USUŃ NA 24H
MENU LIGOWE
POZIOMY ROZGRYWEK
AKTUALNOŚCI
ROZGRYWKI
STATYSTYKI
FUTBOL.TV
TURNIEJE
WYWIADY
Puchar Fanów
GALERIA
Ekstraklasa
1 Liga
2 Liga
3 Liga
4 Liga
5 Liga
6 Liga
7 Liga
8 Liga
9 Liga
10 Liga
11 Liga
12 Liga
13 Liga
14 Liga
RAPORT MECZOWY - KOLEJKA 4.

Ostre strzelanie urządzili sobie w minionym tygodniu gracze EAST Team - Stado Szakali, a ich spotkanie zakończyło się wynikiem 8:8. Sporo pozytywnych emocji było w pozostałych meczach Ligi Fanów jak choćby Zjednoczona Ochota - Saska Kępa czy Tornado Squad - BRD Young Warriors. Różnicą jednego gola Fuszerka wygrywa z Ukranian Vikings, podobnie jak FC Górka z Orzełami Stolicy. Z pierwszego zwycięstwa w sezonie cieszyli się gracze Byczków Stare Babice, pokonując Virtualne Ń. Co dalej przeczytacie w naszych cotygodniowych relacjach meczowych.

 

EKSTRAKLASA

 

ANONYMMOUS! – CONTRA (7:1)
Spotkanie Anonimowych z Contrą miało istotne znaczenie w kontekście walki o środek tabeli. Gospodarze do tej pory grają bardzo dobrze i widać, że Maciek Miękina skoncentrował się na budowaniu solidnej ekipy, która ma powalczyć o czołowe lokaty w tym sezonie. Goście z kolei mieli w pierwszych trzech kolejkach piekielnie ciężki kalendarz gier i jeszcze w tym sezonie nie zdobyli punktów. Początek wymarzony dla teamu Michała Raciborskiego i po akcji Karola Kuzimińskiego Dawid Biela dał prowadzenie. Anonimowi trochę nonszalancko na początku grali w obronie i potrzebowali trochę czasu by wejść na odpowiedni poziom. Od dziesiątej minuty jednak gospodarze zaczęli grać coraz lepiej i co najważniejsze zaczęli strzelać bramki. Wyrównał po akcji zespołowej Eryk Stoch i jeszcze przed przerwą Anonimowi potrafili dwa razy zaskoczyć Macieja Antczaka. Contra po kapitalnym początku była zagubiona i nie mogła złapać odpowiedniego rytmu gry. Zawodziły też wybory i to spowodowało, że do przerwy było 3:1 dla teamu Maćka Miękiny. Po zmianie stron szybkie dwa trafienia graczy w czarnych trykotach kompletnie podcięły skrzydła gościom. Znowu widzieliśmy próbę gry z lotnym bramkarzem, jednak ponownie bez efektów w postaci bramek. Trzeba też przyznać, że świetnie po raz kolejny w tym sezonie spisywał się Maciek Miękina i bronił w kilku znakomitych okazjach dla Contry. Ostatecznie Anonimowi zasłużenie wygrywają to spotkanie pokazując, że w tym sezonie mają zamiar powalczyć o czołowe lokaty w lidze. Contra po czterech seriach gier nadal bez punktów co na pewno jest pewnym zaskoczeniem, bo potencjał w tej ekipie jest spory tylko brakuje stabilności formy, która na tym poziomie jest niestety konieczna.

 

EAST WIND - TUR OCHOTA (1:6)
W meczu na szczycie East Wind podejmował Tura i jak w poprzednich sezonach nastawialiśmy się na znakomite zawody w wykonaniu obu ekip. Gospodarze nie mogli tego dnia skorzystać z usług swojego najlepszego napastnika Damiana Patoki i to była niewątpliwie ogromna strata. Goście tym razem postarali się by skład był mocniejszy niż w pierwszych trzech kolejkach wiedząc, że rywale to klasowa drużyna i trzeba pokazać dużo lepszą grę niż na początku sezonu. Początek meczu to dużo walki w środku pola i żadna z ekip nie mogła przedrzeć się przez defensywę przeciwników. Po okresie wyrównanej gry nastała ósma minuta meczu i kapitalna akcja zespołu z Ochoty. Piłka jak po sznurku wędrowała między zawodnikami i Bartek Osoliński dał prowadzenie. Nie minęły dwie minuty, a bliźniaczą akcję wykończył Robert Hankiewicz i zrobiło się już 0:2. Gospodarze po tych dwóch ciosach lekko się zachwiali i mimo, że się starali to brakowało precyzji w dograniu dobrej piłki pod bramką Pawła Wysockiego. Gdy wydawało się, że defensywa Tura tego dnia jest nie do przejścia to receptę na nią znalazł Michał Nowak. Obrońca East Windu minął rywala i huknął w dolny róg bramki dając gola kontaktowego. Trzeba przyznać, że tego dnia właśnie Mikel był najlepszym zawodnikiem gospodarzy, ale reszta kolegów nie miała swojego najlepszego dnia. Do przerwy był wynik 1:2 i nadzieje w obozie Sebastiana Dąbrowskiego na odwrócenie meczu. Po zmianie stron East Wind miał kilka okazji ale tego dnia widoczny był brak wspomnianego na początku relacji Damiana Patoki. Grający na szpicy Karol Modzelewski miał swoje szanse, ale nic nie chciało wpaść do sieci. Tur przeczekał rywali i w końcówce pokazał moc w ofensywie. Cztery trafienia na przestrzeni ośmiu ostatnich minut dało ostatecznie wynik 1:6. Tak wysoki wynik był konsekwencją ryzyka gry z lotnym bramkarzem i nie odzwierciedla w pełni przebiegu całego spotkania. A to było wyrównane choć trzeba przyznać, że Tur Ochota zagrał perfekcyjnie i jeżeli utrzyma taką formę to rywalom będzie trudno pokonać obecnego mistrza.

 

NARODOWE ŚRÓDMIEŚCIE - IN PLUS & POJEMNA HALINA (4:11)
Przed tygodniem In Plus Pojemna Halina straciła pierwsze punkty w lidze na rzecz Mixamatora i przychodząc w ten weekend w zaledwie sześciu na spotkanie z Narodowym Śródmieściem w normalnej dyspozycji gospodarzy mieliby ogromne problemy ze zdobyciem punktów. Jednak w tym sezonie gospodarze odstają poziomem od reszty stawki i mimo, że goście mieli tylko meczową szóstkę, to bez problemu zdominowali rywali w pierwszych minutach meczu. Podopieczni Marka Szklennika starali się czekać na ataki przeciwników i skupili się na defensywie wiedząc, że otwarta gra może być wodą na młyn dla młodej wybieganej ekipy In Plus Pojemnej Haliny. Mieli kilka świetnych szans po przejęciu piłki, ale strzały kilkakrotnie mijały pustą bramkę gości. Trzeba podkreślić , że golkiper drużyny Patryka Galla wychodził wysoko poza pole karne i często w tym spotkaniu gościł nawet pod bramką rywali. Efektem tego były dwa trafienia w całym meczu. Do przerwy mieliśmy wynik 0:4. Po zmianie stron grający na luzie goście trochę się rozprężyli i w końcu Patryk Nawrocki strzelił gola dla Narodowego Śródmieścia. Gospodarze starali się walczyć o jak najniższy wymiar kary ale mimo, że stwarzali sobie sporo bramkowych sytuacji to szwankowała skuteczność. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 4:10. Narodowe Śródmieście nie ma co oszukiwać rzeczywistości w tym składzie raczej nie ma szans na utrzymanie. In Plus Pojemna Halina ma dużo szczęścia, że trafiła w tej kolejce na najsłabszą ekipę w stawce, bo w tym składzie o punkty z kimkolwiek innym byłoby bardzo ciężko.

 

MIXAMATOR - FC KEBAVITA (2:3)
W tym pojedynku faworytem wydawała się drużyna FC Kebavity jednak lekceważenie Mixamatora, zwłaszcza po ostatnich meczach, byłoby bardzo nierozsądne. Spotkanie rozpoczęło się dobrze dla gości – już w 3 minucie na prowadzenie swoją ekipę wyprowadził Azamat Qutpiddinov. Chwilę później dobrą okazję do podwyższenia miał Sebastian Groszek, ale tym razem nie znalazł drogi do siatki. Bez wątpienia Miksy przeżywały trudne chwile w pierwszych minutach tego meczu. Na domiar złego musieli grać w osłabieniu po tym jak żółty kartonik obejrzał jeden z graczy gospodarzy. Gdy na 2:0 podwyższył wcześniej wspomniany Sebastian Groszek wydawało się, że tutaj Kebavita spokojnie wygra to spotkanie. Jednak od tego stanu coraz większą przewagę zaczęli osiągać gospodarze. Wydaje się, że kluczowa była bramka Mikołaja Prybińskiego – to trafienie dodało wiatru w żagle Mixamatorowi i nadzieję, że można tu powalczyć o korzystny wynik. Jeszcze przed przerwą ekipa Michała Fijołka mogła doprowadzić przynajmniej do remisu, ale dobrze między słupkami spisywał się bramkarz Kebavity i utrzymał się rezultat 1:2. Po zmianie stron oglądaliśmy równie dobry mecz co przed przerwą, z tym, że do pewnego momentu prym wiedli bramkarze - Grzegorz Augustyniak i Jacek Żołnierski, którzy parokrotnie dobrze interweniowali. Ten drugi musiał skapitulować w 40 minucie i wynik znów stał się sprawą otwartą. Jednak Kebavita ma Azamata, który potrafi sam przesądzić o wyniku spotkania. Tak było i tym razem, kiedy obrońca Kebavity popisał się fenomenalnym strzałem z dystansu na parę minut przed końcowym gwizdkiem. Gościom nie pozostało nic innego jak tylko dowieźć ten rezultat do końca, co finalnie się udało. Kabavita wygrała 2:3, ale po raz kolejny uznanie należy się Mixamatorowi, bo naprawdę dobrze wyglądał w tym starciu.

 

FC IMPULS UA - FC GORLICKA (4:1)
Mecze ekstraklasy to piłka nożna na najwyższym poziomie, pełna doskonałej gry, kapitalnie konstruowanych akcji i w tym meczu mieliśmy wszystkie te elementy zawarte, a zapewniły Nam to drużyny FC Impuls UA i FC Gorlicka. Od początku tego spotkania atak pozycyjny rozgrywała drużyna Gorlickiej konstruując akcję w bardzo przemyślany sposób, ale spotkało się to również z doskonałą grą obronną drużyny gospodarzy. Impuls sam próbował odpowiedzieć grą z kontrataku, ale formacja obronna Gorlickiej też dawała sobie radę z napastnikami przeciwników. Pomimo tego, że obie drużyny miały swoje 100% sytuacje, to do przerwy bramek nie obejrzeliśmy i gracze zeszli na przerwę przy stanie 0:0. Warto podkreślić, że niesamowite zawody rozgrywał bramkarz gospodarzy, Artem Solonikov, który między słupkami strzeżonej przez siebie bramki wyczyniał cuda. Druga odsłona niewiele zmieniła w stylu gry obu drużyn. Pojawiły się za to bramki, a pierwsza z nich padła po prezencie od bramkarza Gorlickiej, który źle wybił piłkę, która znalazła się pod nogami gracza gospodarzy Konstantyna Didenko, który z łatwością to wykorzystał. Nie ustępowały ataki drużyny Gorlickiej, ale za sprawą fenomenalnej postawy bramkarza gospodarzy, który bronił każdą piłkę, która leciała w światło bramki, a nawet bronił te, które leciały obok. Akcje Gorlickiej przybierały na sile, ale nie dało to żadnych korzyści gościom, a konto bramkowe zwiększyli za to gospodarze. Drużyna Impulsu zdobyła jeszcze 3 ładne bramki, tracąc przy tym tylko jedną i to w samej końcówce spotkania. Gra obu zespołów w tym meczu stała na bardzo wysokim poziomie, a my w tym meczu oglądaliśmy piłkarskie szachy jeżeli chodzi o styl rozgrywania meczu. Poza bardzo ważną lekcją taktyki, obejrzeliśmy przede wszystkim kawał dobrego futbolu i nie możemy się już doczekać rewanżu.

 

LIGA 1

 

FC FREEDOM – ALPAN (4:9)
Początek starcia FC Freedom z ekipą ALPAN nie zapowiadał dramaturgii, jaką w pewnym momencie oglądaliśmy. Zaczęło się bowiem od pewnego prowadzenia gości, którzy bo kilku akcjach z udziałem Kamila Wycecha wyszli na prowadzenie 0:3, a wspomniany piłkarz dwukrotnie wpisywał się na listę strzelców i raz asystował. Sygnał do nawiązania walki dał Kyrylo Ivashchenko, który przepięknym strzałem z woleja posłał piłkę na poprzeczkę, a ta odbiła się jeszcze od linii bramkowej i wpadła do bramki. Dosłownie minutę później, wspaniałym strzałem po poprzeczkę popisał się Mateusz Marcinkiewicz, podwyższając prowadzenie swojego zespołu na 1:4. Kiedy ten sam zawodnik, płaskim strzałem po ziemi, zwiększył dystans między zespołami do stanu 1:5 wydawało się, że jest po meczu. Wtedy jednak serię dwóch świetnych akcji przeprowadzili gracze Freedom i po bramkach Kyrylo Ivashchenko oraz Ihoru Motruka pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 3:5. Widowisko nabrało prawdziwych rumieńców, kiedy po raz trzeci tego dnia do bramki trafił Kyrylo Ivaschenko, doprowadzając do kontaktu. Zrobiło się naprawdę ciekawie i dość intensywnie, zarówno na boisku, jak i poza nim, co przyniosło efekt w postaci kartoników. Okres osłabienia skrzętnie wykorzystali gracze gości, którzy głównie dzięki świetnej grze Kamila Melchera oraz Mateusza Marcinkiewicza od stanu 4:5 odjechali na 4:9. Zawodnikiem meczu został Mateusz Marcinkiewicz, który na swoim koncie zanotował cztery trafienia, do których dołożył asystę.

