USUŃ NA 24H
MENU LIGOWE
POZIOMY ROZGRYWEK
AKTUALNOŚCI
ROZGRYWKI
STATYSTYKI
FUTBOL.TV
TURNIEJE
WYWIADY
Puchar Fanów
GALERIA
Ekstraklasa
1 Liga
2 Liga
3 Liga
4 Liga
5 Liga
6 Liga
7 Liga
8 Liga
9 Liga
10 Liga
11 Liga
12 Liga
13 Liga
14 Liga
RAPORT MECZOWY - LATO 2021 - KOLEJKA 4.

Mamy wrażenie, że przed chwilą podsumowaliśmy sezon 2020/2021, a już jesteśmy prawie w połowie Ligi Letniej. Tradycyjnie nie zabrakło u nas emocji, ale tym razem było trochę kolorowo od kartoników, co trochę nas zmartwiło. Mamy jednak nadzieję, że to wypadek przy pracy, a reszta sezonu przebiegnie już w sportowej atmosferze! Opisy bramek, asyst, kontrowersji i przemyśleń redaktorów znajdziecie jak zwykle w naszych relacjach. Zapraszamy do lektury!

 

1 LIGA

 

Dla obydwu drużyn był to ostatni dzwonek, żeby wskoczyć do pociągu w kierunku walki o podium na zakończenie sezonu. Zarówno FC Otomany jak i Alpan w trzech pierwszych kolejkach tylko raz schodzili z boiska jako drużyna zwycięska. Początek spotkania wyraźnie pod dyktando gości, którzy za sprawą Norberta Petasza dwukrotnie pokonali bramkarza przeciwników. Kolejna bramka padła dla gospodarzy, jednak szybko na nią odpowiedzieli piłkarze Alpana. Ostatnie dwie minuty to skuteczny pościg drużyny FC Otomany. Najpierw bramką zdobytą z akcji zmniejszyli stratę do jednego trafienia, następnie w ostatniej akcji pierwszej połowy z rzutu karnego doprowadzili do remisu. Stracone prowadzenie w ostatnich sekundach pierwszej części meczu wyraźnie wytrąciło zawodników Alpana z ich dobrej gry. Druga część meczu to już dominacja gospodarzy, którzy bardzo skrupulatnie wykorzystywali pojedyncze błędy zawodników gości i stopniowo powiększali swoją przewagę nad rywalami. Jeszcze w 37 minucie pojedyncze zrywy gości pozwoliły się im zbliżyć na dwie bramki do rywali, jednak ostatnie dziesięć minut meczu to potwierdzenie dobrej gry zawodników FC Otomany. Efektem tego były kolejne cztery trafienia, które ustaliły wynik spotkania na 10 do 4. Drużyna FC Otomany pomimo słabego początku meczu pewnie pokonuje swoich przeciwników. Na uwagę zasługuje ponownie świetna gra w bramce Mykhailo Vakaliuka oraz forma strzelecka Kostiantyna Didenki - autora trzech trafień. Zawodnicy Alpana mogą żałować drugiej połowy, w której ich gra była bardzo słaba i przez brak zdobyczy punktowej znaleźli się w strefie spadkowej.


W spotkaniu czwartej kolejki pierwszej ligi pomiędzy drużynami Chacarity i Mixamator bez wątpienia nie zabrakło emocji. Obydwie ekipy wygrały bowiem swoje poprzednie mecze i właśnie ta rywalizacja miała rozstrzygnąć kto zbliży się do ligowej czołówki zasiadając na trzecim miejscu. Zawody od początku były niezwykle atrakcyjne, gdyż po zaledwie kilku minutach oglądać mogliśmy swoistą wymianę uprzejmości – mowa tu o strzale w poprzeczkę gości i uderzeniu w słupek gospodarzy. Wynik pierwszej odsłony zmieniał się jak w kalejdoskopie ze stanu 1:0 przez 1:1, 2:1, 2:2 i finalnie 3:2. Z pewnością bramka autorstwa Radosława Majewskiego dała spory komfort graczom w białych strojach co przyczyniło się do finalnego triumfu. Na szczególną uwagę zasługuje natomiast duet gospodarzy. Mowa tu o Macieju Frąckiewiczu i wcześniej wspomnianym Majewskim, którzy to swoimi czterema bramkami sprawili, że wynik rywalizacji był ostatecznie dość wyraźnie wskazujący na przewagę Chacarity. Jednakże, nie tylko samymi bramkami człowiek żyje – trzeba również się napracować w formacji defensywnej. Niemożliwymi interwencjami popisywał się Adrian Mańk i to również dzięki jego koncentracji i skupieniu udało się zdobyć trzy punkty. Żeby nie być jednostronnym natomiast, rywal na jego pozycji z przeciwnej drużyny również wyglądał tego wieczora okazale, świadczy o tym wybór zawodników meczu przez obydwie ekipy. Z kronikarskiego obowiązku należy na koniec wspomnieć również o wyniku, który wskazuje 8:4 na korzyść Chacarity.


