Sezon 2024/2025
Relacje meczowe: 10 Liga
Wbrew pozycjom w tabeli, w ostatniej kolejce 10. Ligi zmierzyły się zespoły, których forma w ostatnich tygodniach pozostawiała wiele do życzenia – walcząca o utrzymanie FC Astra oraz pewny czwartego miejsca Hiszpański Galeon.
Już w 2. minucie oglądaliśmy otwarcie meczu, a wszystko za sprawą świetnego zagrania bramkarza Galeonu, Artura Pręgowskiego, który dalekim podaniem ominął drugą linię rywala i uruchomił Karola Pokrzywnickiego. Ten, po szybkiej wymianie podań z Adamem Stroblem, zakończył akcję celnym strzałem. Na odpowiedź gospodarzy nie trzeba było długo czekać – do głosu doszedł lider Astry, Tymur Velikdus, któremu asystował Oleksandr Fedotkin po odbiorze piłki. Ataki Galeonu w dużej mierze przechodziły przez Strobla, który raz po raz testował dyspozycję Oleksandra Hazhymona. Astra również stwarzała dogodne sytuacje, jednak ich wysiłki często niweczyli wspomniany Pręgowski oraz niezwykle ofiarnie grający w obronie Jakub Szczypiorski. Ten ostatni został w końcu nagrodzony za swoją tytaniczną pracę – po podaniu Ivana Rudyiego zdobył bramkę na 1:2, ponownie wyprowadzając Galeon na prowadzenie.
Drugą połowę rozpoczął strzał Rudyiego w słupek, ale to, co działo się później, można by śmiało nazwać "Pręgowski show". Bramkarz Galeonu bronił fenomenalnie – zatrzymywał uderzenia Veiny, Velikdusa i Fedotkina, wznosząc się na absolutne wyżyny swoich możliwości i utrzymując jednobramkowe prowadzenie.
Choć obie drużyny próbowały kontrolować tempo meczu, to nieco lepiej wyglądało to po stronie gości. Pręgowski, poza kapitalnymi interwencjami, dołożył jeszcze asystę – jego długie podanie na lewą stronę trafiło do Krzysztofa Małażewskiego, który wykorzystał wolną przestrzeń, pognał na bramkę i podwyższył na 1:3. Mimo solidnej gry w defensywie podopiecznych Magnusa Michalskiego, nie udało się uniknąć błędu – nieporozumienie między bramkarzem a obrońcami zakończyło się prezentem dla Fedotkina, który zdobył gola kontaktowego. Zamiast jednak pójść za ciosem, Astra straciła kolejną bramkę – ponownie trafił Małażewski.
Na kilka minut przed końcem spotkania ospałość zawodników Galeonu przy własnym rzucie rożnym została bezlitośnie wykorzystana – duet Fedotkin–Velikdus przeprowadził zabójczy kontratak, który Velikdus zakończył golem na 3:5.
Mimo prób Strobla o kolejne trafienia, wynik nie uległ już zmianie. A bohaterem dnia bezapelacyjnie został Artur Pręgowski, który mógł w pełni zasłużenie cieszyć się z indywidualnego wyróżnienia – tytułu Najlepszego Bramkarza 10. Ligi!
Mimo że Gambę Veloce i Essing Gorillaz dzieliło w tabeli aż 28 punktów, a ci drudzy już dawno byli pogodzeni ze spadkiem, to początek tego spotkania w niczym nie przypominał jednostronnej potyczki, jakiej można by się było spodziewać.
Mecz obfitował w wiele prób efektownych dryblingów po obu stronach, lecz długo nie przekładało się to na konkretne sytuacje. Trochę aktywniejsza pod bramką przeciwnika była Gamba Veloce, ale Gorillaz długo cieszyli się z czystego konta, głównie dzięki znakomitej postawie Marka Kurzelewskiego, który obronił m.in. groźny strzał Filipa Wolskiego z bliskiej odległości. Dopiero w 13. minucie wynik otworzył Wolski, wykorzystując dokładne podanie od Kuby Skwirtniańskiego. Wiceliderzy ligi stopniowo spychali rywali do defensywy, jednak ich nieskuteczność uniemożliwiała powiększenie prowadzenia.
