonu wyszli bardzo zmotywowani i z wiarą we własne umiejętności. To zaowocowało trzema trafieniami z rzędu, które zniwelowały stratę wyłącznie już do dwóch bramek. Ta radość z nich nie trwała długo, ponieważ Mobilis nie zamierzał wypuścić zwycięstwa z ostatnią drużyną w tabeli. W szeregach Gości ponownie wróciła koncentracja, która nie zniknęła już do końca spotkania. Mobilis przez większą część czasu kontrolował grę. Jedynie momentami zostawiał rywalowi więcej przestrzeni do rozegrania, ale przez ani jedną chwilę ich triumf nie był zagrożony. Ostatecznie Mobilis wygrał to spotkanie 6:10 i to na ich szyjach zawisną srebrne krążki.

 

7 LIGA

 

FC DZIKI Z LASU – LAGA WARSZAWA 4:4

Mecz o mistrzostwo 7 ligi. Gospodarze dzięki dobrej, równej grze przez cały sezon przystępowali do tego spotkania jako wicelider z 43 punktami. Goście mieli o oczko więcej, ale w ostatnich 3 meczach zdobyli tylko 4 punkty, co oznaczało, że nie mogli przegrać tego spotkania, jeśli chcieli myśleć o triumfie w 7 lidze. Z większym impetem i wydawałoby się większą chęcią na zwycięstwo w ten pojedynek weszła ekipa FC Dziki z Lasu. Dało to swój efekt już w 2 minucie kiedy to po wstrzeleniu piłki w pole karne bramkę samobójczą zdobył Jan Bajek. To tylko dodało animuszu wiceliderowi. Aktywny był zwłaszcza Konrad Adamczyk, który bardzo często wdawał się w udane pojedynki 1 na 1, czym tworzył przewagę w atakach swojego zespołu. W 12 minucie meczu ten gracz zdobył gola dającego dwubramkowe prowadzenie. Goście szybko odpowiedzieli, kiedy to w zamieszaniu pod polem karnym do siatki piłkę posłał Jakub Dmitruk. Taki stan spotkania nie trwał długo, bo chwilę później gola na 3:1 strzelił Tymek Kuroczko. Kilka sekund przed przerwą do bramki rywali trafił też Marek Dąbrowski i FC Dziki z Lasu zaczynały drugą połowę z 3 bramkowym benefitem. Licznie zgromadzeni kibice nie spodziewali się na pewno tego co zdarzyło się w kolejnych 25 minutach. Kapitalna postawa obu zespołów spowodowała, że mieliśmy bardzo dużo emocji. 120 sekund po przerwie widzieliśmy gola na 4:2 Juliana Wzorka. Kilka momentów później na 4:3 trafił Daniel Kielak, a zaraz po nim ponownie Julian Wzorek i na 15 minut przed końcem meczu wynik brzmiał 4:4. Mimo wielu okazji i starań jednych i drugich ostateczny rezultat się nie zmienił, co oznaczało, że Laga Warszawa mogła świętować zasłużone mistrzostwo 7 ligi. Wielkie gratulacje Panowie!

 

FC POLSKA GÓROM – KUBANY 7:1

W ostatniej tej wiosny kolejce broniąca szóstej pozycji w siódmej lidze drużyna FC Polska Górom podejmowała mającą zapewniony start w Pucharze Ligi Fanów ekipę Kubany. Szybko zdobyta dwu bramkowa przewaga gospodarza już w pierwszych minutach utrudniła rywalom dążenie do zakończenia sezonu z wygraną na koncie. Dobra gra w obronie nie dawała szans zawodnikom Kuby Zygmunta na stworzenie realnego zagrożenia własnej bramki, a odebrane przeciwnikowi piłki dzięki składnej grze drużynowej były szybko dostarczane w pole karne gości, którzy nie nadążali za młodszymi przeciwnikami. Dzięki często oddawanym celnym strzałom na bramce nie mógł się nudzić Piotr Arendt, dzięki któremu końcowy wynik spotkania został zmniejszony do minimum. Narastająca frustracja w szeregach Kubanów była „wodą na młyn” dla chłopaków z FC Polska Górom, którzy coraz bardziej powiększali swoje prowadzenie. Gospodarze wygrali ostatecznie 7:1, a sam mecz przez cały jego czas przebiegał w miłej sportowej atmosferze. Teraz przed Kubanami zmagania w Naszym Pucharze, a drużyna FC Polska Górom może skupić się na chwili odpoczynku i budowie formy na nadchodzący sezon. Obu zespołom dziękujemy za dostarczone emocje przez cały sezon i liczymy, że niedługo znowu się spotkamy na boisku.

 

WIĘCEJ SPRZĘTU NIŻ TALENTU I – FFK OLDBOYS 7:8

Spotkanie trzeciej w tabeli 7 ligi drużyny FFK Oldboys kontra czwartej drużynie - Więcej Sprzętu Niż Talentu przyniosło nam świetne dla kibicowskiego oka widowisko. Mecz rozgrywany był o tzw. ”pietruszkę” ale niech żałuje ten kto tego nie widział. Ciągłe zmiany tempa przebiegu spotkania i piękne akcje okraszone atomowymi strzałami, dały nam widowisko jakiego oczekuje każdy kibic piłki nożnej. Już w 3 minucie bramkę zdobył debiutant w drużynie FFK, 12 letni „młody” Domański. Chłopak „zamknął” długi róg bramki i sprytnym półwolejem trafił swojego pierwszego gola w Lidze Fanów. Rośnie nam młody narybek, krzewimy wszyscy jak jeden kulturę fizyczną i z tego należy się najbardziej cieszyć. Chwile później podrażnieni gospodarze zdobyli bramkę wyrównująca na 1-1 i widowisko zaczęło się na nowo. Akcja za akcje, strzał za strzał, tak właśnie wyglądał ten mecz. Świetnie dysponowany w tym meczu napastnik gości Andrzej Kryszanowski strzelił na 1-2, chwilkę później też napastnik ale tym razem gospodarzy Łukasz Krysiak wyrównał na 2-2. Nadmienić trzeba ze obaj wymienieni wyżej panowie zostali wybrani jako MVP swoich drużyn i bardzo mocno sobie na to miano zapracowali. Wymiana ciosów trwała i dosłownie co kilka minut padały bramki. Pierwsza polowa zakończyła się zatem wynikiem 4-4. Obie ekipy wyszły na drugą połowę jeszcze mocniej skoncentrowane niż w pierwszej odsłonie i batalia trwała dalej. Goście szybko zdobyli bramkę na 4-5 ale gospodarze nie spali i znowu wyrównali. Wspomniani wyżej napastnicy obu ekip mocno „kręcili” obroną przeciwnika, koledzy z ich drużyn kreowali dużo okazji i dzięki temu mecz trwał w szybkim i przyjemnym dla kibicowskiego oka tempie. Na 5 minut przed końcem meczu mieliśmy 7-7 na tablicy wyników, jednak Andrzej Kryszanowski i Vitalii Yakovenko nie zamierzali odpuścić. Zagrali ładną i kombinacyjną akcję i ten pierwszy zdobył zwycięską bramkę na 7-8 dla FFK Oldboys. Piękne, wyrównane i prowadzone w duchu fair-play spotkanie to czysta poezja dla kibicowskiego oka. Oby takich meczów było jak najwięcej. Udanych wakacji panowie i do zobaczenia na jesieni.

