EXC MOBILE OCHOTA ZWYCIĘZCĄ LIGI MISTRZÓW SOCCA 2025!
Co to był za szalony czas! Każdy dzień przynosił nowe, intensywne, ale i przede wszystkim piękne chwile wraz z tym, co my wszyscy kochamy najbardziej – piłką nożną. W dodatku anturaż był wyjątkowy, najwyższej klasy, bo wśród międzynarodowej wierchuszki socca. Boisko było schowane pośród malowniczych greckich plaż, otoczone z jednej strony starym miastem, zamkiem na wzgórzu a morzem. W którym notabene wylądowała podczas turnieju nie jedna piłka, odpływając bezpowrotnie w nieznane bezkresy. Przez cztery dni z rzędu, w dniach 17.10 do 20.10 ponad sto zespołów w rozgrzanym do czerwoności od futbolu Rethmyno grało o miano najlepszej ekipy świata w roku 2025 w piłce klubowej. Chyba dosłownie każdy wie, więc nie będzie spoileru, kiedy raz jeszcze (zawsze będziemy chętnie do tego wracać) wspomnimy, iż najlepszym klubem w szóstkach w Socca w roku 2025 zostało nasze, co weekend meldujące się na Lidze Fanów, ExC Mobile Ochota. Coś absolutnie wyjątkowego. Absolutne cinema. Wróćmy na chwilę do tego piłkarskiego Edenu, aby raz jeszcze podsumować sobie to, jak wybitnie zagrała ExC Mobile Ochota, ale także po to, aby ocenić, jak spisało się pięć pozostałych teamów z Ligi Fanów Warszawa.
KSB WARSZAWA ORAZ CF LAKOKSY GÓRA KALWARIA
Dwóch beniaminków Ekstraklasy Ligi Fanów dostało od włodarzy Polskiej Federacji Socca "dziką kartę" (łącznie na całą Polskę takowych kart było cztery, dwie powędrowały do nas, jedna do Łodzi, a jedna na Śląsk), pierwsi za – ogólnie mówiąc – zasługi, drudzy zaś za konkurs "golasso".
Dla KSB Warszawa Rethmyno nie było żadnym novum. Rok temu zespół Michała Tarczyńskiego, będący wówczas w kapitalnej formie (chodzi o klub, ale niewykluczone że forma Michała też takowa była) zaprezentował się z świetnej strony, w zasadzie bez większego trudu wychodząc z fazy grupowej do pucharowej. Niestety, ale tamtego października ów przygoda młodego KSB zakończyła się na pierwszej przeszkodzie w pucharówce i to mimo tego, iż beniaminek Ekstraklasy wygrywał już 2:0! Finalnie jednak niestety uległ drużynie, z bodajże Afryki, 2:3.

W tym roku cel – przynajmniej tak zakładamy – był podobny. Minimum z pewnością miało być wyjście z grupy. Wyprzedzając fakty: to się nie udało. Na turniejach często jest tak, że twój pierwszy mecz determinuje całą resztę (za wyjątki jak Argentyna w Katarze czy Hiszpania w RPA) i w przypadku KSB Warszawa owa maksyma miała swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Zespół stolicy cały mecz przeważał, napierał napierał, ale nieskutecznie. Rywal z kolei przeprowadził jedną, dwie, góra trzy akcje w całym meczu. Niestety, ale jedna z nich okazała się tą na wagę trzech punktów dla oponenta. Tym samym KSB już tak wcześnie stanęło pod ścianą. Następnym rywalem miał być mistrz Węgier z 2024 roku – jedna z najlepszych ekip z grupy "Path B" – i choć KSB Warszawa w starciu z National Iron Team nawet wyszło na prowadzenie 1:0, tak potem totalnie się sypnęło i zasłużenie przegrało 1:5, a aby być sprawiedliwym trzeba przyznać, że wymiar kar mógł być o wiele surowszy.
Ostatni mecz o nic? Szczerze tak to wyglądało. Trudno zrozumieć, co stało się w tym meczu. Podstawowy bramkarz KSB Czarek Wachnik zagrał w polu (i o ironio był jednym z lepszych), między słupkami stanął Kacper Kułakowski. Tempo, po stronie rywala, jak i samego KSB – przynajmniej zza ekranu – wyglądało na wolne i momentami ślamazarne. Jakby zespół Michała był pogodzony z tym, że grają o pietruszkę. Bez werwy, woli walki, bez brania piłki po strzelonym golu na środek. A przecież było o co grać! W przypadku zwycięstwa KSB Warszawa zajęłoby trzecie miejsce poprzez mecz bezpośredni. Bramki? Okej, przed ostatnim meczem było ich minus pięć, słabo, ale koniec końców do PlayOff awansowała ekipa z trzema punktami i minus trzema golami na koncie! Dwa gole więcej oznaczałyby awans dalej z trzeciego miejsca. Może i tylnymi drzwiami, ale jednak!