Sytuacja zaczęła się komplikować po tym, jak Grzesiek Wolski – świeżo wprowadzony z ławki – otrzymał żółtą kartkę za dotknięcie piłki, która nie opuściła jeszcze w pełni boiska. Grając w przewadze, Essing Gorillaz szybko doprowadzili do wyrównania – Alan Piklikiewicz trafił do siatki po podaniu Julka Radziszewskiego. Zaskoczona Gamba chwilę później straciła kolejną bramkę – znów błysnął Radziszewski, tym razem kończąc akcję po asyście Franciszka Wita. Choć Gamba dominowała w liczbie okazji bramkowych, rażąca nieskuteczność sprawiła, że na przerwę schodziła jako strona przegrywająca.
Po zmianie stron oglądaliśmy sporo klasycznego „bicia głową w mur”. Jednak Gorillaz, grający bez ani jednego rezerwowego, zaczęli wyraźnie opadać z sił. To otworzyło przed Gambą Veloce drogę do odrobienia strat – i zrobili to z nawiązką. Od momentu przełamania, mecz przebiegał całkowicie pod dyktando graczy w szaro-czarnych strojach. W ciągu 19 minut zdobyli aż 8 bramek, a na listę strzelców wpisali się: Grzesiek Wolski, Kuba Skwirtniański, Olek Florczuk, Filip Wolski (hat-trick) oraz Kuba Nita (2 gole – jego debiutanckie trafienia w Lidze Fanów).
Końcowy wynik 2:9 sprawił, że Gamba Veloce przeszła drogę „z piekła do nieba”, pieczętując sezon kolejnym zwycięstwem i sięgając po srebrne medale. Dla Essing Gorillaz, mimo ambitnego początku, była to bolesna, ale pouczająca lekcja. Jeśli myślą o lepszych wynikach w kolejnych sezonach, czeka ich sporo pracy w nadchodzących miesiącach.
W zapowiedzi tego meczu zastanawialiśmy się, czy ASAP Vegas – po sensacyjnej wpadce z ostatnią drużyną w tabeli – nie podejdzie zbyt lekko także do przedostatniego WKS Bęgal. Wątpliwości zostały rozwiane niemal natychmiast po pierwszym gwizdku.
Już w pierwszej akcji meczu Kurczak zaskoczył wszystkich – potężnym strzałem ze środka boiska trafił w samo okienko, otwierając wynik w stylu, który choć wzbudził kontrowersje, był niewątpliwie efektowny. Chwilę później ten sam zawodnik podwyższył prowadzenie kolejnym uderzeniem z dystansu. Na 3:0 podniósł Czerwionka, który ośmieszył rywali w polu karnym, a w dalszej części pierwszej połowy show skradł Grygiel – autor trzech trafień przed przerwą. Gospodarze grali pewnie, ofensywnie i z dużą łatwością stwarzali kolejne sytuacje. Bęgal nie był w stanie odpowiedzieć – ich ataki kończyły się przed polem karnym rywala, a wynik do przerwy mówił wszystko: 7:0.
Po zmianie stron obraz gry się nie zmienił. Grygiel dołożył kolejne trzy bramki, kończąc mecz z imponującym sześciopakiem. Kurczak znów odpalił swoją armatę z dystansu, a kolejne trafienia dołożyli również Czerwionka, Rząca i Parys. Gościom udało się zdobyć bramkę honorową – Chojnacki wykończył akcję z bliska, czym chociaż symbolicznie odpowiedzieli na dominację gospodarzy. Mecz zakończył się wysokim zwycięstwem ASAP Vegas – aż 18:1.