 

KS PARTYZANT WŁOCHY – ŻOLIBALL 5:6

Minionej niedzieli, w ramach ostatniej 18 kolejki siódmej ligi mierzyły się ze sobą drużyny Partyzanta Włochy oraz Żoliballa. Jeżeli chodzi o gospodarzy, drużyna z warszawskich Włoch pewnymi krokami zmierzała do spadku od samego początku rozgrywek. Goście natomiast mieli jeszcze cień nadziei, w przypadku, kiedy to ich bezpośredni rywal, Wiecznie Drudzy straci punkty. Obydwie ponadto miały sobie coś do udowodnienia, ponieważ ich pierwszy mecz nie odbył się, z powodu pomylenia boisk w wykonaniu gości. Z powodu tak wyrównanych warunków, spodziewać się mogliśmy niezwykle zaciętego spotkania. Pierwsza połowa jednakże nie zapowiadała takiego scenariusza. Partyzant Włochy pewnie punktował, stawiając przede wszystkim na dobre ustawianie się w defensywnie i spokojną grę podaniami. Niewątpliwie przynosiło to skutki, ponieważ na przerwę drużyny schodziły przy wyniku 4:1. Druga odsłona rywalizacji to już natomiast pełna dominacja składu z Żoliborza. Młodsi i bardziej wybiegani zawodnicy często oprócz tych walorów wykazywali się bardzo dobrą kontrolą piłki i techniką użytkową. Zaowocowało to strzeleniem pięciu bramek, w opozycji do jednej w wykonaniu Partyzanta. Czerwonej latarni ligi zdecydowanie może pozostać niedosyt, ponieważ mecz był możliwy do co najmniej zremisowania, być może taki wynik został podyktowany przez braki kadrowe lub kondycyjne, nie nam jednak oceniać. Wracając do tematu zwycięzców tego meczu, niestety dla nich trzy punkty okazały się jedynie pocieszeniem, ponieważ ich rywal, Wiecznie Drudzy wygrali swój mecz, zamykając tym samym drogę do utrzymania.

 

WIECZNIE DRUDZY – SGS 7:5

Pojedynek pomiędzy Wiecznie Drugimi, a SGSem miał niewielkie znaczenie jeżeli chodzi o układ tabeli, ale wiedzieliśmy, że obie ekipy nie odpuszczą sobie tego spotkania i zrobią wszystko, żeby wygrać to spotkanie. Szczególnie team Piotra Kawki był zmotywowany, żeby dobrze zakończyć tegoroczne rozgrywki i pokonać swoich rywali. Okazało się, że kapitan zespołu gospodarzy chyba dobrze przyłożył się do przemowy przedmeczowej, bo w pierwszej połowie to Wiecznie Drudzy grali pierwsze skrzypce. Mimo, że Jakub Westfal robił wszystko, żeby ukłuć rywali, to bardzo często napotykał przeszkodę w postaci dobrze grającego bloku defensywnego Wiecznie Drugich lub na posterunku stał Leonardo Grucza. Tymczasem ataki Wiecznie Drugich napędzał Tomek Chwaja wraz z Łukaszem Skierskim, którzy sprawili, że SGS na przerwę schodził z wynikiem 4:1 w plecy. Po przerwie do roboty wzięli się goście, którzy za sprawą Westfala i Mosóra zaczął nadrabiać wynik i Wiecznie Drudzy mieli poczuli, że zwycięstwo może wymknąć im się z rąk. Na szczęście w ich szeregach był ktoś taki jak Łukasz Skierski, które zamknął mecz i Wiecznie Drudzy wygrali 7:5. Trzeba jasno powiedzieć, że Wiecznie Drudzy tego sezonu nie zaliczą do bardzo udanego, ale przynajmniej utrzymanie zostało osiągnięte i w najbliższym sezonie Wiecznie Drudzy znów zagrają w 7 lidze.

 

8 LIGA

 

ELITARNI GOCŁAW – BOROWIKI 6:3

Drużyna Elitarnych Gocław bardzo dobrze zaprezentowała się w kończących się rozgrywkach i zakończy je na pewno na podium. Jedynym pytaniem było na którym stopniu, jednak nawet w przypadku wygranej istniało ryzyko, że na najniższym jego stopniu. Zespół Borowików już kilka kolejek temu był już pewny spadku, więc w ostatniej kolejce pozostała im walka o honor. I trzeba przyznać, że już od początku spotkania było w ich grze widać zaciętość. Pierwsza groźna akcja przeprowadzona przez gości powinna przynieść bramkę, jednak piłka odbiła się od poprzeczki. Kilka minut później bardzo dobra sytuacja po drugiej stronie boiska i tym razem piłka trafiła w słupek. W kolejnych minutach obydwie drużyny stworzyły sobie kilka świetnych sytuacji, ale obydwaj bramkarze nie dali się zaskoczyć. Kiedy już wszyscy myśleli o przerwie w ostatniej akcji tej części spotkania bardzo ładnym rozegraniem popisali się goście i wyszli na prowadzenie. Druga połowa rozpoczęła się od szybkiej bramki zespołu gospodarzy, jednak już w następnej akcji ich bramkarz wyciągał piłkę z siatki i ponownie mieliśmy prowadzenie zespołu Borowików. Od tego momentu wyraźną inicjatywę przejęli zawodnicy z Gocławia i w ciągu kilku minut zdobyli trzy bramki. Po objęciu dwubramkowego prowadzenia w pełni kontrolowali przebieg spotkania, a na dodatek dorzucili kolejne dwie bramki. Goście byli w stanie tylko raz pokonać bramkarza przeciwników i spotkanie zakończyło się zwycięstwem Elitarnych Gocław 6-3. Zwycięstwo to ostatecznie pozwoliło im zająć trzecie miejsce i w przyszłym sezonie drużyna ta będzie grała w wyższej lidze. Duże brawa należą się drużynie Borowików, którzy przez ponad połowę spotkania grali jak równy z równym ze swoim przeciwnikiem, ale ostatecznie mecz kończą bez zdobyczy punktowej.

