USUŃ NA 24H
MENU LIGOWE
POZIOMY ROZGRYWEK
AKTUALNOŚCI
ROZGRYWKI
STATYSTYKI
FUTBOL.TV
TURNIEJE
WYWIADY
Puchar Fanów
GALERIA
Ekstraklasa
1 Liga
2 Liga
3 Liga
4 Liga
5 Liga
6 Liga
7 Liga
8 Liga
9 Liga
10 Liga
11 Liga
12 Liga
13 Liga
14 Liga
Menu podręczne
Menu podręczne - 6 Liga
Relacje meczowe: 6 Liga
2024-04-21 - Niedziela
Kolejka 12
ID
Godzina
Gospodarz
Wynik
Gość
Raport
1
08:00
( 2 : 4 )
3 : 7
Raport

     

Był to mecz otwierający zmagania ligowe w 12 kolejce i już z samego rana mieliśmy do czynienia z ciekawym i emocjonującym widowiskiem. Bad Boys kapitalnie weszli w to spotkanie – w 2 minucie sprytnie rzut wolny rozegrał Damian Borowski, a Piotr Wardzyński tylko musnął piłkę, która wtoczyła się do bramki. Na kolejnego gola musieliśmy czekać aż kwadrans, ale akcji nie brakowało po obu stronach boiska. Najpierw Iglica zmarnowała sytuację trzech na jednego. Potem groźnym, choć niecelnym strzałem odpowiedział Bartek Podobas, a po chwili znów Iglica stanęła przed szansą zdobycia gola, ale strzał głową został obroniony przez Huberta Karolaka. Niemoc strzelecką w 15 minucie przełamał Maciek Pyrka, który z rzutu wolnego załadował piłkę w samo okno bramki Dawida Sówki. Nie minęły nawet dwie minuty a Bad Boys znów stanęli przed szansą zdobycia gola ze stałego fragmentu gry i... Damian Borowski strzelił obok muru, nie dając szans bramkarzowi Iglicy. Po chwili Michał Matynia podwyższył na 0:4 i wydawało się, że goście mają ten mecz w garści. Gospodarze nie spuścili jednak głów i jeszcze przed przerwą Michał Wszeborowski dwukrotnie pokonał Huberta Karolaka. W przerwie Radek Sówka musiał powiedzieć kolegom kilka motywujących słów, bo po wznowieniu gry Iglica grała zdecydowanie żywiej i bardziej pomysłowo, jednak brakowało skuteczności. Bad Boys mądrze grali w obronie i często zagrywali dalekie, dokładne piłki na skrzydło, nie dając gospodarzom się rozpędzić. W 35 minucie bardzo ważnego gola strzelił Michał Matynia i przewaga BB wzrosła do trzech oczek. Iglica goniła wynik i gospodarze zdecydowanie przyspieszyli w końcówce. W 45 minucie na 3:5 trafił Jakub Kieczka, a nawałnica ze strony ekipy Radka Sówki nie ustępowała. Naprawdę niewiele zabrakło aby ustrzelić jeszcze jednego gola, który postawiłby Bad Boys w bardzo ciężkiej sytuacji, jednak ostatecznie to Michał Matynia dwoma golami w samej końcówce wyjaśnił wszystkie wątpliwości i sędzia odgwizdał koniec przy wyniku 3:7.

2
12:00
( 0 : 0 )
1 : 10
Raport

     