W ramach 4 kolejki ligi wakacyjnej AnonyMMous! podejmowało UKRANIAN VIKINGS. Spotkanie zapowiadało się bardzo emocjonująco, bo obie ekipy spisują się bardzo dobrze w lidze letniej i zajmują 3 miejsce w tabeli. Od pierwszego gwizdka Anonimowi i Wikingowie grali na wysokiej intensywności. Jednak bardziej skuteczni w pierwszych minutach okazali się goście i po szybkiej wymianie podań wyszli na prowadzenie po trafieniu Ivana Markovycha, który skierował piłkę do pustej bramki. Zaledwie dwie minuty później Wikingowie podwyższyli prowadzenie na 0:2. Tym razem po bramce Vasyla Pidluzhnyi, który zaliczył asystę przy wcześniejszym golu. Mecz toczył się dalej, a Anonimowi nie zamierzali składać broni. Gra gospodarzy z minuty na minutę wyglądała coraz lepiej, a duży w tym udział miał Maciej Miękina, który podpowiadał swoim kolegom z linii bramkowej. Efektem tego była bramka kontaktowa, której autorem był Damian Patoka. Kluczowym momentem meczu były cztery minuty podczas których gospodarze wbili rywalom trzy bramki: dwie Konrada Kozłowskiego i jedną Damiana Patoki. Goście często zapominali, że na boiskach Ligi Fanów są zabronione wślizgi blisko przeciwnika, co poskutkowało tuż przed przerwą rzutem karnym dla Anonimowych, który pewnie wykorzystał Patoka. Po wznowieniu gry Miękina wypatrzył niepilnowanego Stocha w polu karnym rywali. Na nieszczęście gości ich bramkarz minął się z piłką i Stoch miał autostradę do bramki. Wikingowie byli bardzo niezadowoleni z wyniku i jak najszybciej chcieli odwrócić losy meczu. Niestety skutkowało to tym, że nieraz wchodzili w przeciwników bezpardonowo i na pograniczu faulu, co mogło skończyć się bardzo niebezpiecznie. W 33 minucie spotkania gospodarze po raz kolejny mieli rzut karny, który ponownie został wykorzystany przez Damiana Patokę. W tym miejscu trzeba wyróżnić Maćka Miękinę, którego interwencje ochraniały Anonimowych od straty gola. Frustracja z bezradności gości doprowadziła do prowokacji słownych rywali przez jednego z zawodników Wikingów, który obejrzał po nich żółtą kartkę. Wynik spotkania w 46 minucie na 8:2 ustalił Kozłowski pieczętując tym samym swój świetny występ.


