Menu podręczne - Sezon 2024/2025
Relacje meczowe: 2 Liga
KSB Warszawa wchodziło w spotkanie z jasnym planem - wygrać, aby utrzymać miejsce w strefie medalowej. Goście natomiast planowali godnie pożegnać się II ligą. Już w 5 minucie, Maksym Hluschenko otworzył wynik spotkania, wykorzystując podanie od Macieja Grabickiego. Warszawska Ferajna starała się jednak walczyć i nawet udało im się wyrównać na 1:1 - Kacper Domański wykorzystał kontratak. Co więcej, goście mogli wyjść na prowadzenie 2:1, jednak tym razem obrona KSB nie dała się wywieźć w pole. Później jednak Anatolii Nahorichnyi wyjaśnił losy spotkania w około 5 minut - najpierw strzelił bramkę na 2:1, po chwili dorzucił dwie asysty. Ferajna próbowała się odgryźć, ale brakowało jej skuteczności i na przerwę gospodarze schodzili z komfortowym wynikiem 4:1. W drugiej połowie goście zaczęli od dobrego strzału, ale górą był dobrze dysponowany Kacper Kułakowski. Później natomiast byliśmy już świadkami dużej przewagi KSB Warszawa, które stopniowo odjeżdżało swojemu przeciwnikowi. Pierwsze skrzypce grał Maciej Grabicki, który w tej odsłonie dorzucił aż 6 punktów do swojego kanadyjczyka, a cały mecz skończył z 4 bramkami i 5 asystami. Goście natomiast walczyli o honor, zostawiając na boisku dużo zdrowia. Walka ta pozwoliła zawodnikom Warszawskiej Ferajny zmniejszyć wyniki porażki w ostatnich minutach, jednakże gospodarze odnieśli pewne zwycięstwo 10:4. Tym samym KSB Warszawa wykorzystało potknięcie Dzików Młochów i zdobyło srebrne medale 2.ligi. Gratulacje!
Husaria Mokotów do meczu z Niko UA podeszła skoncentrowana, mając za cel wygrać ostatni mecz sezonu. Od początku goście próbowali szybko przejąć inicjatywę i po kilku minutach wyszli na prowadzenie. Gdy padła bramka na 0:2 wydawało się, że odskoczą szybko z wynikiem i zaliczą kolejne wysokie zwycięstwo. Jednak ekipa z Ukrainy potrafiła najpierw zdobyć gola kontaktowego, a następnie doprowadziła do wyrównania. W ekipie gospodarzy wyróżniał się Nikita Zgura, który potrafił wykorzystywać błędy rywali i finalizował akcje swojego zespołu. Husaria jakby zadowolona z mistrzostwa, nie forsowała gry na maksimum swoich możliwości, stąd rywale poczuli, że mogą tutaj osiągnąć korzystny wynik. Przed przerwą obudzili się podopieczni Tomka Hubnera i strzelili dwie bramki. Niko odpowiedziała jednym trafieniem i po 25 rywalizacji mieliśmy wynik 3:4. Po zmianie stron Husaria szybko straciła bramkę a rezultat 4:4 dość długo pozostawał obowiązującym. Dopiero po rzucie wolnym Tomek Hubner ponownie dał prowadzenie faworytom. Niko UA nie poddawało się i walczyło do końca, jednak w końcówce duet Janek Grzybowski i Tomek Hubner swoimi akcjami zapewnili Husarii kolejne trzy punkty. Fc Niko UA mimo ambitnej walki spada o ligę niżej, ale z pewnością ta ekipa jeszcze będzie walczyć o najwyższe cele w kolejnej kampanii.
Wydawać by się mogło, że różnica punktowa przed meczem tych dwóch zespołów była na tyle duża, że gospodarzy można było uznać za murowanych faworytów. Okazało się jednak, że o ile predykcje wynikowe sprawdziły się całkiem nieźle, o tyle gracze z Ursynowa byli chyba zaskoczeni, jak ciężko było im zdobyć 3 punkty do ligowej tabeli. Zacznijmy od tego, że Szymon Jałkowski ustrzelił pajęczynę w bramce gospodarzy i to goście rozpoczęli mecz od prowadzenia. Nie nacieszyli się jednak zbyt długo tym wynikiem, bo Michał Piłatkowski trafił do siatki po podaniu Adama Golenia i mieliśmy remis. W kolejnych minutach dwa ciosy wyprowadzili bracia Goleń – Adam i Jan, którzy sprawili, że na tablicy wyników widniał wynik 3:1. Przed przerwą trafił jednak Piotr Wadowski i ustalił wynik pierwszych 25 minut na 3:2. Drugą połowę rozpoczęliśmy od bramki Piłatkowskiego, na którą odpowiedzieli Leszczuk i Szymon Jałkowski, który doprowadził do remisu 4:4. W szeregach UEFY nastąpiła potężna mobilizacja, która przerodziła się w końcu w bramki. Najpierw do siatki po podaniu „Zająca” trafił Marcin Kraczek, a chwilę później, przy akompaniamencie okrzyku radości, bramkarza po kilku próbach w końcu pokonał Jakub Komendołowicz. Bramkę kontaktową udało się zdobyć Piotrkowi Wadowskiemu, ale to reprezentanci Ursynowa byli tego dnia lepsi i za sprawą Piotra Kosiarskiego, wygrali to spotkanie 7:5. Warto nadmienić, że dla strzelca ostatniej bramki, było to pierwsze w historii trafienie w Lidze Fanów, co koledzy hucznie świętowali zaraz po zdobytym trafieniu.