 

SPORTOWE ZAKAPIORY – NAF GENDUŚ 8:5

Po serii trzech zwycięstw z rzędu drużyna Sportowych Zakapiorów pewnie awansowała do pierwszej piątki w ligowej tabeli dającej przepustkę do turnieju kończącego sezon 2021/2022. NAF Genduś w ostatnich dwóch spotkaniach zdobył cztery punkty, ale ich sytuacja w tabeli była na tyle skomplikowana, że już od dłuższego czasu ich spadek był nieunikniony. Początek meczu należał do gospodarzy, a konkretnie Daniela Lasoty, który dwukrotnie pokonał bramkarza rywali. Chwilę później ładną akcję przeprowadzili goście, dzięki której strzelili bramkę kontaktową. W końcowych fragmentach pierwszej części spotkania gospodarze jeszcze dwa razy znaleźli sposób na pokonanie golkipera przeciwników i dodając do tego bramkę gości drużyny schodziły na przerwę z wynikiem 4-2. Kluczowym momentem meczu było pierwsze dziesięć minut drugiej połowy, kiedy to zawodnicy gospodarzy przeprowadzili szturm na bramkę rywali. Efektem tych ataków były trzy gole, które praktycznie zamknęły już ten mecz. Od tego momentu spotkanie się bardziej wyrównało, goście stwarzali sobie sporo sytuacji, które dwa razy zakończyły się skutecznymi trafieniami. Pod koniec spotkania obydwie drużyny dorzuciły jeszcze po bramce i spotkanie zakończyło się wynikiem 8-5. Sportowe Zakapiory odniosły kolejne zwycięstwo, które zapewniło im czwarte miejsce na zakończenie rozgrywek. NAF Genduś mimo bardzo dobrej końcówki sezonu nie zdołał odrobić strat do bezpiecznej lokaty i kolejny sezon spędzi na niższym poziomie rozgrywkowym.

 

TSUBASA OZORA – JUNAK 2:6

Spotkanie Lidera 8 ligi drużyny Junak kontra ósmej ekipy Tsubasa Ozora mogło być dużą niespodzianką na koniec sezonu. Mistrz delikatnie ospały nie spieszył się za bardzo z rozgrywaniem piłki, a drużyna gospodarzy skrzętnie tę ospałość wykorzystała. Mateusz Wodnicki po indywidualnej akcji i pięknym lobie nie dal żadnych szans goalkeeperowi gości i wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie. Junak nie jest jednak drużyną debiutantów więc szybko wzięli się do roboty i już kilka minut później zdobyli wyrównującą bramkę. Mieliśmy więc 1-1 i o dziwo mocno cofniętą drużynę mistrza i dynamicznie nacierającą ekipę gospodarzy. Ciągłe ataki Tsubasy szybko przyniosły wymierny efekt i ponownie Mateusz Wodnicki wykazał się snajperskim instynktem strzelając bramkę na 2-1. Po straconym golu podrażniony lider wziął się mocno do roboty i najbardziej widoczny w tej ekipie Yuryi Trush pięknym strzałem wyrównał na 2-2. Tak też zakończyła się pierwsza połowa tego spotkania. Na druga odsłonę meczu obie ekipy wyszły mocno zmotywowane. Obie tez atakowały naprzemiennie i mieliśmy piękne, piłkarskie widowisko. Słychać było tez głośne śpiewy kibiców gości co zapewne podziałało mocno dopingująco na drużynę mistrza. Dało słyszeć się nowe hasło przewodnie ekipy Junaka „ Dziewczyny śpiewają, Junaki wygrywają” i bardzo możliwe, że pod wpływem tych śpiewów Pan Piłkarz Yuryi Trush strzelił w tej połowie 3 bramki i dołożył do tego jedną asystę. Zaskoczyło to bardzo mocno drużynę gospodarzy która to niestety nie zdobyła już żadnego trafienia w tej połowie. Mecz ten był ładnym piłkarskim widowisko, a wynik 6-2 dla Junaka nie odzwierciedla tak naprawdę przebiegu całego spotkania. Ekipa Tsubasy ma bardzo duże pokłady piłkarskiego rzemiosła i spokojnie może powalczyć na jesieni o lidera 8 ligi.

 

9 LIGA

 

MIKSTURA – SHOT DJ 3:4

Mająca już pewne trzecie miejsce Mikstura podejmowała wciąż walczącą o miejsce w Pucharze Ligi Fanów drużynę Shot DJ. Początek meczu to piorunujący atak Mikstury. W pierwszej akcji prowadzenie dał Tomek Uzarski po podaniu Rafała Jochemskiego, a już w kolejnej akcji sam Johny zdobył swoją bramkę. Przez dłuższy okres pierwszej połowy żadna z drużyn nie potrafiła poważnie zagrozić swoim rywalom. Niecelne strzały Mateusza Jochemskiego czy Czarka Kubalskiego na pewno nie stanowiły realnego zagrożenia. W końcówce pierwszej połowy udało się zawodnikom Shot DJ zdobyć bramkę kontaktową, której autorem był Bastian Piasecki. Początek drugiej połowy to znów niemal zerowe zagrożenie pod obiema bramkami. Dopiero po kilkunastu minutach przytomne dogranie Michała Krzemińskiego wykorzystał Rafał Jochemski zdobywając swoją drugą bramkę w tym meczu. Mikstura stanęła, widać było, że brak zmian zaczął doskwierać zawodnikom w żółtych koszulkach, co skrzętnie wykorzystali zawodnicy Shot DJ. Od stanu 1:3 w niespełna 15 minut doprowadzili do wyniku 3:4 i takim wynikiem zakończyło się to spotkanie. Gościom należą się słowa uznania, że nie poddali się przy niekorzystnym wyniku i skutecznie walczyli do końca. Ciekawi nas słabsza końcówka meczu w wykonaniu Mikstury i czy byłoby to możliwe, gdyby zawodnicy z Bielan wciąż byli w grze „o coś„ ?

 

PHINANCE.SA – BARTOLINI PASTA 0:2

Miesiące gry, 18 długich kolejek, krew, pot i łzy - wszystko sprowadza się do tego meczu. Dziewiąta liga miała w tym sezonie dwóch dominantów: Phinance.SA i Bartolini Pasta. Ci pierwsi przed ostatnią kolejką zasiadali w fotelu lidera z dwupunktową przewagą nad ekipą BP. Entuzjaści 9. ligi nie mogli prosić o lepszy scenariusz zakończenia tego sezonu niż bezpośrednie starcie obu ekip w ostatniej kolejce. Ten mini-finał można określić jako piłkarskie szachy (jak to często w decydujących spotkaniach bywa). Wynikało to rzecz jasna z bardzo zbliżonego poziomu, dzięki czemu obejrzeliśmy niezwykle wyrównane spotkanie. Przykładem tego niech będzie fakt, iż pierwsza bramka w meczu była efektem… samobója. Pechowy kontakt z piłką zaliczył Olivier Alexander, reprezentujący zespół gospodarzy. Wynik 0:1 oznaczał mistrzostwo gości, więc gospodarze musieli ruszyć do ataku. Gdy już to zrobili, Bartolini Pasta wykorzystało braki w ich defensywie i wyszli na dwubramkowe prowadzenie jeszcze przed przerwą. W ostatecznym rozrachunku trafienie Sierpińskiego okazało się decydujące, bo w drugiej części meczu nie oglądaliśmy już żadnych bramek. Puchar trafi zatem do zespołu grającego w czarnych koszulkach, ale obie drużyny zasłużenie trafią do wyższej dywizji. Dla obu ekip był to wymagający sezon, ale teraz zawodnicy wybiorą się na zasłużone wakacje, by w kolejnym sezonie walczyć o powtórkę tych wyników.

