Menu podręczne
Relacje meczowe: 6 Liga
W niedzielę tuż przed południem Na2Nóżkę podejmowali Warsaw Gunners FC. W pierwszej kolejce obie ekipy grały ze zmiennym szczęściem. Gospodarze dzięki wygranej nad Brazylijczykami mogli się cieszyć z pierwszych punktów, goście natomiast przegrali swój mecz i do kolejnej potyczki przystępowali podwójnie zmotywowani. Od początku spotkanie na arenie AWFu toczone było w bardzo szybkim tempie, a obie ekipy prezentowały naprawdę ciekawy i ułożony futbol. Pierwsi na prowadzenie wyszli gospodarze a bramkę zdobył Kacper Bera. Chwilę później ten sam zawodnik uczestniczył w kolejnej akcji bramkowej swojego zespołu, tym razem w roli asystenta obsłużył podaniem Mateusza Gąsiorowskiego, który pewnym strzałem pokonał bramkarza rywali. Goście pod nieobecność swojego kapitana, długo nie mogli wejść w to spotkanie. Ich gra zaczęła się kleić dopiero w końcówce pierwszej połowy. Gunnersi zaczęli częściej wygrywać pojedynki indywidualne i zdecydowanie lepiej grali w obronie, co było kluczem do zdobycia bramki kontaktowej. W końcowych minutach premierowej odsłony, po szybkiej kontrze swojego pierwszego gola w tym meczu zdobył Jan Jabłoński i mieliśmy 2-1. Taki rezultat utrzymał się do końca tej części gry. Po zmianie stron i krótkiej rozmowie w przerwie do odrabiania strat ruszyli Kanonierzy. Z każdą kolejną minutą grą gości wyglądała lepiej, ich akcje były powtarzalne i przeprowadzane z rozmysłem. Taki obrót spraw szybko przyniósł bramkę wyrównującą, której autorem był Janek Jabłoński. To zrujnowało grę przeciwników, którzy zaczęli popełniać coraz to prostsze błędy w obronie, co z zimną krwią wykorzystali konkurenci, bo po chwili z wyniku 2-2 zrobiło się 2-3. Starcie zaczęło robić się brzydkie, obfitowało w wiele fauli i niepotrzebnych spięć między zawodnikami. W tej „brudnej grze” lepiej odnaleźli się zawodnicy Warsaw Gunners, którzy ponownie wyprowadzili kontrę i strzelili na 2:4. Ten rezultat utrzymywał się do ostatnich minut spotkania. Drużyna Na2Nóżkę próbowała i walczyła o zmianę rezultatu, jednak świetnie tego dnia dysponowany był bramkarz gości, Patryk Czarniecki. Równo z końcowym gwizdkiem goście ustalili rezultat zdobywając swoją piątą bramkę i spotkanie ostatecznie kończy się wynikiem 2-5. Ten obrót spraw spowodował, że obie ekipy zrównały się punktami w ligowej i już mogą układać taktykę na kolejne ligowe potyczki.
W niedzielne południe, dokładnie o godzinie 12:00 do rywalizacji przystąpiły zespoły Furduncio Brasil F.C. oraz Inferno II. Dla ekipy Igora Patkowskiego był to prawdziwy sprawdzian, który jak się później okazało, nie został zaliczony. Goście źle weszli w mecz, co nie umknęło uwadze rywala, który zadał szybkie dwa ciosy w postaci bramek. Ich autorami byli Eduardo Kanela oraz Douglas Mesquita. Bramkę kontaktową, co za tym idzie, dającą nadzieję na odrobienie strat, zdobył Tymek Sabadasz. Inferno wydawało się ospałe, grało bez pomysłu. Co i rusz próbowali zaskoczyć przeciwnika długimi podaniami, jednakże było to zbyt czytelne dla obrońców Furduncio. Ostatecznie wynik pierwszej części ustanowił Aliyu. Do przerwy mamy 3:1. Kolejne 25 minut zapowiadało się niezwykle ciekawie, gdyż gracze gości musieli się "otworzyć" i zaryzykować, jeśli chcieli myśleć o jakichkolwiek punktach. Ich gra wyglądała zdecydowanie lepiej, zbliżyli się nawet do rywala na jedną bramkę różnicy, za sprawą pewnie wykorzystanego rzutu karnego przez Huberta Załuskę. Jednak to było za mało. Ostatecznie gracze Furduncio dowieźli korzystny dla siebie wynik, odnosząc viktorię w stosunku 6:4.