ASAP Vegas FC przypomniał sobie, jak grać jak z najlepszych dni i zakończył sezon w dobrym stylu. WKS Bęgal mimo bardzo trudnego spotkania zasługuje na szacunek za walkę do końca i sportową postawę.
W meczu Compatibl i FC Pers, czyli ekip z top 3, jeśli chodzi o pozycje w 10. lidze, górą okazał się lider. Persowie wygrali bardzo pewnie, bo aż 9:2. Była to niezwykle cenna wygrana, ponieważ dała im upragnione i prestiżowe mistrzostwo.
Co do samego meczu – od początku do końca przewagę i kontrolę mieli wyżej wspomniani goście. Już od pierwszych minut narzucili swój styl gry i nie pozwalali rywalom spokojnie rozgrywać akcji. Ich wysoki pressing wielokrotnie przynosił zamierzony efekt, ponieważ piłkarze Compatibl, będąc pod presją, popełniali proste błędy, które przeciwnicy bezlitośnie wykorzystywali.
W pierwszych 25 minutach tylko zawodnicy Persów wpisywali się na listę strzelców, ustalając wynik na 4:0. Po raz kolejny świetnie dysponowani byli Mati Musoev oraz Kamol Obidov – niekwestionowani liderzy swojego zespołu.
Druga część spotkania zapowiadała spokojniejsze tempo, bez zbędnego forsowania ze strony gości. Nic bardziej mylnego – byli oni niezwykle głodni gry i kolejnych bramek, przez co nie zwolnili, a wręcz wrzucili kolejny bieg. Compatibl próbowało się odgryzać, jednak poza dwoma trafieniami byli bezsilni i wyraźnie gorzej dysponowani w porównaniu do wcześniejszych występów, przez co musieli uznać wyższość rywala. Tym samym FC Pers zdobył mistrzostwo 10. ligi, a Compatybilni, mimo porażki, zakończyli zmagania na wysokiej, 3. lokacie.
W meczu o utrzymanie MWSP mierzyło się z Bielany Legends. Goście mogli liczyć na wsparcie kilkunastoosobowej grupy kibiców, która licznie stawiła się na trybunach. I trzeba przyznać, że fani w niebieskich barwach mieli powody do zadowolenia już po pierwszych 25 minutach – ich drużyna prowadziła dwoma bramkami, choć miejscami gospodarze potrafili napsuć im sporo krwi.
Z perspektywy walki o utrzymanie szczególnie bolesna była bramka Piotra Kamińskiego, który zablokował wybicie bramkarza MWSP i w rzadko spotykany sposób zdobył gola na 1:3. Gospodarze, zdając sobie sprawę, że nie mają już nic do stracenia, w drugiej połowie zagrali zdecydowanie ofensywniej. Jednak po trafieniu Jana Wojciechowskiego na 1:4, wydawało się, że emocje się skończyły i jest po meczu.
Na szczęście dla fanów piłki nożnej – nic bardziej mylnego. MWSP zaczęło grać skuteczniej. Maciej Wrotniak wymusił błąd defensywy gości, przechwycił piłkę i zdobył gola. Chwilę później Miłosz Wróblewski, najlepszy zawodnik MWSP w tym spotkaniu, strzelił bramkę na 3:4, dając gospodarzom nową nadzieję. Na 12 minut przed końcem wszystko było jeszcze możliwe. MWSP – potrzebujące co najmniej remisu, by się utrzymać – rzuciło wszystkie siły do ataku i próbowało pokonać Michała Kwiatkowskiego.
Jednak ku uciesze kibiców gości, to Legendy z Bielan zadały ostateczny cios. Konrad Wielki – nomen omen – zdobył wielce ważbą bramkę na 3:5, która przesądziła o losach meczu i sezonu.
Bielany Legends zakończyły rozgrywki na 6. miejscu w tabeli 10. ligi, natomiast MWSP, z uwagi na gorszy bilans bezpośrednich spotkań z FC Astrą, spada do niższej klasy rozgrywkowej.