Wynik może tego nie potwierdza, ale przez długi czas oglądaliśmy naprawdę ciekawe spotkanie wieczorową porą na Arenie AWF. Na szczególną uwagę zasługuje fakt, że Orzeły Stolicy walczyły w tym meczu o wygraną i możliwe przeskoczenie w tabeli Dzików Młochów, którzy rozgrywali swoje spotkanie na sąsiednim boisku. Mecz lepiej rozpoczęli gospodarze, a bramkę zdobył Mateusz Wydrzyński. W odpowiedzi przepięknym strzałem popisał się Sebastian Bartczuk i trzeba jasno powiedzieć, że bramkarz Orzełów nie miał w tym wypadku nic do powiedzenia. Na boisku oglądaliśmy wyrównane spotkanie, ale bramki padały do końca pierwszej połowy już tylko dla jednego zespołu, a strzelał je przede wszystkim, będący tego dnia w morderczej formie Maciej Kiełpsz. Najpierw Maciek trafił po podaniu Tomasza Czerniawskiego, następnie huknął z wolnego ze swojej piekielnej lewej nogi, a połowę zakończył trafieniem po podaniu od bramkarza – Arkadiusza Ciołka. Dodając do tego bramkę Jana Wnorowskiego, okazało się, że na przerwę zeszliśmy z rezultatem 5:1. W drugiej połowie Green Lantern podejmowało starania, żeby zmniejszyć rozmiary porażki, a chwilę po przerwie do siatki trafił Mikołaj Wysocki. To jednak było tego dnia za mało, bo znów rakietę odpalił Maciej Kiełpsz i sytuacja wróciła do normy – oba zespoły ładnie próbowały grać piłką, ale do siatki trafiały głównie Orzeły. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 12:4 i choć zza linii bocznej nie można powiedzieć, że przewaga Orzełów była aż tak wyraźna, to jednak ich skuteczność sprawiła, że nikt nie będzie dyskutował z tym, iż było to w pełni zasłużone zwycięstwo. Jak się chwilę później okazało, te 3 punkty ważyły dużo, bo Orzeły przeskoczyły Dziki w tabeli i zdobyły brązowe medale w 2 lidze!
W niedzielny wieczór na arenie AWFu trwał korespondencyjny pojedynek o medale między Dzikami a Orzełami. Ekipa z Młochowa w przypadku wygranej nie musiałaby już się oglądać na mecze swoich konkurentów do podium. Wszystko zaczęło się niemal idealnie, bo po okresie wyrównanej gry obu zespołów to gospodarze strzelili pierwsi bramkę. Korsarze od tego momentu jakby na chwilę zagubili się i efektem tego były kolejne trafienia dla Dzików. Pierwsza połowa mimo, że z gry raczej nie wynikała wielka przewaga ekipy Arka Żyznowskiego, zakończyła się wynikiem 3:0. Sam bramkarz Dzików grał kapitalnie i był nie do pokonania w premierowej odsłonie. Po zmianie stron obraz gry się nie zmieniał i co więcej - zespół z Młochowa strzelił czwartego gola. Do końca pozostało około 15 minut. Gdy wydawało się, że już nic się nie wydarzy, to pięć minut wstrząsnęło poważnie ekipą z Młochowa. Praktycznie każda akcja Korsarzy kończyła się bramką i na niespełna 5 minut do końca mieliśmy wynik 4:4. Ta strata bramek podziałała na Dzików jak lodowaty prysznic. Gdy Kuba Łojek strzelił po chwili bramkę na 4:5 stała się rzecz niewiarygodna dla Orzełów, którzy odbierali meldunek z tego boiska przy stanie 4:0. Gospodarze rzucili się do szaleńczego ataku i zdołali wyrównać. Tyle że potrzebowali zwycięstwa, co powodowało, że musieli w samej końcówce zaryzykować. Nie udało się, bo goście wyszli z kontrą i strzelili bramkę na 5:6. Szok i niedowierzanie w sztabie Dzików. Radość i szampany w ekipie Orzełów a gdzieś po środku Korsarze, którzy pokazali w tej rundzie kapitalną formę i szacunek dla nich, że do końca walczyli o punkty, które jednych ucieszyły a drugich zasmuciły. Ale taka jest właśnie piłka i tak emocjonujące są rozgrywki w Lidze Fanów.