usuń na 24h
menu ligowe
poziomy rozgrywek
aktualnośći
aktualnośći
Rozgrywki
Statystyki
Futbol.tv
turnieje
Wywiady
SOCCA CUP
Galeria
Ekstraklasa
1 Liga
2 Liga
3 Liga
4 Liga
5 Liga
6 Liga
7 Liga
8 Liga
9 Liga
10 Liga
11 Liga
12 Liga
13 Liga
14 Liga
15 Liga
ID
Godzina
Gospodarz
Wynik
Gość
Raport
1
08:00
( 2 : 2 )
3 : 8
Raport

Niedzielne zmagania na Arenie AWF rozpoczęły się od starcia Bad Boysów z Szmulkami Warszawa – drużyn, które od początku sezonu niemal nieustannie sąsiadują ze sobą w tabeli. Spotkanie miało kluczowe znaczenie dla obu ekip, ponieważ jego wynik mógł zadecydować o tym, która z nich spędzi zimową przerwę w strefie spadkowej. Pierwsze minuty należały do Bad Boysów, którzy stworzyli sobie więcej okazji strzeleckich, lecz brakowało im skuteczności, by postawić przysłowiową "kropkę nad i". Dopiero w 13. minucie udało im się otworzyć wynik za sprawą trafienia Bartosza Staniszewskiego. Radość gospodarzy trwała jednak bardzo krótko – ledwie kilkanaście sekund później Szmulki doprowadziły do remisu. Wyrównana pierwsza połowa przyniosła jeszcze po jednej bramce dla każdej z drużyn, co sprawiło, że po 25 minutach rywalizacji było 2:2. Po zmianie stron Szmulki szybko objęły prowadzenie. Po świetnie przeprowadzonej kontrze wynik na korzyść gości zmienił Filip Pacholczak. Dla Bad Boysów druga połowa okazała się powtórką koszmaru z poprzedniego tygodnia – po solidnym początku ich gra kompletnie się załamała. Choć premierowa odsłona nie wskazywała na wyraźną dominację żadnej z drużyn, młoda ekipa Szmulek po przerwie przejęła inicjatywę i zaczęła skutecznie wykorzystywać błędy bardziej doświadczonych rywali. Goście regularnie punktowali, a ich ofensywa nie pozostawiała złudzeń. Spotkanie zakończyło się wysokim zwycięstwem Szmulek Warszawa 8:3. Dla ekipy Bartka Podobasa była to już trzecia porażka z rzędu, co oznacza, że Bad Boys spędzą zimową przerwę w strefie spadkowej. Z kolei Szmulki, dzięki tej wygranej, awansowały na szóstą pozycję w tabeli, choć ich sytuacja wciąż pozostaje niepewna – od zagrożonych rejonów dzieli ich zaledwie jeden punkt.

2
08:00
( 3 : 2 )
4 : 3
Raport

W hitowym starciu kolejki zmierzyły się ze sobą ekipy Team'u Ivulin oraz Rock'n Roll Warsaw. Tym samym trzecia drużyna rozgrywek podejmowała lidera, który jak dotąd zdominował resztę zespołów, wygrywając każde z dotychczasowych spotkań. Przed Białorusinami pojawiło się więc nie lada wyzwanie, ale znając potencjał tej ekipy, ze spokojem można było oczekiwać zaciętego i arcyciekawego spotkania. Obydwa zespoły rozpoczęły mecz od niezwykle szybkiej wymiany ofensywnej. Gra była składna, bez zbędnych przerw. W dynamicznej rozgrywce bardzo ciężko było wskazać ekipę, która wyraźnie przeważała. Mimo tego to gospodarze naszym zdaniem delikatnie lepiej wyglądali przy piłce, rozgrywając ją po ziemi, co zbliżone było do grania futsalowego. Takie rozwiązanie przyniosło zamierzony skutek. Po indywidualnej akcji gola zdobył Varapajeu. Szał radości nie trwał jednak długo. Rywale najpierw doprowadzili do wyrównania, by chwilę później wyjść na prowadzenie. Mimo pozornie patowej sytuacji, reprezentanci Team Ivulin jeszcze przed przerwą odpowiedzieli na boiskowe wydarzenia. Dwie bramki przed gwizdkiem dały im nadzieję, że przy wyniku 3:2 wszystko jest pod kontrolą. Druga połowa obfitowała w zbliżone, o ile nie większe emocje. Jakość obecna na placu gry nie zmniejszyła się mimo upływu minut. Prawdą jest natomiast to, że goście wyraźnie się otworzyli, stawiając wszystko na jedną kartę. Efektem tego była kolejna bramka, tym razem autorstwa Dimy Kostiuka, który mierzonym uderzeniem pokonał Leonida Isayenię. Zaledwie minuty przed końcem, gdy wszystko wskazywało na relatywnie sprawiedliwy podział punktów, ostatnie słowo należało do Team Ivulin. Po raz kolejny graczy Rock'n Roll Warsaw zaskoczył Varapajeu, który tym razem asystował przy trafieniu na 4:3. Tym wynikiem zakończyło się to jakże interesujące spotkanie.