Po wiosennej rywalizacji tych drużyn spodziewaliśmy się, że we wtorkowy wieczór obejrzymy spotkanie na najwyższym poziomie. Zespoły AbyDoPrzodu i Green Lantern już niejednokrotnie udowodniły, że potrafią tworzyć widowiska, których nie powstydziłyby zespoły z Ekstraklasy Ligi Fanów. Mecz od początku toczył się w bardzo dobrym tempie, a obie ekipy nie notowały żadnych przestojów w swojej grze. Strzelanie rozpoczęli gracze AbyDoPrzodu, ale zespół Green Lantern nie pozostał im dłużny i piękną bramką popisał się Patryk Przygoda. Goście próbowali rozgrywać piłkę wykorzystując swojego bramkarza – Sebastiana Bełczyńskiego, który nominalnie występuje w polu, ale tym razem postanowił założyć rękawice i udowodnić, że potrafi fruwać w bramce. Do przerwy na prowadzeniu znajdowała się ekipa gospodarzy, ale mecz był niesamowicie zacięty. Dość powiedzieć, że w trakcie meczu goście nie wykorzystali rzutu karnego, a dodatkowo niemiłosiernie obijali słupki i poprzeczkę bramki strzeżonej przez Michała Wytrykusa. O dziwo, strzałów z dystansu próbował także Bełczyński, który po jednym z atomowych uderzeń ukrył twarz w dłoniach, bo zabrakło centymetrów, ponieważ piłka odbiła się od zewnętrznej strony słupka. Niestety, ostatnie 10 minut potwierdziło, że Latarnie Ligę Letnią traktują trochę jako przetarcie przed zimą, a kontuzje ich nie oszczędzają. Kamil Melcher, Konrad Kupiec i Patryk Skrajny sprawili jednak, że w ostatnich minutach nie mieliśmy złudzeń, kto zasłużył na to zwycięstwa. AbyDoPrzodu świetnie wykorzystali nieskuteczność rywali i zainkasowali kolejne 3 punkty do ligowej tabeli.


Po bezbarwnym początku ligi wakacyjnej dla obu drużyn mieliśmy pewność, że któraś z nich na pewno zdobędzie swoje pierwsze punkty. Na dodatek w barwach Górki debiutował ich nowy bramkarz, w którym pokładają duże nadzieje. Od początku spotkania obie drużyny były bardzo zdeterminowane, aby zdobyć bramkę i ułożyć przebieg meczu pod siebie. Na nieszczęście obu zespołów dogodnych sytuacji na wyjście na prowadzenie było jak na lekarstwo. Pierwszą groźną okazją była sytuacja, w której po strzale zawodnika Górki piłka odbiła się od słupka bramki rywala i wróciła do gry. Zarówno Cleopartnerowi jak i FC Górce brakowało ostatniego podania, które otwierałoby drogę do bramki przeciwnika. Aż do 19 minuty meczu utrzymywał się bezbramkowy remis. Wtedy do piłki doszedł Volodymyr Oksak i płaskim strzałem zmieścił piłkę między bramkarzem gości, a krótkim słupkiem dając upragnione prowadzenie gospodarzom. W drugiej części spotkania lekką przewagę wypracowała ekipa Górki, której znowu szczęście nie pomogło i piłka tym razem obiła poprzeczkę rywali. Gospodarze grali bardzo konsekwentnie nie zostawiając przeciwnikowi dużej przestrzeni do swobodnego rozgrywania piłki. Niekiedy było to na granicy przewinienia, co mogło skończyć się niebezpiecznie dla rywali. Goście dochodzili do pola karnego przeciwników, ale później brakowało pomysłu na wykończenie. Ostatecznie to gospodarze wychodzą z tego spotkania z tarczą i zdobywają pierwszy komplet punktów w lidze wakacyjnej.

 

2 LIGA

 

Zespół Awantury Warszawa bardzo słabo rozpoczął sezon letni, ponosząc w pierwszych trzech kolejkach porażki. Zawodnicy FC Melange natomiast oprócz jednej porażki zanotowali dwa zwycięstwa. Faworytem tego spotkania naturalnie byli goście, którzy dosyć szybko w czwartej minucie wyszli na prowadzenie. Dwie minuty później było już 2:0 za sprawą Grzegorza Maca, który skutecznie dobił strzał kolegi. Kolejne minuty spotkania to ataki zespołu gospodarzy, jednak na posterunku stał bramkarz przeciwników Bartosz Jakubiel i nie dał się pokonać w pierwszym kwadransie spotkania. Chwilę później goście dwukrotnie w ciągu minuty pokonali bramkarza Awantury i odskoczyli na czterobramkowe prowadzenie. Od tego momentu gospodarzy zaczęli coraz śmielej atakować i w kolejnej akcji zdobyli pierwszą bramkę. Jeszcze przed przerwą udało im się ponownie zaskoczyć przeciwników i na przerwę drużyny schodziły z wynikiem 4:2 dla gości. Początek drugiej połowy to ponowne ataki gospodarzy, jednak pierwsza bramka w tej części meczu wpadła dla gości. W 39 minucie goście kolejny raz przeprowadzili skuteczną kontrę i ponownie odskoczyli na cztery bramki swoim przeciwnikom. Ostatnie minuty to napór zawodników Awantury, które zakończyły się dwoma trafieniami braci Dominiak - Sebastiana oraz Patryka. Niestety dla nich na więcej bramek nie starczyło już czasu i po końcowym gwizdku ponownie schodzili z boiska pokonani. Zawodnicy FC Melange dopisali sobie kolejne trzy punkty, które pozwoliły im na tą chwilę wskoczyć na podium w ligowej tabeli.