 

FC OTAMANY - TYLKO ZWYCIĘSTWO (3:5)
Otamany nie mogli sobie wyobrazić lepszego rozpoczęcia spotkania z Tylko Zwycięstwo. Już po 3 minutach prowadzili 2:0, dzięki czemu mogli spokojnie czekać na swoje kolejne okazje. Po tych szybkich ciosach mecz się wyrównał, a obie ekipy pokazywały wysoką kulturę gry. Spotkanie rozgrywało się w dobrym tempie, akcje nie były szarpane i oba teamy starały się konstruować ataki wymieniając miedzy sobą sporą liczbę podań. Mimo ciekawych prób z jednej i drugiej strony, przez dłuższy czas nie zobaczyliśmy kolejnych bramek – w końcowej fazie akcji brakowało ostatniego podania, które otworzyłoby drogę do bramki. Otamany często wykorzystywali do rozegrania wysuniętego bramkarza i tak naprawdę przez to Tylko Zwycięstwo było najgroźniejsze po przejęciu piłki w środku boiska i błyskawicznym zagraniu do napastnika. Pomimo paru sytuacji nie zobaczyliśmy więcej bramek w pierwszej połowie. Po zmianie stron lepiej zaczęli goście. Najpierw świetnie głową uderzył Andrzej Morawski, a chwilę później fenomenalnie z rzutu wolnego uderzył Maciek Dombrowicz i mieliśmy remis. Otamany rzuciły się do ataków. Na 3:2 trafił Artem Papusha, a potem jedynie dzięki dobrym interwencjom bramkarza Tylko Zwycięstwo nie przegrywało większą ilością bramek. Końcówka należała jednak do gości. Najpierw na 3:3 wyrównał Mateusz Jałkowski, potem ten sam zawodnik wykończył bardzo dobrze rozegraną kontrę, a Otamanów dobił Andrzej Morawski, który wykorzystał błąd bramkarza. Tylko Zwycięstwo zdobyło wreszcie swoje pierwsze punkty, choć gdyby w tym meczu padł remis, chyba nikt by nie mógł mieć pretensji o takie rozstrzygnięcie.

 

FC ALMAZ - NISKI PRESS (7:2)
Fc Almaz kontra Niski Press - obydwie drużyny przed tym spotkaniem po 3 kolejkach miały po 2 zwycięstwa w lidze. Zapowiadało Nam to dobre widowisko bowiem pewne było, że chęć dorzucenia trzeciego zwycięstwa do kolekcji, w obu ekipach była ogromna. W pierwszych minutach meczu zobaczyliśmy kilka groźnych akcji, które pachniały bramką, jednak piłka nie chciała znaleźć drogi do żadnej z bramek. W końcu ta sztuka udała się zawodnikom Niskiego Pressu i to oni zdobyli bramkę jako pierwsi. Znakomitym strzałem popisał się Dębski, który otrzymał podanie od Kazanowksiego i z prawej strony boiska uderzył tak, że piłka znalazła się w lewym rogu bramki. Przebieg gry pozostawał wyrównany, ale strzelać bramki zaczęła drużyna gospodarzy. Wyrównującego gola po indywidualnej akcji zdobył Rubashnyi, który wypracował sobie miejsce żeby ustawić piłkę na prawej nodze i silnym strzałem umieścił piłkę w bramce. W pierwszej części spotkania gracze Almazu strzelili jeszcze dwie bramki i to oni z lepszą sytuacją schodzili na przerwę. Drugą część spotkania lepiej rozpoczęli piłkarze gości i chwilę po jej rozpoczęciu zdobyli kontaktowego gola, piłkę po interwencji bramkarza dobił Kazanowski. Poziom i intensywność gry była w tym meczu wysoka, co na pewno odczuli piłkarze Niskiego Pressu, ponieważ grając bez zmian przeciwko dobrze grającej drużynie Almazu nie udało im się już odwrócić losów tego meczu, a od stanu 3:2 stracili jeszcze 4 bramki i mecz nie zakończył się dla nich korzystnie. W tym starciu waleczność nie wystarczyła na drużynę Almazu i to oni po tym meczu z 9 punktami zajmują 3 miejsce w tabeli ligowej.

 

CLEOPARTNER - GREEN LANTERN (6:1)
Sporo do wyjaśnienia sobie po Letniej Lidze Fanów mieli zawodnicy Cleopartner oraz Green Lantern. W trakcie bardzo zaciętego, letniego pojedynku doszło do wielu utarczek, ale tym razem obie ekipy skupiły się na aspektach czysto piłkarskich. Efektem skupienia na grze była genialna pierwsza połowa w wykonaniu obu ekip. Dużo dobrej gry kombinacyjnej, mnóstwo okazji strzeleckich i świetna dyspozycja obu bramkarzy. Jako pierwszy skapitulował Michał Dąbrowski, który był bezradny w sytuacji, w której jego kolega z obrony stracił piłkę, a tę przechwycił Andrei Trukhan i pewnie wpakował ją do siatki. Wyrównanie nastąpiło po bardzo ładnej akcji skrzydłem Patryka Przygody, który wypatrzył Kacpra Bełczyńskiego, a ten z zimną krwią skierował futbolówkę do bramki. „Zielone Latarnie" miały sporo pecha, gdyż wiele ich strzałów ocierało się o słupki. Nie wykorzystali także 100% sytuacji, po której piłka przeturlała się wzdłuż linii bramkowej. Zemściło się to jeszcze przed przerwą, kiedy do piłki zagranej przez Dmytro Zhdanova dopadł Andrej Trukhan, ustalając wynik pierwszej części gry na 2:1. Po zmianie stron gościom zaczęły puszczać nerwy i do odbiło się na ich grze. Mimo, iż gracze Cleopartnera marnowali sporo sytuacji – w tym jedną, gdzie dwukrotnie z bliska obijali słupki – to tworzyli ich tyle, że byli w stanie kontrolować przebieg meczu. Bardzo dobrze w tej odsłonie prezentował się Maksim Salauyou, który dwiema świetnymi asystami obsłużył kolegów z drużyny, z czego jedna z nich miała miejsce po niesamowitym popisie techniki i dryblingu Maksima. Ostatecznie gospodarze wygrali zasłużenie spotkanie aż 6:1, ale gra była dużo bardziej wyrównana, niż wskazuje na to wynik. Piękny mecz !

 

LIGA 2

 

SZMULKERS TEAM - GRACZE GORSZEGO SORTU (3:4)
Mecz, który opisany był już w minusach kolejki pod względem niesportowego zachowania w obu zespołach. Panowie dopuścili się obraźliwych komentarzy w kierunku siebie samych jak i arbitra. Stosowne konsekwencje zostały wyciągnięte przez ligę i mamy nadzieję na poprawę zachowania w kolejnych spotkaniach. Pod względem piłkarskim był to mecz niezwykle ciekawy. Pomimo chłodnej aury panującej przy boiskach Picassa Panowie podkręcili temperaturę na murawie. To spotkanie rozpoczęło się niebywale dynamicznie, a nikomu z pewnością nie opadała powieka podczas oglądania tego spotkania. Obie drużyny chciały zdobyć pierwszą bramkę, która napędziłaby ich do strzelenia kolejnych. Udało się to Graczom Gorszego Sortu, a uściślając – Łukaszowi Kuleszy w 9 minucie. To niesamowite trafienie z dystansu dało gościom prowadzenie w tym spotkaniu. Na odpowiedź gospodarzy nie trzeba było długo czekać. Patryk Nowicki przy asyście Damiana Ciszka już dwie minuty później pokonał bramkarza wyrównując wynik. W pierwszej połowie mogliśmy oglądać dużo gry z kontry oraz wspaniałe dryblingi Kuleszy czy Ciszka. Druga połowa rozpoczęła się golem Dariusza Pliszki przy asyście Piotra Idzikowskiego i dała pierwszy raz prowadzenie Szmulkersom w tym spotkaniu. Kiedy po kolejnym golu gospodarzy wynik wydawał się być stabilny, a emocje nieco ustały, goście postanowili wykorzystać moment i strzelili trzy bramki pod rząd tym samym wygrywając spotkanie 3:4. Bilans meczu to również dwie czerwone kartki bezpośrednie z drużyny gości jak i gospodarzy, ale o tym już pisaliśmy, więc akurat w tym zakresie, nie chcemy się powtarzać. Szkoda, że tak dobre ekipy zajęły się innymi sprawami, niż gra w piłkę.

 

ZJEDNOCZONA OCHOTA - SASKA KĘPA (3:2)
Przed tym meczem Saska Kępa wciąż pozostawała bez choćby punktu w ligowej tabeli i biorąc pod uwagę fakt, że do rywalizacji ze Zjednoczoną Ochotą podchodzili bez ani jednej zmiany, trudno było przypuszczać, że ich sytuacja ulegnie poprawie. Mimo to goście dość dzielnie radzili sobie w tym meczu, mimo że jako pierwsi do siatki trafili rywale za sprawą Rafała Popisa. Saska jednak się nie podłamała i dążyła do wyrównania. Sporo problemów obrońcy z Ochoty mieli z Sebastianem Sitkiem, który krótko prowadził piłkę i bardzo trudno było mu ją odebrać. Mimo przewagi jaką miała Zjednoczona Ochota, to rywale zdobywali kolejne bramki. Najpierw wyrównał Sebastian Borkowski, a kilka minut później na prowadzenie Saską wyprowadził Sebastian Sitek. Do przerwy mieliśmy dość zaskakujące 1:2 dla gości, choć trzeba przyznać, że mocno zapracowali na taki rezultat. Pozostawało pytanie, czy gracze w zielonych strojach wytrzymają ten mecz kondycyjnie. Zmotywowani gospodarze po przerwie ruszyli do odrabiania strat i udało im się to już na samym początku drugiej części. W dalszej fazie meczu wynik 2:2 bardzo długo się utrzymywał, choć trzeba oddać, że tutaj więcej sytuacji do strzelenia bramki mieli gospodarze. Parokrotnie jednak świetnie bronił Tomasz Bajdur i w dużej mierze dzięki niemu utrzymywał się remis. W końcu i on musiał skapitulować po strzale Daniela Gałązki i to właśnie kapitan Zjednoczonej Ochoty dał swojemu zespołowi 3 pkt. Był to ciekawy pojedynek, pełen walki, gdzie nikt nogi nie odstawiał. Wydaje się, że gospodarze zasłużenie wygrali, choć postawa Saskiej, pomimo porażki, również zasługuje na duże uznanie.

 

BLACK EAGLES WARSZAWA - WARSZAWSKA FERAJNA (8:2)
Zespół Black Eagles Warszawa w zeszłym tygodniu poniósł pierwszą porażkę w sezonie i była to ich jedyna jak do tej pory strata punktowa. Ich rywal, zespół Warszawskiej Ferajny jest do tej pory niepokonany, jednak w wyniku dwóch remisów w poprzednich spotkaniach uzbierał jeden punkt mniej od przeciwników. Spotkanie lepiej rozpoczęli goście, którzy już w pierwszych minutach otworzyli wynik spotkania. Z prowadzenia cieszyli się tylko chwilę, gdyż w kolejnej akcji ich rywal doprowadził do wyrównania. Kilka minut później doskonałą szansę na podwyższenie miał bramkarz gospodarzy, Darek Pocztowski, lecz piłka po jego bardzo ładnym strzale trafiła w słupek. Co się nie udało golkiperowi zrobili zawodnicy z pola. którzy w krótkim odstępie czasowym dwukrotnie trafili do bramki swoich rywali. Pod koniec pierwszej połowy goście zdołali zdobyć bramkę kontaktową i na przerwę schodziliśmy z wynikiem 3-2 dla gospodarzy. Druga połowa zaczęła się od pojedynczych ataków gospodarzy, jednak dopiero w 32 minucie udało im się ponownie wyjść na dwubramkowe prowadzenie. Po straconej bramce goście stracili wiarę w zwycięstwo, a ostatnie dziesięć minut to popis ofensywny Orłów, którzy do swojego dorobku dołożyli kolejne cztery trafienia. Mecz zakończył się wynikiem 8-2 dla Black Eagles Warszawa, którzy bardzo szybko zrehabilitowali się za porażkę sprzed tygodnia pewnie pokonując sowich rywali. Zespół Warszawskiej Ferajny mimo dobrej gry w pierwszej połowie nie dotrzymał tempa spotkania i poniósł pierwszą porażkę w tym sezonie.


