Starcie dwóch drużyn, które bezpośrednio ze sobą walczą o utrzymanie. Virtualne Ń na mecz stawiło się bez żadnych zmian, ale dość mocnym składem personalnym, natomiast LTM Warsaw przyjechali solidną ekipą i na pewno przed meczem zakładali, że ich rywalom może zabraknąć sił w końcówce spotkania. LTM zaczął bez kalkulacji, już w 3 minucie Krzysztof Mikulski wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Goście nie pozostali dłużni, już w następnej akcji do wyrównania doprowadził Adam Kossowski, a chwilę później niezawodny Szymon Kolasa wyprowadził Virtualnych na prowadzenie. Przez dłuższy czas wynik meczu się nie zmieniał, aż do momentu kiedy Krzysztof Kulibski przypomniał sobie, jak dobrze potrafi strzelać i w krótkim odstępie czasu zdobył dwie bramki. Virtualni znów szybko odpowiedzieli na trafienia rywali i chwilę przed przerwą doprowadzili do wyrównania. Drugą połowę lepiej rozpoczęli gospodarze, swoje drugie trafienie zaliczył Krzysztof Mikulski. Po tym golu mecz na chwilę się uspokoił, aż do momentu jak Patryk Zych przyjął piłkę niemal na połowie boiska, dokładnie przymierzył i pięknym strzałem pokonał bramkarza rywali. Na 10 minut przed zakończeniem meczu LTM wyszedł na dwubramkowe prowadzenie i biorąc pod uwagę fakt, że goście grali bez zmian można było zakładać, że nie oddadzą zwycięstwa. W szeregach gości jednak tego dnia byli tacy zawodnicy jak Zych i Kolasa, którzy jeszcze chwilę przed zakończeniem spotkania dołożyli po jednym trafieniu i doprowadzili do wyrównania. Remis w tym meczu nikomu nie był na rękę i obie ekipy jeszcze muszą sporo się natrudzić, by myśleć o utrzymaniu w 4 lidze.
Jak na mecz na szczycie Cosmos United nie przyszalał z frekwencją, ale nie przeszkodziło to podopiecznym Salvadora de Fenixa bardzo szybko pokazać, że gospodarze są absolutnie zdeterminowani, żeby wywieźć z tego spotkania trzy punkty. Już w 2 minucie Mateusz Szymczak wyprowadził dynamiczną akcję i wyłożył piłkę Maciejowi Boguszowi, a ten nie dał szans golkiperowi Oldboysów. Cosmos nie ustawał w atakach i goście musieli sporo napracować się w obronie. W 8 minucie mogło być już 2:0, kiedy Mikołaj Kosieradzki wyprowadził kolejny, groźny atak, ale piłkę dosłownie z linii bramkowej wybił obrońca Oldboys. W pierwszej połowie gościom zdecydowanie czegoś zabrakło. Choć mogli pozwolić sobie na szybką grę i „zabiegać” przeciwnika, ich atakom brakowało impetu i skuteczności. Cosmos za to z zimną krwią wykorzystywał sytuacje, na które pozwalała defensywa Oldboysów. W 23 minucie na 2:0 podwyższył Maciej Bogusz, a minutę później było już 3:0 po ciekawym rozegraniu rzutu wolnego. Salvador De Fenix miękkim, ale precyzyjnym strzałem skierował piłkę w okienko, a Michał Piątkowski sparował piłkę na róg. Do piłki podszedł Mikołaj Kosieradzki i precyzyjnym podaniem odnalazł Mateusza Szymczaka, który tylko dołożył nogę. W przerwie zawodnicy Oldboys burzliwie przedyskutowali swoją dotychczasową dyspozycję i na drugą połowę wyszli z zupełnie innym nastawieniem, które bardzo szybko przyniosło efekty. W 28 minucie trafił Maciej Nowak, a dwie minuty później zamieszanie pod bramką wykorzystał Jacek Pryjomski i goście wrócili do rywalizacji. Cosmos zripostował trzecim już golem Macieja Bogusza, ale do końca meczu zostało dużo czasu. Opadający z sił gospodarze przesunęli się do obrony i tylko Kacper Włodarczyk zostawał z przodu. Taktyka ta działała całkiem dobrze, bo Oldboys wciąż nie mogli znaleźć sposobu na przełamanie defensywy Cosmosu. Końcówkę meczu gospodarze musieli grać w osłabieniu, bo Kacper został ukarany żółtym kartonikiem, ale jeden z kontrataków niemalże skończył się golem dla Cosmosu. Ostatecznie team Salvadora De Fenixa zwyciężył 4:2 i po strąceniu Oldboys z fotela lidera usadowił się na drugim miejscu w tabeli, zachowując przy tym spore szanse na wywalczenie mistrzostwa. Wszystko okaże się w ostatnich dwóch kolejkach.
