Menu podręczne - Sezon 2024/2025
Relacje meczowe: 5 Liga
Tonie Majami było zdecydowanym faworytem meczu z Bartolini Pasta. Od początku lider piątej ligi wziął się do pracy i po kilku minutach prowadził już czterema bramkami. Wydawało się, że ten mecz będzie się toczył do jednej bramki, ale goście choć nie mieli dobrego wejścia, to nie zamierzali ustępować. W jednej z akcji sędzia dopatrzył się przewinienia w polu karnym i Piotr Winek skutecznie wykorzystał rzut karny i było 4:1. Bartolini Pasta od tego momentu uwierzyło, że można powalczyć o korzystny wynik i dwie akcje przed przerwą powinny dać bramki, ale niestety szwankowała skuteczność. W ofensywie dobrze odnajdywał się tego dnia kapitan Michała Cholewiński, a wspierał go Adam Kubajek, który potrafił wygrywać pojedynki jeden na jednego. Tonie Majami dosłownie na sekundy przed końcem pierwszej połowy dysponowało stuprocentową okazją do strzelenia bramki, ale została ona zmarnowana. Po 25 minutach rywalizacji mieliśmy wynik 4:1. Po zmianie stron Bartolini szybko strzeliło bramkę na 4:2. Tonie Majami jakby złapało lekką zadyszkę i nie pamiętamy spotkania, by chłopaki zaliczyli aż taki przestój. Nakręceni na walkę o chociaż punkt goście złapali wiatr w żagle. Adam Kubajek był nie do zatrzymania i na kilka minut do końca meczu zaliczył asystę oraz bramkę co spowodowało, że mieliśmy remis 4:4. Tonie Majami od tego momentu mieli dwie stuprocentowe sytuacje i powinni prowadzić. Dopiero Filip Motyczyński wziął sprawy w swoje ręce i dał prowadzenie swojej ekipie. Przy stanie 5:4 ostatnia akcja meczu i bramka dla gości. Sędzia kończy spotkanie i niespodzianka stała się faktem! Tonie Majami mimo remisu zdecydowanie przewodzi w lidze, a Bartolini z pewnością na wiosnę będzie chciało powalczyć o czołowe lokaty.
Hetman, aby mieć pewność, że utrzyma drugie miejsce po rundzie jesiennej, musiał pokonać w niedzielę Georgian Team. Goście byli przed meczem w strefie spadkowej i żeby nie stracić kontaktu z ekipami będącymi nad nimi, miał obowiązek zapunktować. Tyle że brak dwóch czołowych gracz, już na starcie trochę obniżał szansę na korzystny wynik. Pierwsze minuty nie pozostawiły złudzeń, że w tym meczu może się wydarzyć niespodzianka. Gospodarze od początku narzucili swój styl gry i strzelili bramki, które kompletnie wybiły z rytmu rywala. Gdyby byli jeszcze skuteczniejsi, to praktycznie pierwsza połowa rozwiałaby wątpliwości co do wyniku. Gruzini starali się jak mogli, ale premierowego gola strzelili dopiero przy stanie 7:0. Do przerwy mieliśmy rezultat 8:2. Po zmianie stron goście z każdą minutą opadali z sił i widać było na ich twarzach zniechęcenie. Gospodarze poszli za ciosem i starali się maksymalnie wykorzystać swoje możliwości ofensywne. Bramki strzelała niemal cała drużyna i ostatecznie wyśrubowała najlepszy dla siebie wynik w tej rundzie. Hetman zasłużenie wygrywa i zimę spędzi na drugim miejscu w tabeli. Gruzini muszą w przerwie popracować nad frekwencją i formą, bo tej jesieni niestety były pewne przebłyski, ale patrząc po wynikach, o zadowoleniu nie może być mowy.
Więcej Sprzętu niż Talentu podejmowali w ostatniej kolejce GLK. Rywalizacja ta zapowiadała się na naprawdę zaciętą, gdyż mowa tutaj o ligowych sąsiadach, a dokładniej o drużynach zajmujących przed tym meczem miejsca 3 i 4. I tak jak się zapowiadało, tak też było. Obie drużyny zostawiły kawał serducha na boisku. Pierwsza odsłona tego starcia to przewaga gości. Zieliński oraz Rozkres dwukrotnie pokonali bramkarza rywali, dzięki czemu GLK zbudowało sobie solidną zaliczkę przed drugą odsłoną. Finałowa część meczu to już prawdziwy rollercoaster. Co prawda goście dołożyli kilka goli i wynik przyjął postać 0:5, a potem 1:6, ale nagle coś się zmieniło. Pewność w grze gości gdzieś uciekła i gospodarze przejęli kierownicę. Pomogły w tym dwie bramki golkipera, Łukasza Krysiaka. Pomimo iż ten zawodnik przyzwyczaił nas, że lubi przymierzyć z dystansu, to jednak dwa gole GK to zawsze zaskoczenie. Goście zaczęli być nieskuteczni, a rozpędzeni oponenci wciąż napierali, czego efektem były kolejne trafienia. Niestety dla gospodarzy - zabrakło im czasu. Jesteśmy prawie pewni, że gdyby mecz potrwał jeszcze kilka minut, mogłoby dojść do remisu. A tak to goście, po bardzo dobrej pierwszej połowie i początku drugiej, wygrywają ostatnie spotkanie w rundzie. Gratulacje! Obydwie ekipy, mam ynadzieję, zobaczyć w takiej dyspozycji na wiosnę, gdyż było to bardzo zacięte i pełne emocji starcie, które świetnie się oglądało.
