Sezon 2024/2025
Relacje meczowe: 12 Liga
W ostatniej kolejce sezonu 2024/25 na 12. poziomie rozgrywkowym AC Choszczówka mierzyła się z FC Razam. Na papierze faworytem byli gospodarze, którzy przy zwycięstwie mogli z nadzieją wypatrywać ewentualnej wpadki Patetikos w walce o mistrzostwo. Jednak wygrana przyszła im znacznie trudniej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać.
Od pierwszych minut to goście narzucili swój styl gry i prowadzili grę przez całą pierwszą połowę. Ich ciągły napór na bramkę Choszczówki stwarzał realne zagrożenie, jednak mimo przewagi nie udało im się otworzyć wyniku. Gospodarze ograniczali się do obrony i liczyli na pojedyncze błędy lub kontrataki. W końcu, zupełnie niespodziewanie, to właśnie oni jako pierwsi zdobyli bramkę i schodzili na przerwę z minimalnym prowadzeniem.
Po zmianie stron gra wicemistrzów wyglądała już znacznie lepiej. Choć nadal to FC Razam przeważało w posiadaniu piłki i liczbie okazji, gospodarze zaczęli groźniej odpowiadać. Ich poprawiona gra zaowocowała drugim golem, który ostatecznie ustalił wynik meczu na 2:0.
Podsumowując, rezultat spotkania zdecydowanie nie odzwierciedla jego przebiegu. Można wręcz stwierdzić, że to FC Razam zasłużyło na zwycięstwo, i to więcej niż jedną bramką. Ale jak to w piłce bywa – nie zawsze wygrywa lepszy, tylko ten, kto strzeli więcej goli. I za tę nieprzewidywalność tak wielu kocha ten sport.
AC Choszczówka dopisała niezwykle ważne trzy punkty i mogła już tylko spokojnie oczekiwać na ewentualną stratę punktów przez Patetikos w kontekście walki o mistrzostwo...
Jeszcze kilka tygodni temu wydawało się, że będzie to starcie decydujące o miejscu w TOP 5, jednak słabsza postawa Dynamo Wołomin w końcówce sezonu sprawiła, że mecz nie miał już większego znaczenia dla układu tabeli. Mimo to spodziewano się ciekawego pojedynku – oba zespoły znane są z tego, że skupiają się na czysto piłkarskich aspektach gry.
I tak właśnie było. Choć spotkanie miało luźniejszy charakter, to Lepanes od początku sprawiało wrażenie zespołu z większym potencjałem. Goście szybko to udowodnili, wychodząc na dwubramkowe prowadzenie już po 6 minutach gry. Co prawda Michał Matyja odpowiedział golem kontaktowym, ale jak się później okazało – był to ostatni moment, w którym Dynamo miało realny kontakt z przeciwnikiem. Gra gospodarzy zaczęła się sypać po błędzie bramkarza w 15. minucie, który zakończył się golem na 1:3. Lepanes złapało wiatr w żagle i jeszcze przed przerwą dołożyło cztery trafienia, ustalając wynik pierwszej połowy na 1:7.
Po zmianie stron Dynamo weszło w mecz znacznie lepiej – zdobyło drugą bramkę, a następnie zbliżyło się do rywali na 4:8, co przez moment dawało nadzieję na jeszcze ciekawszą końcówkę. Niestety dla nich, to był ostatni zryw. Lepanes ponownie zebrało szyki i zaczęło bezlitośnie punktować przeciwnika. Gospodarze próbowali indywidualnych akcji, ale bez większego efektu. W miarę upływu czasu zaczęły się pojawiać duże przestrzenie między formacjami, co było wodą na młyn dla gości, którzy z łatwością wykorzystywali wolne strefy w środku pola. Wynik miał ogromny wpływ na postawę obu drużyn – Lepanes grało z coraz większym luzem, zaś morale w ekipie Dynamo wyraźnie spadało.