 

OLDBOYS DERBY II – MARECKIE WYGI 9:7

Spotkanie pomiędzy rezerwami Oldboys Derby, a Mareckimi Wygami miało ogromną stawkę, ponieważ nagrodą za ewentualne zwycięstwo był udział w Pucharze Ligi Fanów. Oba zespoły pojawiły się na Arenie Picassa w niezłym zestawieniu osobowym i były szalenie zmotywowane do walki o awans. Początek spotkania był całkiem wyrównany, ale dość szybko zarysowała się przewaga zespołu gospodarzy, który tego dnia był naprawdę przekonany o swojej wyższości nad rywalami. Co prawda Mareckie Wygi próbowały wielu sztuczek, żeby pokonać Rafała Wieczorka, ale golkiper Oldboysów jak zwykle bronił bardzo dobrze i nie był skory do przepuszczenia piłki do siatki. Po pierwszych 25 minutach meczu mieliśmy na tablicy wyników 6:2 i wydawało nam się, że gospodarze mogą już powoli otwierać szampany, którymi będą świętowali miejsce w czołowej piątce. Nic bardziej mylnego, bo Mareckie Wygi rozpoczęły z animuszem drugą połowę i zmniejszyły straty do takiego stanu, że Oldboys Derby II poczuli ich oddech na plecach. Na szczęście dla zespołu z osiedla Derby, w ich szeregach byli tacy graczy jak Patryk Andrzejczyk, który tego dnia był wyśmienity zarówno w defensywie, jak i w ofensywie, a jego skuteczne odbiory i wykończenia spowodowały, że gospodarze wrócili na właściwe tory, wygrali to spotkanie i kończą sezon na 5 miejscu. Oznacza to, że Oldboyów zobaczymy w Pucharze, a Mareckie Wygi musiały obejść się smakiem.

 

GASTRO SPARTA – MORALNI ZWYCIĘZCY 11:4

Mecz z gatunku tych do rozegrania i zapomnienia. Gastro Sparta jak i Moralni Zwycięzcy byli już pewnie degradacji do niższej klasy rozgrywkowej. Dziwić mogło to, jak do tego meczu podeszli zawodnicy Gastro Sparty. Aż 14 zawodników zjawiło się na kończącym zmagania meczu 9 ligi. Moralni zebrali się na ten mecz bez zmian, więc już od początku było wiadomo, że Gastro będzie faworytem tego spotkania. Tak właśnie wyglądał ten mecz, Gastronomicy mający z tyłu głowy, że za linią boczną czeka kilku kolegów w gotowości do zmiany, więc każdy dawał z siebie absolutnie wszystko co mógł, w ataku prym wiódł niezawodny Karol Rodak, bardzo pomocny był Michał Opiński i pewny w bramce Marcin Kurek. Do przerwy Gastro prowadziło 4:0. Druga połowa była nieco lepsza w wykonaniu Moralnych Zwycięzców, w końcu coś zaczęło dziać się pod bramką rywali. Tyle tylko, że dwie bramki Sebastiana Bartosika i jedno Pawła Warchoła to zdecydowanie zbyt mało, że postraszyć dobrze dysponowany zespół gospodarzy. Na szczególne słowa uznania zasłużył obrońca Gastro Sparty Tomasz Onopiuk, który zdobył dwie bramki i każda z nich była naprawdę pięknej urody. W końcówce meczu na konto Moralnych dopisaliśmy jeszcze jedno trafienie, które zdobył pechową interwencją Marcin Kurek zdobywając bramkę samobójczą. Mecz wygrała Gastro Sparta 11:4 i szkoda, że tak późno przyszli niemal kompletnym składem na mecz, bo losy sezonu mogłyby potoczyć się zupełnie inaczej.

 

NIEDZIELNI – LEGION 4:4

Dla NieDzielnych mecz z Legionem był pożegnaniem z 9 ligą. Team Marcina Aksamitowskiego nie może zaliczyć tego sezonu do udanych, ale chłopaki zebrali się po raz ostatni, aby pokazać się z jak najlepszej strony i frekwencja wyjątkowo dopisała. Legion podszedł do tego spotkania w podobnym tonie. Team Oleksandra Chamary stracił szansę na zdobycie piątego miejsca, ale znajdował się wysoko nad strefą spadkową i mógł podejść do tego meczu na spokojnie. A samo spotkanie okazało się wyjątkowo wyrównane. Już w 5 minucie Artur Jaszczak popędził prawym skrzydłem i z ostrego kąta pokonał Dmytro Samusa zdobywając gola na 1:0 dla NieDzielnych. Gospodarze nacieszyli się z prowadzenia przez minutę, bo szybka kontra zakończyła się golem Victora Buhaia. W 7 minucie NieDzielni stanęli przed nie lada wyzwaniem, bo bramkarz gospodarzy Kamil Jarosz dostał żółtą kartkę. W jego rolę wcielił się kapitan Marcin Aksamitowski, który niegdyś był etatowym golkiperem w swojej drużynie. Okazało się to zbawienne, bo goście atakowali często i Marcin popisał się kilkoma dobrymi interwencjami i ostatecznie Ukraińcom nie udało się wykorzystać przewagi liczebnej.  Przewaga w posiadaniu piłki była jednak coraz wyraźniej zarysowana. NieDzielni zostali niemalże zepchnięci do defensywy, ale strzały Legionu odbijały się od nóg obrońców w żółtych trykotach. W 20 minucie udało się przełamać opór i swój zespół na prowadzenie wyprowadził Oleksandr Chamara. Jeszcze przed przerwą gospodarze odpowiedzieli drugim golem Artura Jaszczaka i pierwsze połowa zakończyła się remisem 2:2. W drugiej części NieDzielni dość szybko wyszli na prowadzenie. Marcin Aksamitowski popędził lewym skrzydłem i oddał zaskakujący strzał pod poprzeczkę, a bramkarz jedynie odprowadził piłkę wzrokiem. Po chwili było już 4:2 dla gospodarzy po trafieniu Patryka Tyszewskieo, ale NieDzielni nie bali się wyprowadzać kolejnych ataków. Sytuacja Legionu robiła się coraz bardziej nieciekawa, ale kapitan podjął decyzję o wykorzystaniu bramkarza lotnego. Okazało się to słuszną decyzją, bo choć długo nie przynosiło efektów, ostatecznie spowodowało, że w przeciągu dwóch minut goście doprowadzili do wyrównania golami Oleha Vaskiva i Oleksandra Chamary. W końcówce Legion wciąż był w natarciu i niewiele brakowało, aby w końcu padła bramka zwycięska. Patryk Tyszewski wybił piłkę niemalże z linii bramkowej, a po chwili Kamil Jarosz popisał się rewelacyjna interwencją. Mecz zakończył się wynikiem 4:4 i podziałem punktów, ale musimy przyznać, że obie ekipy pokazały się z bardzo dobrej strony i dostarczyły ciekawe widowisko. 