Kolejnym spotkaniem w drugiej lidze był mecz Zjednoczonej Ochoty z drużyną Oldboys Derby. Patrząc na ligową tabelę faworytem tego meczu byli goście, którzy zajmowali drugie miejsce przed rozegraniem tego spotkania. Zjednoczona Ochota zdecydowanie liczyła na lepszy start w letnich rozgrywkach i plasując się na przedostatnim miejscu w ligowej tabeli teraz muszą szukać punktów w każdym spotkaniu. Lepiej w ten mecz weszli gospodarze, którzy raz po raz wyprowadzali groźne ataki. Niestety dla nich po fatalnie rozegranym rzucie rożnym, to Oldboysi wyszli na prowadzenie. Piękne podanie przez cale boisko bramkarza wykorzystał Patryk Kwiatek i mieliśmy 0-1. Stracona bramka podziałała na gospodarzy jak kubeł zimnej wody i szybko zaczęli prezentować się zdecydowanie lepiej. Pierwszego gola dla zespołu z Ochoty strzelił Oskar Górecki i mieliśmy remis. Kilka minut później gospodarze dokładają kolejną bramkę zdobytą przez Rafała Popisa, a w końcówce pierwszej połowy sędzia słusznie dyktuje rzut karny, który na bramkę zamienia Adrian Wroński i na przerwę schodziliśmy przy wyniku 3-1. Początek drugiej połowy to samobójcza bramka zdobyta przez Oldboysów, a kilka minut później tym samym zrewanżowali się gospodarze i na tablicy wyników mieliśmy 4-2. Zdeterminowani goście rzucili się do odrabiania strat i zdołali nawet wypracować sobie kilka bramkowych sytuacji. W ataku Oldboysów mimo kilku niewykorzystanych akcji brylował Patryk Kwiatek i to on najpierw strzelił bramkę kontaktową, by po chwili po fatalnie wyprowadzonej piłce przez bramkarza, doprowadzić do remisu. Kiedy wydawało się już, że spotkanie zakończy się podziałem punktów do głosu doszli gospodarze i to oni w końcówce spotkania po bramce Adriana Wrońskiego wyszli na prowadzenie, a tuż przed końcem meczu dobili rywali kolejną bramką wygrywając całe spotkanie 6-4. Obie ekipy zrównały się punktami w ligowej tabeli i dalej mają szanse na wysokie miejsca na koniec sezonu. Warto zaznaczyć, że w rewelacyjnej formie w tym meczu był bramkarz gospodarzy Przemysław Morawski, który w wielu sytuacjach sam ratował skórę swojej drużynie. Popularny „Mora" był zdecydowanie bohaterem i najlepszym zawodnikiem tego spotkania