Czasoumilacze po raz drugi z rzędu zameldowali się na Arenie Grenady. Przy okazji pierwszego spotkania, trudno było wyrobić sobie o nich zdanie – ani nas specjalnie nie zachwycili, ani nie rozczarowali. Tym bardziej byliśmy ciekawi, co zaprezentują w rywalizacji z Crimson Boys. Drużyna Damiana Kucharczyka nie jest może ligowym hegemonem, natomiast można ją nazwać solidną ekipą środka tabeli, z aspiracjami do podium, więc zapowiadała się jako ciekawy rywal w to niedzielne południe. Problem Crimsonów tkwił jednak w kadrze – o ile ilościowo wyglądało to nieźle, to niestety brakowało Kacpra Urbana i – co było największą stratą – Piotrka Zielińskiego. I brak tego drugiego gracza był widoczny, bo bardzo często nie było komu być łącznikiem między obroną a atakiem. W obozie Czasoumilaczy takie rzeczy funkcjonowały dużo lepiej. Tak naprawdę tylko do jednego elementu w ich grze można mieć obiekcje – do skuteczności. Bo okazji w pierwszej połowie mieli naprawdę sporo, ale nie potrafili znaleźć sposobu na dobrze dysponowanego Wiktora Stankowskiego. Crimson Boys okazali mieli dużo mniej, rzadko zagrażali świątyni Bartka Gorczyckiego i ostatecznie pierwsza połowa zakończyła się remisem 0:0. Czasoumilacze zdawali sobie sprawę, że w drugiej odsłonie trzeba szybko coś strzelić, bo w przeciwnym wypadku skończy się tak, że rywal wrzuci im jakiegoś przypadkowego gola i zacznie się nerwówka. Impas strzelecki został przełamany w 31 minucie, gdy bezpośrednio z rzutu wolnego bramkę zdobył Mikołaj Kuszka. Po tym trafieniu wszystko stało się prostsze. Przewaga graczy w błękitnych koszulkach była bardzo duża, a kolejne gole sypały się jak z rękawa. Świetnie grał nowo-pozyskany Patryk Żuber, wtórowali mu Mateusz Grzela i Piotrek Cieślak, ale tak naprawdę, to w tej ekipie nie było słabego punktu. Widać, że zawodnicy cieszyli się grą, piłka ich nie parzyła i na tle rywala, wyglądali jak zespół grający kilka lig wyżej. Crimson Boys stać było w tej sytuacji tylko na trafienie honorowe i nominalni gospodarze przegrali to spotkanie aż 1:10. I tak dość długo udawało im się oszukiwać przeznaczenie, bo rywale byli po prostu dużo lepsi. Gdyby Czasoumilacze grali w tym składzie zawsze i przystąpili do Ligi Fanów od samego początku (a nie w połowie sezonu), to według nas spokojnie graliby o medale. I nawiązując trochę do ich nazwy, naprawdę umilili nam czas swoją postawą, bo na ich grę patrzyło się z dużą przyjemnością.

3
14:00
( 3 : 0 )
5 : 3
Raport

     

Przed tym meczem obie ekipy okupowały miejsce na podium 6 ligi z identyczną liczbą punktów, więc stawka bezpośredniego starcia była szalenie wysoka. Spodziewaliśmy się twardej walki od pierwszego gwizdka, ale ku naszemu zaskoczeniu rywalizacja toczyła się, szczególnie na początku, w raczej umiarkowanym tempie. Był to też typowy mecz niewykorzystanych szans, bo choć obie ekipy regularnie atakowały bramkę przeciwnika, to skuteczność pozostawiała sporo do życzenia. Dopiero w 9 minucie udało się otworzyć wynik, a gospodarze wyszli na prowadzenie po golu Oskara Foremniaka. W 18 minucie golkiper Woli Jakub Cygan popisał się nie lada refleksem, broniąc kapitalny strzał Kamila Pietrzykowskiego, ale skapitulował już w kolejnej akcji, kiedy piłka niefortunnie odbiła się od Kamila Ptaka i wpadła do siatki. Jeszcze przed przerwą WSnT wyszło na trzybramkowe prowadzenie po golu Przemysława Kostrzyckiego. Wydawać się mogło, że dla gospodarzy ten mecz będzie spacerkiem, ale w drugiej połowie After Wola wyraźnie się ożywiła i już w pierwszej akcji Paweł Pryciński musiał bronić swój zespół przed utratą gola. Goście nie zwalniali i w 30 minucie sędzia podyktował rzut karny, który na gola kontaktowego zamienił golkiper gości Jakub Cygan. After goniło wynik, ale w 36 minucie gospodarze wyprowadzili dwa zabójcze ciosy – najpierw trafił Przemysław Kostrzycki, a następnie na 5:1 podwyższył Kamil Pietrzykowski. Mimo to goście nie opuścili głów i atakowali coraz śmielej, a szczególnie aktywny w rozegraniu był Kacper Cieśnikowski. W efekcie After Wola nawiązało walkę po golach Kacpra Włodarczyka i Kamila Ptaka, ale choć do końca zostało jeszcze niemal 10 minut, to więcej nie udało się już pokonać Pawła Prycińskiego i to zawodnicy Więcej Sprzętu niż Talentu cieszyli się ze zwycięstwa, które pozwoliło im samodzielnie rozsiąść się na fotelu wicelidera 6 ligi.