ETERNIS - FC NOVA GROUP (9:2)
W niedzielny wieczór na Grenady starły się ekipy Eternisu z Fc Novą Group. Zdecydowanym faworytem tego starcia byli gospodarze i od początku spotkania starali się pokazać, że to oni będą tutaj nadawać ton wydarzeniom na boisku, jednak to goście pierwsi strzelili bramkę. Kapitalne wybicie od bramki Konrada Michalaka przejął Patryk Radziszewski i dał nieoczekiwanie prowadzenie teamowi Piotra Radelczyka. Eternis szybko wziął się do pracy i dość sprawnie odpowiedział pięknym trafieniem z dystansu. Po chwili było już 2:1 po akcji zespołowej i widać było, że gospodarze dopiero się rozkręcają. Goście mając na to spotkanie jedną zmianę starali się aktywnie bronić i szukać swoich szans w ofensywie. Jednak po 25 minutach to ekipa Kamila Leszczyńskiego prowadziła, a tuż przed przerwą wynik podwyższył Paweł Oziomek, kapitalnie dryblując miedzy obrońcami i na końcu nie dając szans golkiperowi trafił do bramki. Wynik 3:1 po pierwszej odsłonie dawał nadzieję FC Nova Group na powalczenie o punkty. Jednak w drugiej połowie Eternis włączył wyższy bieg i kolejnymi bramkami odskoczył rywalom. Goście starali się walczyć, ale tego dnia nie mieli zbyt wiele argumentów i potężna fala kontuzji w tym brak Łukasza Wirskiego niestety był bardzo widoczny. Eternis zasłużenie wygrywa 9:2 i umacnia się w czołówce ligowej tabeli. FC Nova Group czeka na pierwsze punkty w sezonie i mamy nadzieję że przed dwutygodniową przerwą ta sztuka się uda.


FC GÓRKA - ORZEŁY STOLICY (2:1)
Tabela w drugiej lidze jest niezwykle wyrównana, dlatego i FC Górka i Orzeły Stolicy przystąpili do tego spotkania naładowani energią, nic dziwnego, obie ekipy zgromadziły przed tą kolejką na swoim koncie po 6 punktów i nadarzyła się okazja, żeby odskoczyć od siebie w bezpośrednim pojedynku. Mecz od samego początku był niezwykle wyrównany, akcje pod bramkami rywali były sporadycznie, więcej oglądaliśmy gry w środku pola, lub zawodników Górki próbujących od własnej połowy atakiem pozycyjnym przedostać się pod pole bramkowe Orzełów. W końcu gospodarzom tego spotkania udało się wyjść na prowadzenie, Szymon Maruszewski potwierdził swoją wysoką dyspozycję w tym sezonie i pewnie wykorzystał dogranie Mateusza Mikołajewskiego. Stracona bramka trochę orzeźwiła Orzeły, którzy zaczęli śmielej atakować bramkę Konrada Litwiniuka, a w końcowych fragmentach pierwszej połowy udało się doprowadzić do wyrównania, po katastrofalnym błędzie w wyprowadzeniu piłki przez zawodników z Tarchomina. Remis do przerwy, a druga połowa to niemal kopia z pierwszych 25 minut. Paweł Juchniewicz starał się wyprowadzać piłkę z własnej połowy, ale goście dobrze się ustawiali w obronie. Orzeły Stolicy w drugiej połowie dwukrotnie grali w przewadze jednego zawodnika, czego nie udało im się wykorzystać, a Górka była coraz groźniejsza w swoich atakach. Sygnał ostrzegawczy wysłał Paweł Juchniewicz, który chciał szybko uderzyć na bramkę rywali nie czekając na gwizdek sędziego pozwalający na wykonanie rzutu wolnego i mimo, że piłka wpadła do bramki, arbiter nakazał stały fragment powtórzyć. To jednak nie podłamało Pawła, który kilka chwil po tej sytuacji zdobył cudowną bramkę płaskim strzałem z dystansu w długi róg ustalając tym samym wynik spotkania na 2:1.

 

 LIGA 3

 

UN MATE TEAM - FC MELANGE (4:2)
Zdecydowanym faworytem tego spotkania był zespół FC Melange, który do tej pory miał dodatni bilans spotkań. Zespół Un Mate Team pomimo dobrej postawy w pierwszych kolejkach wszystkie swoje spotkania minimalnie przegrał i do meczu przystępował z zerowym dorobkiem punktowym. Początek meczu pokazał po raz kolejny, że przedmeczowe analizy mają niewiele wspólnego z sytuacją która jest na boisku. Od początku gospodarze grający bez zmian wyglądali na drużynę, której mimo braków kadrowych bardziej zależy na zdobyczy punktowej. Gra gości była bardzo chaotyczna i nie mieli oni pomysłu na dobrze poukładaną grę obronną swoich rywali. Dodatkowo ataki ich przeciwników z minuty na minutę były co raz bardziej groźne, czego efektem były strzelone 4 bramki w krótkim odstępie czasowym. Wypracowana przewaga sprawiła, że drużyna gospodarzy wycofała się i w pełni kontrolowała przebieg wydarzeń na boisku. W końcowych fragmentach pierwszej połowy drużynie FC Melange udało się raz pokonać bramkarza gości i tym akcentem zakończyła się pierwsza połowa spotkania. W drugiej części meczu zawodnicy Un Mate rzadziej atakowali bramkę rywala. I to jest jak najbardziej zrozumiałe, ponieważ nie dość, że mieli bardzo dobry wynik to i sił coraz mniej. Dodatkowo ich przeciwnik tego dnia był bardzo słabo dysponowany i pomimo optycznej przewagi w drugiej połowie tylko raz zdołał trafić do bramki strzeżonej przez Guillermo Gerpe. Ostatecznie gospodarze w pełni zasłużenie pokonali swoich rywali inkasując pierwsze punkty w sezonie. Zawodnicy FC Melange jeżeli chcą myśleć o walce o podium to jak najszybciej muszą zapomnieć o tym spotkaniu i poprawić swoją grę w następnych meczach.

 

OLD EAGLES KOŁO - FC BALLERS (4:3)
Do tego pojedynku obie ekipy przystępowały jedynie z 3 pkt na koncie i obu zespołom zależało na kolejnym zwycięstwie. Lepiej w mecz weszły Orzełki, które objęły prowadzenie po fajnej, dwójkowej akcji Piotra Parola i Pawła Lewandowskiego. W dalszej części meczu, mimo optycznej przewagi, Orzełki nie wypracowały sobie dogodnej okazji do strzelenia kolejnej bramki. Były próby strzałów z dystansu, czy zespołowych akcji, ale nie były to 100% sytuacje. Z drugiej strony FC Ballers też niezbyt często zatrudniało golkipera rywala. W końcu niemoc strzelecką przełamał Przemek Długokęcki, ponownie po podaniu Pawła Lewandowskiego i mieliśmy już 2:0. Taki wynik nie utrzymał się do końca pierwszej części, bo jeszcze w premierowych 25 minutach FC Ballers zdobyło bramkę kontaktową. Po zmianie stron oglądaliśmy wyrównane spotkanie, gdzie nie przeważała żadna ze stron, ale goście doprowadzili w końcu do wyrównania. Bardzo dobrze akcję napędził Artiom Pastushyk i po wymianie paru podań sfinalizował ją Michał Ptasznik. Mecz zaczął się na nowo, ale błąd zawodnika Ballers kosztował tę drużynę stratę kolejnej bramki. Zbyt długo czekał na piłkę, tę przejął Piotr Parol, wyszedł sam na sam i co prawda na raty, ale pokonał jednak bramkarza rywala. Chwilę później Jan Drabik świetnym strzałem głową podwyższył na 4:2, lecz Ballers się nie poddało. Jeszcze w końcówce Michał Karaś zdobył bramkę kontaktową, ale mimo prób, zabrakło czasu, by goście przynajmniej zremisowali. Po zaciętym meczu to Orzełki wykonały plan i dopisały sobie 3 pkt.

 

ENERGIA - PERŁA WWA (8:1)
Rozpędzona w tym sezonie Energia podejmowała Perłę WWA, która bardzo dobrze prezentowała się na początku sezonu i była do tej pory nie pokonana. Pierwsza połowa była znakomita w wykonaniu gospodarzy. Goście mimo, że prowadzili grę i stwarzali sytuacje to nie mieli sposobu na złamanie 4:0. Taki wynik był sporym zaskoczeniem nie tylko dla Perły, ale także dla widzów oglądających to spotkanie. Jeszcze przed przerwą gospodarze podwyższyli wynik i gdy wydawało się, że pierwsza odsłona zakończy się wynikiem 5:0, Filip Żukowski przełamał niemoc strzelecką i zdobył jak się później okazało jedyną bramkę dla gości w tym meczu. Po zmianie stron ekipa z Ukrainy kontrolowała spotkanie będąc konsekwentna w grze. W tym sezonie każda formacja tego zespołu gra na najwyższym poziomie i jak na razie wydaję się, że ta drużyna jest poza zasięgiem pozostałych ekip. Skład ma zbilansowany i praktycznie każdy zawodnik w ten weekend zapisał się w protokole meczowym. Ostatecznie Energia pokonała Perłę WWA 8:1 i samotnie zasiadła w fotelu lidera. Goście po słabszym meczu muszą w kolejnym spotkaniu wrócić na zwycięską ścieżkę i na pewno mając dobry zespół ta porażka jeszcze bardziej ich zmobilizuje na kolejne mecze.

 

BONITO WARSZAWA - FC KANONIERZY (6:5)
W kolejnym meczu w 3 lidze naprzeciw siebie stanęły ekipy Bonito Warszawa i Kanonierów. Dla gości było to kolejne podejście do zdobycia premierowych 3 punktów i przynajmniej przed spotkaniem wydawało się, że Kanonierzy mają argumenty, by udało im się pokonać Bonito. Wśród gości zobaczyliśmy między słupkami nominalnego bramkarza i dodatkowo na meczu pojawił się Czarek Petasz, który zawsze daje drużynie coś ekstra. Właśnie ten zawodnik dał Kanonierom prowadzenie, po pewnie wykonanym rzucie karnym. Radość gości nie trwała jednak długo, bo prawdziwy popis gry dał Diego Deisadze. Ten zawodnik pokazał niemałe umiejętności techniczne i mocne przyśpieszenie na krótkim dystansie, co sprawiało, że rywale mieli duży problem z powstrzymaniem tego zawodnika. Diego jeszcze w pierwszej połowie skompletował hat-tricka i wyprowadził swój zespół na prowadzenie 3:1. Kanonierzy niezadowoleni z takiego obrotu spraw, wrzucili wyższy bieg i zaczęli odrabiać starty. Co więcej, udało im się nawet wyjść na prowadzenie 3:4 po bramkach Czarka Petasza, Oskara Nowickiego i Adama Domidowicza. To nie był jednak koniec emocji w pierwszej części. Gdy wydawało się, że po golu Benedykta Kurtyki pierwsze 25 minut zakończy się remisem 4:4, Artur Bardziej- Szczęśniak wywalczył kolejny rzut karny, którego na bramkę zamienił Czarek Petasz. Chwilę później sędzia zaprosił zawodników na krótką przerwę. W drugiej części mecz również był bardzo wyrównany i obie ekipy miały szansę na zwycięstwo. Jednak tego dnia Bonito Warszawa miała w swoich szeregach Diego Deisadze, który zrobił ogromną różnicę. To on zdobył kolejne dwie bramki dla swojego zespołu, dzięki czemu Bonito wygrało całe spotkanie 6:5. To zwycięstwo tym bardziej zasługuje na uznanie, bo gospodarze grali w tym meczu bez zmian. Kanonierzy natomiast muszą szukać swoich szans w kolejnych pojedynkach.

 

FUSZERKA - UKRANIAN VIKINGS (3:2)
W starciu Fuszerki z Ukranian Vikings więcej szans na zwycięstwo dawaliśmy gościom. Team z Ukrainy od początku meczu stwarzał sobie okazje do strzelenie bramek, ale tego dnia gospodarze mieli świetnie dysponowanego bramkarza Damiana Pakułę, który bronił fenomenalnie i przez praktycznie cały mecz utrzymywał czyste konto. Całe spotkanie utrzymane było w szybkim tempie. Dużo było walki na boisku, ale mecz mógł się podobać z racji tego, że oprócz męskiej czasami twardej gry nie było złośliwości, a obie ekipy szanowały się nawzajem. Mimo, że Wikingowie atakowali i mieli więcej okazji to właśnie Fuszerka wyszła na prowadzenie. Po składnej akcji zespołowej obrona gości się pogubiła i nieoczekiwanie do przerwy było 1:0. Taki wynik zwiastował sporo emocji w drugich 25 minutach. Analogicznie do pierwszej połowy to Ukranian Vikings atakowali, ale drugą bramkę strzeliła Fuszerka. Piłka po odbiciu od poprzeczki przekroczyła linię bramkową czego pewny był sędzia, ale jeszcze skonsultował całą sytuację z organizatorem, który akurat stał idealnie na wysokości linii bramkowej. Tak więc o kontrowersji nie mogło być mowy i było już 2:0. Gdy gospodarze strzelili trzeciego gola wydawało się, że jest po meczu. Jednak w końcówce w minutę goście trafiają dwa razy do bramki rywali i jeszcze mieli nadzieję na remis jednak sędzia ku uciesze Fuszerki zagwizdał koniec spotkania i mecz zakończył się wynikiem 3:2.

