Menu podręczne
Relacje meczowe: 7 Liga
Ogromne emocje towarzyszyły kibicom i zawodnikom znajdującym się na sektorze B, w którym walczące o utrzymanie TRCH podejmowało kandydatów do końcowego sukcesu w lidze - Furduncio Brasil F.C. Obie drużyny potrzebowały zwycięstwa, więc zapowiadało się na niesamowite widowisko i takie też było. Jako pierwszy do siatki trafił zawodnik drużyny gości Luciano Sant’ana. Po dziesięciu minutach motor napędowy drużyny TRCH – Kamil Pasik, został sfaulowany w polu karnym i sędzia odgwizdał karnego. Ten sam zawodnik, z łatwością wpakował piłkę do siatki i mieliśmy 1:1. Po kilkunastu minutach drużyna gości ponownie wyszła na prowadzenie. Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 1:2 dla Furduncio. Po zmianie stron role się odwróciły i to drużyna TRCH częściej utrzymywała się przy piłce, co skutkowało dwiema szybkimi bramkami - pierwsza z rzutu karnego oraz druga po kontrze i genialnym podaniu Bartka Fiksa. Autorem obydwu trafień był nie kto inny, jak Kamil Pasik. Brazylijczycy byli jeszcze w stanie wyrównać, natomiast lepiej grające TRCH po raz kolejny odpowiedziało i wynikiem 4:3 zapewniło sobie utrzymanie w lidze 7. Z kolei przeciwnicy w ten sposób stracili szansę na mistrzostwo 7.ligi
Murowanym faworytem do zwycięstwa byli gospodarze i nie doświadczyliśmy niespodzianki w tym spotkaniu. Faworyci od początku kontrolowali przebieg meczu, w pierwszej połowie dość szybko wychodząc na prowadzenie 3:0. Szczególnie aktywny był Valerii Rusal, który miał udział we wszystkich trzech trafieniach swojej ekipy - zaliczył bowiem dwie asysty i bramkę. Tornado Squad walczyło cały mecz i z uśmiechem na ustach starało się wycisnąć z tej potyczki jak najwięcej satysfakcji. W najgroźniejszej akcji w tej odsłonie goście trafili niestety w słupek bramki strzeżonej przez dobrze dysponowanego Vitalija Voloshchuka. Na przerwę (w tym po kolejnym trafieniu Rusala) drużyny schodziły przy wyniku 5:0. Druga połowa przyniosła zwolnienie gry - z jednej strony Zaruby United nie musiało się spieszyć, a z drugiej ataki Tornado nie były w stanie zaskoczyć bramkarza gospodarzy. Sytuacja ta trwała aż do 40 minuty, kiedy trzy szybkie trafienia zawodników w różowych koszulkach przypieczętowały zwycięstwo. Gościom na poprawę humoru pozostała bramka honorowa, strzelona w ostatnich minutach meczu przez Arka Sajnoga. Trafienie to jednak nie popsuło humorów gospodarzom, ponieważ świętowali oni srebrne medale 7 ligi.
Drunk Team po dwóch ostatnich porażkach chciał zakończyć sezon z uśmiechem na twarzy i wygraną z FC Tartak. Goście, dla których ten sezon nie był udany mieli ostatnią szansę na zdobycie choćby punktu na wiosnę. Gospodarze stawili się tylko w sześcioosobowym składzie, co dawało Drwalom szansę na osiągnięcie swojego celu. Jednakże to Drunk Team nie dość, że przeważał na boisku, to jeszcze miał więcej do powiedzenia w najważniejszej statystyce – strzelonych goli. Wszystkie zdobyte gole zostały zapisane na konto Michała Janowskiego, który czterokrotnie pokonał stojącego w bramce Tartaku Piotra Arendta. Taką właśnie różnicą zakończyła się pierwsza połowa. Druga odsłona spotkania wyglądała lepiej w wykonaniu gości, lecz bramkarz Marek Łukaszewicz skutecznie wywiązywał się z powierzonej mu funkcji. Tartak nawet jak zdołał przenieść piłkę za plecy bramkarza, to jakaś klątwa bóstwa z lasu sprawiała, że piłka nie chciała wpaść do siatki tylko obijała słupki, lub poprzeczkę. Dopiero przy stanie 5:0 Jakub Mitoraj zdobył pierwszego gola dla Drwali. Nim sędzia zakończył to spotkanie gospodarze musieli postarać się, aby nie dać nadziei rywalowi skutecznie powstrzymując jego ataki. Mecz zakończył się wynikiem 8:2, lecz mimo wygranej Drunk Teamowi zabrakło jednego punktu, aby zająć miejsce premiowane grą w naszym Pucharze Ligi. Drwale z dorobkiem dwóch punktów zajęli ostatnie miejsce. Mamy nadzieję, że w przyszłym sezonie zobaczymy się z obydwiema drużynami.
