USUŃ NA 24H
MENU LIGOWE
POZIOMY ROZGRYWEK
AKTUALNOŚCI
ROZGRYWKI
STATYSTYKI
FUTBOL.TV
TURNIEJE
WYWIADY
Puchar Fanów
GALERIA
Ekstraklasa
1 Liga
2 Liga
3 Liga
4 Liga
5 Liga
6 Liga
7 Liga
8 Liga
9 Liga
10 Liga
11 Liga
12 Liga
13 Liga
14 Liga
Menu podręczne
Menu podręczne - 7 Liga
Relacje meczowe: 7 Liga
2024-04-21 - Niedziela
Kolejka 12
ID
Godzina
Gospodarz
Wynik
Gość
Raport
1
15:00
( 1 : 3 )
2 : 4
Raport

     

FC Ballers odrodzili się na starcie drugiej części sezonu. Odnieśli dwa zwycięstwa, potem minimalnie przegrali z Bulbezem, ale ogólnie rzecz ujmując, ich postawa w tym roku kalendarzowym mogła się podobać. W związku z tym byli lekkim faworytem potyczkami z Zarubami, tym bardziej, że niedzielni konkurenci notowali ostatnio passę dwóch z rzędu porażek. To spowodowało, że gracze w różowych koszulkach spadli z podium i nie można było pozwolić sobie na kolejną wpadkę. I trzeba oddać tej ekipie, że mecz z Ballersami rozpoczęła znakomicie. Już w pierwszej akcji spotkania gola zdobył Oskar Kość. Widać było, że to dało zespołowi pozytywnego impulsu, który przełożył się na dalszą część premierowej odsłony. Aktywny był zwłaszcza Michael Platonov i to on w 9 i 10 minucie podwyższył prowadzenie na 3:0. Takiego wyniku, w tak krótkim okresie na pewno nikt się nie spodziewał, natomiast wiedzieliśmy, że Ballers w końcu wezmą się za robotę. Pierwszy sygnał dali pod koniec tej części gry, gdy wreszcie otworzyli swój dorobek bramkowy. W drugiej połowie dołożyli kolejnego gola i to oni byli na fali wznoszącej. Nie brakowało zresztą okazji, by doprowadzić do wyrównania i pewnie nawet oponenci zdawali sobie sprawę, że lada moment to spotkanie może im się wymknąć z rąk. Na gwałt potrzebowali bramki, która dałaby im trochę oddechu. No i w 45 minucie dopięli swego. Po wbiciu piłki z rzutu rożnego przez Valerija Rusala doszło do dużego zamieszania w polu karnym FC Ballers, gdzie najprzytomniej zachował się Adam Gutowski i z bliskiej odległości wpakował piłkę do siatki. Zaruby nie oddały już dwubramkowego prowadzenia do samego końca i wygrały mecz w stosunku 4:2. Początkowo wydawało się, że sukces przyjdzie im łatwiej, natomiast ważny był efekt, zwłaszcza, że po dwóch z rzędu porażkach, bardzo potrzebowali trzech punktów. Z kolei FC Ballers zagrali chyba najsłabsze spotkanie w tej rundzie, no i wyrzucać mogą sobie przede wszystkim kiepski początek. Gdyby wówczas nie stracili tylu goli, to druga połowa pokazała, że spokojnie można było się tutaj pokusić o znacznie lepszy rezultat.

2
17:00
( 0 : 3 )
1 : 9
Raport

     

