USUŃ NA 24H
MENU LIGOWE
POZIOMY ROZGRYWEK
AKTUALNOŚCI
ROZGRYWKI
STATYSTYKI
FUTBOL.TV
TURNIEJE
WYWIADY
Puchar Fanów
GALERIA
Ekstraklasa
1 Liga
2 Liga
3 Liga
4 Liga
5 Liga
6 Liga
7 Liga
8 Liga
9 Liga
10 Liga
11 Liga
12 Liga
13 Liga
14 Liga
Menu podręczne
Menu podręczne - 2 Liga
Relacje meczowe: 2 Liga
2024-04-21 - Niedziela
Kolejka 12
ID
Godzina
Gospodarz
Wynik
Gość
Raport
1
13:00
( 2 : 3 )
3 : 7
Raport

     

Gospodarze zdecydowanie lepiej weszli w ten mecz i już w 6 minucie wyszli na prowadzenie po golu Yauheniego Kryhina. W 11 minucie było już 2:0, gdy bramkę - trochę na raty - strzelił Serhii Pavlov. Początkowo Dziki grały bardzo ospale i jakby bez pomysłu na rozegranie, ale ekipa Arka Żyznowskiego rozkręcała się z minuty na minuty i łapała swój rytm. W 15 minucie piękną wrzutką z rzutu wolnego popisał się Kacper Wójtowicz, a Ayhan Emiroglu dołożył tylko nogę i goście zdobyli gola kontaktowego. Już po chwili było 2:2 po trafieniu Michała Śpiewaka, a napór gości tylko wzrastał. W 21 minucie kapitalny strzał z rzutu wolnego oddał Jacek Miracki, ale równie fenomenalną paradą wykazał się golkiper Niko – Ivan Losik. Goście nie zdejmowali nogi z gazu i jeszcze przed przerwą wyszli na prowadzenie po golu Przemysława Skrzydlewskiego. W drugiej części meczu FC Niko UA klasycznie zmieniło golkiperów i między słupkami stanął Dmytro Zaiachuk, który już od gwizdka wznawiającego grę miał ręce pełne roboty, a skapitulował w 28 minucie, kiedy podanie z rzutu rożnego Michała Śpiewaka spadło pod nogi Jacka Mirackiego, a ten zapakował piłkę do siatki. Gospodarze również nie próżnowali i wciąż groźnie atakowali bramkę Arkadiusza Żyznowskiego, ale brakowało solidnego wykończenia, a w 30 minucie zmarnowali nawet 100% szansę na gola. Szybko się to zemściło, bo na 2:5 trafił Przemysław Skrzydlewski i mający trzybramkową przewagę Dziki zaczęły raczej kontrolować to spotkanie. Wprawdzie w 39 minucie gola zdobył Anatolii Ursu, jednak goście nie stracili już czujności w obronie, a do tego rozegrali zabójczą końcówkę. W 49 minucie trafił Przemysław Skrzydlewski, a przysłowiową kropkę nad i postawił Kacper Wójtowicz i sędzia zagwizdał koniec spotkania przy wyniku 3:7. 

2
13:00
( 0 : 3 )
3 : 5
Raport

     

Niezwykle istotne spotkanie w kontekście utrzymania w 2.lidze rozegrali w niedzielę miedzy sobą reprezentanci Tylko Zwycięstwo i Warszawskiej Ferajny. Punkty w tym meczu liczyły się razy dwa, zwłaszcza dla przedstawicieli drugiej z tych ekip, bo dla nich to był tak naprawdę ostatni dzwonek, by realnie zasygnalizować, że zależy im na pozostaniu na tym szczeblu rozgrywkowym. No i trzeba im oddać, że na boisku tę determinację było widać od pierwszych minut. Kacper Domański i spółka od początku przejęli inicjatywę, mieli sporo sytuacji i część z nich udało im się wykorzystać. Nam najbardziej podobał się gol na 2:0, gdy Anass el Ansari świetnym podaniem odnalazł Konrada Pietrzaka, a ten z główki, niemal z zerowego kąta, zmieścił piłkę w siatce. Wynik po pierwszej połowie brzmiał 3:0, aczkolwiek pod koniec tej części gry Tylko Zwycięstwo trochę się przebudziło, zaczęło się odgryzać i mieliśmy nadzieję, że chłopakom uda się ten trend przełożyć także na drugą odsłonę. Zanim jednak bracia Jałkowscy i spółka wzięli się do roboty, to zdążyli stracić jeszcze jednego gola. Po kolejnym kapitalnym zagraniu Anassa el Ansariego, fantastycznym wolejem popisał się Patryk Nowicki i było 4:0. I mniej więcej wtedy z Ferajny trochę uleciało powietrze, co zaczęli wykorzystywać oponenci. Szybko zrobiło się 4:1, potem 4:2 a gdy nominalni gospodarze zdobyli bramkę kontaktową, to wszystko stało się tutaj możliwe. Wtedy sprawy w swoje nogi wziął kapitan Ferajny. Piłkę z autu do Kacpra Domańskiego dostarczył Franciszek Pogłód, a popularny Kapi zdołał ją przytomnie osłonić przed rywalem, a następnie chytrym strzałem po krótkim rogu przywrócił Ferajnie bezpieczny bufor. Więcej goli już tutaj nie padło i Tylko Zwycięstwo musiało się pogodzić z porażką. Bolesną, bo druga połowa pokazała, że można było z tego spotkania wycisnąć więcej. To wypisz-wymaluj przypominało nam ich mecz z AFC Goodfellas z końca marca, gdzie też premierowa odsłona do zapomnienia, ale druga była już fajna i udało się wywalczyć remis. Tutaj podział punktów też był w zasięgu, jakkolwiek naszym zdaniem Ferajna była z przebiegu spotkania minimalnie lepsza i zasłużyła na wygraną. Zwłaszcza pierwsze 25 minut było w ich wykonaniu naprawdę świetne i należy im życzyć, by w ten sposób (i najlepiej nie jedną połowę, a dwie) grali jak najczęściej. Wówczas perspektywa utrzymania stanie się bardzo realna.