Spotkanie Eternisu z Byczkami zapowiadało się niezwykle pasjonująco, gdyż obie ekipy sąsiadowały w ligowej tabeli z identyczną zdobyczą punktową. Mecz był bardzo wyrównany od samego początku, ale to gospodarze szybciej złapali odpowiedni rytm. Pierwszego gola po fatalnie rozegranym rzucie rożnym zdobył Grzegorz Goliszewski i Eternis prowadził 1-0. Niestety, były to miłe złego początki. Szybko do głosu zaczęli dochodzić goście, którzy z minuty na minutę coraz bardziej dominowali na boisku. Bramkę wyrównującą strzelił Krzysztof Rzewuski, który po chwili dołożył kolejne trafienie i to Byczki prowadziły w tym meczu 1-2. Mecz toczony był w żywym tempie i na brak jakości nikt nie mógł narzekać. Obie drużyny postawiły na ofensywę, nieco zapominając o defensywie. W kolejnych minutach wydawało się, że goście kontrolowali przebieg gry. Jednak dwa proste błędy w kryciu i ustawieniu gości, pozwoliły gospodarzom w krótkim odstępie czasu zdobyć dwa gole. W końcówce pierwszej połowy Grzegorz Goliszewski strzela swojego drugiego gola w tym spotkaniu i na przerwę schodziliśmy przy wyniku 4-2. W drugą połowę lepiej weszli zawodnicy Byczków, którzy odważniej atakowali bramkę Eternisu i z minuty na minutę coraz bardziej przeważali w tej części meczu. Przyniosło to zamierzony efekt i najpierw Dominik Łuczak zdobył bramkę kontaktową, by po chwili po pięknej indywidualnej akcji Bartka Matejczuka Byczki doprowadziły do remisu 4-4. Eternis stać było jeszcze tylko na jedną bramkę Marka Budzińskiego, jednak w końcówce spotkania gospodarze mocno opadli z sił, a cały czas atakująca drużyna ze Starych Babic strzeliła trzy bramki i ostatecznie wygrała całe spotkanie 5-8. Z bardzo dobrej strony w tym meczu pokazał się Krzysztof Rzewuski, który zdobył cztery bramki i niewątpliwie był zdecydowanym bohaterem tego spotkania. Jesteśmy pewni, że taką formą Byczki Stare Babice mają duże szanse na ligowe podium w końcowym rozrachunku.


Pojedynek pomiędzy Niskim Pressem, a Landtechem zapowiadał się bardzo ciekawie, bo gospodarze mieli status niepokonanych, a goście grają zdecydowanie poniżej swojego potencjału. Początek spotkania był wyrównany i pierwsi do ataku ruszyli gracze Landtechu. Niestety, brak pomysłu pod bramką przeciwnika poskutkował tym, że w końcu niewykorzystane sytuacje się zemściły, a grający zespołową piłkę gospodarze wyszli na prowadzenie. To obudziło gości, a piękną bramkę zdobył Damian Gałecki, który najpierw założył rywalowi popularną „dziurkę", a potem mocnym strzałem z dystansu pokonał bramkarza gospodarzy. Okazało się jednak, że gospodarze czekali chyba na drugą połowę, żeby podkręcić tempo. W niej udało im się w końcu odskoczyć rywalom, a spory udział miał w tym Przemek Janowski, chociaż warto podkreślić, że po raz kolejny w zespole lidera 2 ligi ciężko szukać jednej gwiazdy, bo chłopaki wyraźnie stawiają na zespołowość. Niestety należy wspomnieć, że w drugiej połowie w obu zespołach znaleźli się Panowie, którzy mieli trochę za dużo do powiedzenia i wyraźnie mieli potrzebę dać upust swoim emocjom. Szkoda, bo to spotkanie mogło być zapamiętane jako kawał dobrego futbolu, a tak obaj Panowie sprawili, że przez 3 minuty mieliśmy mecz drużyn 5-osobowych. Ostatecznie Niski Press w drugiej połowie wypracował przewagę między 30, a 40 minutą i już jej nie oddał do końca. Ostatecznie gospodarze pokonali Landtech 4:1 i umocnili się na czele ligowej tabeli!