Finalnie wyszło jak wyszło. Ekipa KSB może być na siebie zła przede wszystkim za pierwszy i ostatni mecz. Środkowy, z National Iron Team był w pełni zrozumiały, a rywal z innej półki. Mimo wszystko zespół beniaminka na pewno spędził dobry czas na greckiej ziemi. Każdy kto melduje się w tej świątyni futbolu, jaką w dniach 17-20 jest Rethmyno, wychodzi z niej szczęśliwy i z dobrymi wspomnieniami.
No, może poza Gladiatorzy Eternis.
Mamy nadzieję że w przypadku Michała Tarczyńskiego i spółki ten wylot także wyszedł finalnie na plus, a cała operacja była warta przysłowiowej świeczki.
CF Lakoksy to nie tylko debiutant w Ekstraklasie Ligi Fanów, ale także i tu – na największym międzynarodowym turnieju Socca – w greckim Rethmyno. Zespół z Góry Kalwarii żył tym wyjazdem, poprzez wzmożoną aktywność na wszystkich swoich social mediach i... prawidłowo! Każdy kto tu jest, w epicentrum wydarzeń, ten nie żałuję. Rangę jeśli już podważają jedynie nieobecni. Krokodyle więc wsiadły w samolot i pofrunęły za piłkarską przygodą na południe Europy.

Piękna historia piękną historią, ale znając ambicje projektu nie tylko po pocztówki i magnezy Panowie zawitali w Rethmyno. Jak poszło po sportowemu? Nie wiemy czy Bartek Królak, prezes tego teamu, analizował oglądając mecze z poprzedniej edycji, ale jeśli tak, to mógł dojść do wniosku że poziom w "Path B" jest najprościej mówiąc: dość łatwy. To błąd, na który nabiera się większość osób, które ocenia coś poprzez pryzmat wideo, gdzie tempo ZAWSZE wydaje się wolne, spokojne i wiadomo czego nie urywające. Ile to razy człowiek po weekendzie oglądał VEO i się dziwił, że z perspektywy kamery tempo było jak na pikniku, kiedy w głowie utrwalony był obraz ostrego zasuwania.
W każdym razie – raz jeszcze – nie wiemy czy Bartek lub ktoś z Lakoksów sobie to przegadał. Wiemy, że z całą pewnością robią to inne ekipy. Proszę jednak nie wierzyć temu obrazowi. Fakty są takie, że tam naprawdę przyjeżdżają topowe ekipy ze swoich krajów, które jeśli nie wolą walki, to umiejętnościami nadrabiają. Poziom jest wyższy, niż się wydaje i to pomimo tego, iż mówimy o PathB. PathA, gdzie było ExC oraz Łowcy, to już istna żyleta i ogień. Wracając.
Lakoksy rozpoczęły turniej od 3:6. Szalony mecz, gdzie nawet udało się wyjść na prowadzenie z zespołem o barwach Celticu Glasgow, ale niestety z minuty na minutę wychodziła jakość rywala. O ile pamięć nie myli gruziński zespół Bucovina był już przed turniejem uważany przez redakcję socca.pl za potencjalnego gracza, który może mocno namieszać. Czas jednak tę tezę zweryfikował mimo wszystko bardziej jako chybioną. Przegrana więc była zasłużona, ale po fajnej walce i pokazaniu, że wszystko może się jeszcze zdarzyć w dwóch następnych meczach.
Szkoda, bo w drugim meczu Lakoksy grające na zespół z RPA wcale nie wyglądały gorzej. Przynajmniej do momentu. Potem zaczęło walić się na całego, nie tylko uciekły punkty, ale i bilans bramkowy uległ mocnemu pogorszeniu. Po przegranej w pierwszym meczu 3:6, drugim 1:4, z zerowym dorobkiem punktowym i minus sześcioma golami na koncie sytuacja była analogiczna do tej, którą miało KSB Warszawa przed ostatnim grupowym meczem.