3
18:00
( 2 : 7 )
3 : 17
Raport

     

O 18:00 na sektorze B doszło do meczu pomiędzy Green Lantern oraz UEFA Mafia Ursynów. W roli zdecydowanego faworyta podchodziła do tej potyczki ekipa gości, mając aż 6 punktów przewagi nad drużyną gospodarzy. W bardzo krótkim czasie od wejścia na plac gry UEFA przejęła kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami i stopniowo potwierdzała to bramkami, które stopniowo tworzyły ogromną przewagę nad przeciwnikiem. Zaledwie 6 minut wystarczyło, aby Adam Goleń ustrzelił hattricka. Przy wyniku 0:5 lider drużyny Zielonych Latarnii Mikołaj Wysocki zdobywa pierwszą bramkę dla swojej drużyny. Do przerwy UEFA spokojnie kontroluje jednak przebieg spotkania, a wynik wynosił 2:7. W drugiej części meczu stało się najgorsze - przegrywający odpuścili, przestali się wracać i starać o dobry rezultat. Wszystkie trzy trafienia dla Green Lantern zdobył Mikołaj Wysocki. Drużyna gości wykorzystała bezbłędnie zaistniałe okoliczności, przez co wynik spuchł do ogromnych rozmiarów. Przyjemnie się patrzyło na ich mechanizm tworzenia akcji, indywidualnych pojedynków oraz gry z pierwszej piłki. Wynik 3:17 mówi zresztą sam za siebie.

4
19:00
( 1 : 4 )
2 : 6
Raport

     

Będąca w strefie spadkowej drużyna Korsarzy miała przed sobą trudne zadanie, aby urwać punkty Orzełom Stolicy, które zajmują najniższy stopień podium. Pierwsze 10 minut dość mocno owocowało w gole. Jako pierwsi bramkarza rywali pokonali goście, a chwilę później patrzyli jak ich golkiper po strzale z rzutu wolnego wyciąga piłkę z siatki. Kolejne zdobyte bramki należały już tylko do Orzełów, które lepiej prezentowały się na płycie boiska, potrafiąc wykorzystać swoje walory. Korsarze starali się pozostać w grze, lecz nie byli w stanie efektywnie zagrozić bramce strzeżonej przez Pawła Wiśniewskiego. Przewaga gości powoli robiła się coraz bardziej widoczna, lecz mimo to gospodarze nie poddawali się w dążeniu do swojego celu, starając się im dorównać oponentom. Pierwsza połowa zakończyła się trzybramkowym prowadzeniem Orzełów. Druga odsłona meczu również należała do gości. Tym razem była jednak bardziej wyrównana i obie ekipy grały najlepiej jak tylko mogły. Co prawda Orzeły już w 26 minucie zdobyły gola, lecz Korsarze cały czas starali się, aby opuścić flautę i z wiatrem w żaglach odmienić losy spotkania. Ta sztuka się nie udała i goście po raz kolejny pokonali stojącego między słupkami Pawła Wiśniewskiego. Podobnie jak w pierwszej części meczu gospodarze zdołali zdobyć tylko jednego gola, ostatecznie przegrywając mecz 2:6, lecz nie można im odmówić braku woli walki. Goście pozostali na najniższym stopniu podium, natomiast Korsarze spadli o jedną pozycję, pozostając wciąż z realną szansą na opuszczenie "czerwonej" strefy.

5
19:00
( 0 : 0 )
5 : 1
Raport

     

Mecz na szczycie – tak śmiało możemy określić pojedynek pomiędzy KSB a Husarią Mokotów. Drużyny te znają się doskonale, ponieważ nie tylko w naszej lidze toczyły między soba batalie. W lepszej sytuacji byli goście, którzy prowadzą w ligowej tabeli i mieli sześć punktów przewagi nad niedzielnymi oponentami. Od początku mecz stał na bardzo wysokim poziomie i tempo mogło niejednego przyprawić o ból głowy. Widać było, że drużyny wiedzą o sobie dużo i żadna z nich nie była w stanie pokonać golkipera rywali. Pierwszą wartą odnotowania sytuację mieliśmy w 10 minucie, kiedy to dwóch zawodników skoczyło do siebie z rękoma i sędzia był zmuszony do wyrzucenia ich z boiska za pomocą czerwonych kartek. Pomimo głosów, że sędzia tą decyzją mógł „zabić mecz”, od tego momentu mieliśmy już czysto piłkarskie emocje. Gra w okrojonych składach też nie przyniosła zmiany rezultatu i na przerwę drużyny schodziły z wynikiem bezbramkowym. Przez prawie cały pierwszy kwadrans drugiej połowy sytuacja wyglądała bardzo podobnie i pierwszą bramkę zobaczyliśmy dopiero w 38 minucie a była ona autorstwa zawodnika gospodarzy. Trafienie to znacznie otworzyło spotkanie i w ciągu kilku minut gospodarze aż trzykrotnie pokonali golkipera gości. Chwilę później zawodnicy Husarii zdobyli bramkę, ale ostatnie słowo należało do zawodników KSB, którzy ustalili wynik spotkania na 5:1. Po bardzo emocjonującym meczu drużyna KSB zdobywa trzy punkty i zmniejsza stratę do rywala do trzech "oczek". Zawodnicy Husarii Mokotów ponoszą drugą porażkę w tym sezonie i okazji do kolejnej zdobyczy punktowej muszą poszukać w następnej kolejce.

Reklama