 

LIGA 4

 

VIRTUALNE Ń - BYCZKI STARE BABICE (4:9)
W spotkaniu Virtualnych z Byczkami oglądaliśmy dwie różne połowy. W pierwszej od początku do ataków ruszyła ekipa z Babic. Dość szybko przełożyło się to na dwie bramki i gospodarze musieli na starcie gonić wynik. W teamie Marka Giełczewskiego brakowało kilku podstawowych zawodników, którzy stanowią o sile drużyny. Jednak mimo tak poważnych osłabień, Virtualni nie poddawali się i po przechwycie Sebastian Chrzanowski strzelił gola kontaktowego. Byczki ponownie głównie po prostych błędach w obronie dorzucili kolejne trafienia i wydawało się, że spokojnie będą kontrolować mecz. Przy stanie 2:4 jeszcze przed przerwą oglądaliśmy zryw gospodarzy. Uaktywnił się Szymon Kolasa i razem z popularnych „Chrzanem" doprowadzili do remisu. 4:4 taki rezultat widniał na tablicy wyników po 25 minutach rywalizacji. Po zmianie stron na boisku istniały już tylko Byczki. Co prawda długo utrzymywał się wynik 4:5 po bramce Oscara Kani. W końcówce worek z bramkami się rozerwał, a goście wykorzystali praktycznie wszystkie szanse jakie mieli. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 4:9. Niestety w drugiej połowie w ofensywie gospodarze praktycznie nie istnieli, a że w defensywie widać było brak komunikacji i sporo błędów to musiało skończyć się porażką. Byczki po raz pierwszy w tym sezonie wygrywają i będą chcieli w kolejnych meczach wspinać się w górę ligowej tabeli.

 

AWANTURA WARSZAWA I - FC RADLER ŚWIĘTOKRZYSKI (4:2)
Spotkanie pomiędzy pierwszą drużyną Awantury Warszawa, a FC Radler Świętokrzyski rozpoczęło się od dwóch doskonałych okazji podbramkowych z obydwu stron. Wiele starć w środku pola, mało gry taktycznej, bardziej presja na rywalu oraz dążenie do szybkiego strzelenia gola - taką taktykę obrały oba zespoły z delikatną przewagą Awantury. Raził trochę brak przeprowadzania składnych akcji i mieliśmy trochę szarpanej gry, ale i takie mecze trzeba wygrywać. Skutecznie z perspektywy Awantury otworzył się wynik spotkania, ponieważ gospodarze wyszli na dwubramkowe prowadzenie. Radler obudził się i starał się nawiązać kontakt z rywalem, a ta sztuka mu się udała mimo, że niepotrzebnie starali się wejść z piłką do bramki. Nie próbowali zbyt często zaskoczyć bramkarza rywali strzałami z dystansu, ale trzeba przyznać, że mieli trochę szczęścia, bo bramkę kontaktową strzelili po samobóju drużyny przeciwnej. Pozytywnym aspektem w tej części w szeregach gości była postawa Daniela Kosińskiego, który pod koniec pierwszej połowy wybronił sytuację sam na sam i uratował wynik. Do przerwy 2:1. Po zmianie stron sytuacja na boisku znacząco się nie różniła od pierwszej połowy i to Awantura kontrolowała przebieg spotkania. Mimo krótkiej ławki rezerwowych podczas tego meczu, zdołała wytrzymać trudy spotkania i utrzymać prowadzenie do końca meczu, dzięki czemu finalnie zwyciężyli 4:2 i przełamali serię dwóch minimalnie przegranych meczów pod rząd.

 

FC POPALONE STYKI - LTM WARSAW (5:2)
Niezwykle ciekawie zapowiadało się spotkanie Popalonych Styków z LTM Warsaw. Obie ekipy z aspiracjami do walki o mistrzostwo chciały wygrać i dopisać cenne trzy punkty. Pierwsza połowa to niemoc strzelecka z obu stron. Dużo było walki w środku pola i gdy ekipy dochodziły do sytuacji to napastnicy seryjnie marnowali wypracowane okazje. Nie mógł się wstrzelić nawet Krzysiek Kulibski, co nie jest rzeczą normalną, bo pamiętamy jak seryjnie ten zawodnik trafiał do bramki rywali w poprzednim sezonie. Goście w końcówce pierwszej połowy wykorzystali jedną akcję i Artur Jędrych dał prowadzenie gościom. Po zmianie stron gospodarze dążyli do wyrównania. Po jednym z błędów w obronie Julia Błażejowska przejęła piłkę popędziła na bramkę rywali i strzałem z dystansu nie dała szans bramkarzowi. Remis jednak nie utrzymał się długo, bo chwilę po wyrównaniu sędzia podyktował karnego dla LTMu. Popularny Kaka pewnie go wykorzystał i było 1:2. Od tego momentu ekipa Irka Webera stanęła i to Popalone Styki przejęły inicjatywę. Po bramce na remis poszli za ciosem i w końcówce byli zabójczo skuteczni. Ostatecznie pokonali LTM 5:2 i mimo, że mają rozegrany jeden mecz mniej, to są obecnie liderem w czwartej lidze. Jak widać po spadku można się trochę przeorganizować i znów odnosić sukcesy.

 

KS IGLICA WARSZAWA - WIERNY SŁUŻEWIEC (4:4)
Obie drużyny całkiem nieźle radziły sobie na starcie sezonu i chyba w obu obozach panowało przekonanie, że wręcz trzeba pokonać najbliższego rywala. Znacznie lepiej w mecz wszedł Wierny. Szybkie trzy bramki kolejno: Tomka Adamczyka, Marcina Kowalskiego i Piotra Gratkowskiego sprawiły, że już po 7 minutach ekipa ze Służewca prowadziła 0:3 i to całkowicie zasłużenie. Na ławce Iglicy wręcz wrzało z powodu wyniku i postawy gospodarzy w pierwszych minutach. Jednak z biegiem czasu impet Wiernego słabł, a coraz mocniej do głosu dochodzili Igliczanie. W obozie gospodarzy panowało przekonanie, że trzeba strzelić chociaż jedną bramkę przed przerwą i wtedy wszystko będzie jeszcze możliwe. Jakże prorocze okazały się te słowa w perspektywie całego spotkania. W 20 minucie Mateusz Pietrusiński po raz pierwszy pokonał bramkarza Wiernego i do przerwy mieliśmy wynik 1:3. Iglica poczuła, że ten mecz nie jest jeszcze stracony i od razu po zmianie stron ruszyła do kolejnych ataków. Na rezultaty nie trzeba było długo czekać i już w 26 minucie ponownie do bramki trafił Mateusz Pietrusiński. Bardzo dobrze w drugiej części prezentował się też Krystian Zbrzeski, z którym rywale mieli spore problemy. Miał on swoje przysłowiowe pięć minut, kiedy doprowadził do remisu 3:3. Tym razem reakcja Wiernego była natychmiastowa – Marcin Kowalski minutę później ponowienie wyprowadził ekipę ze Służewca na prowadzenie. Wierny mógł w końcówce zamknąć mecz, ale nie wykorzystał świetnej okazji, za to ponowne do siatki trafiła Iglica doprowadzając do stanu 4:4. Mimo kilku szans z obu stron wynik już się nie zmienił. Tak jak tydzień temu Wierny odwrócił losy meczu, tak teraz to oni dali się dogonić rywalowi. Nie mniej jednak z perspektywy całego spotkania podział punktów był jak najbardziej zasłużony.

 

OLDBOYS DERBY - MARGERITA TEAM (6:2)
Oldboys Derby z charyzmatycznym kapitanem na czele podejmował Margerite Team. Różnica miejsc w tabeli mogłaby wskazywać, że zdecydowanym faworytem będą goście, w końcu lider podejmował 7 drużynę w tabeli. Jednak te kilka miejsc w pozycji to różnica raptem 2 pkt, czyli tak naprawdę tym meczem jedni i drudzy mogli zamienić się miejscami. Niemal cała pierwsza połowa wyglądała jakby waga tego spotkania sparaliżowała nogi obydwu zespołów. na pierwszą bramkę musieliśmy czekać aż do końcowych fragmentów gry. Na prowadzenie wyszedł zespół OldBoysów, najlepszy zawodnik tego meczu, Tomek Ciesielski otworzył wynik spotkania. Wydawało się, że na drugą połowę gospodarze wyjdą z jednobramkową przewagą, ale nie pozwolił na to Aleksander Celuch, który w ostatniej akcji pierwszej odsłony spotkania doprowadził do wyrównania. Pierwsze 10 minut gry w drugiej połowie należało do gospodarzy, którzy zdobyli aż 3 bramki i zapewnili sobie spokój już do końca meczu. Jeszcze Olek Celuch próbował poderwać swój zespół zdobywając bramkę z rzutu wolnego, ale na nic się to zdało, bo w odpowiedzi jego zespół jeszcze dwukrotnie wyciągał piłkę z siatki. Oldboysi wygrywają 6:2 potwierdzając zwyżkującą dyspozycję, jednocześnie wyprzedzając w tabeli swoich oponentów.

 

LIGA 5

 

EAST TEAM - STADO SZAKALI (8:8)
W meczu pomiędzy East Team, a Stado Szakali to goście byli faworytami, przynajmniej na papierze. Zgodnie z planem otworzyli wynik spotkania, ale to było ostatnie trafienie w tej połowie. East Team jak natchnieni szybko operowali piłką i z wielką swobodą kreowali sytuacje podbramkowe, które bardzo skutecznie egzekwowali na kolejne bramki. Szakale nieco zaskoczeni takim obrotem sprawy nie byli w stanie zatrzymać drużyny rywali w tej części gry, byli bezsilni, kompletnie brakowało im recepty na zatrzymanie naporu Azamata Turlanova i jego kolegów, którzy bardzo dobrze funkcjonowali w ataku pozycyjnym. Do przerwy East Team prowadzili pewnie 5:1. Po zmianie stron gospodarze nadal kontrolowali przebieg spotkania, jednak w odpowiedzi Szakale zacieśnili szyki obronne, a to przyczyniło się do tego, że z minuty na minuty zmniejszali różnicę do przeciwników, grali cierpliwie, ale skutecznie. Głównie za sprawą efektownego duetu Olek Osowski wraz z Kamilem Ceranem, których dzielnie wspierał Maurycy Ostaszewski. Do ostatnich minut trwała gonitwa Stada Szakali i mimo że East Team strzelał kolejne bramki to w ostatecznym rozrachunku determinacja ligowców występujących w szeregach Stada Szakali wpłynęła na to, że wyrwali punkt w końcówce spotkania, potwierdzając, że są kandydatem do awansu. Ostatecznie wynik remisowy po szalonej końcówce 8:8, co potwierdziło, że nie można odpuścić podczas meczu nawet przez chwilę.

 

FC ALBATROS - PRAGA WARSZAWA (7:5)
Niedziela siedemnastego października bieżącego roku i mecz piątej ligi, pomiędzy FC Albatros, a Pragą Warszawa – czyli pojedynek na szczycie. Najlepsza defensywa przeciwko jednej z najlepszych ofensyw, kapitalny Michał Karaś kontra Patryk Pawłowski. Mecz już na samym papierze rozpieszczał nas – obserwatorów, boiskową jakością. Mimo dobrej pierwszej połowy dla graczy z prawego brzegu Wisły i prowadzenia 2:3, finalnie nie udało się im dowieźć wyniku do końca. Nie myślmy jednak, że ekipie, w której między słupkami stoi Piotr Arendt przyszło to z łatwością. Ostatni kwadrans tej rywalizacji to prawdziwy rollercoaster w wykonaniu aktorów tego widowiska. Prowadzenie gry i sam wynik zmieniały się bowiem, niemalże co akcje. Obydwie ekipy otworzyły się w stu procentach – stawiając wszystko na jedną kartę. Brak kalkulacji i chęci spokojnego remisu, wiążącego się z podziałem punktów, sprawiły, że spotkanie to, było jednym z lepszych tego dnia - na obiektach przy Vincenta van Gogha 1. Mimo finalnej wyższości Albatrosów i fantastycznej dyspozycji strzeleckiej - wcześniej wymienionego Michała Karasia (trzy bramki), nie można doszukiwać się sprawiedliwości w hipotetycznym zwycięstwie żadnej ze stron. Nie mówimy jednak, że wynik 7:5 na korzyść gospodarzy nie jest zasłużony. W kontekście ligowej rywalizacji oznacza to również, że drużyny zrównały się punktami, a na sam rewanż w kolejnej rundzie zacieramy ręce z niecierpliwością.