W przeciwieństwie do KSB Warszawa Lakoksy (przynajmniej oceniając to na podstawie zapisu wideo, który jak stwierdziliśmy kilka linijek wyżej, potrafi być złudny) wyglądały na ekipę, która gdzieś tam wciąż wierzy. Jeśli nie w awans z trzeciego miejsca jako tak zwany Lucky Loser (przypominają się skoki), to chociaż w honorowe zwycięstwo na pożegnanie. I chwała za takie podejście Krokodylom. Sam mecz z zespołem z Limassol z Cypru miał różny przebieg. W żadnym momencie jednak Lakoksy nie chciały odpuścić Arizonie. Efekt? Pierwsze, historyczne zwycięstwo w Europie. Klasa Panowie – udowdniliście tym samym że Lakoksy to nie tylko napis na dropsach!
Reasumując KSB Warszawa i CF Lakoksy finalnie zajęły odpowiednio czwarte miejsce w grupie z jednym punktem i trzecie z trzema. Oba zespoły mamy nadzieję że spędziły świetny czas we wspólnym gronie, integrując się i przeżywając piękne przygody. Czasem te z happyendem czasem te troszkę mniej miłe. Na usprawiedliwienie dla obu ekip dodajmy, że zostały one dołączone do polskiej elity na samym końcu, więc czasu na przygotowania było o wiele mniej. Warto to wziąć pod uwagę. W każdym razie emocji nie brakło. I za to Panowie dziękujemy. Teraz pora wrócić do warszawskiej rzeczywistości.
IMPULS UA ORAZ HUSARIA MOKOTÓW
Nie tylko Lakoksy debiutowały na greckiej ziemi. Impuls UA poszedł niemal krok w krok tą samą drogą, co rok temu KSB Warszawa. Dowód? Panowie dostali się na Grecję poprzez ogólnopolskie 3RK. Jak KSB Warszawa w 2024 roku w meczu o brąz zagrali z Husarią Mokotów. KSB w 2024 roku zajęło czwarte miejsce przegrywając 2:5, a Impuls podzielił los ekipy Michała Tarczyńskiego przegrywając w 2025, na tym samym etapie, z tą samą drużyną 1:2. I KSB i Impuls UA polecieli do Grecji więc jako czwarty zespół wielkiego ogólnopolskiego 3RK. Ale to nie koniec analogii!

KSB Warszawa w zeszłym roku świetnie poradziło sobie w fazie grupowej – zupełnie tak samo, jak Impuls UA teraz. Pierwszy mecz może jeszcze w ukraińskim obozie pozostawił spory niedosyt, wszak zremisowali z Portugalskim Iconic 1:1, choć ekipa Ivaniuka przeważała. Tak dwa pozostałe mecze, o wyjście z grupy, to świetne dwa razy po 4:2! Niektóre gole zdobywane przez zespół czarno-granatowych był wręcz fenomenalne! Mamy nadzieję, że Panowie umieszczą je w jakichś skrótach z tego turnieju, bo te gole na to zasługują!
Tak samo więc jak KSB w 2024 tak i Impuls w 2025 zrobili jako debiutanci świetną robotę w fazie grupowej. Nagroda? Mecz o wejście do 1/32 play-off. Po świętowaniu w sobotę trzeba było szybko stawać na nogi (dosłownie), bo następny mecz fazy pucharowej był przewidziany na godzinę dziewiątą. Jeśli sen jeszcze ciążył na początku spotkania na powiekach, to szybko został on odgoniony emocjami, jakie mieliśmy w tym starciu! Cios za cios, dwie szczelne defensywy. Długo prowadził oponent z bodajże Bułgarii. Finalnie jednak, na chwilę przed końcem, pięknym zejściem do środka i strzałem pod poprzeczkę Impuls zdołał doprowadzić do serii "jedenastek" Socca! W nich Volodymyr nie dał się pokonać ani razu, zaś ten jeden jedyny złoty strzał oddał niezawodny lider – Budz!
Gracze, kolejnego beniaminka Ekstraklasy Ligi Fanów, na arenę zmagań powrócili o godzinie 15:00. Z pewnością z wiarą, że mogą tego dnia dziać się rzeczy wielkie. I jak jeszcze początek dawał nadzieję, tak z upływającym czasem widać było, iż zespół z Albanii jest niestety na ten moment poza zasięgiem. Finalnie skończyło się na 0:2, a faza pucharowa 1/16 Socca Champions League została nietknięta. Szkoda, ale z pewnością tak czy siak był to kapitalny czas dla tego zespołu. W dodatku Panowie przynieśli nam dużo radości i powodów do dumy!
Husaria Mokotów to stary wyjadacz, który na tego typu eventach gości regularnie. Od pierwszoligowca zawsze wymagania są spore, bo potencjał tej drużyny jest bardzo duży. Husaria do Grecji na Socca Champions League nie leciała po raz pierwszy. Podobnie jak KSB Warszawa zespół Tomka Hübnera w Rethmyno meldował się także w październiku 2024. Wówczas udało się zająć drugie miejsce i awansować do play-in w górnej drabince. A jak poszło tym razem?