4
14:00
( 2 : 2 )
6 : 4
Raport

     

Mikstura od zwycięstwa do zwycięstwa kroczy po tytuł mistrzowski 6 ligi, ale jej ostatnie spotkania były bardzo wyrównane i do końca trzymały w emocjach. FC Kanonierzy w rundzie rewanżowej spisują się rewelacyjnie i ich dobre występy przełożyły się na bezpieczne miejsce w ligowej tabeli. Już w 1 minucie po bramce samobójczej mieliśmy prowadzenie zespołu gospodarzy, lecz w kolejnych fragmentach to rywale wyglądali dużo lepiej. Najpierw piłka po ich strzale wylądowała na słupku, ale chwilę potem doprowadzili do wyrównania. Po upływie pierwszego kwadransa gry zespół Artura Baradzieja-Szczęśniaka po sprytnie rozegranym rzucie wolnym wyszedł na prowadzenie. Ostatnie słowo przed przerwą należało jednak do zawodników Mikstury i strzelona przez nich bramka ustaliła wynik pierwszej połowy na 2:2. Drugą część lepiej rozpoczęli goście, którzy szybko wyszli na prowadzenie. Riposta ich rywali była niemal natychmiastowa – Szymon Kolasa ładnym technicznym strzałem pokonał golkipera oponentów. Jeszcze ładniejszą bramkę dwie minuty później zdobył zawodnik gości Łukasz Racis i ponownie to Kanonierzy byli z przodu. W ostatnim kwadransie mimo wyrównanej gry bramki zdobywali już tylko faworyci. Najpierw zdołali wyrównać, później wyszli na prowadzenie a w ostatniej akcji meczu przypieczętowali swoją wygraną w stosunku 6:4. Zawodnicy Mikstury pokazali charakter godny drużyny mistrzowskiej i w decydującym momencie zdołali przechylić szalę na swoją korzyść. Ekipa Kanonierów przez większość spotkania utrzymywała korzystny wynik, ale ostatecznie musiała się obejść smakiem.

5
15:00
( 1 : 11 )
1 : 25
Raport

     

Drużyna Wiecznie Drugich po dwóch porażkach z rzędu znajduje się w coraz gorszej sytuacji w tabeli.  W ostatniej kolejce toczyli wyrównany pojedynek z liderem rozgrywek, jednak spotkanie to zakończyło się ich jednobramkową przegraną FC Vikersonn również w ostatnich dwóch meczach nie zdobył choćby punktu, ale mimo to wciąż jest kandydatem w walce o medale. Patrząc na kłopoty kadrowe zespołu gospodarzy, łatwo można było wskazać tutaj faworyta, tym bardziej, że szybko jeden z ich graczy nabawił się kontuzji i trzeba było grać o jednego mniej. Chwilę potem strzelanie rozpoczęli rywale, którzy już w 2 minucie wyszli na prowadzenie. Zawodnicy Wiecznie Drugich starali się biegać za swoimi rywalami, ale nie byli w stanie się im przeciwstawić. Ekipa grających w pomarańczowych trykotach bez problemu przedostawała się pod bramkę rywali i stopniowo powiększała przewagę. Jedyny pozytywny akcent po stronie Wiecznie Drugich to strzelona bramka, ale przy wyniku 1:1 do przerwy, to było marne pocieszenie. W drugiej połowie na bramce stanął kontuzjowany zawodnik gospodarzy, ale nie zmieniło to boiskowych wydarzeń. Faworyci aż czternastokrotnie pokonali rywali w drugich 25 minutach i dzięki temu odnieśli okazałe zwycięstwo 25:1. Swój dorobek bramkowy znacznie poprawił Yevhen Syrotiuk, który zdobył aż 10 trafień. Vikersonn wrócił tym samym na zwycięską ścieżkę. Zawodnicy Wiecznie Drugich muszą z kolei poszukać wzmocnień, bo z tak wąską kadrą będą mieli olbrzymie problemy z utrzymaniem się na tym poziomie rozgrywkowym.

Reklama