3
10:30
( 1 : 1 )
4 : 3
Raport

Mikstura i Zakapiory nie miały ostatniej zbyt ekskluzywnej passy. Jedni i drudzy dawno nie zaznali smaku zwycięstwa i było jasne, że w takim starciu oczekiwały przełamania. Tyle że obydwie ekipy, na zakończenie rundy przyjechały w składach, które dalekie były od optymalnych. Tyczyło się to zwłaszcza Zakapiorów, bo tutaj nie dojechał lider i kapitan, czyli Daniel Lasota i ogólnie na ławce rezerwowych był tylko jeden gracz. Po stronie Mikstura też zabrakło kapitana, Mateusza Jochemskiego i pewnie zarówno popularny Meli, jak i Daniel, liczyli to, że około godziny 11:30 otrzymają przyjemnego w treści smsa, o zwycięstwie swojej drużyny. Początkowo trudno było jednak wskazać, komu do tej wiktorii bliżej. Mijały minuty, a gole nie padały, chociaż okazji nie brakowało. Zakapiory zaczęły intensywnie, lecz potem więcej z gry mieli gracze Mikstury. Brakowało jednak dobrze nastawionego celownika. W końcu jednak udało się przełamać impas – Filip Junowicz dobił strzał Piotrka Stefaniaka i Andrzej Groszkowski wreszcie musiał się uznać za pokonanego. To był jedyny gol w premierowych 25 minutach, co świadczy o poziomie zaciętości tej potyczki. Na starcie drugiej odsłony mieliśmy kolejne trafienie, lecz tym razem dla Sportowych, a jego autorem Aleksy Sałajczyk. To trafienie napędziło zespół w biało-czarnych koszulkach i za chwilę Artur Trojanowski dobił swój własny strzał i zapachniało niespodzianką. Rywale pospieszyli z błyskawiczną ripostą i mniej więcej tak to również wyglądało później. Na gola jednych, drudzy odpowiedzieli i na kilka chwil przed końcem spotkania, było 3:3. I nawet jeśli uznamy, że optycznie lepiej wyglądała Mikstura, to zaangażowanie i poświęcenie Zakapiorów było warte jednego punktu. Ale niestety – w ostatniej akcji meczu Filip Junowicz wyprzedził zawodnika, do którego adresował piłkę Paweł Groszkowski, zrobił z nią kilka metrów i precyzyjnym strzałem zadał decydujący cios w tym starciu. Sędzia nawet nie wznawiał już gry, dzięki czemu triumfatorzy mogli w pełni świętować to wyszarpane zwycięstwo. Ale tak jak mówiliśmy – remis nikogo by tutaj nie skrzywdził, jednak trzeba grać do końca i choć to powiedzenie jest mocno wyświechtane, to jak pokazał ten mecz – wciąż bywa aktualne.