Mecz tych dwóch ekip był ważny w kontekście utrzymania. Na musiku było Tornado, które w razie porażki mocno utrudniłoby sobie walkę o pozostanie w lidze. TRCH natomiast, choć też zamieszane w rywalizację o utrzymanie, miało szansę na coś więcej w tym sezonie. Jak się okazało, choć obie ekipy były blisko siebie w tabeli, to był to jednostronny mecz. Goście z każdą kolejną minutą się rozkręcali, a duet Kamil Pasik – Corneille Malonga sprawiał wiele problemów defensywie gospodarzy. Właśnie ci dwaj zawodnicy otworzyli wynik tego spotkania, a następnie podwyższyli na 0:2. TRCH prowadziło grę, potrafiło wyprowadzić więcej składnych akcji, a do tego przewyższali też rywali indywidualnościami. Corneille Malonga potrafił niekiedy związać trzech rywali wokół siebie, a i tak wychodził z tych pojedynków obronną ręką. Do przerwy TRCH prowadziło 0:3 i był to wynik jak najbardziej zasłużony. Tornado nie miało już zbyt wiele do stracenia, gospodarze musieli się otworzyć, a to było jak woda na młyn dla rywala, który potrafił szybko przetransportować piłkę spod własnego pola karnego, na pole karne przeciwnika. Gospodarze nie bardzo mieli pomysł na dobrze zorganizowaną defensywę TRCH, mocniejszy pressing też nie pomagał, bo team Kamila Pasika był bardzo pewny w rozegraniu. I co najważniejsze, konsekwentnie punktował rywala, powiększając swoją przewagę. Dopiero przy stanie 0:7 Tornado zdobyło swoją pierwszą i jak się później okazało honorową bramkę. Ostatecznie TRCH wygrało 1:9 grając niemal perfekcyjny mecz. Adrian Kras bronił pewnie, Hubert Posacki dobrze działał w destrukcji, przy okazji zaliczając hattricka. Do tego Kamil Pasik i Corneille Malonga zagrali na swoim poziomie i to w pełni wystarczyło na Tornado. Ekipa Michała Nawrockiego musi szukać punktów w innych meczach, ale przede wszystkim musi odnaleźć swoją dobrą formę z jesieni.

3
19:00
( 3 : 0 )
6 : 1
Raport

     

Na Arenie Grenady rzadko mamy okazję oglądać mecze na szczycie. Ale w ostatnią niedzielę do takowego doszło, bo w 7.lidze lider podejmował wicelidera, czyli Virtualni mierzyli się z Furduncio Brasil FC. To był mecz, gdzie nominalni gospodarze chcieli wyrównać rachunki z Brazylijczykami, bo w rundzie jesiennej prowadzili z nimi 3:2, a mimo to w samej końcówce dali sobie wbić dwa gole i przegrali 3:4. Warto odnotować, że zwycięskie trafienie dla Canarinhos zanotował wówczas bramkarz, Bruno Martins. Tego zawodnika niestety w niedzielę nie zobaczyliśmy z powodu kontuzji, co stanowiło sporą stratę. Sam mecz, zwłaszcza w pierwszej połowie był bardzo wyrównany. Być może te słowa nie korespondują z wynikiem, który po 25 minutach brzmiał 3:0 dla Virtualnych, ale to nie było spotkanie do jednej bramki. Brazylijczycy też mieli swoje okazje, lecz kapitalnie bronił Jerzy Modzelewski. Z kolei po stronie Virtualnych szalał jak zwykle Szymon Kolasa. To on napoczął Canarinhos i to w głównej mierze on ciągnął drużynę do wygranej. W drugiej połowie prowadzący utrzymywali swoją przewagę. Co prawda długo im zajęło, by zmienić wynik na 4:0, ale gdy to zrobili, to było już jasne, że nie dadzą sobie zrobić krzywdy. Zwłaszcza, że tak jak w ostatnich meczach można było narzekać na defensywę Virtualnych, tak tutaj świetnie trzymał ją Michał Burakowski. Linia obronna późniejszych triumfatorów pomyliła się tylko raz, gdy bramkę dla oponentów zdobył Rafael Andrade, ale na to trafienie podopieczni Marka Giełczewskiego odpowiedzieli dwukrotnie i w pełni zrewanżowali się za porażkę z jesieni. I biorąc pod uwagę, że Virtualni grali już i z Bulbezem i z Furduncio, to te trzy punkty mogą się okazać kluczowymi w kontekście walki o złoto. Grając w ten sposób (i w takim składzie) nie widzimy bowiem nikogo, kto tej ekipie mógłby w jakikolwiek sposób zagrozić.