Jak na klasowy zespół przystało Husaria na "dzień dobry" rozbiła w pył belgijski SC Charleroi, z pięcioma reprezentantami tego kraju w piłce nożnej sześcioosobowej. Cała piątka brała udział na mistrzostwach świata w Essen oraz na mistrzostwach Europy w Mołdawii. W dodatku zespół SC Charleroi w zeszłym roku po fenomenalnym meczu niemal ograł Land Of Fire, ćwierćfinalistę Socca Champions League (finalnie zakończyło się na 3:3). Mimo tak dobrego CV i wyrobionej marki, w zestawieniu z Husarią zespół z Belgii był totalnie bezradny, a wygrana polskiego zespołu 5:1 była najniższym wymiarem kary.
Już w zasadzie po pierwszym meczu Husaria mogła być niemal pewna wyjścia z grupy. Temat definitywnie zamknąłby jakikolwiek, choćby punkt, w starciu z dwukrotnym uniwersyteckim mistrzem Niemiec Energie Kopffnus. I... i tak się stało! Co prawda, Husaria Mokotów może być na siebie zła, gdyż już po pięciu minutach dość łatwo prowadziła 2:0 i szła po kolejne gole, ale z czasem coś mocno zaczęło szwankować, a finalny rezultat 2:2 był zasłużony. Dwukrotny mistrz Niemiec pokazał się z bardzo dobrej strony. Decydujący o podziale miejsc w grupie Husarii miał być ostatni mecz. Jak się z czasem okazało – mimo iż nasz zespół grał na najsłabszego rywala w tej dywizji – był to najgorszy mecz Husarii na tym turnieju. Zespół Hübnera ostrzeliwywał bramkę rywala z każdej strony, łącznie oddając kilkadziesiąt strzałów, ale do siatki wpadł tylko jeden z nich. Rywal zaś, miejscowi Grecy (TOP8 Pucharu Grecji z tych wakacji) oddali łącznie cztery strzały, z czego dwa znalazły drogę do bramki.
Husaria jednakże, tak jak wcześniej pisaliśmy, miała już zapewniony awans dalej. Gra się tylko toczyła o rozstawienie. Z perspektywy czasu z pewnością mokotowscy mogą być na siebie źli, bo zaledwie jeden gol więcej dałby ich do innej, znacznie łatwiejszej ścieżki. Finalnie Husaria o ćwierćfinał miała zagrać z miejscowym Asteras Rethmyno, która w swoich szeregach gromadziła samych najlepszych zawodników z Krety i okolic oraz z dwukrotnym mistrzem Austrii Sanglas Wiedeń. Jak z tymi pierwszymi Husaria po kapitalnym meczu wygrała gładko 4:0, tak w meczu o wszystko, o ćwierćfinał Pucharu Konferencji, mimo że remis dawał im awans, zespół z Mokotowa musiał uznać wyższość rywala. Sanglas Vienna był zdecydowanie lepszy, team złożony z samych futsalowców grających na niemal profesjonalny poziomie przez pierwsze dziesięć minut nie mógł sforsować szczelnej obrony Husarii (remis dawał awans do ćwierćfinału Husarii – lepsze bramki 4:2 vs 4:0) aż nagle wynik spotkania kapitalną bombą z dystansu otworzył bramkarz Sanglas. Wydawało się jakoby Husaria nie miała planu B, co było dużym błędem. Plan A zakładał świetna defensywę i szybkie kontry, ale w przypadku stracenia gola było niemal po zawodach. Po przerwie Sanglas szybko zdobył gola na 2:0, a jako że sytuacja Husarii zrobiła się ekstremalnie trudna ci postanowili rzucić bramkarza lotnego, co tylko ich jeszcze bardziej pogrążyło. Mimo wszystko był to kolejny przyzwoity występ Husarii na arenie międzynarodowej.
ŁOWCY WARSZAWA ORAZ EXC MOBILE OCHOTA
O potędze i sile pierwszych z tego duetu wiedzą już niemal wszyscy w kraju. Teraz miała się o tym przekonać także Europa. Łowcy Warszawa do Socca Champions League zakwalifikowali się jako zwycięzcy ogólnopolskiego 3RK. Dla złotego medalisty tego turnieju przewidziany był zestaw górny, z samą elitą globu w piłce sześcioosobowej. W dodatku dosłownie elitą elity, bo jak czas pokazał Łowców los wrzucił do ultratrudnej grupy, z samymi niemal potęgami. Szczególnie elektryzujący wydawać się miał pojedynek z kazachskim Allur. Brązowym medalistą Ligi Mistrzów sprzed roku, paczką naszpikowaną gwiazdami z tamtego kraju, reprezentanci kraju w tej dyscyplinie. A przypomnijmy, że Kazachstan w Socca jest na równi z Polską!