Rywalizacja między Old Eagles Koło a ADS Scorpions miała nam odpowiedzieć na pytanie, kto przezimuje najbliższe miesiące w bardzo bliskiej odległości do podium 5.ligi. Do tego była potrzebna wygrana, a z dobrych źródeł wiemy, że za Orzełki trzymali też kciuki ci, którzy mieli ich na swoim kuponie. Wiele jednak w tym temacie było uzależnione od talizmanu drużyny z Koła, czyli obecności Sebastiana Żółkowskiego. Tak jak już pisaliśmy tydzień temu – z nim w składzie Old Eagles nie przegrywają, ale niestety – w niedzielę Sebastian na mecz nie dojechał. Podobnie zresztą jak wielu innych ważnych graczy. To stawiało sukces tego zespołu pod dużym znakiem zapytania. Skorpiony skład miały solidny, w dodatku nie brakowało rezerwowych i w naszej ocenie, to zespół Artura Kałuskiego był lekkim faworytem. Pierwsza połowa poniekąd to potwierdziła. ADS mieli więcej okazji, ale więcej też psuli. Z kolei Orzełki starały się być konkretne i po bramce Pawła Lewandowskiego, wyszły na prowadzenie. A potem miały idealną okazję, by podwyższyć stan posiadania. Kamil Faryniarz zobaczył bowiem żółtą kartkę i należało to bezwzględnie wykorzystać. Ale Old Eagles nie tylko nie zdobyli gola w przewadze, ale stracili i do przerwy było 1:1. W drugiej połowie obraz gry wyglądał bliźniaczo. Znów większość statystyk po stronie ADS, ale pierwszy gol w tej części pada dla nominalnych gospodarzy, po świetnym strzale w sam róg bramki Adriana Olwińskiego. Rywal błyskawicznie odpowiada i znów mamy remis. Nie sposób było przewidzieć, jak to się skończy, lecz biorąc pod uwagę upływający czas, to ranga kolejnego gola wydawała się ogromna. A zdobyli go podopieczni Artura Kałuskiego, a konkretnie Juri Łukjanec, z drobną dozą szczęścia. Orzełki nie odpuszczały i lada moment powinno być 3:3. Tyle że, tylko Krzysztof Józefiak wie, jak z doskonałej sytuacji doszło do tego, że mając przed sobą całą bramkę, nie trafił w jej światło. To mogło się szybko zemścić, bo rywale dostali zasłużony rzut karny. Naprzeciwko Janka Drabika stanął Jurij Pijasiuk, lecz golkiper Old Eagles fantastycznie przeczytał intencje rywala i odbił piłkę. Na niewiele to się jednak zdało. Więcej goli nie zobaczyliśmy i mecz zakończył się wynikiem 3:2. I być może pokusimy się o kontrowersyjną ocenę, ale jak na potencjał ludzki, to Skorpiony ten mecz wygrały szczęśliwie. Biorąc pod uwagę osłabienia przeciwników, to powinni tutaj triumfować różnicą kilku bramek, a zamiast tego do samego końca musieli drżeć, czy dowiozą trzy punkty. Orzełki walczyły dzielnie i nie sposób nie oprzeć się wrażeniu, że w pełnym składzie, to był mecz spokojnie do wygrania. Z drugiej strony – kogo to gdybanie obchodzi. Wynik idzie w świat i z perspektywy ADS tylko to się liczy.
W 9. kolejce 5. ligi fanów Broke Boys, zajmujący 9. miejsce, zmierzyli się z KS Iglica Warszawa, drużyną z zerowym dorobkiem punktowym i serią 8 porażek. Gospodarze przez większość meczu kontrolowali wydarzenia na boisku, jednak heroiczna postawa gości w końcówce pozwoliła im odwrócić losy spotkania i zdobyć pierwsze zwycięstwo w sezonie. Już na początku meczu Anton Liashuk dał Broke Boys prowadzenie, trafiając na 1:0. Mimo gry w osłabieniu, Iglica odpowiedziała szybko za sprawą Krystiana Wilczyńskiego, który pokonał bramkarza gospodarzy i wyrównał na 1:1. Gra była dynamiczna, a kolejne gole padały błyskawicznie. Broke Boys ponownie wyszli na prowadzenie, ale Iglica, wykazując ogromną determinację, ponownie doprowadziła do remisu. Końcówka pierwszej połowy należała jednak do Velko, który kapitalnym strzałem z połowy boiska dał gospodarzom prowadzenie 3:2. Druga połowa zaczęła się od kolejnego popisu Velko, który podwyższył na 4:2. Gdy wydawało się, że gospodarze kontrolują mecz, Iglica zareagowała natychmiast – Maciej Krupiński szybko zmniejszył stratę na 4:3. Broke Boys zdobyli jeszcze jedną bramkę i przy stanie 5:3 zdawało się, że spokojnie dowiozą wygraną. W końcówce meczu wydarzyło się jednak coś niebywałego. Goście, zmotywowani wizją pierwszego triumfu, przejęli inicjatywę. W ciągu kilku minut zdobyli trzy bramki, odwracając wynik na 6:5. Broke Boys, wyraźnie zaskoczeni takim obrotem spraw, nie zdołali odpowiedzieć, a Iglica świętowała swoje pierwsze zwycięstwo w sezonie.