4
19:00
( 2 : 4 )
4 : 9
Raport

     

W starciu Drwali z Bulbezem murowanym faworytem był team z Bemowa. Spotkanie rozgrywane pomiędzy meczem Legii, a El Clasico sprawił, że goście mieli niemały problem ze składem. Na szczęście scouting Bulbezu rozszerzył się ostatnio poza Warszawę i okolice i dotarł aż do Afryki, stąd debiut w teamie Michała Rychlika zanotował Meliko Grahama, zawodnik rodem z Kamerunu. Luc Kończal poszedł jeszcze dalej. Wiemy, że Tartak przeżywa poważny kryzys kadrowy, stąd na ratunek przyszły mu posiłki aż z kosmosu, a dokładniej Cosmosu United, który również z powodów kadrowych musiał wycofać się ze swojej ligi. Przechodząc już do samego meczu, to lepiej zaczęli goście, obejmując prowadzenie tuż po rozpoczęciu. Chwilę później wyrównał Łukasz Łukasiewicz, ale długo taki stan rzeczy się nie utrzymał, bo w mgnieniu oka Bulbez znów wyszedł na prowadzenie. Po tak intensywnym początku spotkanie nieco się uspokoiło. Aż do 16 minuty w której Szymon Golonka podwyższył na 1:3. Do przerwy obie ekipy trafiły po razie i po 25 minutach mieliśmy wynik 2:4. Po zmianie stron Bulbez zaczął mocniej przeważać, co przełożyło się na kolejne 4 bramki i było już jasne, że złego się tutaj faworytowi nie przytrafi. Do tego swoje na bramce zrobił Maciek Miękina, a dwa kolejne gole strzelone przez Tartak, to raczej rozprężenie w szeregach obronnych. Wynik na 4:9 ustalił Meliko Graham, tym samym udowadniając, że menager Bulbezu zna się na rzeczy i potrafi wynaleźć prawdziwe perełki, by wzmocnić swój team.

5
22:00
     

Minionej niedzieli na boiskach warszawskiego AWF-u mieliśmy okazję obserwować spotkanie pomiędzy drużyną KK Wataha Warszawa z zespołem Drunk Team. W przedmeczowych zapowiedziach oczekiwaliśmy wyrównanego pojedynku i właśnie taki scenariusz stał się faktem. Drunk Team od pierwszego gwizdka sędziego rozpoczął zmasowane ataki i gospodarze przechodzili prawdziwy test bloku defensywy. Wataha dzielnie przetrzymała napór oponenta, w dodatku po jednej z wybronionych sytuacji w 6 minucie bramkę z szybkiego kontrataku zdobył Wojciech Wolny. Niecałe dwie minuty później dał o sobie znać niezawodny duet Janowski - Walo, który po sprytnie rozegranym rzucie rożnym doprowadził do remisu. Przy wyniku 1:1 gra stała się bardziej wyrównana i obie ekipy stwarzały groźne sytuacje pod bramką rywala. W 18 minucie Łukasz Walo znalazł się w świetnej sytuacji i umieścił piłkę w siatce, bramka została jednak niezaliczona, ponieważ przed strzałem kapitan Drunk Team był nieprzepisowo zatrzymywany przez defensora gospodarzy i na boisku rozległ się dźwięk gwizdka. Zgodnie z przepisami gol został anulowany i Drunkersom przyznany został rzut wolny, do którego podszedł Michał Janowski. Według przysłowia „oliwa sprawiedliwa, na wierzch wypływa” wpakował piłkę do siatki. Przed przerwą wcześniej wspomniany duet gości zdobył dwa gole i wydawało się, że Drunk Team będzie schodził na przerwę z dwubramkową przewagą. Nic bardziej mylnego. Wataha przed końcem pierwszej połowy zadała dwa szybkie ciosy i połowa zakończyła się rezultatem 4:4. Po zmianie stron długo czekaliśmy na zmianę wyniku, obie strony atakowały, ale miały problem ze skuteczną finalizacją. Bardziej klarowne sytuacje miała jednak ekipa Drunk Team, natomiast świetnie spisujący się w bramce gospodarzy Piotr Szwedo swoimi interwencjami kilkukrotnie wprawiał ich w zdumienie. Sposób na goalkeepera Watahy w drugiej odsłonie meczu znalazł dopiero w 44 minucie Paweł Zalewski, trafiając z rzutu wolnego. Goście nie oddali prowadzenia do samego końca, a minutę przed przerwą dołożyli jeszcze jedno trafienie. Drunk Team dzięki wygranej włącza się do pościgu za podium. Dodatkowo w tabeli 7 ligi robi się naprawdę ciasno. Różnica sześciu punktów między siódmą a trzecią pozycją zapowiada duże emocje w następnych kolejkach!

Reklama