To właśnie tym pojedynkiem Łowcy Warszawa mieli rozpocząć swoją wielką przygodę. Obawy mógłby być w pełni uzasadnione. Jak więc poszło? Poszło kapitalnie! Bo za kapitalny trzeba uznać wynik 3:3 z tak gwiazdorskim zespołem jak AFC Allur. Klasa! To był mecz godny tych najlepszych w roku 2025 w Socca!
Do wyjścia kluczowe było wygranie w następnym meczu, gdyż trzeci rywal był – jak się z czasem okazało – outsiderem. Jak poszło więc w tym kluczowym, drugim meczu? Uff, cóż to było za widowisko! Popisy Tomka Pietrzaka (gwiazdy Gladiatorów, gościnie wraz z Michałem Dryńskim grającym w Łowcach) Borysa Ostapenko oraz Denysa Blanka. Bez tego tria trudno byłoby sobie wyobrazić pozytywny końcowy rezultat. Ale kiedy na swoim pokładzie masz takie armaty... Był to kapitalny mecz, z wielką publicznością na trybunach, w świetle reflektorów – miazga! Zwycięstwo, a trzeci mecz był formalnością oraz pogonią za kolejnymi golami, aby wyprzedzić Kazachów w grupie.
W 1/16 Fazy Pucharowej Socca Champions League Łowcy trafiły na polskie MK Dźwig. I choć rywal klasowy to jednak dwie półki niżej, aniżeli pierwszoligowe Łowcy. Wynik? 5:2 i awans dalej, gdzie... na Łowców czekała kolejna polska ekipa. Tym razem były mistrz Polski – Dzbany Łódź. Tu już poziom był bardziej wyrównany, a sam mecz stał na kosmicznym poziomie. Finalnie o tę jedną bramkę lepsi okazali się gracze Aleksego, dzięki czemu zdobywca 3RK mógł świętować awans do TOP8 całej imprezy!
To nie do wiary, ale na tym międzynarodowym turnieju, gdzie było ekip z 30 krajów świata Łowcy... znów trafili na polski klub. Tym razem już ten z absolutnego top topów. Aktualnego mistrza Polska oraz zdobywcę Pucharu Polski. ExC Mobile Ochota. Bratobójczy bój rozstrzygnąć musiały rzuty karne. W nich, po ukraińskiej stronie, pomylili się liderzy Borys Ostapenko oraz Denysa Blank. Po stronie ExC robotę zrobili Cetlin i Bienias. Tym samym ExC mogło świętować awans do strefy medalowej, zaś FC Łowcy na tym etapie turnieju, z dumnie wysoko podniesioną głową, kapitalnie wykonaną robotą, pożegnać się z eventem.
Wielka klasa oraz siła zespołu. TOP8 i odpadnięcie z wiadomo kim – przyszłym mistrzem. Aleks mógł i nadal powinien być dumny ze swojej brygady.
POTRÓJNIE ZŁOTA WARSZAWSKA OCHOTA
A teraz się przyznawać. Tylko szczerze. Kto z was, czytających, w przeszłości nie wizualizował sobie, jak wszystko się układa pod niego. Jak w myślach strzela kosmiczne bramki, eliminuje kolejnych rywali, zostaje bohaterem. Taki sen na jawie wcale się nie przyśnił ExC, on faktycznie miał miejsce w świecie rzeczywistym. Choć brzmi jak sen. To zgoda.

Aby coś czasem miało prawo się zdarzyć, wszystkie gwiazdy we wszechświecie muszą ze sobą współgrać, w jednym danym momencie. Potrzeba: umiejętności, pomysłu oraz – może najmniej to profesjonalne, ale prawdziwe – mnóstwo szczęścia. Wszystko w roku 2025 w piłce nożnej sześcioosobowej się ExC Mobile Ochota zgodziło. W zasadzie w lekko naciągany kwartał zespół Kamila Jurgi, Krystiana Nowakowskiego oraz Sebastiana Dąbrowskiego zdobył od połowy lipca do połowy października Puchar Polski, mistrzostwo Polski oraz Ligę Mistrzów Socca. Trzy miesiące! Abstrakcja. Mało?
