Sezon 2024/2025
Relacje meczowe: 5 Liga
W 18. kolejce rozgrywek doszło do emocjonującego starcia pomiędzy Old Eagles Koło a Bartolini Pasta. Mecz miał duże znaczenie prestiżowe – obie drużyny chciały zakończyć sezon mocnym akcentem. Ostatecznie to gospodarze pokazali większą jakość i determinację, zwyciężając 5:3, mimo że do przerwy przegrywali 1:2.
Pierwsza połowa pokazała, że Bartolini Pasta potrafi wykorzystać błędy rywala i groźnie kontratakować. Choć brakowało im zorganizowanych schematów ofensywnych, zdołali zdobyć dwie bramki przy jednej odpowiedzi gospodarzy. W ich grze widoczny był jednak chaos – zbyt dużo improwizacji, niewystarczająco przemyślane akcje i brak współpracy w fazie finalizacji.
Po przerwie na boisku istniała już tylko jedna drużyna – Old Eagles Koło. Gospodarze wyszli z szatni zupełnie odmienieni, narzucili swoje warunki gry i szybko przejęli inicjatywę. Kluczową postacią był Przemek Długokęcki, który zdobył hat-tricka, imponując przeglądem pola i pewnością w wykończeniu akcji. Wsparciem dla niego był Mariusz Żywek, który zanotował dwie asysty i pokazał, jak ważna jest rola rozgrywającego z wizją. Zespół Old Eagles Koło imponował lepszą organizacją gry, skutecznym pressingiem i umiejętnością kontrolowania tempa meczu. Bartolini Pasta nie był w stanie odpowiedzieć – ich ataki były rwane, przewidywalne i łatwe do zatrzymania, co pozwoliło gospodarzom spokojnie dowieźć przewagę do końca.
Końcowy wynik 5:3 to zasłużona wygrana Old Eagles Koło, którzy zakończyli sezon w dobrym stylu. Tylko co z tego, skoro ostatecznie musieli pogodzić się ze spadkiem, podczas gdy Bartolini utrzymało się w tej klasie rozgrywkowej.
Hetman FC do ostatniej kolejki miał prawo wierzyć, że lider – Tonie Majami – potknie się, a ich zwycięstwo pozwoli pozostać w grze o mistrzostwo. Rywalem był zespół Więcej Sprzętu niż Talentu – ekipa z potencjałem, której w tym sezonie często brakowało szczęścia. Zapowiadało się zacięte, wyrównane starcie.
Niestety dla gospodarzy, mecz rozpoczął się pechowo jeszcze przed pierwszym gwizdkiem – z powodu urazu barku z gry wypadł Piotr Zieliński. To osłabiło szeregi Hetmana, a goście bezlitośnie to wykorzystali. Już w 4. minucie Banasiewicz precyzyjnym strzałem po ziemi po rozegraniu rzutu rożnego otworzył wynik. Chwilę później Piwowarski podwyższył prowadzenie, skutecznie wykańczając akcję z bliska. Hetman próbował odpowiedzieć, ale na drodze do bramki stawał świetnie dysponowany bramkarz gości, który kilkakrotnie ratował swój zespół. Przed przerwą drużyna Więcej Sprzętu niż Talentu dołożyła jeszcze trzecie trafienie – po zamieszaniu w polu karnym Dąbrowski wpakował piłkę do siatki, ustalając wynik pierwszej połowy na 0:3.
Po zmianie stron Hetman ruszył z animuszem. Kucharczyk zdobył bramkę po strzale między nogami obrońcy. Jednak zryw gospodarzy został szybko zatrzymany – Banasiewicz w sytuacji sam na sam ponownie wpisał się na listę strzelców, przywracając trzybramkowe prowadzenie. W końcówce Hetman zdołał jeszcze zmniejszyć rozmiary porażki – Dębski zachował zimną krew w polu karnym i ustalił wynik meczu na 2:4.
Ostatecznie wynik ten nie wpłynął na układ tabeli – obie drużyny zakończyły sezon na dotychczasowych pozycjach. Hetman może mówić o niedosycie, a Więcej Sprzętu niż Talentu pokazało, że mimo braku stawki, potrafi grać z zaangażowaniem do samego końca.
Oto płynniejsza i poprawiona wersja Twojego tekstu:Spotkanie pomiędzy A.D.S Scorpion’s a KS Iglica Warszawa nie miało już większego wpływu na końcowy układ tabeli. Gospodarze wcześniej zapewnili sobie utrzymanie, natomiast goście byli już pogodzeni ze spadkiem.
Pierwsza połowa rozpoczęła się bardzo wyrównanie. Obie drużyny grały ostrożnie w defensywie, ale jednocześnie próbowały kreować ofensywne akcje. Bramka wisiała w powietrzu, jednak przez długi czas żadnej ze stron nie udało się otworzyć wyniku. Mecz toczył się w sportowej atmosferze, z widocznym szacunkiem dla przeciwnika.
Gdy wydawało się, że do przerwy utrzyma się bezbramkowy remis, końcówka pierwszej części przyniosła sporo emocji. Najpierw, po zamieszaniu w polu karnym, prowadzenie dla KS Iglica zdobył Adam Dźwigała. Bramkarz Scorpion’s obronił pierwszy strzał, piłka po dobitce odbiła się od poprzeczki, ale przy trzecim uderzeniu nie miał już szans. Radość gości nie trwała jednak długo – w ostatniej akcji pierwszej połowy dośrodkowanie z rzutu rożnego Sebastiana Zwierzchowskiego wykorzystał Aleksander Gradil i mieliśmy remis 1:1.