 

ADP WOLSKA FERAJNA – SANTE (4:6)
ADP Wolska Ferajna w meczu z Sante od pierwszych minut musiała być czujna, ponieważ ich rywale w ubiegłej kolejce boleśnie przegrali, z lepiej dysponowanymi Stadem Szakali. Gospodarze na przekór rozpoczęli spotkanie bardzo dynamicznie, z werwą i co najważniejsze ofensywnie. Wynik spotkania gospodarze szczęśliwie otworzyli po samobóju rywala. Obie ekipy raczej nie forsowały pressingu na całym placu, grały ekonomicznie, dzięki czemu nacierali szybkimi atakami na bramkę rywali. Końcówka pierwszej połowy była dramatyczna, ADP wyszło na dwubramkowe prowadzenie, by chwilę później stracić bramkę na rzecz Łukasza Stefaniaka, a także sprokurowali rzut karny, który jednak został przestrzelony. Do przerwy 2:1. W drugiej części spotkania Sante przycisnęli, zepchnęli rywali do głębokiej obrony, wśród której szeregach pojawiało się zdecydowanie zbyt dużo komentarzy. Sante napierw wyrównało, by później wyjść na prowadzenie. Gospodarze mimo nieprzychylnych okolicznościach byli w stanie utrzymać się w grze. Głównie dzięki Kamilowi Jagiełło, który wybronił rzut karny. W tym spotkaniu widzieliśmy również mnóstwo twardej i ostrej walki pomiędzy ligowcami, kiedy czasami górę brały nerwy. Ostatecznie bramkę na wagę zwycięstwa zdobył Łukasz Stefaniak, który mimo przestrzelonego karnego „wyciągnął" wynik na 4:6. Mimo porażki Wolska Ferajna powinna jak najszybciej zapomnieć o tym rezultacie, ponieważ za tydzień kolejna okazja na zdobycie punktów w ligowej tabeli.

 

PRZYPADKOWE GRAJKI – MUNJA (4:10)
Ilość zdarzeń jaka miała miejsce w tym spotkaniu spokojnie wystarczyłaby na całą kolejkę w 5 lidze. Dość długo nic nie wskazywało na to, że tak wiele będzie się działo w tym meczu. Były szanse na zdobycie bramek z jednej czy drugiej strony, ale na pierwsze trafienie musieliśmy czekać aż do 12 minuty, a było to... trafienie samobójcze zawodnika Przypadkowych Grajków. To nie podłamało gospodarzy i już chwilę później mieliśmy remis. Na przerwę schodziliśmy jednak przy wyniku 1:2 po bramce Michała Sztajerwalda. Znacznie więcej działo się po przerwie. Doszło bowiem do sytuacji, w której Przypadkowe Grajki zdobyły bramkę na 2:2, ale zawodnicy Munji protestowali wskazując, że rywale podczas akcji bramkowej dokonali nieprawidłowej zmiany. Po konsultacji, sędzia postanowił uznać bramkę, bo zawodnik, który wszedł na boisko, nie brał czynnego udziału w akcji, oraz ukarać Grajków karą za złą zmianę. Nie minęło zbyt wiele czasu, a tu znów mieliśmy dużą kontrowersję. Tym razem to gospodarze protestowali po tym jak Marek Reszczyński zagrał piłkę ręką na skraju pola karnego. Trudno było jednak jednoznacznie ocenić czy rzeczywiście bramkarz Munji zagrał piłkę poza polem karnym, a z powtórek wynikało, że jednak zrobił to w „szesnastce" i goście wciąż grali w pełnym składzie. Od tego momentu, Munja odjechała rywalowi. Na 10 minut przed końcem meczu było już 2:6 i nawet bramka Krzysztofa Stachowicza na 3:6 nie poderwała Przypadkowych Grajków do walki. Munja konsekwentnie punktowała swojego rywala i ostatecznie skończyło się na wyniku 4:10. Z pewnością będzie to mecz, który na długo zapadnie w pamięci obu ekipom.

 

TORNADO SQUAD - BRD YOUNG WARRIORS (3:4)
Meczem kończącym zmagania w 5 lidze był właśnie pojedynek Tornado z Młodymi Wojownikami. Spotkanie zaczęło się od ataków gości, które dość szybko przyniosły oczekiwany efekt. Bramkę na 0:1 zdobył Adrian Kłoskowski po podaniu Łukasza Skwarnika. Przez dłuższy czas nie zobaczyliśmy więcej bramek, choć były ku temu okazje. W pierwszej części do siatki trafił jedynie Michał Nawrocki, po indywidualnej akcji, gdzie bardzo dobrze zabrał się z piłką i pewnie pokonał bramkarza rywali. Do przerwy mieliśmy więc wynik 1:1. Po zmianie stron, wciąż widzieliśmy zacięty pojedynek, choć nieco więcej pracy miał jednak Sebastian Szajkowski. Bramkarz Tornado parokrotnie dobrze interweniował, przez co BRD przez dłuższy czas zatrzymało się na tylko jednej bramce. Nie próżnowali za to zawodnicy z pola Tornado. Kapitalną bramką popisał się Arek Sajnog, a na 3:1 podwyższył Patryk Bejnarowicz i BRD zostało postawione pod ścianą. Musieli mocniej zaatakować, ale gospodarze do pewnego momentu dobrze się bronili. Końcówka należała jednak do BRD. Zdobyli w końcu bramkę kontaktową, a w utrzymaniu jednobramkowej przewagi nie pomogła jeszcze Tornado żółta kartka dla jednego z zawodników. Do tego widzieliśmy niemal identyczną sytuację jak sprzed tygodnia w meczu Tornado – Albatros. Z rzutu wolnego wyrównał Adrian Kłoskowski, a później wynik na 3:4 ustalił Łukasz Sokołowski i znów gospodarze wypuścili zwycięstwo z rąk w ostatnich minutach. BRD walczyło do końca i to im się opłaciło, a Tornado musi szukać szczęścia w innych meczach.

 

LIGA 6

 

SLAVIC WARSZAWA - LAISSEZ FAIRE UNITED (4:2)
Starcie Slavic Warszawa z Laissez Faire United od pierwszych minut było naprawdę zaciętym meczem. Początek spotkania to dwie szybkie bramki, w tym karny Artura Pokorskiego. Po szalonym początku szczelne obrony z obydwu stron powodowały że akcji podbramkowych było jak na lekarstwo i do przerwy ta sytuacja miała nie ulec już zmianie. Początek ze wskazaniem na gości, którzy częściej niż rywale operowali piłką na stronie przeciwnika. Jednak końcówka pierwszej połowy i bramka do szatni wydaje się, że przybiła Laissez Faire i miała wpływ na kolejne minuty. Do przerwy 2:1. Po zmianie stron podobnie jakby zabrakło cierpliwości i koncentracji gościom, ponieważ szybko stracili kolejną bramkę i chyba stracili wiarę w zwycięstwo. W zespole Slavic za akcje ofensywne byli odpowiedzialni Arek Zarzycki i Jacek Wojtala, którzy sprytem i techniką sprawiali trudności obrońcom rywali. W zespole Laissez brakowało wsparcia dla Artura Pokorskiego, który mimo bardzo dobrego indywidualnego występu nie potrafił sam odwrócić losów spotkania. Ostatecznie mecz nie stał na najwyższym poziomie, więcej zdrowia wydaje się mimo wszystko, że zostawili goście, ale to Slavic Warszawa osiągnęli cel w postaci zainkasowaniu trzech punktów. Ich sposób gry, ale przede wszystkim skuteczność zadecydowała, że zakończyli spotkanie zwycięstwem 4:2.

 

COSMOS UNITED - BAD BOYS (2:4)
Drużyna Cosmos United ze zmiennym szczęściem rozpoczęła sezon mając na koncie zwycięstwo, remis i porażkę. W znacznie gorszym położeniu była drużyna Bad Boys, która pierwsze trzy spotkania zakończyła bez zdobyczy punktowej. W przedmeczowych spekulacjach faworytem tego meczu byli gospodarze i to w początkowych fragmentach spotkania się sprawdziło. Pierwsza ich groźna akcja miała miejsce w siódmej minucie i była od razu skuteczna dzięki czemu wyszli na prowadzenie. Kolejne minuty to ataki obydwu drużyn, jednak tym razem bardziej konkretni byli gospodarze, którzy zdołali wyrównać. Szybko ponownie na prowadzenie próbowali wyjść gospodarze, jednak ich ataki nie przyniosły zamierzonego efektu. Ostatnie minuty pierwszej połowy należały zdecydowanie do Złych Chłopców, którzy dwukrotnie pokonali bramkarza rywali i na przerwę schodzili z dwoma bramkami zaliczki. Początek drugiej części spotkania to ataki zespołu Cosmosu, którzy po rzadko spotykanym na naszych boiskach przelobowaniem bramkarza z główki zmniejszyli straty do jednej bramki. Chwilę później goście ponownie wyszli na dwubramkowe prowadzenie za sprawą Artura Miszkiewicza, który wykorzystując swoje warunki fizyczne skutecznie zakończył kontratak swojego zespołu. Do końca meczu pomimo sporej ilości minut pozostałych do rozegrania nic więcej się nie działo i pierwsze zwycięstwo Bad Boys stało się faktem. Drużyna Cosmos United długimi momentami grała jak równy z równym ze swoimi rywalami, jednak tego dnia w lepszej dyspozycji strzeleckiej byli ich rywale i to oni z boiska schodzili w lepszych humorach.


LUJWAFFE TARCHOMIN – MOBILIS (4:6)
Od pierwszych minut spotkania mecz pomiędzy Lujwaffe Tarchomin, a Mobilisem tempo meczu było na wysokim poziomie. Obie drużyny były nastawione na szybkie zdobycie bramki. Głównie Mobilis w tej części gry wiódł prym i potrafił przekuć swoje kombinacyjne akcje i ciągły pressing na konstruowanie groźnych sytuacji podbramkowych. Jednak tam czekał na nich Aleks Janicki, który doskonale bronił strzały na początku spotkania. Lujwaffe znani ze swojej zadziorności otworzyli wynik. Kolejne minuty to pokaz twardej, ale czystej gry, jednak brakowało nieco precyzji w finalizacji ataków. Mobilis wzniósł się na wyżyny i do przerwy strzelił dwie bramki, jedną po fatalnym błędzie rywala, i tym samym zszedł na przerwę z prowadzeniem 1:2. Po zmianie stron Mobilis doskonale wytrzymywał fizycznie trudy spotkania, gdzie Lujwaffe bardziej charakterem niż kondycją starali się utrzymać w meczu. Szybkie dwie bramki gości i wydawało się, że gospodarze byli skazani na porażkę. Nic bardziej mylnego, Lujwaffe za sprawą skutecznych akcji między innymi Miłosza Majewskiego, czy Wojtka Chajdysa powrócili do meczu, remisując 4:4. Niestety dla nich końcówkę zdominowali rywale. To oni zdobyli dwie kolejne bramki autorstwa Daniela Czerwonki i wygrali po emocjonującym spotkaniu 4:6. Wydaje się, że doświadczenie i stabilna dyspozycja przez całe spotkanie zaważyła o takim rezultacie. Jesteśmy przekonani, że w kolejnych spotkaniach możemy liczyć na wiele ciekawych starć tych ekip w lidze 6.

 

HISZPAŃSKI GALEON – COMPATIBL (2:6)
W meczu pomiędzy Hiszpańskim Galeonem, a CompatibL była bardzo dobra atmosfera. Obie drużyny skupiały się wyłącznie na wydarzeniach boiskowych i grali zgodnie z duchem fair play. Początek spotkania to zdecydowana przewaga gości, gra kombinacyjna, na dużej dynamice, liczne strzały na bramkę Artura Pręgowskiego. Galeon mimo, że startował z pozycji outsidera, to miał pozytywne momenty jak np. próby strzałów Daniela Wasilczyka, ale wciąż brakowało skutecznej finalizacji ataków. Skutkowało to tym, że gospodarze przegrywali już 0:3, ale bramkę honorową jeszcze przed gwizdkiem kończącym pierwszą połowę zdobył z rzutu karnego Mateusz Górski. Do przerwy prowadzenie gości 1:3. Po zmianie stron nadal mogliśmy zaobserwować dużą dynamikę w środkowej strefie boiska, co spowodowało również to, że było sporo strat z obydwu stron. Mimo to komfort gry zespołu CompatibL doprowadził do tego, że kontrolowali przebieg spotkania do ostatnich minut. Na tle kolegów z drużyny bardzo pozytywny występ zanotował Andrii Hrynda, który był motorem napędowym w swoim zespole. Sędzia pod koniec meczu nie miał za dużo pracy, ponieważ oba zespoły jakby wyczekiwały ostatniego gwizdka. Finalnie trzeba przyznać, że 2:6 dla CompatibLa to najniższy wymiar kary, ale pozytywnym czynnikiem w grze Hiszpańskiego Galeonu był entuzjazm z jakim konfrontowali się w starciu z mocniejszym przeciwnikiem.

 

FC TARTAK - MIEJSKIE ZIEMNIACZKI (5:8)
Popołudniową porą na Arenie Picassa zmierzyły się ze sobą ekipy Tartaku i Miejskich Ziemniaczków. Dotychczasowa historia spotkań między tymi zespołami przemawiała jednoznacznie na korzyść Drwali, ale to MZ weszły lepiej w mecz. Tartak znowu spotkanie zaczął ospale i musiał gonić wynik. Tymczasem Miejskie Ziemniaczki nie zatrzymywały się, a prym wiódł w ich szeregach przede wszystkim Konrad Konik, którego docenili również przeciwnicy i wybrali go na MVP Spotkania. Miejskie Ziemniaczki wyszły na prowadzenie 0:3, ale Tartak się obudził i do przerwy dzieliła ich tylko jedna bramka. Po przerwie Drwale wzięli się do roboty i wyszli na prowadzenie 4:3.Wtedy nastąpiła kolejna zmiana w wyniku, a do głosu doszli ponownie goście, którzy strzelili 2 bramki i było 4:5. Tartak mocno osłabiony brakiem Macieja Piaseckiego zdołał odpowiedzieć jeszcze jedną bramką i wyrównać stan meczu, ale końcówka należała już do Ziemniaczków. Goście strzelili 3 bramki i mogli cieszyć się z 3 punktów. Drwale z kolei muszą myśleć co zrobić ze swoją formą, która trochę spadła, a dodatkowo liczyć, że Łukasz Łukasiewicz i Konrad Podpirko, którzy odnieśli kontuzję w tym spotkaniu, nie dołączą na stałe do kapitana Tartaku, który też jest na dłużej wyłączony z rozgrywania spotkań na naszych arenach.