FC Popalone Styki, które przystępowały do meczu z Virtualnymi po remisie w pierwszej kolejce, za cel postawiły sobie zwycięstwo nad ekipą Marka Giełczewskiego, która zaznała już smaku zwycięstwa w obecnych rozgrywkach. Już w 4 minucie meczu gospodarze wyszli na prowadzenie po bramce, którą zdobył Rafał Cygan. Na kolejne trafienie musieliśmy czekać do 13 minuty, kiedy to gospodarze za sprawą Lucjana Barana podwyższyli prowadzenie, po pewnie wykonanym rzucie karnym. Odpowiedź Virtualnych była piorunująca, bo w zaledwie dwie minuty Michał Płotnicki, doprowadza do wyrównania stanu rywalizacji i udowadnia, że potrafi godnie wejść w buty Szymona Kolasy. W pierwszej połowie jedni i drudzy strzelili jeszcze po jednym golu i na przerwę schodziliśmy przy stanie 3:3. Druga połowa to prawdziwe piłkarskie szachy, gdzie najważniejsze było nie stracić bramki. Filip Targowski wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie, ale po raz kolejny Virtualne Ń potrafiło odrobić straty. Mecz zakończył się podziałem punktów, z którego nikt nie może być w pełni zadowolony, choć chyba bardziej boli on gospodarzy, którzy już drugi raz podzielili się punktami z rywalami. Natomiast Virtualni, którzy chociaż cierpią bez swojej gwiazdy Szymona Kolasy, to stanowią na tyle monolit, że mogą z poczuciem pewności siebie przyjechać na kolejny mecz, w którym ich rywalem będzie After Wola.
Ostatnim meczem 2 kolejki na sektorze C był ten pomiędzy Green Lantern oraz After Wolą. Mimo że faworytem spotkania byli goście, to oczywiście piłka nożna lubi płatać niezłe figle i niejednokrotnie w Lidze Fanów mieliśmy wiele niespodzianek. W tym meczu - przynajmniej początkowo - również. Pierwsza część spotkania zdecydowanie dla Green Lantern. Więcej atakowali, byli skuteczniejsi, lepiej ustawieni w defensywie. After Wola mimo kilku prób zdołała strzelić tylko jedną bramkę. Wiele strzałów było zablokowanych przez obrońców, czy nie szło nawet w światło bramki, przez co golkiper gospodarzy nie miał zbyt dużo interwencji. Premierowa połowa zakończyła się raczej sprawiedliwym wynikiem 3:1. Druga część spotkania to jakby zupełnie inny mecz. Po zmianie stron to białe koszulki narzucały tempo, mając przebieg potyczki pod absolutną kontrolą. Na tle ich dobrej gry, zmęczone przez kontuzje i grające z jedną zmianą Green Lantern nie miało zbyt dużo do powiedzenia. Znakomity występ notował Patryk Abbassi, którym zapracował sobie na miano MVP. Ten gracz zniszczył defensywę rywala, wyciągając wynik z 1:3 na 9:3! Triumfatorzy nie stracili w drugiej połowie żadnej bramki, a ich lider strzelił 7 goli i miał jeszcze asystę. Mecz był bardzo ciekawy i przyjemnie się go oglądało. Come backi zawsze są bardzo interesujące i dostarczają wiele emocji. Tak też było w tym przypadku!
O godzinie 22:00 na sektorze B spotkały się drużyny Tylko Zwycięstwo i Oldboys Derby. Obydwie ekipy w pierwszych spotkaniach wygrały swoje starcia nieznacznie, co zwiastowało niezwykle wyrównane starcie. Niestety tak się nie stało. Tylko Zwycięstwo było ewidentnie mocniejsze od swoich rywali i pewnie zgarnęło komplet punktów. Jeśli chodzi o przebieg spotkania, strzelanie rozpoczęli późniejsi triumfatorzy, po skutecznej dobitce dobrze wszystkim znanego Andrzeja Morawskiego. Szybką odpowiedź zanotował po błędzie gospodarzy Marcin Wiktoruk i w tym momencie zaczęło się jednostronne spotkanie. Bracia Jałkowscy i spółka w samej pierwszej połowie dołożyli aż 5 bramek a następne 4 dorzucili w drugiej odsłonie. Katem oponentów był głównie Łukasz Walo oraz Maciej Jędrych w bramce, który był zdaniem rywali tego dnia w wybitnej formie. W drużynie gości w drugiej połowie dwukrotnie na listę strzelców wpisał się Ihar Bakun,co jednak nie wystarczyło, by jakkolwiek wrócić do tego meczu. Spotkanie kończy się wynikiem 10:3 na korzyść gospodarzy. Z naszej strony musimy pogratulować gospodarzom naprawdę solidnego meczu i życzyć obydwu drużynom owocnych, przyszłych kolejek.