To spotkanie na pewno przejdzie do historii tego sezonu. Ekipa FC Tartak podejmowała Mobilis na sektorze C i dostarczyła widzom nie lada gratkę. My obstawialiśmy w zapowiedziach wygraną gości, ale podczas meczu było tyle nieprzewidzianych zwrotów akcji, że nie jeden jasnowidz złapałby się za głowę. Od początku spotkania Mobilis utrzymywał się przy piłce kontrolując przebieg meczu. Pierwszego gola, po asyście Michała Kaczyńskiego strzelił Bartek Fabisiak i to on otworzył wynik spotkania skutecznie strzelając w prawe okienko. Na kolejnego gola nie czekaliśmy nawet minuty. Rafał Duda z ostrego kąta trafił na 2:0 i bramkarz Nuszkiewicz musiał wyciągać piłkę z siatki. Do gwizdka kończącego pierwszą połowę na protokole widniał już wynik 2:7. Postawa Drwali nie napawała optymizmem na drugą część spotkania. Dlatego tym większe było zdziwienie, gdy Wodnicki już po 30 sekundach drugiej połowy strzelił bramkę na 3:7. Postawa Mateusza Wodnickiego z FC Tartak zasługuje na specjalne wyróżnienie. Strzelił on 4 bramki i zanotował 2 asysty co pozwoliło mu zostać wybranym MVP kolejki! Reszta spotkania to już opowieść o niesamowitym comebacku FC Tartak, którzy finalnie zremisowali z Mobilisem 7:7. Drwale przed zakończeniem meczu mieli jeszcze jedną sytuację, która mogła doprowadzić ich do zwycięstwa, ale ją zmarnowali. Gratulujemy obu drużynom chęci walki, bo dzięki temu naprawdę było tutaj co oglądać.
Dla CompatibL to był mecz, który miał zadecydować, czy ta drużyna będzie się jeszcze liczyła w walce o medale, czy też na finiszu rozgrywek będzie zamieszana w batalię o utrzymanie. FFK natomiast walczą o mistrzostwo, a w związku z tym, że na górze tabeli jest spory ścisk nie mogli sobie pozwolić na stratę punktów. Mecz zaczął się po myśli gości – już w 5 minucie objęli prowadzenie, a po 10 minutach było już 0:2. To co cechowało FFK, a brakuje tego w wielu zespołach w całej Lidze Fanów, to cierpliwość. Zawodnicy szanowali piłkę, chcieli długo się przy niej utrzymywać konstruując swoje akcje i nawet, gdy pierwotnie nieźle się one zapowiadały, gdy traciły one swój impet potrafili wycofać piłkę do obrońców czy bramkarza, by na nowo próbować zaskoczyć oponentów. Goście grali rozważnie i umiejętnie. Wiedzieli kiedy przyspieszyć i kiedy zwolnić, ale też na początku nie wypracowali sobie takiej przewagi, by spocząć na laurach. Sygnał do odrabiania strat dał kapitan CompatibL, który zdobył bramkę kontaktową. I do pewnego momentu ten kontakt udawało się utrzymać. Gdy FFK trafiło na 1:3, goście odpowiedzieli na 2:3. Końcówka pierwszej części należała jednak do Oldbojów, którzy wyszli na prowadzenie 2:5 i takim wynikiem zakończyła się połowa. W drugiej części obie ekipy szły cios za cios, bramka za bramkę choć na kolejne trafienie musieliśmy czekać aż 10 minut. CompatibL doprowadził do stanu 5:7 i chyba wtedy gospodarze uwierzyli, że jeszcze można w tym spotkaniu coś ugrać. Zabrakło jednak czasu, a na dodatek Kamil Kurek w końcówce meczu zaliczył kolejne trafienie dla FFK Oldboys. 3 punkty zasłużenie lecą do gości, choć CompatibL dzielnie walczył w starciu z liderem i kto wie może przyszłym mistrzem 4 ligi? Spory wkład w zwycięstwo jak zwykle miał Vitalii Yakovenko, który jak zawsze imponował świetną techniką, przeglądem pola i nade wszystko spokojem i opanowaniem na boisku.
Na zakończenie zmagań w 4 lidze, mogliśmy być świadkami spotkania pomiędzy Fuszerką, a Ogniem Bielany. Zespół Fuszerki zgromadził 26 punktów po 15 kolejkach i w przypadku wygranej, mógł zrównać się punktami z zespołem Oldboys Derby, a to oznaczałoby, że są bardzo blisko medalu. Fuszerka od samego początku nastawiła się na kontry, bo drużyną prowadzącą grę był Ogień Bielany. Zespół gości dopiął swego i Antoni Sidor wyprowadził ich na prowadzenie. W tym fragmencie spotkania wydawało nam się, że Ogień Bielany po raz kolejny pokona przeciwników, a warto zauważyć, że odkąd dołączyli do naszej ligi, są niepokonani. Okazało się jednak, że Fuszerka nie zamierza składać broni, a z całą pewnością nie zamierza jej składać Łukasz Prusik. Zawodnik Fuszerki najpierw doprowadził do wyrównania, a minutę później strzelił na 2:1. Miał jeszcze szansę na hat-tricka, ale przestrzelił rzut karny. Tymczasem Antoni Sidor doprowadził do remisu przed przerwą i na chwilę relaksu udaliśmy się przy stanie 2:2. Drugą połowę znów lepiej zaczęła Fuszerka, a strzelcem bramki ponownie został Prusik, dla którego było to już trzecie trafienie w tym spotkaniu. Goście odpowiedzieli golem Lisieckiego, więc na tablicy wyników widniał remis 3:3. W ostatniej minucie sytuację postanowił zmienić Karol Gozdalik, który zadał ostateczny cios i po bardzo wyrównanym spotkaniu, Ogień Bielany zwyciężył 4:3. Po tym meczu Ogień traci już tylko jeden punkt do Fuszerki i cztery punkty do podium, a to z pewnością podnosi temperaturę w rozgrywkach 4 ligi.