Liga letnia w tym roku oprócz ogromu emocji i dobrej zabawy może zaoferować niezwykle ciekawe i wyrównane pojedynki. Do tego typu gatunkowego należało bowiem spotkanie pomiędzy drużynami Pragi Warszawa i Warszawskiej Ferajny. Grający w „kratkę" goście zmierzyli się 27 lipca z gospodarzami, którzy niestety wygrali jak dotąd tylko jedno z trzech spotkań. Z tego powodu mogliśmy spodziewać się bardzo zaciętej rywalizacji. Początek spotkania należał do graczy w niebieskich strojach, którzy to po dwóch składnych i dynamicznych akcjach wyszli na szybkie prowadzenie. Wszystko dzięki Patrykowi Pawłowskiemu i Bartoszowi Szatałowiczowi. Niestety dla graczy z warszawskiej Pragi radość nie utrzymała się do przerwy. Efektem objęcia prowadzenia było delikatne rozluźnienie, które zostało wykorzystane przez gości. Druga odsłona tego pojedynku to już natomiast koncertowa postawa ekipy w białych strojach. Swoim zaangażowaniem i nieustępliwością na boisku pokazali, że warto grać do końca, dzięki temu to właśnie oni - zdobywają komplet punktów- w meczu, w którym w pewnym momencie nawet największy optymista nie postawiłby na nich. Na skutek tego, wskakują na piątą lokatę, grając za tydzień z Landtechem. Ich strata do podium to zaledwie trzy punkty – więc pozostaje nam czekać co przyniesie kolejna kolejka. Finalny wynik tego spotkania to 4:7.

 

3 LIGA

 

Bardzo ciekawy i niezwykle zacięty pojedynek oglądaliśmy w starciu Partyzanta Włochy i KS Iglicy Warszawa. W pierwszych minutach obie ekipy miały po jednej dobrej sytuacji bramkowej, ale żadna nie zakończyła się golem. Dopiero w 8 minucie wynik otworzył Piotr Sobieraj, choć jego strzał prawie wybronił bramkarz Iglicy. Goście mieli swoje szanse na wyrównanie, ale świetnie interweniował Jakub Bauer. W międzyczasie Iglica grała w przewadze, po żółtej kartce dla zawodnika Partyzanta, ale i tego zespół Radka Sówki nie był w stanie wykorzystać. Gdy oba zespoły grały już w pełnych składach, gospodarze po raz drugi trafili do siatki i wydawało się, że przynajmniej do końca pierwszej części nic tu Partyzantowi się nie stanie. A jednak, ostatnie 5 minut zdecydowanie należało do Iglicy. Najpierw obili poprzeczkę bramki zespołu z Włoch, ale chwilę później trafili już do siatki, po akcji Daniel Szmańda – Patryk Cyranowski. Wyrównanie przyszło do dobrze rozegranym rzucie rożnym, a jeszcze na sam koniec Igliczanie ponownie trafili w poprzeczkę, podkreślając swoją przewagę w tej fazie meczu. Po 25 minutach mieliśmy remis 2:2 i mecz zaczął się na nowo. Po zmianie stron pierwszą groźną akcję przeprowadzili gracze z Włoch, ale po strzale piłka odbiła się od słupka. Mecz stał się bardzo wyrównany, nie brakowało walki i twardej gry na którą, być może zbyt często, pozwalał arbiter. W 31 minucie znów na listę strzelców wpisał się Piotr Sobieraj, który z zimną krwią wykorzystał prezent od obrońcy Iglicy i ponownie wyprowadził swój zespół na prowadzenie. 5 minut później znów mieliśmy remis po strzale z dystansu Radka Sówki i do końca nie było wiadomo, jak zakończy się to spotkanie. Na pięć minut przed końcem, dużym niezdecydowaniem wykazali się obrońcy Partyzanta, którzy nie byli w stanie skutecznie wybić piłki ze swojego pola karnego, co wykorzystał Mateusz Pietrusiński strzelając na 3:4. Gospodarze ruszyli do odrabiania strat i udało im się to po rzucie wolnym, ale ani się obejrzeli, a Michał Wszeborowski błyskawicznie odpowiedział trafieniem na minutę przed końcem, które ustaliło wynik meczu na 4:5.