Przecież aż trzech zawodników tego klubu, czyli wyżej wspomniany Krystian Nowakowski, Karol Bienias oraz Miłosz Nowakowski dorzucili jeszcze mistrzostwo Europy z reprezentacją Polski Socca w czerwcu 2025 roku. Człowiek nawet jakby sobie w głowie projektował, to nie wymyśliłby tak absurdalnego scenariusza.
I nie żeby co, ale w listopadzie ruszają jeszcze mistrzostwa świata w Meksyku, gdzie w barwach reprezentacji Polski zobaczymy najprawdopodobniej minimum całą trójkę. Dodatkowo o powołania będą walczyli trzej kolejni gracze tego klubu Mateusz Łysik, Janek Grzybowski oraz Kacper Cetlin!
Uhh, długo by można. Ale my tu mieliśmy podsumować sam wyjazd na Socca Champions League w Grecji. Dobrze, a więc po kolei.
Zacznijmy od kadry. Patrzymy w nią przed turniejem a tam: brak Grzybowskiego, MVP mistrzostw Polski. Brak Milewskiego, legendy polskiego futsalu i szóstek. Brak Łysika. Dwukrotnego srebrnego medalisty mistrzostw świata w Lizbonie i na Krecie. Taka wyliczanka chwilę by jeszcze potrwała. Z nieobecnych spokojnie możnaby stworzyć kolejną szóstkę, która miałaby szansa na medale Socca Champions League. I to w sumie całkiem realną.
Finalnie kadra wyglądała tak: Krzysiu Jabłoński, Kacper Cetlin, Karol Bienias (dzisiejszy solenizant!), Piotr Jamroz, Miłosz Nowakowski, kapitan okrętu Kamil Jurga, Władek Oryszczuk, Dawid Brewczyński oraz Krystian Nowakowski. Dziewięć osób, które wkrótce miały zszokować szóstkowy świat.
Faza grupowa? Wymagająca, to z całą pewnością, ale gdzie na ExC? Trzy mecze, dziewięć punktów, plus sześć w bramkach. Wyniki? 2:0, 6:3 oraz 2:1. Formalność? Trochę może słowo na wyrost, ale raczej spokój od początku aż do końca! Zabawa zaczęła się w fazie pucharowej. Do złota pozostało już "jedynie" pięć meczów. Bułka z masłem, co?
Pierwsza przeszkoda w pucharowej, a za nią jakże dobrze znajoma biało-czerwona flaga. Dlaczego? Bo los sparował z wrocławskim potentatem, FUTs Wrocław. Tym samym mieliśmy więc powtórkę z finału Pucharu Polski, gdzie ExC wygrało 2:0. Przechodząc do samego meczu to był on wyjątkowo wyrównany. Na tyle wyrównany, że o końcowym "być lub nie" miały zadecydować "karne socca". To niesamowite jak małe detale mogą decydować o wielkich rzeczach. Przecież ExC wisiało już w 1/16 na krawędzi, jeśli tylko FUTs w ów przepaść zepchnęło ExC dziś nie byłoby; wywiadów w telewizji, miana drużyny roku na świecie, pamiątki na całe życie. Detale. Szczęście, ale i oczywiście umiejętności były jednak i tym razem po stronie ExC Mobile Ochota!
Jeśli w 1/16 mieliśmy trudną przeprawę, tak 1/8 i walka o ćwierćfinał była o niebo łatwiejsza! Naprzeciw ExC na głównym boisku stanął brazylijski zespół, który został odprawiony z kwitkiem 3:0. A całe trybuny, jak i zawodnicy, zrobili piękne show! Ćwierćfinał? Już tu dziś byliśmy, kawałek wyżej, kiedy pisaliśmy o FC Łowcach. Także cóż więcej dodać? To co pisaliśmy, w ćwierćfinale mieliśmy arcypotężny bój wewnątrz ligowy toczony na greckiej ziemi. Zdobywca 3RK FC Łowcy, nowa potęga na polskiej ziemi szóstek versus ExC Mobile Ochota mistrza Polski oraz zdobywca Pucharu Polski. Była to niejako kopia meczu z FUTs, gdzie byliśmy świadkami niesamowicie wyrównanej gry, na tyle wyrównanej że decydować miały karne. W nich znów lepsi okazali się zawodnicy Ochoty. Do półfinału ExC posłali Bienias, Cetlin oraz Krzyś Jabłoński.