Efekt? Pewna i w pełni zasłużona wygrana gości 5:16. Lepanes pokazało wszystko, co najlepsze w tej rundzie – świetną grę zespołową połączoną z wysokimi umiejętnościami indywidualnymi, co okazało się zabójcze dla rywala. Dynamo Wołomin natomiast musi jak najszybciej zapomnieć o słabszej rundzie wiosennej i skupić się na odbudowie w kolejnym sezonie – bo potencjał w tym zespole zdecydowanie jest.
W jednym z meczów zamykających 18. kolejkę 12. Ligi Fanów spotkały się dwie drużyny, które już przed rozpoczęciem rywalizacji znały swój los. Pewni mistrzostwa FC Patetikos podejmowali zdegradowanych wcześniej BRD Young Warriors.
Od pierwszego gwizdka tempo meczu było wysokie, ale gra chaotyczna. Obie ekipy miały swoje okazje, jednak to goście jako pierwsi potrafili przełożyć je na bramki. Wynik otworzył Karol Makowski, a chwilę później prowadzenie BRD podwyższył Marcin Bińka. FC Patetikos odpowiedzieli trafieniem Pawła Jasztela, które na chwilę tchnęło nadzieję w gospodarzy. Ta jednak szybko zgasła, ponieważ Young Warriors prezentowali się wyjątkowo skutecznie i jeszcze przed przerwą zdobyli dwa kolejne gole. Do szatni zeszli z prowadzeniem 1:4.
Po zmianie stron Patetikos ruszyli z większą determinacją, ale znakomicie między słupkami spisywał się Adrian Kloskowski. Bramkarz BRD kilkukrotnie ratował swój zespół przed stratą bramki i był jednym z głównych bohaterów spotkania. Z czasem to goście znów przejęli inicjatywę i wyprowadzili kolejne trzy skuteczne ciosy, ustalając sensacyjny wynik meczu na 1:7.
Choć końcowy rezultat może sugerować jednostronne widowisko, w rzeczywistości mecz był bardziej wyrównany, a o końcowym sukcesie BRD zdecydowała znakomita postawa ich bramkarza oraz wysoka skuteczność w kluczowych momentach. Dla FC Patetikos była to tylko kosmetyczna rysa na mistrzowskim sezonie, natomiast BRD Young Warriors żegnają się z ligą w naprawdę efektownym stylu.
W 12. lidze kwestia trzeciego miejsca na podium pozostawała nierozstrzygnięta aż do ostatniej kolejki wiosennych zmagań. W meczu o ogromnej stawce naprzeciw siebie stanęły FC Cały Czas Bomba oraz Piwo Po Meczu FC – zespoły, które na przestrzeni całego sezonu zgromadziły identyczną liczbę punktów.
Gospodarze, by sięgnąć po brąz, musieli wygrać – jesienią bowiem w bezpośrednim starciu górą byli Piwosze. Świadomi determinacji rywali, goście ustawili zwartą defensywę, która przez pierwsze minuty skutecznie wymuszała niedokładność w poczynaniach graczy Bomby. Po dziesięciu minutach gospodarze w końcu znaleźli sposób na sforsowanie zasieków przeciwnika. Po odbiorze piłka trafiła pod nogi Kacpra Chimczuka, który błyskawicznie obsłużył Patryka Barana. Ten, po efektownym zwodzie na lewą nogę, zdobył bramkę delikatną podcinką.
Choć FCCB imponowało techniką, to z czasem Piwo Po Meczu zaczęło dominować w operowaniu piłką – co wynikało też z rosnącej frustracji Radosława Gadomskiego i jego kolegów. Przewagę gości udokumentował Maciej Szcześniak, który po podaniu Michała Świercza uderzył pod poprzeczkę i wyrównał wynik. Rozjuszeni gospodarze rzucili się do ataku, ale brakowało im cierpliwości i odpowiednich decyzji w finalizacji. W nieoczekiwanym momencie doszło do kontrowersji – po rzucie wolnym Piwoszy piłka trafiła w rękę Maksa Czyżewskiego, co skutkowało rzutem karnym. Michał Świercz nie wykorzystał jednak okazji – Łukasz Walczuk znakomicie wyczuł intencje strzelca. Szybko jednak Czyżewski zrehabilitował się w najlepszy możliwy sposób – potężnym strzałem od poprzeczki dał swojej drużynie prowadzenie 2:1.