 

10 LIGA

 

FFK OLDBOYS II – AWANTURA WARSZAWA II 6:10

Mecz pomiędzy FFK Oldboys II, a Awanturą Warszawa II to spotkanie sąsiadujących ze sobą ekip. Przed tą kolejką zespoły zajmowały odpowiednio 4 i 5 miejsce i mecz ten decydował o tym, która z ekip będzie wyżej w końcowych rozstrzygnięciach 10 ligi. Obie ekipy miały już zapewniony udział w Pucharze Ligi Fanów, dlatego mecz toczył się w bardzo spokojnej atmosferze, co też przekładało się długimi momentami na jego przebieg. Pierwsi na prowadzenie w tym meczu wyszli zawodnicy gości. Dokładne podanie przed pole karne wykorzystał Patryk Dominiak i mieliśmy 0-1. Gospodarze nie zamierzali się poddawać i już po chwili doprowadzili do wyrównania, a autorem gola był Taras Rudets. Kolejne minuty spotkania to już przewaga młodych zawodników Awantury, którzy rozkręcali się z minuty na minutę stwarzając sobie okazję za okazją. Bramka na 1:2 strzelona przez Patryka Dominiaka to już nieporozumienie gospodarzy i błąd w wyprowadzeniu akcji. Na przerwę schodziliśmy przy wyniku 1:3, ponieważ w końcówce pierwszej połowy Awantura dorzuciła jeszcze jedną bramkę. Druga połowa zafundowała Nam jeszcze więcej emocji i wrażeń niż poprzednia, wzrosła skuteczność, a gracze jeszcze bardziej pokazywali swoje piłkarskie umiejętności. Dwa szybkie trafienia gości nie podłamały zawodników FFK Oldboys, bo potem to oni zaczęli dominować na boisku i odrabiać straty. Udało im się nawet doprowadzić do remisu 5:5, jednak w końcówce spotkania zabrakło już sił. Nie pomagała im też wysoka temperatura i doświadczeni zawodnicy gospodarzy z minuty na minutę opadali z sił. W końcowych minutach meczu Awantura przejęła inicjatywę i najpierw wyszła na prowadzenie 5:6, a potem dobiła rywala kolejnymi bramkami. Mecz ostatecznie kończy się wynikiem 6:10 i obie ekipy zamieniają się miejscami w tabeli, Awantura wskakuje na czwarte miejsce spychając tym samym FFK Oldboys na miejsce piąte.

 

WIĘCEJ SPRZĘTU NIŻ TALENTU II – WÓLCZAŃSKIE SMOKI 7:8

Mecz pomiędzy drużyną Więcej Sprzętu Niż Talentu II, a ekipą Wólczańskie Smoki było spotkaniem dwóch ostatnich drużyn w ligowej tabeli w 10 lidze. W pierwszym meczu obu ekip górą byli zawodnicy Wólczańskich Smoków, dlatego gospodarze chcieli pokazać się w tym meczu z jak najlepszej strony i zrewanżować się rywalom. Początek meczu był bardzo spokojny, obie drużyny nie chciały na początku stracić bramki. W 5 minucie pierwszą groźną akcję, która zakończyła się bramką przeprowadzili goście. Po tym trafieniu mecz się bardziej otworzył i dzięki temu obydwie drużyny stworzyły sobie kilka sytuacji bramkowych. Po jednej z takich akcji gospodarze doprowadzają do remisu, ładną akcję całego zespołu wykończył Robert Łuczak i na tablicy wyników mieliśmy 1:1. W kolejnych minutach meczu piłkarze gospodarzy popełniali dobrze znane ich kibicom w tym sezonie grzechy. Rezerwy Więcej Sprzętu Niż Talentu znowu przegrywali pojedynki fizyczne, w głupi sposób tracili piłki na własnej połowie, nie blokowali też dośrodkowań w pole karne. Szczególnie słabo zagrali pod koniec pierwszej połowy gdzie tracili bramkę za bramką. Słaba postawa gospodarzy skutkowała wysokim wynikiem do przerwy na którą schodziliśmy przy stanie 2:7. Zupełnie inny przebieg miała druga połowa spotkania, w której gospodarze przejęli inicjatywę, raz za razem zatrudniając bramkarza gości do pracy. W ich grze widoczna była widoczna większa agresja i to oni całkowicie przejęli inicjatywę w tym meczu. Po kilku minutach i szybkich bramkach Roberta Łuczaka i Jana Wojtyczka mieliśmy już 4:7. Pogoda i żar jaki lał się z nieba spowodował, że z ekipy Wólczańskich Smoków zdecydowanie zeszło powietrze i to gospodarze zwietrzyli szanse na korzystny wynik. Kolejne minuty to kolejne bramki gospodarzy, goście szukali szans w kontratakach, ale marnowali nawet najprostsze sytuacje. WSNT do końca walczyli o zmianę rezultatu i w ostatnich minutach spotkania udało im się doprowadzić do remisu 7:7. Kiedy wszyscy myśleli, że spotkanie zakończy się podziałem punktów, Albert Nagraba zagrał piłkę do Mateusza Nagraby a ten precyzyjnym strzałem umieścił piłkę w siatce i tym samym dał zwycięstwo ekipie Wólczańskich Smoków. Po bardzo emocjonującym meczu gospodarze przegrywają 7:8 i zaledwie z jednym punktem kończą rozgrywki na ostatnim miejscu w tabeli. Oba zespoły muszą jak najszybciej zapomnieć o tym sezonie, wyciągnąć błędy i wzmocnić kadry meczowe przed kolejnym sezonem w Lidze Fanów.

 