Strefa medalowa już bez wątpienia była sukcesem. Ale kiedy jesteś tak wysoko z automatu i twój "szklany sufit" zaczyna iść wyżej i wyżej. W grze pozostawały cztery drużyny. Dream team z niemiecką flagą w tle, Kazachski piłkarski arcymistrz AFC Allur, ExC oraz rumuński kopciuszek. Z trójki Eintracht Berlin, AFC Allur i Tazannmanschaft to zdecydowanie ci ostatni, Rumuni, byli tym najsłabszym ogniwem. Oczywiście z małą poprawką: najsłabszym z najlepszych. To tak czy siak był poziom kosmiczny, a widmo wejścia do wielkiego finału mógł być paraliżujący. Jak poszło?
Od początku było widać, że ExC jest stroną dominującą. Dało się to jeszcze przekuć na bramkę, ale kiedy wydawało się, że teraz to dopiero ruszy nagle przyszło wyrównanie ze strony Rumunów, a na jakieś cztery minuty przed końcem nawet i prowadzenie, po zaskakującym golu na 1:2. Zrobiło się ultranerwowo. Dla Rumunów czas zaczął pełznąć w zwolnionym tempie, zaś dla ExC zasuwać jak oszalały. Na wyimaginowanej tablicy do końca pozostawało około dwóch, może trzech minut, kiedy kapitalnym złamaniem akcji do środka popisał się Dawid Brewczyński, a następnie płaskim strzałem przy słupku doprowadził do wyrównania. 2:2! Na trybunach szaleństwo, na ławce ExC Mobile Ochota tym bardziej. A więc karne! Trzeci raz w fazie pucharowej o awansie dalej miały decydować karne. Udało się odeprzeć ostatnią akcje Tazmannschaft, piłka była po stronie ExC, a czas właściwe dobiegł końca. Aby dać sobie jeszcze jakąkolwiek szansę Dawid Brewczyński, autor gola na 2:2, wydłużył piłkę przez całe boisko z autu. Ta trafiła idealnie w sam narożnik, gdzie niekryty pozostał Karol Bienias.
Reszta jest już historią. Ciary.
Gol Karola Bieniasa głową z niemal zerowego konta stał się viralem, a jesteśmy pewni, że każdy kto to teraz czyta przynajmniej raz tę bramkę już widział. Kosmos i abstrakcja - bramka Karola TUTAJ. W takim momencie. To jest ten – co tu dużo mówić – łut szczęścia, który trzeba mieć, kiedy chce się wygrywać takie puchary. Taka prawda. Oczywistym było więc, że Ochota do Polski wraca z medalem Socca Champions League...

WIELKI HISTORYCZNY FINAŁ
Skurcze, spięcia łydek, nogi jak momentami jak z waty. A w perspektywie najważniejszy mecz w życiu. Przed ekranami dosłownie cały świat Socca, który liczy naście tysięcy ludzi. Ale i z pewnością także osoby spoza tego uniwersum. Presja? Wielka jak nigdy dotąd. Ale też dla takich zawodników jak Karol Bienias, Krystian Nowakowski (autor gola dla Polski w finale mistrzostw Europy) czy Miłosz Nowakowski presja już nie tak obca. Jeszcze w tym roku dźwigali wielkie brzemię, jakim było granie dla Polski o złoty medal Europy. To z pewnością zmienia postać rzeczy. Naszych graczy znamy już doskonale. A kto naprzeciw? Gwiazdozbiór nazwisk upchniętych pod niemiecką flagę. Wśród nich między innymi laureat złotej piłki Socca za rok 2024 Norbert Jaszczak czy Abdullah Telli, gwiazda światowego formatu. Aby zrozumieć fenomen tego zawodnika z Somali warto prześledzić jego media. A propos mediów – Eintracht Berlin na samym Instagramie na... uwaga... 186 tysięcy obserwujących użytkowników. To o jakieś 186 tysięcy więcej, niż ExC Mobile Ochota.
Na szczęście obserwujący na murawie nie grają, a zawodnicy. Miłosz Nowakowski miał za zadanie zneutralizować poczynania Norberta Jaszczaka, a Krystian Nowakowski Abdullaha Telliego. Z perspektywy czasu oba założenia wyszły wzorowo. Owszem Telli w pierwszej akcji łatwo nawinął Krystiana, do tego stopnia że ten musiał biec za nim... na czworaka, ale był to ostatni raz, kiedy Krystian nie nadążył za gwiazdorem Eintrachtu.
WIELKI KRYSTIAN NOWAKOWSKI
Nowy miał za zadanie zneutralizować najjaśniej świecącą gwiazdę Eintrachtu – któż jednak mógłby się wówczas spodziewać że prawdziwa gwiazda dopiero rozbłyśnie i będzie nią ktoś właśnie z tego duetu, ale nie Abdullah, a Krystian? Wpierw – umówmy się taśtaś nie na rangę finału Socca Champions League, ale i takie piłkarskie lapsusy czasem mają miejsce. Nie oddadzą strzału, nie przetestujesz równa się nie dowiesz. Krystian sprawdził i jakimś cudem okazało się, iż mógł to być złoty strzał na wagę klubowego mistrzostwa świata.