 

LIGA 7

 

FC POLSKA GÓROM - KS PARTYZANT WŁOCHY (7:1)
Przed spotkaniem pomiędzy FC Polska Górom, a Ks Partyzant Włochy obstawialiśmy zwycięstwo ekipy Michała Amanowicza. Jednakże tak się nie stało i to gospodarze pod wodzą Olka Kuśmierza zdołali efektownie pokonać rywali 7:1. Jak doskonale wiemy w piłce nożnej nie przyznaje się noty za styl i pojęcie o piłce. Gracze w czerwonych strojach pewnie punktowali powiększając swoją pokaźną przewagę nad rywalem. Cała drużyna była niezwykle zorganizowana i poukładana zarówno w defensywie jak i w ofensywie. Pokaźny wachlarz zmian był również czynnikiem mającym wpływ na finalny rezultat. Jedyną – honorową bramkę dla Partyzanta Włochy zdobył wcześniej wymieniony kapitan, który po wymuszeniu faulu na swojej personie wykorzystał trafienie z rzutu karnego. Dzięki trzem punktom FC Polska Górom ucieka ze strefy spadkowej wyprzedzając przy tym niedzielnego rywala – tym samym zmniejszając straty do Więcej Sprzętu Niż Talentu, do zaledwie jednego „oczka". Kolejny tydzień będzie dla nich niezwykle istotny i decydujący w kontekście walki o pudło w pierwszej rundzie rozgrywek. Będą oni bowiem grali z Żoliballem będąc w tym spotkaniu faworytem. Ich los jest w ich rękach, wszystko z powodu meczu Dzików z Lasu z Więcej Sprzętu Niż Talentu. W tym pojedynku ktoś musi stracić punkty, przez co gracze gospodarzy mogą wskoczyć na czwarte miejsce z punktem straty do trzeciego.

 

LAGA WARSZAWA - WIĘCEJ SPRZĘTU NIŻ TALENTU (7:4)
Niepokonany zespół w trwających rozgrywkach - Laga Warszawa podejmował zespół, który gra w kratkę, czyli Więcej Sprzętu niż Talentu. Lagersi napędzeni poprzednimi sukcesami ligowymi od razu ruszyli do zmasowanych ataków, a prym wiódł w tym wszystkim Patryk Szeligowski, który najpierw asystował przy bramce Jerzego Zółtowskiego, a następnie sam wykończył dogranie z rzutu rożnego. Rzuty rożne w tym meczu to w ogóle był w tym spotkaniu szalenie groźny element gry. W pierwszej połowie oba zespoły zdobyły aż 4 bramki po różnie rozgrywanych kornerach, dawno nie widzieliśmy tylu bramek po rozegraniu stałych fragmentów gry w trakcie jednego meczu, a może odpowiednie ich przygotowanie przed spotkaniem pomoże w końcowym zwycięstwie. Wracając jednak do samego meczu, Lagersi pierwszą połowę wygrali 5:2 i w dobrych nastrojach schodzili na zasłużony odpoczynek. Początkowe fragmenty gry w drugiej połowy należały do gości, którzy jakby chcieli zaskoczyć rozluźnionych Lagersów. Udało się nawet zawodnikom Więcej Sprzętu Niż Talentu dojść do jednej bramki straty po bramkach Krysiaka i Wojtyczka. To jednak było wszystko na co było stać gości w tym spotkaniu, natomiast Laga Warszawa zdołała zdobyć jeszcze dwie bramki ostatecznie wygrywając całe spotkanie 7:4 tym samym umacniając się na pozycji lidera.

 

KUBANY - WIECZNIE DRUDZY (6:4)
Wiecznie Drudzy po zejściu do 7 ligi mieli być głównym pretendentem do miejsc medalowych na koniec sezonu, Kubany tak samo jak ekipa Piotrka Kawki słabo rozpoczęli sezon, więc już w czwartej kolejce doszło do spotkania o tzw. 6 punktów. Mecz na początku był wyrównany, gra toczyła się głównie w środku pola. Pierwsi z groźniejszymi atakami wyszli Wiecznie Drudzy, którzy wydawali się trochę bardziej zmotywowani. Odważniejsze ataki przyniosły spodziewany efekt i Piotrek Kawka strzałem do pustej bramki wyprowadził swój zespół na prowadzenie, a kilka minut później Krzysztof Źmijewski po wspaniałej indywidualnej akcji podwyższył wynik meczu na 2:0. Kubany jak szybko straciły dwie bramki, tak szybko udało im się odrobić straty, a to wszystko dzięki najlepszemu w swoim zespole Bartkowi Rudnikowi, który najpierw zdobył bramkę, a następnie asystował przy zdobyczy Kuby Zygmunta. Pierwsza połowa więcej bramek już nie przyniosła, a więc do przerwy obie ekipy remisowały 2:2 co pozwalało wierzyć, że w drugiej połowie emocji nie zabraknie. Drugą połowę lepiej zaczął zespół gospodarzy, wychodząc pierwszy raz w tym spotkaniu na prowadzenie. Gdy Krzysztof Żmijewski doprowadził do wyrównania, byliśmy niemal przekonani, że ten mecz cały czas będzie oscylował koło remisu. Tak się jednak nie stało, bo Kubany wrzuciły wyższy bieg, odskoczyli na trzybramkowe prowadzenie którego już nie oddali do końca spotkania. W Ekipie WD robił co mógł Krzysztof Żmijewski, zdobył ostatecznie 3 bramki, ale to było za mało na w końcu dobrze dysponowany zespół gospodarzy.

 

ŻOLIBALL - FC DZIKI Z LASU (3:5)
W ostatnim meczu 4 kolejki w 7 lidze przeciwko sobie do rywalizacji stanęły drużyny Żoliball i Dziki z Lasu. Od pierwszego gwizdka do ofensywnej gry przystąpiła drużyna gości co zaowocowało kilkoma groźnymi akcjami, a po jednej z nich padła bramka. Golem otwierającym wynik spotkania popisał się Kuroczko, który będąc w polu karnym otrzymał podanie od Bednarskiego i z pierwszej piłki posłał piłkę do siatki. Po tym golu gra się wyrównała i niestety również zdecydowanie zaostrzyła, widać było że obydwu zespołom za wszelką cenę zależy na pozytywnym dla siebie wyniku. Przy jednym z fauli sędzia musiał pokazać zawodnikowi z Dzików żółtą kartkę. Grę z przewagą jednego zawodnika wykorzystali gracze Żoliball zdobywając wyrównującego gola. Zajączkowski dobrym podaniem wypatrzył Kuczkę, a ten mając piłkę pod nogą wiedział co z nią zrobić i znakomitym strzałem nie dał szans bramkarzowi. W pierwszej połowie wynik się już nie zmienił. W drugiej odsłonie tego spotkania tak jak i w pierwszej, dobrze rozpoczęli zawodnicy Dzików od razu przechodząc do wysokiego pressingu. I kolejny raz dzięki takiej taktyce bramkę zdobył Kuroczko. Jednak drużyna Gości długo nie nacieszyła się takim wynikiem i chwilę później wyrównał Zajączkowski. Punktem zwrotnym tego meczu była ładna bramka bezpośrednio z rzutu wolnego, której autorem został Adamczyk. Będący na fali tego trafienia piłkarze Dzików dorzucili jeszcze na swoje konto dwie bramki. Gdy do końca meczu zostało jeszcze 10 minut, stracili bramkę, ale tego zwycięstwa nie pozwoli już sobie odebrać. Mimo intensywnych prób pod koniec spotkania gospodarzy, zabrakło skuteczności. Widzieliśmy w tym meczu dużo składnych i ciekawie konstruowanych akcji. Mecz z pewnością mógł się podobać kibicom.

 

LIGA 8

 

JUNAK - A.D.S. SCORPION'S (6:2)
Pierwszy mecz w 8 lidze zaczął się od mocnego uderzenia Junaka, a dokładniej rzecz ujmując od strzału z dystansu Krzysztofa Krzewińskiego, który już w 20 sekundzie otworzył wynik spotkania. Tu zabrakło niestety większej koncentracji u bramkarza gości, ale Scorpiony nie podłamały się takim obrotem spraw i dążyły do wyrównania. Miały swoje okazje, ale dobrze bronił Andrzej Groszkowski. Nie bez przyczyny wymieniamy tego zawodnika, bo bramkarz Junaka w 8 minucie... podwyższył wynik na 2:0, również po strzale z dystansu. Od tego momentu przez dłuższy czas gospodarze nie oddali już strzału na bramkę oponenta, za to goście próbowali odwrócić przebieg tej rywalizacji. Wciąż jednak pozostawali bez gola, za to do siatki ponownie trafił Junak i można było śmiało postawić tezę, że to Scorpiony lepiej grały w piłkę, ale to Junak zdobywał bramki. Goście mieli jeszcze okazje do zdobycia przynajmniej jednej bramki – przed polem karnym Junaka został podyktowany rzut wolny i w dodatku jeden z zawodników został ukarany żółtą kartkę i musiał przez 3 minuty odpoczywać poza boiskiem. Scorpiony nie wykorzystały jednak gry w przewadze i do przerwy utrzymało się 3:0. Po zmianie stron obraz gry się nie zmienił, to goście dłużej operowali piłką, ale wciąż byli nieskuteczni. W 35 minucie sędzia był zmuszony podyktować rzut karny, ale nawet w tym pojedynku bramkarz Junaka był górą. Chwilę później jednak w zamieszaniu w polu karnym goście strzelają pierwszą bramkę, a potem łapią kontakt po golu Bartka Filipa. Skorpiony złapały wiatr w żagle, ale wtedy Junak na dobre się rozstrzelał. Dwa gole Bartłomieja Szrejnera i bramka Pawła Groszkowskiego odebrały Scorpionom szansę na jakiekolwiek punkty. Sam wynik nie do końca oddaje przebieg meczu, ale przeważyła przede wszystkim większa skuteczność w wykańczaniu akcji.

 

BOROWIKI - SPORTOWE ZAKAPIORY (2:4)
Sportowe Zakapiory, które zgromadziły do tej pory komplet punktów na swoim koncie podejmowały zespół Borowików, których forma.. delikatnie mówiąc, różni się od tej, którą Grzybki prezentowały w poprzednim sezonie. Zakapiory w dobrych nastrojach przyszli na mecz i ten luz chyba ich zgubił, bo Borowiki za wszelką cenę dążyli do zwycięstwa, a co za tym idzie, ruszyli do zmasowanych ataków. Po jednym ze strzałów gospodarzy piłka wyszła na rzut autowy, piłkę w ręce wziął Piotr Ułasiuk i precyzyjnie dograł na głowę Adama Kolanowskiego, który mógł cieszyć się ze swojej bramki. Zakapiory po wstrząsie jaki nastąpił równo ze straconą bramką zdecydowanie się poprawili w grze, zaczęli odważniej atakować, ale jak to bywa w takich sytuacjach, jedna strata na połowie rywali może zakończyć się groźnym kontratakiem i tak też było tym razem. Borowiki podwyższają prowadzenie na 2:0 i takim wynikiem kończy się pierwsze 25 minut spotkania. Druga połowa to już jednak pokaz gry gości. Nie pozwalali na nic praktycznie Borowikiom, sami raz za razem skutecznie atakując bramkę Przemysława Jażdżyka. Dwie Bramki Daniela Lasoty pozwoliły doprowadzić do wyrównania, a później jeszcze po jednej bramce zdobyli Łukasz Figura oraz Krzysztof Westenholz, który ustalił wynik spotkania na 4:2 dla Sportowych Zakapiorów. W Borowikach odczuwalny był brak ich najlepszego zawodnika, Mykoli Senkiva i coś nam się wydaję, że gdyby był na placu gry, to mógłby pomóc swojemu zespołowi w zdobyciu jakichś punktów. Nie ma co teraz gdybać, fakty są takie, że Sportowe Zakapiory ciągle mają komplet punktów na swoim koncie, a Borowiki z jednym remisem znajdują się w strefie spadkowej i to ostatni moment na to, żeby wziąć się w garść


DECCO TEAM - ELITARNI GOCŁAW (3:5)
W zapowiedziach meczowych przewidzieliśmy hit 8 ligi i ten mecz zdecydowanie nas nie zawiódł. Obie ekipy do tej pory były niepokonane i byliśmy ciekawi przebiegu tego spotkania. Spotkanie było bardzo wyrównane ze względu na wysoki poziom gry obu zespołów. Decco jak i Elitarni walecznie bili się o każdą piłkę. Strzelać rozpoczęli Elitarni. Pierwsza bramka to współpraca Łukasza Eljasiaka z Adamem Długołęckim. Na drugą bramkę również nie trzeba było długo czekać, bo kolejnego gola strzelił Marcin Brzozowski przy asyście Łukasza Eljasiaka. Elitarni z każdą minutą zaczęli się bardziej rozkręcać. Decco nie pozwoliło im jednak wejść na tak wysokie obroty i Michał Janik po dobitce zdobył bramkę kontaktową. Spotkanie do przerwy zakończyło się wynikiem 1:2, ale obie drużyny ewidentnie nie były jeszcze usatysfakcjonowane. W tym meczu nie było czasu na oddech, akcja goniła akcję, a postawa piłkarzy była bardzo heroiczna. W drugiej połowie wspaniałą bramkę głową, która była pokazem jego piłkarskiego talentu, zdobył Bartek Wolski. W tym czasie Elitarni oddali wiele celnych strzałów, które przyniosły im kolejne dwie bramki. Ostatniego gola dla Decco zdobył Michał Janik. Plasuje się on obecnie na trzecim miejscu w klasyfikacji strzelców. Jego snajperski talent nie pozwolił jednak na zdobycie 3 punktów. Spotkanie zakończyło się wynikiem 3:5 i to Elitarni Gocław byli górą w tym meczu.