BOROWIKI II – FUSZERKA II 4:3

Przed tym spotkaniem już było pewne, że 24 czerwca na gali rozdania nagród na szyjach zawodników obu drużyn zawisną medale. Jedyną niewiadomą był wynik spotkania, które zapowiadało się dosyć otwarcie. Pierwsza część gry nie obfitowała w bramki, ale emocji nie brakowało przez ułamek sekundy. W przekroju pierwszych 25 minut to rezerwy Fuszerki przeważały i tylko jej zawodnicy wiedzą, dlaczego nie ustawili przebiegu spotkania już do przerwy. Mieli oni bowiem bardzo dobre okazje, aby wyjść na prowadzenie, ale za każdym razem strzały były kierowane wprost w bramkarza lub w stojącego na linii bramkowej obrońcę. Na całe szczęście niewykorzystane okazje nie zemściły się na drugiej drużynie Fuszerki, chociaż w jednej nie stracili oni jedynie bramki, ponieważ jeden z defensorów zablokował piłkę lecącą w światło bramki. Tuż przed gwizdkiem sygnalizującym zakończenie pierwszej części spotkania, jednak udało się im wyjść na upragnione prowadzenie po trafieniu Jakuba Lejmana. Druga połowa już nie była tak łaskawa dla Gości jak pierwsza. Od pierwszych minut zostali zepchnięcie przez rywali na własną połowę i musieli pogodzić się z rolą broniącego. Borowiki II przejęły rolę przeciwników z pierwszej części spotkania. Tylko, że w odróżnieniu od rywala, im z przewagą towarzyszyła wysoka skuteczność. W przeciągu kilku minut Gospodarze z 0:1 wyciągnęli na 3:1 odwracając tym samym losy meczu. Emocje jednak nie zakończyły się na tym wydarzeniu. Goście cały czas atakowali i nie zamierzali kończyć sezonu porażką. Udało się im zdobyć trafienie kontaktowe. Od tej chwili ryzykowali bardzo dużo i wychodzili wysoko zostawiając wolną przestrzeń z tyłu, ponieważ chcieli wyrównać stan spotkania, a czasu z minuty na minutę upływało. Przypłacili to kolejną stratą bramki po kontrze rywala grzebiąc swoje szansę na zwycięstwo w tym meczu. Kilka minut przed końcowym gwizdkiem ponownie złapali kontakt z rywalem, ale na resztę zabrakło już czasu oraz sił. Ostatecznie to Borowiki II wyszły z tego spotkania z tarczą, pomimo, że po kontuzji jednego z zawodników musieli inaczej rozłożyć siły.

 

POLSKIE DREWNO – FC WARSAW WILANÓW 5:10

Mecz sąsiadujących ze sobą ekip 10 ligi był spotkaniem, które pokazało nam, że to koniec rundy i wakacje „za pasem”. Pierwsze minuty spotkania to tak naprawdę duża przewaga ekipy gości, którzy szybko, bo w 18 minut zdobyli 4 bramki i spokojnie prowadzili to spotkanie. Przewaga albo zmęczenie przygniotły trochę wygrywającą ekipę i gospodarze zaczęli się „odkuwać”. Do końca pierwszej polowy to właśnie drużyna Polskiego Drewna atakowała bez opamiętania i dzięki temu oraz trzem szybko zdobytym bramkom mieliśmy wynik 3-4. Nie można też nie wspomnieć o kilku naprawdę wybornych interwencjach goalkeepera gospodarzy, który to dzięki swoim umiejętnościom dał mentalną siłę swojej ekipie. Pierwsza polowa zakończyła się więc wynikiem 4-3 dla gości. Druga połowa to niby akcja za akcje obu drużyn, ale większą skutecznością wykazała się ekipa przyjezdnych. Dwa szybkie trafienia „zrobiły” wynik 6-3 i poniekąd ustawiły spotkanie. Gospodarze odgryźli się co prawda dwoma trafieniami, ale Wilanów już tego meczu nie odpuścił. Mocno przycisnęli oni gości i w ostatnich 10 minutach zdobyli 4 bramki, które dały im pewne zwycięstwo. Mecz zakończył się wynikiem 10-5 dla gości. Wynik mógł być większy ale goalkeeper Drewna pokazał duży bramkarski kunszt i nie pozwolił sobie już strzelić więcej bramek. Można spokojnie powiedzieć, że obie ekipy mają potencjał na wygranie 10 ligi w następnym sezonie, ale co przyniesie życie, tego nie wie nikt.

 

PREDICA – FC ALLIANCE 7:8

Zmagania w 10. lidze utrzymywały nas w napięciu do samego końca. W ostatniej kolejce sezonu FC Alliance walczył o mistrzostwo i pomimo punktowej przewagi nie miał zagwarantowanego pucharu do samego końca. W przypadku ewentualnej straty punktów wyprzedzić mogła ich druga w tabeli Fuszerka II (ostatecznie zespół ten przegrał swój mecz, tracąc matematyczne szanse na złoty medal). Lidera tabeli czekało zatem arcyważne zadanie. Ale czy trudne? Predica zajmowała miejsce w strefie spadkowej, bez szans na utrzymanie. Można było pomyśleć, że gospodarze zignorują ten mecz i podejdą do niego bez większej motywacji. Nic bardziej mylnego! Wprawdzie początek spotkania mógł potwierdzać takowe domysły, ale szybko wróciliśmy na ziemię. Strzelanie rozpoczęli wprawdzie goście, ale Predica dość szybko wyrównała po trafieniu Pawła Lenarta. Kolejne dwa trafienia należały do poirytowanych liderów - w tym gol półprzewrotką autorstwa Saltowskyiego. Kolejne bramki również oglądało się z przyjemnością (zwłaszcza, że piłki trzepotały w obu siatkach). Na 2:3 trafił Orzel, gdy głową wykończył dośrodkowanie z rzutu rożnego. Stały fragment wykorzystali również gracze FC Alliance, podwyższając prowadzenie po strzale z wolnego. Końcówka pierwszej połowy należała do FCA - do szatni schodziliśmy przy rezultacie 3:7. Niemałym szokiem była zatem szalona pogoń gospodarzy w drugiej połowie. Po trzech golach doprowadzili do wyniku 6:7 i poważnie zagrozili rywalom w mistrzowskich planach. Goście ocknęli się po pięknym woleju Polinkina, który trafił w okienko, dając swojemu zespołowi dwubramkowe prowadzenie. I choć Lenart zdobył swoją czwartą bramkę w tym meczu, strzelając z dystansu pod poprzeczkę, gospodarze nie zdołali dogonić swoich rywali i musieli zadowolić się świetnym meczem, który zakończył się wynikiem 7:8.

 

11 LIGA

 

FC VIKERSONN – POGROMCY POPRZECZEK 17:3

Sezon w 11. lidze kończyliśmy meczami o wysoką stawkę. FC Vikersonn walczył o srebrny medal, a Pogromcy Poprzeczek o utrzymanie. Początkowo dysproporcja pomiędzy obiema ekipami początkowo nie była aż tak widoczna. Strzelanie wprawdzie zaczęli faworyci, ale goście dość szybko wyrównali. Później znów przewagi poszukali gracze FCV, strzelając na 2:1 i 3:1. Lider Pogromców, Mateusz Niewiadomy, nie zamierzał jednak odpuścić - zdobył bramkę kontaktową, rozbudzając nadzieje swojego zespołu na utrzymanie. Przed przerwą padło jeszcze kilka goli, ale kwestia ostatecznego rezultatu pozostawała otwarta, bo „do szatni” zawodnicy schodzili przy wyniku 5:3. Raper Białas śpiewał kiedyś, że „wszystko się zmieniło, gdy obroną stał się atak”. Gospodarze wzięli sobie ten wers do serca, bo ich dominacja w drugiej połowie wykraczała poza wszelkie ramy wyrównanej rywalizacji. Gdyby spojrzeć jedynie na drugie 25 minut, wynik wynosiłby… 11:0! Autorami tego pogromu byli przede wszystkim Andrii Kramarenko i Vadym Butenko. Bramki zdobywali lobem, po strzałach piętą lub po koronkowych akcjach w stylu Iniesty i Messiego sprzed lat (wcinka za linię obrony i gol z woleja). Ostateczny rezultat 16:3 potwierdził, że miejsca odpowiednio w pierwszej i ostatniej trójce tabeli nie są dziełem przypadku.