Zawodnicy z Brazylii tego dnia mieli do rozegrania dwa spotkania i pojawili się na naszych arenach w bardzo szerokim składzie, wraz z wieloma kibicami. Było głośno, było też wesoło, a wrzawa po każdej bramce była naprawdę spora. W spotkaniu z FC Ballers, wynik otworzył Luciano Sant’ana, który wykorzystał bardzo dobre podanie Gomeza Aliyu. Brazylijczycy byli świetnie zorganizowani w obronie i nie dopuszczali do wielu sytuacji graczy drużyny gości, którzy mimo prób, nie byli w stanie pokonać Juana Agudelo. Po kilku minutach Canarinhos strzelili kolejną bramkę, a trafienie zanotował Gomez Aliyu, który zdecydowanie miał tego dnia patent na defensywę gości. W tej akcji świetnym podaniem popisał się również Diego Caballero, który w tym spotkaniu był bardzo ruchliwy i był praktycznie wszędzie na boisku. Do przerwy wynik nie uległ zmianie. Podobnie było w dalszej części meczu, bo przez kolejne 25 minut nie padła żadna bramka. Pomimo tego, że obie drużyny próbowały ze wszystkich sił, to bramkarze tego dnia byli górą i zatrzymywali wszystkie strzały lecące w swoją stronę. Wynik 2:0 oznaczał, że Brazylijczycy zdobyli brązowe medale w 7 lidze, a FC Ballers w związku z przegraną, zakończyli ligę na 8 miejscu i spadli na niższy poziom rozgrywkowy.
W spotkaniu TRCH kontra Virtualne Ń, gospodarze byli już pewnie pozostania w 7 lidze. Natomiast goście aby nie oglądać się na rywali i zdobyć upragnione mistrzostwo, musieli wygrać. Dla ekipy Kamila Pasika i spółki, było to drugie starcie tego dnia, gdyż godzinę wcześniej rywalizowali w zaległym spotkaniu 17 kolejki. W perspektywie drugiego meczu mogło mieć to znaczenie, jednak patrząc jaką ławka rezerwowych dysponowali gospodarze, z pewnością o utracie sił nie mogło być mowy. Od początku widać było dużą energię w szeregach obu ekip, dwukrotnie dobre szanse dla gości potwierdzały nasze przedmeczowe typowanie. Fragmentami to Virtualni utrzymywali się dłużej przy piłce, ze spokojem i rozwagą starali się kreować sytuacje, jednak dobrze dysponowana defensywa TRCH długo utrzymywała bezbramkowy remis. Sytuacja zmieniła się w końcówce pierwszej połowy, kiedy to superstrzelec gości Szymon Kolasa dał upragnione prowadzenie zawodnikom Virtualnego Ń. Chwilę później ten sam zawodnik świetnie wypatrzył ustawionego Wojciecha Kalinowskiego a temu nie pozostało już nic innego, jak tylko skierować piłkę do bramki rywala. Wynik do przerwy już się nie zmienił i na pauzę schodziliśmy przy stanie 0:2. Po zmianie stron obraz gry się nie zmienił. Ponownie w głównej roli wystąpił Szymon Kolasa, który wyprowadził swój zespół na trzybramkowe prowadzenie. Od tego momentu faworyci grali spokojnie, starali się nie atakować za wszelką cenę i mądrze rozgrywali swoje ataki. W ich grze nie było widać nerwowości, nawet w sytuacji, kiedy to oni stracili przypadkową bramkę. Do końca meczu stwarzali sobie sytuacje bramkowe i w końcówce spotkania przypieczętowali rezultat trafieniem na 1:4 Michała Płotnickiego. Po tym meczu oba zespoły mogły być zadowolone. Gospodarze prezentowali się naprawdę solidnie na tle nowego mistrza 7 ligi, dodatkowo w ostatnim momencie zagwarantowali sobie pozostanie w lidze. Virtualne Ń natomiast zgarnęli złote medale, co z pewnością jest dużą motywacją na przyszłość. W sezonie 24/25 będzie ich czekać znacznie mocniejsza 6 liga, gdzie będą mogli sprawdzić swoje umiejętności na tle zdecydowanie silniejszych ekip. I wcale nie jest powiedziane, że będą w tej rywalizacji bez szans.
Sytuacja w górnych rejonach tabeli 7 ligi jest wyjątkowo ciekawa, ponieważ przed ostatnią serią spotkań cztery drużyny walczyły o medale. Bulbez Team Bemowo po porażce w ostatniej kolejce mocno pokrzyżował sobie walkę o pudło i oprócz wygranej w ostatnim meczu, musiał liczyć na korzystne wyniki innych ekip. Dla drużyny KK Wataha Warszawa zwycięstwo oznaczało by prześcignięcie w tabeli dzisiejszych rywali i zajęcie miejsca tuż za podium. Od początku w mecz lepiej weszli gospodarze, którzy szybko objęli prowadzenie. Kolejne minuty to popis zawodnika z Bemowa – Rafała Szewczyka, który w krótkim odstępie skompletował hattricka. Kolejne dwie akcje zespołu gospodarzy i pod koniec pierwszej połowy w protokole meczowym widniał wynik 6:0. Końcówka tej części to dobre fragmenty reprezentanta Watahy Dominika Surackiego, który strzelając dwie bramki ustalił po 25 minutach na 6:2. Ten sam zawodnik dołożył w pierwszych fragmentach drugiej połowy kolejnego gola i trafienie to przywróciło nadzieję na dobry wynik przegrywającym. Jednak ostanie fragmenty spotkania pokazały, że drużyna gospodarzy potrafi mądrze bronić swojego prowadzenia. W ostatnich dziesięciu minutach obydwie drużyny zdołały po dwa razy pokonać golkipera rywali i mecz zakończył się zwycięstwem Bulbezu 8:5. W pojedynku snajperów górą również był zawodnik gospodarzy. Popularny Szewa zdobył aż pięć bramek. Po drugiej strony kroku próbował mu dotrzymywać Dominik Suracki, jednak jego cztery trafienia nie przyniosły zdobyczy punktowej. Sukces Bulbezu okazał się niestety słodki-gorzki, bo mimo wygranej, drużyna ta zakończyła rywalizację tuż za podium.