 

NAF GENDUŚ – TSUBASA OZORA (2:14)
Spotkanie pomiędzy NAF Genduś, a Tsubasą Ozora od samego początku miało jednego faworyta. Szybko objęte prowadzenie, którego gracze Tsubasy nie wypuścili aż do samego końca, oznacza dalszy kontakt z czołówką. Dla gospodarzy natomiast sytuacja nie przedstawia się w tak pięknych barwach. Po czterech seriach spotkań okupują oni ostatnie miejsce w tabeli z bilansem bramkowym 8-32. Abstrahując jednakże od samego rezultatu tego meczu (2:14) gracze gospodarzy mają uzasadnioną możliwość narzekania na swego rodzaju pecha. Kapitalny tego dnia Jacek Romak broniący dostępu do bramki, zaczarował wprost słupki strzeżonego posterunku. Kolejne strzały oprócz paru wyjątków lądowały na rękawicy, w koszyczku lub na obramowaniu. Jego występ był wprost czarujący, a koledzy z linii ataku zmotywowani postawą golkipera powiększali co raz to bardziej swoje – i tak pokaźne prowadzenie. Goście jeśli chcą natomiast wyjść ze sporego kryzysu muszą w najbliższej kolejce pokonać Borowiki. Sztuka ta zdecydowanie nie będzie należeć do miana tych najłatwiejszych. W szeregach przyszłego rywala bowiem znajduje się parę „spadów" z wyższych lig, ale wierzymy, że cel jest na wyciągnięcie ręki. „Jak nie teraz to kiedy" – pytanie te zadawać sobie mogą zawodnicy w pomarańczowych strojach. Trzymamy za nich kciuki, bo jak mówimy wszystko jeszcze jest możliwe, na tak wczesnym etapie rozgrywek. Jednakże cieszy nas fakt braku frustracji i gry fair play. Jak mówią sami zawodnicy NAF Genduś łączą oni rywalizacje z ogromną przyjemnością, którą dają im mecze w Lidze Fanów. Jest do dla nich okazja na rekreacje i wspólną integracje poprzez sport. Taka postawa bezapelacyjnie zasługuje na oklaski.

 

FC PO NALEWCE - ORŁY BIAŁE AUUU (4:2)
Po czwartej kolejce i spotkaniu pomiędzy FC Po Nalewce, a Orłami Białe Auuu stwierdzić można jedno: gospodarze bezapelacyjnie nabierają wiatru w żagle. Ekipa wspierana przez przyjaciół z Oldboysów, czyli między innymi: Marcina Wiktoruka, Sławomira Ogorzelskiego i Dariusza Czopka pewnie pokonuje „czerwoną latarnie ligi" 4:2. Wcześniej wymienione nazwiska nie zostały przytoczone bez powodu. Oczywiście nie tylko oni byli obecni na boisku, ale bez nich gra mogła wyglądać w odmienny sposób. Trzy bramki kapitalnego tego dnia Wiktoruka i heroiczna postawa w momencie, kiedy zmienił Michała Piątkowskiego na okres kary trzy minutowej na bramce, miały kluczowy wpływ na finalny rezultat. Gracze, o których mowa nie tylko dali boiskową jakość, ale uspokoili grę dzięki swojemu pokaźnemu doświadczeniu. Mecz – niezwykle zacięty, pełen boiskowej walki oraz ambicji. Niestety dla Orłów Białych Auuu relatywna frustracja może trwać dalej. Po kilku kolejkach okupują oni bowiem dół tabeli, ale według nas sytuacja ta zapewne jest przejściowa – wszystko dzięki młodej i perspektywicznej kadrze, która jeśli zachowa zimną krew w kluczowych momentach spotkań zdoła jeszcze sprawić sporo niespodzianek. Bez wątpienia stać ich na to, a nazwiska pokroju Laszuk, Jakubiec, Szymański czy też Trzaskoma zdecydowanie nie pozwolą na kolejne porażki. Przed nimi co prawda mecz z faworyzowanym Junakiem, który w czterech meczach przegrał zaledwie raz, odnosząc same zwycięstwa, ale jak to się mówi „póki piłka w grze" wszystko jest jeszcze możliwe.

 

LIGA 9

 

LEGION - MARECKIE WYGI (3:1)
Drużyna Legionu pierwsze punkty w tym sezonie zdobyła tydzień temu wyraźnie wygrywając ze swoimi przeciwnikami aż siedmioma bramkami. Ich przeciwnik Mareckie Wygi do tej pory uzbierali 3 punkty więcej, lecz obydwa zwycięskie mecze nie były dla nich spacerkiem i do końca drżeli o finalny sukces. Wczesna pora meczu sprawiła, że obydwie drużyny bardzo spokojnie rozpoczęły spotkanie. W pierwszej połowie mieliśmy bardzo mało sytuacji bramkowych. Na początku zawodnicy gospodarzy trafili w słupek. Chwilę później doskonale wykorzystali grę w przewadze jednego zawodnika i w zamieszaniu podbramkowym strzelili bramkę. Chwilę później mogli podwyższyć prowadzenie, ale na drodze do bramki stanęła tym razem poprzeczka. Goście pierwszą groźną akcję przeprowadzili dopiero w końcowych fragmentach pierwszej połowy, ale tym razem szczęście sprzyjało ich przeciwnikom, gdyż piłka wylądowała na słupku. Pierwsza połowa zakończyła się minimalnym prowadzeniem zespołu Legionu. Początek drugiej połowy również był bardzo spokojny. W pierwszym kwadransie niewiele było sytuacji bramkowych. Wynik zmienił się dopiero w 39 minucie, kiedy to prowadzenie swojej drużyny podwyższył Nazar Fiialkovskyi. Minutę później powinno paść kolejne trafienie dla gospodarzy, jednak doskonałą interwencją popisał się bramkarz z Marek i sparował piłkę na poprzeczkę. W jednej z kolejnych akcji był już jednak bez szans. Grając ponownie w przewadze zespół Legionu podwyższył wynik na 3-0 i było już jasne kto w tym meczu zainkasuje 3 punkty. W ostatniej akcji spotkania honorową bramkę zdobyli goście, jednak trafienie to było tylko na otarcie łez. Po bardzo wyrównanym spotkaniu zespół Legionu odniósł zwycięstwo, dzięki któremu zrównał się w tabeli ze swoimi dzisiejszymi rywalami. Zawodnicy Mareckich Wyg w kolejnych spotkaniach muszą uważać na kartki, ponieważ patrząc przez pryzmat tego spotkania zaważyło to na ich porażce.


MIKSTURA – NIEDZIELNI (10:5)
Ostatnia kolejka na Lidze Fanów obfitowała w podwyższone ciśnienie u wielu zawodników na różnych szczeblach. Były sprzeczki, padały wulgarne słowa, a kartoniki różnego koloru sypały się jak asy z rękawa sędziom. Mimo to, mecz pomiędzy Miksturą, a NieDzielnymi był przykładem gry fair-play i przyjacielskiej atmosfery. Spotkanie było wzorem do naśladowania dla innych drużyn. Panowie przestrzegali zasad i nie podważali decyzji sędziów. Mikstura w tym meczu również pozytywnie zaskoczyła piłkarsko. Po pierwszym gwizdku sędziego gra zaczęła się spokojnie, a poziom obu zespołów był wyrównany. NieDzielni świetnie wykorzystywali swoje szanse i Jarosław Kaska oraz Jan Wójcik zdobyli dwa pierwsze gole dla gości. Mikstura przegrywając 1:3 wróciła z dalekiej podróży, jeszcze przed przerwą prowadząc 4:3. NieDzielni nawet w kryzysowej sytuacji jaką była kontuzja Marcina Aksamitowskiego w drugiej połowie, nie poddali się i walczyli heroicznie. Na szczęście obrażenia nie były zbyt poważne i kapitan NieDzielnych powrócił na murawę. Bramkarz Mikstury - Adrian Sosnowski znów zachwycał w swoich wyjściach z pola karnego i pokazał kilka kapitalnych dryblingów. W drugiej połowie absolutną przewagę zaczęła zdobywać Mikstura i po kolejnych bramkach Mateusza Skowrońskiego oraz Rafała i Mateusza Jochemskich odjechała rywalom finalnie kończąc mecz wynikiem 10:5. W porównaniu do meczów na innych sektorach, piłkarze wykazali się umiejętnością radzenia sobie w kryzysowych sytuacjach z opanowaniem. Nie obyło się oczywiście bez drobnych przewinień natomiast oba zespoły zdecydowanie zasługują na miano walczących w pozytywnej atmosferze bez niepotrzebnych i negatywnych emocji. Gratulujemy również Rafałowi Jochemskiemu, który został wybrany MVP kolejki i życzymy kolejnych sukcesów.

 

OLDBOYS DERBY II - SHOT DJ (4:2)
W niedzielę druga drużyna Oldboys Derby podejmowała na boiskach przy Picassa ekipę Shot Dj. Po ostatnich nieudanych spotkaniach gości, mieli oni nadzieję na odwrócenie passy. Mecz rozpoczęli bardzo dynamicznie i próbowali oni wielu strzałów na bramkę przeciwnika. Udało się to Gabrielowi Kermiche przy asyście Wojciecha Swiesciaka i wynik zmienił się na 0:1. Na odpowiedź Oldboysów nie trzeba było długo czekać. Już po chwili Michał Wąż strzelił fantastyczną bramkę z dystansu i wyrównał wynik. Obie drużyny zaskoczyły dobrym atakiem pozycyjnym oraz celnymi podaniami. Jak co mecz, francuskie okrzyki z linii boiska unosiły się w powietrzu by pokrzepiać drużynę Shot Dj. Niestety nie pomogły one na tyle by wygrać mecz. Do przerwy wynik wyniósł 2:2. Bramkę dla Oldboysów strzelił jeszcze Piotr Jastrzembski, a dla gości Eduard Tran Van. W drugiej połowie przewrotek próbował Artur Gacoń, a Rafał Wieczorek zanotował świetne interwencje. Bramkę, która zadecydowała o losach meczu zanotował po raz kolejny Michał Wąż przy asyście Piotra Jastrzembskiego, a mecz zakończył się wynikiem 4:2 dla gospodarzy. Po ostatniej porażce Oldboysów tym razem zebrali komplet punktów. Obecnie zespół Oldboys II plasuje się na 6 miejscu z dorobkiem 6 punktów, a Shot Dj na ostatnim miejscu jeszcze bez punktów.

 

MORALNI ZWYCIĘZCY - GASTRO SPARTA (5:5)
Ależ emocje, ależ dramaturgia ! Najbardziej zacięte spotkanie w 9 Lidze Fanów zafundowali nam gracze Moralnych Zwycięzców oraz Gastro Sparty. Słynący z lekkiego sposobu bycia i dużego dystansu do swojej gry goście tym razem postawili bardzo twarde warunki i dzięki walce do końca wyrwali rywalom punkt. Zaczęło się jednak po myśli gospodarzy, kiedy po sprytnym strzale z rzutu wolnego piłkę w siatce umieścił Bartek Drzewucki. Bramka wyrównująca to efekt zamieszania w polu karnym gospodarzy, w którym najlepiej odnalazł się Witek Kalinowski. Wynik pierwszej połowy na 2:1 ustalił, po samotnym, 20-metrowym rajdzie, Sebastian Falicki. Ten sam zawodnik, tuż po zmianie stron, wykreował akcję, po której stan meczu na 3:1 podwyższył Łukasz Załęcki. Sparta jednak nie zamierzała odpuszczać i goniła wynik kilka razy. Najpierw bramkę kontaktową na 3:2 zdobył Karol Rodak, a po raz drugi udało się im zbliżyć do rywali na 4:3 po bramce Dylana Mirchaniego. „Moralniaki" jednak pokazywali raz po raz charakter i po świetnej akcji Jigara Makwany, piłkę do bramki, po razu drugi tego wieczoru, skierował Sebastian Falicki. Mieliśmy 5:3 i w zasadzie wszystko wskazywało, że trzy punkty zainkasują gospodarze. Wtedy jednak sędzia wskazał na „wapno", a rzut karny na bramkę pewnie zamienił Karol Rodak. Szał radości miał miejsce, kiedy ten sam zawodnik wypatrzył dobrze ustawionego Tomka Onopiuka, a ten, przy małym wsparciu szczęścia, skierował futbolówkę do siatki. Wynik 5:5 jest sprawiedliwy, gdyż oba zespoły pokazały charakter i wolę walki !