 

FC TORPEDO – OLDBOYS DERBY III 11:2

Broniąca drugiej pozycji w jedenastej lidze drużyna FC Torpedo mierzyła się z zajmującą szóstą lokatę trzecią ekipą Old Boys-ów, dla której końcówka rundy wiosennej nie układała się po jej myśli. Spotkanie lepiej rozpoczęła drużyna gości, która jak zwykle przyszła w szerokiej kadrze i jako pierwsza zdołała pokonać bramkarza drużyny przeciwnej, wychodząc na skromne prowadzenie. Ekipa FC Torpedo szybko doprowadziła do remisu, a jej lepsza komunikacja pomiędzy zawodnikami wraz ze zgraniem przyniosła dwubramkowe prowadzenie. Utrzymująca się niewielka przewaga została jeszcze uszczuplona pod koniec pierwszej części spotkania, kiedy to po przypadkowym faulu pod bramką Andria Barana do rzutu karnego podszedł bramkarz Old Boys-ów Michał Kurowski i mocnym strzałem umieścił piłkę w siatce. Torpedo zdołało jeszcze zdobyć bramkę przed gwizdkiem sędziego prowadząc do przerwy 4:2. Druga część meczu to już zdecydowana przewaga gospodarzy, na całej przestrzeni boiska. Wysoka gra w pressingu w samym zalążku przerywała budowanie akcji i nie pozwalała gościom skutecznie zagrozić bramce, a ofensywa cały czas bezwzględnie powiększała prowadzenie przełamując obronę rywala. Ostateczna wygrana FC Torpedo 11:2 zapewniła im utrzymanie drugiej pozycji lidze, czego gratulujemy, a obu drużynom dziękujemy za dostarczone Nam i kibicom emocje w trakcie całego sezonu

 

GREEN TEAM – PIWO PO MECZU FC 1:8

Spotkanie pomiędzy ekipami Green Teamu i Piwa Po Meczu FC zasadniczo odbywało się o przysłowiową „pietruszkę”. Jednakże nic nie wskazywało na to, że któraś z ekip zbagatelizuje tą rywalizację. Niestety dla widowiska stało się wprost przeciwnie. Mecz w ramach 18 kolejki 11 ligi odbył się w atmosferze pełnej dominacji gości, którzy kontrolowali jego przebieg w stu procentach. Mimo pierwszej, relatywnie wyrównanej połowy, wynik 0:3 nie utrzymał się w drugiej odsłonie zbyt długo. Kolejne bramki stopniowo osłabiały morale gospodarzy, którzy zasadniczo mieli chyba ochotę zakończyć już to spotkanie. Podejście nie dziwi, biorąc pod uwagę kapitalną dyspozycję Krzysztofa Dąbrosia ze składu Piwa Po Meczu FC. To właśnie ten zawodnik, a raczej jego gra, zaważyła na finalnym rezultacie. Dwie asysty i taka sama liczba bramek to wynik ponad stan, co zresztą zdążyliśmy nagrodzić tytułem zawodnika kolejki. Dzięki tej wygranej, goście umocnili swoją przewagę nad III zespołem Old Boys Derby, gospodarze natomiast utrzymali się w lidze mimo odniesionej bolesnej porażki. Wszystko za sprawą meczu trzeciego FC Vikersonn z Pogromcami Poprzeczek, w którym padł wynik 17:3 na korzyść drużyny z Ukrainy. Zatem jedyne co pozostało obydwu rywalom to dokonanie konkretnych transferów z myślą o przyszłym sezonie i solidne przepracowanie okresu przygotowawczego, ponieważ naszym zdaniem, nie pokazali jeszcze w pełni swojego potencjału.

 

ORŁY ZABRANIECKA – DYNAMO WOŁOMIN 2:10

Mecz rozegrany pomiędzy dziewiątą w tabeli drużyną Orły Zabraniecka, a czwartymi Dynamo Wołomin przypominał niestety walkę dwóch bokserów z różnym doświadczeniem. Jeden dopiero zaczął trenować, a drugi boksuje od 5 lat codziennie. Goście czyli drużyna z Wołomina od samego początku postawili twarde warunki drużynie gospodarzy. Już w 3 minucie jak zwykle Kamil Pasieka nie zastanawiając się za długo zdobył bramkę na 0-1 po ładnym podaniu Kacpra Kozłowskiego. Chwilę później mieliśmy już 0-2 dla gości i na spokojnie prowadzili oni to spotkanie. Na 0-3 trafił dobrze nam znany duet Kamil Pasieka i Kacper Urban. Widać, że panowie bardzo dobrze się rozumieją na boisku. Trochę uśpieni przebiegiem spotkania Wołomińscy młodzieżowcy dali sobie strzeli pierwszą bramkę na 1-3 w 15 minucie, ale nie zmieniło to za bardzo obrazu tego spotkania. Karol Ludwiniak i Kacper Urban zdobyli jeszcze dwie bramki po ładnych, indywidualnych okazjach i pierwsza połowę kończyliśmy wynikiem 2-5 dla chłopaków z Wołomina. Druga połowa to nadal teatr jednego aktora, w tym przypadku drużyny z Dynama. Kacper Urban, Kamil Pasieka, Tomasz Dzięcioł tak „kręcili” obroną gospodarzy, że mecz zakończył się wynikiem 2-10 na korzyść gości. Dynamo Wołomin może spokojnie odpoczywać na wakacjach, gdyż ten wynik to dobry prognostyk przed kolejnym sezonem. Orły natomiast muszą się wziąć mocno do roboty jeżeli chcą powalczyć o awans na jesieni.

 

12 LIGA

 