Po przerwie mecz nabrał jeszcze większych rumieńców. Już na początku drugiej połowy goście znów wyszli na prowadzenie po efektownym uderzeniu Sebastiana Szczygielskiego. Scorpion’s odpowiedzieli błyskawicznie – świetna akcja indywidualna Tomasza Świeczki zakończyła się asystą do Kamila Faryniarza, który trafił do pustej bramki. Chwilę później Świeczka sam wpisał się na listę strzelców, dając gospodarzom prowadzenie 3:2.
KS Iglica nie zamierzała się jednak poddawać – wyrównali na 3:3, a gdy Scorpion’s ponownie objęli prowadzenie 4:3, znów doprowadzili do remisu. Gdy wszystko wskazywało na to, że mecz zakończy się sprawiedliwym podziałem punktów, w jednej z ostatnich akcji bohaterem został Jakub Zając. Jego precyzyjny strzał zapewnił gościom zwycięstwo 5:4.
Choć wynik nie zmienił układu tabeli, oba zespoły stworzyły emocjonujące widowisko, pełne zaangażowania i walki do ostatnich minut.
Już przed pierwszym gwizdkiem zawodnicy Tonie Majami wiedzieli, że bez względu na wynik zostali mistrzami 5. ligi – wszystko dzięki sensacyjnej wygranej Więcej Sprzętu niż Talentu nad Hetmanem. GLK natomiast od jakiegoś czasu miał już zapewnione trzecie miejsce. Choć wszystkie najważniejsze rozstrzygnięcia były znane, mogliśmy liczyć na ciekawy i otwarty mecz.
Początek spotkania ułożył się po myśli GLK – już po 7 minutach i dwóch bramkach Mateusza Grabowskiego goście objęli prowadzenie. Tonie Majami musiało atakować, ale długo nie potrafiło przebić się przez szczelną defensywę rywali. Warto dodać, że GLK wystąpiło bez nominalnego bramkarza, co teoretycznie powinno być handicapem dla gospodarzy. Nic z tych rzeczy – Marcin Rumianowski świetnie spisywał się w nowej roli i przez długi czas nie dał się pokonać.
Tonie Majami próbowało różnych sposobów na przełamanie defensywy – rozgrywanie piłki z wysoko ustawionym bramkarzem, pressing, szybkie wymiany podań – jednak bez efektu. Pressing często zawodził, bo ktoś zawsze spóźniał się z przesunięciem, co GLK potrafiło świetnie wykorzystać do zgubienia krycia. W ofensywie gości bardzo dobrze funkcjonował duet Jakub Zieliński – Mateusz Grabowski i to głównie dzięki nim GLK schodziło na przerwę przy prowadzeniu 0:4.
Po zmianie stron Tonie Majami ruszyło z impetem do ataku, co przyniosło wreszcie upragnioną bramkę. Jednak tego dnia gospodarze byli po prostu słabsi. Obie ekipy trafiły jeszcze po razie, ale od stanu 2:5 do końca spotkania gole zdobywali już tylko gracze GLK – ponownie Grabowski i Zieliński, którzy zagrali wręcz koncertowo.
Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 2:7 i w pełni zasłużonym zwycięstwem GLK. Tonie Majami mogło jednak odetchnąć – gdyby Hetman choćby zremisował swoje spotkanie, tytuł mistrzowski powędrowałby właśnie do niego. Tak więc porażka nie miała większych konsekwencji, choć gospodarze z pewnością byli zaskoczeni, jak trudne warunki postawił im w tym meczu zespół GLK.
W spotkaniu pomiędzy Broke Boys a Georgian Team byliśmy świadkami jednego z najbardziej emocjonujących pojedynków ostatniej kolejki. Obie drużyny zaprezentowały wysoki poziom i ogromną determinację, by zakończyć sezon zwycięstwem. Ostatecznie to Georgian Team sięgnął po trzy punkty, wygrywając 10:9 po prawdziwym rollercoasterze.
Pierwsza połowa należała zdecydowanie do gości. Georgian Team od początku narzucił swoje warunki gry, konstruując wiele groźnych sytuacji pod bramką przeciwnika. Po raz kolejny klasę pokazali bracia Gabrichidze, którzy są niekwestionowanymi liderami swojego zespołu. Broke Boys wyglądali na nieco zagubionych, mieli trudności z wejściem w rytm meczowy i na przerwę schodzili z bagażem aż trzech bramek straty.
Prawdziwa walka rozgorzała jednak w drugiej części meczu. Gospodarze ruszyli do odrabiania strat z pełnym zaangażowaniem i bardzo szybko doprowadzili do remisu 6:6. Od tego momentu spotkanie zamieniło się w wymianę ciosów – gol za golem, akcja za akcją. Żadna z drużyn nie potrafiła utrzymać prowadzenia na dłużej, a emocje sięgały zenitu.
W końcówce to Broke Boys wydawali się bliżsi zwycięstwa, jednak Georgian Team zadał dwa decydujące ciosy dosłownie w ostatnich minutach meczu. Zespół z Gruzji zachował zimną krew, wykazał się skutecznością i ostatecznie triumfował 10:9.
To było widowisko godne zakończenia sezonu – pełne zwrotów akcji, bramek i niesamowitego tempa. Broke Boys mogą czuć się zawiedzeni, bo wynik równie dobrze mógł paść na ich korzyść – ale taki właśnie jest urok piłki sześcioosobowej.




Warszawa
Łódź






)
)
)
)
)
)
)
)
)
)