4
12:00
( 3 : 2 )
7 : 4
Raport

Dla gospodarzy miała być to raczej łatwa przeprawa, a ostatecznie okazało się, że ekipa FC Vikersonn musiała się sporo napocić, aby wywieźć ze spotkania z BJM Development trzy punkty. Początek nie wskazywał, że będzie to tak wyrównana rywalizacja, szczególnie w pierwszej odsłonie. Gospodarze szybko wyszli na prowadzenie, a gola zdobył Valerii Shulha. Dosłownie kilka chwil później było już 2:0, kiedy bramkę zdobył napastnik drużyny w pomarańczowych strojach, Zurabi Saginadze. Szybkie prowadzenie rozluźniło faworytów na tyle, że ich gra w kolejnych minutach zupełnie się posypała. Coraz częściej groźne akcje zaczęli wyprowadzać oponenci, którzy w swoich szykach mieli naprawdę dobrych graczy. To przyniosło bramkę Tomka Chmielewskiego i na tablicy wyników było 2:1. Spotkanie nabierało rumieńców, coraz częściej widzieliśmy pojedynki indywidualne, z których regularnie górą wychodzili zawodnicy BJM. Świetny okres ponownie został przypieczętowany bramką i ponownie na listę strzelców wpisał się Tomek Chmielewski. Wynik 2:2 zdecydowanie nie było po myśli gospodarzy, którzy w tym sezonie mają naprawdę wysokie aspiracje. W końcowych minutach pierwszej połowy inicjatywę ponowie przejęli reprezentanci FC Vikersonn.  Dało to efekt w końcówce pierwszej odsłony, gdy ponownie geniuszem w polu karnym błysnął Saginadze i na przerwę schodziliśmy przy wyniku 3:2. Po zmianie stron pierwsi zapunktowali gospodarze, a konkretnie Slawik Tuymkiw. Od tego momentu faworyci przejęli niemal całkowitą kontrolę. Obrona gości popełniali sporo prostych błędów, co ponownie wykorzystał Shulha. Spotkanie z minuty na minutę zaostrzało się, a zawodnicy niepotrzebnie kwestionowali decyzję sędziego. Mecz zrobił się mało atrakcyjny dla postronnego widza. Szybciej negatywne emocje opanowali gracze BJM, dzięki czemu widzieliśmy dwa trafienia, które zostały zapisane na ich konto. Wynik ponownie był na styku. Na nieszczęście dla gości w zespole FC Vikersonn świetne zawody rozgrywał Zurabi Saginadze i to dzięki jego kolejnemu trafieniu, gospodarze mogli odetchnąć z ulgą. W końcowych minutach ponownie widzieliśmy sporo niepotrzebnej agresji, która kładzie się cieniem na tym naprawdę niezłym, piłkarskim widowisku. Autorem ostatniej bramki został Yevhen Syrotiuk a jego trafienie przypieczętowało wygraną FC Vikersonn 7:4. Dzięki wygranej triumfatorzy zrównali się w tabeli z dotychczasowym liderem. Goście natomiast zakończyli rundę w środku ligowej stawki.

5
13:00
( 0 : 3 )
3 : 4
Raport

Wiecznie Drudzy w ostatniej kolejce podejmowali FC Patriot. Obydwie drużyny znajdują się aktualnie w strefie spadkowej, więc ten mecz miał naprawdę sporą rangę, bo wygrana pozwalała na zbliżenie się do strefy utrzymania. Spotkanie było bardzo zacięte, i chociaż w pierwszej połowie bramki strzelali tylko goście, to mieliśmy przeczucie, że gospodarze ostatniego słowa jeszcze nie powiedzieli. Idźmy jednak po kolei. Jest to kolejny mecz tego dnia, w którym bramkarz, a dokładniej mówiąc, Vasyl Kharchenko zdobywa gola z połowy boiska, strzałem w prawy dolny róg. To nie był koniec pięknych trafień w tym spotkaniu. W drugiej połowie meczu Anatoli Ursu strzela bramkę bezpośrednio z rzutu wolnego, dając czwarte trafienie drużynie FC Patriot. Pewnie myślicie, że to koniec emocji? Otóż nie! Gospodarze rzucili się do odrabiania strat, a za sprawą dwóch trafień Antka Groneta i jednego gola Piotrka Kawki mieliśmy stykowy rezultat! Losy niemal się odwróciły, gdy nagle sędzia zagwizdał po raz ostatni, sygnalizując koniec meczu. Gospodarzom nie starczyło czasu na zdobycie choćby punktu i mimo, iż ich powrót był naprawdę imponujący, to i tym razem musieli obejść się smakiem. FC Patriot natomiast triumfuje i przybliża się na raptem jedno oczko do aż dwóch ekip znajdujących się nad nimi. To zwiastuje bardzo ciekawą rywalizację na wiosnę i walkę o utrzymanie w 4. lidze!

Reklama