FC ŁAZARSKI – GEORGIA TEAM 4:4

Bardzo ciekawe okazało się starcie ekip FC Łazarski oraz Georgia Team. Wprawdzie gospodarze zapewnili sobie tytuł mistrzowski już jakiś czas temu, stawili się na ostatnim meczu w iście imponującym składzie. Jak widać ekipie Bauyrzhana Zhanuzakova zależało na solidnym podsumowaniu tego sezonu, ale przeciwnik okazał się wyjątkowo wymagający. Gruzini na pewno chcieli zrewanżować się za wcześniejszą, wysoką porażkę i od pierwszego gwizdka stworzyli pełne napięcia widowisko piłkarskie. Obie drużyny prezentują obecnie dość zbliżony styl gry i na pierwszego gola musieliśmy czekać aż do 8 minuty. Ivan Kirianov przejął piłkę w środku boiska i sprytnym lobem pokonał bramkarza gości. Georgia Team błyskawicznie odpowiedziała szybką akcją Lashy Gabritchidze, którą wykończył Genadi Kvantaliani. Początkowa przewaga Łazarskiego przeszła na stronę gości, którzy zdecydowanie częściej byli w posiadani piłki, ale nie przekładało się to na zdobywanie bramek, głównie z powodu słabej celności. Na minutę przed gwizdkiem goście byli o krok od zdobycia prowadzenia, ale piłka tylko obiła poprzeczkę. W drugiej połowie Łazarski przeszedł do ofensywy – chwilę po wznowieniu gry Ivan Kirianov trafił w słupek, a w 28 minucie strzał w poprzeczkę dobił głową Agshin Akbarov. Goście nie mogli przebić się przez ciasną obronę Łazarskiego, ale nadarzyła się okazja z rzutu wolnego. Giorgi Gabritchidze strzelił mocno, ale trafił jedynie w słupek. W całym spotkaniu piłka bardzo często odbijała się od bramki raz jednej, raz drugiej drużyny, co świadczy między innymi o tym, jak dobrze ustawiali się bramkarze, wymuszając na napastnikach szukania trafień przy samym słupku. W 38 minucie defensywa gospodarzy zostawiła trochę miejsca Mislavovi Paic-Karedze, a ten mając mnóstwo czasu precyzyjnie zapakował piłkę do siatki. Minutę później oglądaliśmy prawdopodobnie najbardziej kuriozalnego gola w tej rundzie – daleki wykop gruzińskiego bramkarza zmierzał w kierunku rąk golkipera Łazarskiego, ale Volodymyrowi Petrivowi wydało się, że piłka wypadnie nad poprzeczkę i puścił futbolówkę, która leniwie wpadła do bramki. Przy stanie 3:2 Gruzini zdecydowali się wrzucić kolejny bieg i mimo ciężki warunków pogodowych podkręcili tempo meczu, ale szybko przyniosło to wymierny efekt. Gola wyrównującego po zabójczej kontrze zdobył Lasha Gabritchidze, a na trzy minuty przed końcem Georgia Team wyszedł na prowadzenie po golu Giorgiego Gabritchidze. Ostatnie minuty meczu to szalona pogoń Łazarskiego za remisem i ofiarna obrona ze strony Gruzinów. Zabrakło im dosłownie jednej akcji, bo Osafi Ismatullozoda zdobył upragnionego gola na 4:4, a bezpośrednio po tym trafieniu sędzia zakończył mecz.

 

GENTLEMAN WARSAW TEAM – FC CHOSZCZÓWKA 2:14

Mecz pomiędzy ekipami Gentleman Warsaw Team, a FC Choszczówką był pojedynkiem pomiędzy ostatnią, a czwartą drużyną ligi. W zasadzie sama pozycja jak i predyspozycje zawodników w obydwu składach skłaniały nas do jednogłośnego werdyktu. Faworyt mógł być tylko jeden, a nasze przedmeczowe predykcje sprawdził się w stu procentach. Drużyna gości gładko poradziła sobie z gospodarzami, wygrywając w stosunku dwa do czternastu. Tym razem jednak możemy mówić o drobnym progresie w wykonaniu Gentleman Warsaw Team. W poprzednim starciu tych ekip wynik brzmiał 15:1, więc zdobycie jednej bramki więcej, przy stracie jednej mniej należy traktować jako drobny oraz mały krok w przód. Do bramki rywala tego dnia strzelali Wojciech Dobrowolski oraz etatowy snajper, Michał Dang. Wśród pozytywów po drugiej stronie barykady należy natomiast wyróżnić kapitalny tercet ofensywny. Mowa tu o Cezarym Basiorze, Patryku Opęchowskim oraz Piotrze Dąbrowskim. Wcześniej wymieniona trójka zawodników zdobyła łącznie 11 z 14 bramek, zdobywając przy tym 8 asyst. Bez wątpienia stawia to ekipę FC Choszczówki w roli czarnego konia przyszłorocznych rozgrywek. W przypadku gospodarzy jednakże potrzebne są poważne zmiany i wzmocnienie składu, kilkoma dobrymi zawodnikami. To co najbardziej rzuca się w oczy to brak cofnięcia się po błędzie zawodnika tracącego piłkę oraz niechęć po straconej bramce. Jeżeli te aspekty ulegną poprawie istnieje szansa, że w kolejnych rozgrywkach drużyna ta zaliczy spory progres, który jak mamy nadzieje, przełoży się na zdobyte bramki i punkty.

 

FC MITOTITO – GANG ZACISZE 12:1

Mimo niezłego startu rozgrywek ekipa gości, czyli Gangu Zacisze, pozostałe mecze przegrała w bolesnych okolicznościach. Drużyna Rafała Sierheja po trzech kolejkach miała sześć punktów i nic nie wskazywało żeby miało się coś zmienić. Niestety problemy kadrowe zdecydowało o ich finalnym braku promocji do wyższej ligi. Minionej niedzieli przyszło im się zmierzyć z arcytrudnym rywalem czyli FC Mitotito. Gospodarze tego meczu dysponują dobrym blokiem defensywnym, przez co goście mogli spodziewać się sporego wyzwania, jakim niewątpliwie było pokonania Karola Nowickiego broniącego dostępu do bramki. Przebieg spotkania niestety nie różnił się zbytnio od naszych przedmeczowych dywagacji. Pierwsza połowa upłynęła pod znakiem kolejnych bramek, którymi dzielili się Michał Lechowicz oraz Tomasz Wysogląd. W drugiej odsłonie tego meczu mieliśmy do czynienia z podobnym obrazem deklasacji, co jednak nie zdeprymowało ekipę Gangu Zacisze, która dążyła do strzelenia bramki. Honorowe trafienie dla przedostatniej drużyny ligowej tabeli, po składnej akcji zdobył Jakub Urbański, którego niezłym podaniem odnalazł kapitan zespołu, Rafał Sierhej. Wynik spotkania to 12:1, mimo tego faktu należy wspomnieć, że zaangażowanie przegranych należy niewątpliwie docenić. Mimo braku zmian i nominalnego bramkarza, wyszli na to spotkanie by podjąć walkę. Sztuka ta co prawda im się nie udało, ale w przyszłym sezonie kto wie ? Jedyne co jest pewne to to, że z przyjemnością chcielibyśmy ich zobaczyć w kolejnej odsłonie naszej Ligi Fanów.

Data utworzenia artykułu: 2022-06-20 18:03
Facebook
Tabela
Poz Zespół M Pkt. Z P
5   TUR Ochota 12 18 5 4
4   ALPAN 12 18 6 6
8   FC Kebavita 12 10 3 8
3   FC Otamany 12 25 8 3
6   In Plus & Pojemna Halina 12 15 5 6
7   Explo Team 12 11 3 7
2   Gladiatorzy Eternis 12 31 10 1
9   Esportivo Varsovia 12 9 3 9
10   Warsaw Bandziors 12 4 1 10
1   EXC Mobile Ochota 12 32 10 0
Social Media
Youtube SUBSKRYBUJ



Reklama