Po przerwie błysnęli obaj bramkarze – Walczuk oraz Jacek Spaliński, którzy ratowali swoje zespoły po strzałach odpowiednio Świercza i Chimczuka.
Pod względem bramkowym druga połowa należała do gości. Najpierw Mateusz Buczak doprowadził do remisu, a później Świercz, po indywidualnym rajdzie, zdobył bramkę na 2:3. Baran mógł wyrównać, ale jego potężne uderzenie zatrzymało się na poprzeczce. To niepowodzenie zemściło się chwilę później – Świercz, po perfekcyjnej wrzutce z narożnika od Adama Stankiewicza, trafił z woleja na 2:4. Wydawało się, że po takim ciosie Bomba nie zdoła się podnieść, ale wtedy duet Baran–Chimczuk przejął inicjatywę. W ciągu zaledwie 30 sekund zdobyli dwa gole i doprowadzili do stanu 4:4.
Niestety, w decydującym momencie Kamil Barwaśny sfaulował Świercza, zatrzymując kontratak – sędzia ukarał go żółtą kartką, a gospodarze musieli kończyć mecz w osłabieniu. Tę przewagę natychmiast wykorzystał Michał Świercz, który po przechwycie w środku pola ruszył na bramkę i skompletował hat-tricka.
Końcówka spotkania była wyjątkowo napięta. Po ostrym faulu na Patryku Baranie, ten zareagował impulsywnie i powalił przeciwnika, co doprowadziło do przepychanki z udziałem zawodników obu ekip. Baran otrzymał żółtą kartkę, ale i wywołał bójkę, w którą zaangażowały się w całości obie strony, a inni piłkarze Bomby „popisywali się” kolejnymi pokazami agresji. W tych emocjach Czyżewski zdołał jeszcze wyrównać na 5:5, ale remis ostatecznie dał trzecie miejsce Piwo Po Meczu, dzięki lepszemu bilansowi bezpośrednich spotkań.
Spotkanie pomiędzy DMN Yebańsk a Wystrzelonymi, rozegrane w ramach ostatniej kolejki 12. Ligi, nie mogło już wpłynąć na układ tabeli. Obie drużyny podeszły więc do rywalizacji z czystej przyjemności. Trzeba jednak zaznaczyć, że niestety nie zdołały utrzymać się w lidze, więc kolejny sezon zapowiada się dla nich jako walka o szybki powrót na ten poziom.
Początek meczu okazał się pechowy dla gości – już na starcie strzelili samobója. Od pierwszych minut wyraźnie zarysowała się przewaga gospodarzy. Grali ofensywnie, wysoko naciskali po stracie piłki, co skutecznie utrudniało wejście w mecz rywalom. Tempo gry nie było zawrotne, ale spotkanie oglądało się przyjemnie – brak presji przekładał się na czystą grę, bez groźnych fauli i niepotrzebnych spięć. Wystrzeleni odżyli po zdobyciu bramki kontaktowej, a ich decyzje na boisku wskazywały, że chcą w tym meczu osiągnąć coś więcej niż tylko udział. Jeszcze przed przerwą świetną interwencją popisał się Ernest Zbieć, który obronił strzał... twarzą, ratując zespół przed stratą gola. Do przerwy wynik brzmiał 3:1 na korzyść DMN.
Po zmianie stron gospodarze grali z jeszcze większym animuszem. W końcu odblokował się Jakub Cygan, który wcześniej wielokrotnie był bliski trafienia, ale gola zdobył dopiero po przerwie. Na wyróżnienie zasłużyli też Mateusz Pośniak i Mateusz Banaszek, którzy napędzali ofensywę DMN. Goście w drugiej połowie tylko sporadycznie potrafili zagrozić bramce rywali – było widać, że tego dnia wyraźnie odstawali poziomem. Ostatecznie faworyci wygrali 8:2 i zakończyli sezon w dobrym stylu.
Obu ekipom życzymy udanego wypoczynku i do zobaczenia już niebawem!