Są jednak gole, sytuację, momenty, które słowa niezbyt dobrze opiszą. Nie sposób się więc podjąć opisu drugiej, kończącej bramki. Ten gol obejrzało kilkaset tysięcy osób, był on w śniadaniówkach, na największych kontrach na polskim "iksie" we wszystkich sportowych programach. Gol Krystian Nowakowskiego na 2:0 to właśnie całe ExC Mobile Ochota w pigułce w tym roku. Maksimum umiejętności, woli walki, ale także i tego wcześniej wspomnianego ułożenia się gwiazd. Gol jeden na tysiąc, który akurat wypadł na moment, kiedy cały świat patrzył. Tego się nie da odzobaczyć, tego nie da się też do końca zrozumieć, wślizgiem, z własnej połowy, lobując bramkarza. Piłka idealnie przy samym słupku - Bramka Krystiana TUTAJ. Komputer mieli, mieli, mieli i na tysiące symulacji wypluwa tylko taką jedną. To była ona.
To co zrobiło EXC Mobile Ochota już teraz zapisało się w annałach piłki nożnej sześcioosobowej. Kto z tych zawodników w maju by pomyślał o takich rzeczach? Abstrakcja i to wysokich lotów. I każdy dołożył tu swoją, wielką, monumentalną cegiełkę, złotą cegiełkę, jakiś brylant z potrójne korony.
Krzysiek Jabłoński? Ewidentnie bramkarz turnieju, a przynajmniej w naszej opinii, coś niepodważalnego. Przykład? Genialna obrona rzutu karnego przy 0:1 w meczu finałowym z Eintrachtem. Takich momentów było o wiele więcej. Łącznie w ośmiu meczach tylko dziewięć straconych goli – w szóstkach? Genialny wynik.
Z tyłu profesura Dawida Brewczyńskiego i Karola Bieniasa bohaterów szczególnie półfinałowego meczu. To co ten duet wyprawiał na greckim parkiecie... Kamil Jurga? Kapitan okrętu, mister ruleta. Klasa poza boiskiem i na nim. Kamil Jurga oraz Władek Oryszczuk raczej byli postaciami drugoplanowymi, których głównym zadaniem było dać oddech podstawowej szóstce. Panowie z tego zadania wywiązywali się wzorcowo.
Krystian Nowakowski? Tytuł MVP Socca Champions League i nic więcej mówić nie trzeba. Kacper Cetlin walczy o powrót do kadry narodowej Socca i jeśli tak ma wyglądać jego gra, to powrót ma jak w kieszeni. Mobilny, z szybkim odejściem i piekielnie silnym strzałem. Zawsze groźny. Miłosz Nowakowski to niezwykły walczak, w destrukcji jest jednym z lepszych w kraju. Teraz do swojego repertuaru próbuje dodać kolejne atuty. Dlatego w Grecji próbował grać na pivocie. To on był autorem najważniejszych bramek w fazie pucharowej. Na nowej pozycji pokazał się z świetnej strony, a czujemy że jeszcze jest tu pole do rozwoju!
No i oczywiście creme dela creme na sam koniec. Tytuł Zawodnika Turnieju dla Krystiana ok, zasłużony, ale był jeszcze jeden trochę anonimowy bohater. Piotr Jamroz i jego spodenki – oto prawdziwi herosi niedawno zakończonego turnieju w Grecji. W życiu trzeba mierzyć się z różnej maści problemami, czasem w najmniej spodziewanym momencie, prawda? Grunt, aby wyjść z nich z klasą, dumą i podniesioną głową. Jamro na drugiej kierownicy ogarnął zmiany, uspokoił i dał pewność, że wszystko można przezwyciężyć i obrócić w pozytyw! I tak trzymaj chłopaku!
To co zrobiła Ochota – złota historia – duma, że jest to zespół, który reprezentuje nasze rozgrywki. Mieć takiego asa w talii, pośród innych zacnych kart? Marzenie. I niech to marzenie, które autentycznie się spełnia, trwa jak najdłużej!
Dziękujemy Panowie!
Szczegółową relacje całych zawodów znajdziecie również na:
SOCCA.PL - https://www.facebook.com/soccapl
International Socca Federation - https://www.facebook.com/InternationalSoccaFed





Warszawa
Łódź