W kolejnym meczu 3 ligi mierzyły się zespoły Oldboys Derby II i Mikrostrzelb. Goście wygrywając, mogli odskoczyć pozostałym rywalom w lidze i przynajmniej w pierwszej części taki scenariusz się spełniał. Jednak sam początek należał do Oldbojów, bo już w 3 minucie indywidualnym rajdem popisał się Marcin Chmielewski, który wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Gracze z Białołęki niedługo cieszyli się prowadzenia, bo już minutę później bramkę na 1:1 zdobył Tomasz Kowalczyk. Gospodarze tym się nie podłamali i próbowali ponownie pokonać bramkarza Mikrostrzelb, ale zazwyczaj piłka przelatywała obok słupka i raz trafiła w poprzeczkę. Z czasem mecz się nieco uspokoił i oba zespoły jakby wyczekiwały na odpowiedni moment do zaatakowania. W tym czasie było parę strzałów z jednej i drugiej strony, ale na kolejną bramkę musieliśmy czekać aż do 16 minuty, kiedy to na 1:2 trafił Mateusz Gordon. W odpowiedzi Oldboys próbowali strzałów z dystansu, ale bez większego rezultatu. Za to skuteczniejsi byli zawodnicy Mikrostrzelb, którzy jeszcze dwukrotnie pakowali piłkę do siatki. Do przerwy wynik brzmiał 1:4. Po zmianie stron znów szybką bramkę zdobyli gospodarze, ale nie poszli za ciosem i mieliśmy wrażenie, że nie bardzo mieli pomysł na rozmontowanie obrony rywala. W pewnym momencie już nawet bramkarz zespołu z Białołęki wyszedł z indywidualną akcją, ale również bezowocnie. Momentem zwrotnym był rzut karny podyktowany za wślizg w polu karnym. Pewnie wykorzystał go Marcin Wiktoruk i w Oldboyów wstąpiły nowe siły. Na początku jeszcze Mikrostrzelby ratował Daniel Kosiński, ale co się odwlecze... Na minutę przed końcem na strzał z połowy boiska zdecydował się bramkarz Oldboyów, Rafał Wieczorek i ... piłka trafiła do siatki! Niespodziewanie mieliśmy remis, ale to jeszcze nie był koniec emocji w tym meczu. Kilkanaście sekund później gospodarze wyprowadzili kolejny atak i trafili na 5:4! Po tej bramce sędzia zakończył spotkanie, a wszyscy na boisku byli wciąż pod wrażeniem tej piorunującej końcówki.


Przed ostatnim spotkaniem na trzecim poziomie rozgrywkowym zarówno drużyna Więcej sprzętu niż talentu jak i Antyfootballu zajmowały dwa ostatnie miejsca w tabeli. W lepszym położeniu byli goście, którzy w przypadku wygranej zrównaliby się z liderem rozgrywek. Gospodarze natomiast dzięki zdobytym trzem punktom spłaszczyliby tabelę i różnica pomiędzy pierwszym, a ostatnim miejscem wynosiłaby trzy oczka. Początek meczu był bardzo wyrównany, a pierwszy groźny strzał gospodarzy wylądował na słupku. Minutę później skuteczną akcję przeprowadzili goście, dzięki czemu otworzyli wynik meczu. Stracona bramka podrażniła zawodników gospodarzy, po raz kolejny obili bramkę przeciwników strzelając w poprzeczkę z rzutu wolnego. Chwilę później gospodarze byli już bardziej skuteczni i w ciągu minuty zdobyli dwie bramki. Przy drugiej bramce błąd popełnił bramkarz gości, jednak w następnej akcji meczu odkupił swoją pomyłkę asystując przy wyrównującym trafieniu swojego zespołu . Do końca pierwszej połowy była prawdziwa wymiana ciosów i po dwa razy obydwa zespoły zdołały pokonać bramkarzy przeciwników. Po bardzo dobrej pierwszej połowie drużyny schodziły z wynikiem remisowym 4:4 na przerwę. Druga połowa nie przyniosła nam już aż tak dużo emocji. W jednej z pierwszych akcji skutecznym strzałem popisał się Eryk Zawadzki i wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Pięć minut później ponownie mieliśmy remis, kiedy to drugą swoją bramkę zdobył Kamil Sygitowicz. W ostatnich piętnastu minutach spotkanie toczyło się przeważnie w środkowej strefie boiska. Obydwie drużyny były blisko do wyjścia na prowadzenie, ale ich strzały trafiały w poprzeczkę bramki. W ostatniej akcji meczu piłkę meczową mieli goście, jednak strzał ich napastnika na pustą bramkę wylądował na słupku. Spotkanie zakończyło się zasłużonym remisem, jednak zarówno zawodnicy Więcej sprzętu niż talentu oraz Antyfootball mogą czuć duży niedosyt, bo zdobyty punkt żadnej z tych drużyn nie zadowala.