 

BARTOLINI PASTA - TEKTON CAPITAL (2:2)
Mecz pomiędzy ekipami Bartolini Pasta i Tekton Capital zapowiadał się bardzo ciekawie, ponieważ przed tą kolejką, oba zespoły nie straciły żadnego punktu. Także było jasne, że gra w tym meczu toczy się o to kto zasiądzie na pozycji lidera i widać było, że są to dwie silne drużyny. Od początku meczu widzieliśmy wyrównany poziom gry, dużo akcji konstruowanych w przemyślany sposób, jednak nieskuteczność i dobra postawa bramkarzy, decydowała o tym, że bramkę otwierającą wynik meczu zobaczyliśmy dopiero pod koniec pierwszej połowy. Za to była to bramka nie byle jaka, a bardzo ładny bezpośredni strzał w prawy róg z rzutu wolnego, którym popisał się Alexander. Niekorzystny wynik podziałał na gospodarzy momentalnie i szybko doprowadzili do tego, że wynik meczu był remisowy. Pęczek rozpoczął akcje podając do Konstantyna, a ten ładnym zejściem na środek boiska ustawił sobie piłkę, na swojej lepszej prawej nodze i oddał silny strzał na bramkę, nie dając bramkarzowi nawet zareagować. Schodząc do szatni zespoły wiedziały, że będą musiały się mocno spiąć żeby wynik dla ich drużyny był korzystny. Lepiej drugą połowę rozpoczęła drużyna Bartolini, ponieważ to ona chwilę po jej rozpoczęciu zdobyła bramkę dająca prowadzenie. I taki wynik udało im się trochę utrzymać jednak po zobaczeniu żółtej kartki u zawodnika Alexander po groźnym faulu na przeciwniku. Drużyna Tektonu grając w przewadze doprowadziła do remisu. I pomimo intensywnej końcówki, nie udało się żadnej z ekip przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść.

 

LIGA 10

 

PREDICA - AWANTURA WARSZAWA II (4:10)
Zmagania na Arenie Grenady w ramach czwartej kolejki rozpoczęły się od starcia zespołu Predica z Awanturą Warszawa. Po prezentowanej formie w ostatnich kolejkach można było spodziewać się wyrównanego spotkania, gdzie detale przechylałyby szalę zwycięstwa. Obie drużyny od pierwszych minut weszły bardzo dynamicznie w mecz. Pomimo wczesnej godziny styl gry obu ekip charakteryzował się szybkością oraz dużą ilością odbiorów w środkowej części boiska. Jako pierwsi na prowadzenie wyszli gracze gości, którzy cieszyli się po bramce Patryka Dominiaka. Zarówno goście jak i gospodarze nie zamierzali zwalniać tempa i porywali się na mocno ofensywną grę. Kilka minut później Miłosz Czarnecki z użyciem balansu ciała zszedł do środka i oddał kąśliwy strzał, który bramkarz wypluł do boku, gdzie wbiegał niepilnowany Paweł Boltuc umieszczając piłkę w siatce. Jednak radość gospodarzy nie trwała długo, gdyż Dominiak przechwycił futbolówkę od jednego z defensorów Predicy, następnie oddał mocny strzał po którym piłka kozłowała i po rykoszecie zmyliła golkipera gospodarzy. Kilka chwil później Predica miała znakomitą okazję do ponownego wyrównania stanu meczu, ale piłka obiła tylko poprzeczkę. Gra toczyła się od jednego pola karnego do drugiego, ale bez większego zagrożenia dla utraty bramki. Aż do momentu, gdy Mateusz Musiński obrócił się z piłką z rywalem na plecach i pokonał pewnie bramkarza. W następnych minutach spotkania gospodarze zdecydowanie grali niepewnie i często dochodziło do strat w środku pola. Natomiast Awantura Warszawa zaczęła przejmować inicjatywę w meczu, która pozwoliła im na wykorzystanie dwóch sytuacji bramkowych i oddalenie się bezpiecznie z wynikiem od rywala. Druga połowa spotkania była już dominacją gości, którzy w swojej drużynie mieli dwóch kluczowych piłkarzy dla tego meczu. Tymi zawodnikami byli Dominiak i Giroud, których gra przysparzała rywalom nerwów. Predice udało się dwukrotnie wykorzystać momenty rozkojarzenia u rywala i zmniejszyć trochę rozmiary porażki, która po przebiegu spotkania wydawała się już pewna. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 4:10.

 

FC ALLIANCE - BOROWIKI II (7:6)
FC Alliance od początku sezonu płynie na fali bardzo dobrej formy, czego efektem był komplet punktów w trzech pierwszych kolejkach. Drugi zespół Borowików był w zupełnie odmiennej sytuacji, bowiem tylko raz opuszczał murawę z rękami uniesionymi do góry. Tym bardziej cieszyliśmy się, że to spotkanie była tak bardzo zacięte, aczkolwiek początek meczu na to nie wskazywał. Doskonale w mecz weszli goście, którzy po serii udanych akcji ofensywnych wyszli na prowadzenie 0:3. Bramki strzelali wówczas Krzysiek Strzelec, Michał Miklaszewski oraz Marcin Kurek. W pierwszej połowie na listę strzelców po stronie FC Alliance wpisał się jedynie Mykola Sadowiec, jednak i to trafienie znalazło odpowiedź w szeregach rywali w postaci bramki na 1:4 autorstwa Dawida Bilskiego, które zamknęło pierwszą odsłonę meczu. Po zmianie stron oglądaliśmy chyba jeden z najlepszych spektakli w tym sezonie, a jego głównym bohaterem był Ilya Shyla. Ten doceniany w poprzednich kolejkach zdolny gracz po raz kolejny przesądził o losach spotkania niemal w pojedynkę. Jego dwa trafienia, a także asysta, jaką obsłużył Mykolę Sadowca doprowadziły do stanu 4:4. Jego gra odwróciła także obraz potyczki, która w pierwszej połowie toczyła się zdecydowanie pod dyktando gości. Kiedy po akcji wykreowanej przez Ilyę do bramki trafił Sergii Polinkin, „Alianci" po raz pierwszy w tym meczu wyszli na prowadzenie. Kiedy wspomniany bohater wpisał się na listę strzelców przy bramce na 6:4, utonął w uściskach kolegów z zespołu, przekonanych, że już nikt im nie wydrze zwycięstwa. Musieli się mocno zdziwić kolejnymi minutami, gdyż po bramkach Michała Miklaszewskiego oraz Dawida Bilskiego znów był remis, tym razem 6:6! Podział punktów był już niemal pewne, kiedy do akcji wkroczył – po raz kolejny i tym razem ostatni w tej batalii – Ilya Shyla. To właśnie jego bramka na 7:6 spowodowała, że gracze FC Alliance po ostatnim gwizdku mogli nosić swojego bohatera na rękach, a całe spotkanie na długo zapadnie wszystkim uczestnikom i kibicom!

 

FUSZERKA II - FC WARSAW WILANÓW (3:1)
Sezon nie zaczął się zbyt pomyślnie dla gospodarzy tego meczu, czyli Fuszerki II. W pierwszych dwóch spotkaniach zanotowali dwie porażki, jednak już tydzień temu pokazali swój potencjał pokonując rywali różnicą trzech bramek. Tym razem ich rywalem była ekipa FC Warsaw Wilanów, która do tej pory nie przegrała meczu, raz zwyciężając i dwukrotnie remisując. Spotkanie miało bardzo spokojny przebieg, gdyż żaden z zespołów nie zamierzał rzucać się do szaleńczych ataków, ani tez nie stawiał na nadmierną agresję w odbiorze piłki. Trzeba wręcz przyznać, że wszystko odbywało się w duchu wzajemnego szacunku i fair-play. Uprzejmości skończyły się jednak, kiedy to po dokładnym podaniu Damiana Słojkowskiego do piłki dopadł brawurowy napastnik Fuszerki, Szymon Owczarek. Piłka po jego strzale pewnie poszybowała do bramki rywali i mieliśmy 1:0. Wynik pierwszej odsłony na 2:0 ustalił Łukasz Półchłopek, który nie zmarnował sytuacji wykreowanej podaniem Michała Sidora. Przerwa najwyraźniej dodała mocy Aleksandrowi Goc, który niemal z połowy uderzył piłkę na bramkę strzeżoną przez Piotrka Kęskę, a ten, mimo wysiłku, nie sięgnął precyzyjnie i bardzo silnie uderzonej piłki. Gracze z Wilanowa znaleźli w końcu sposób na przebicie się przez defensywę rywali, kiedy po pięknej „klepce" Kuby Świtalskiego oraz Marcina Sieradzkiego na listę strzelców wpisał się drugi z wymienionych Panów. Było to jednak trafienie na 3:1, które nie zmieniło losów meczu i gracze rezerw Fuszerki mogli świętować komplet punktów.

 

FFK OLDBOYS II - POLSKIE DREWNO (6:5)
Mecz na szczycie - tak śmiało możemy opisać pojedynek drużyn FFK Oldboys II z Polskim Drewnem. Obydwie drużyny bardzo dobrze rozpoczęły sezon i już po pierwszych kolejkach widać, że będą walczyły o górne rejony tabeli. Stawka spotkania sprawiła, że zawodnicy na początku meczu nie forsowali tempa i bardziej niż na akcjach ofensywnych skupili się na obronie. Pod koniec pierwszych dziesięciu minut spotkania wynik meczu otworzył gracz gości, Maciej Zarod. Kilka minut później grę w przewadze jednego zawodnika wykorzystali gospodarze i doprowadzili do remisu. Pod koniec pierwszej części spotkania obydwie drużyny po razie pokonały bramkarzy swoich rywali i na przerwę drużyny schodziły z wynikiem remisowym. Na początku drugiej połowy pięknym strzałem z rzutu wolnego popisał się Piotr Kruszyński i ponownie wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie. Kolejne minuty należały zdecydowanie do gości, którzy najpierw oddali strzał w poprzeczkę aby chwile później ponownie doprowadzić do remisu. Najwięcej działo się w ostatnich dziesięciu minutach spotkania, a zaczęło się od faulu na zawodniku gospodarzy, który próbował sam wymierzyć sprawiedliwość. Efektem tej sytuacji były kartki dla obydwu zawodników - faulujący za swój atak dostał żółtą kartkę a nadpobudliwy gracz gości czerwony kartonik. Grę w pomniejszonych składach lepiej wykorzystali Oldboysi, którzy dwukrotnie pokonali bramkarza rywali. Goście grający końcowe minuty w przewadze jednego zawodnika w krótkim odstępie czasowym doprowadzili do wyrównania. Ostatnie słowo należało jednak do grających w osłabieniu gospodarzy, którzy za sprawą najlepszego na boisku Vitaliia Yakovenko strzelili zwycięską bramkę w tym spotkaniu. Chwilę po strzelonej bramce znowu było gorąco na boisku i sędzia zmuszony był pokazać jeszcze trzy żółte kartki. Spotkanie zakończyło się wynikiem 6-5 dla FFK Oldboys II, dzięki czemu przeskoczyli w tabeli swoich rywali. Drużyna Polskiego Drewna może być po meczu bardzo rozczarowana, ponieważ zwycięstwo pod koniec spotkania mieli na wyciągniecie ręki, ale z tej okazji nie skorzystali.


WÓLCZAŃSKIE SMOKI - FC JORDANEK (6:1)
Gospodarze, czyli Wólczańskie Smoki, w poprzedni weekend złapali wiatr w żagle po emocjonującym meczu, zakończonym po ich myśli. FC Jordanek póki co walczy, jak potrafi, ale jeszcze, póki co, punktów nie zdobył. Od początku spotkania lepiej prezentowali się gracze Smoków, jednak w pierwszych kilku minutach nie byli w stanie tego przekuć na bramkę. Udało się to jednak Mateuszowi Nagrabie, który otworzył wynik spotkania skutecznym wykonaniem rzutu karnego. Pięć minut później dobrym instynktem łowcy wykazał się Krzysiek Roguski, który przejął niefrasobliwie prowadzoną piłkę przez rywali i podał celnie do Daniela Filipowicza, a ten pewnie podwyższył na 2:0. Ten zawodnik był autorem trafienia na 3:0, kiedy po kolejnym nieporozumieniu w bloku defensywnym rywali dostał podanie od kolegi z pomocy i wpisał się na listę strzelców. Chwilę później ładnym crossem popisał się Sebastian Uzarski, a dobrego podania nie zmarnował Adrian Piórkowski i mieliśmy już 4:0. W ostatniej minucie pierwszej połowy bramkę dla gości, po ładnym, prostopadłym podaniu Jana Wojtyczka, zdobył Staszek Herman, ustalając wynik tej części gry na 4:1. Zmiana stron to napór ekipy Wólczańskich Smoków, sporo niedokładności w wykończeniu i ofiarna obrona Jordanka. Goście niespecjalnie potrafili znaleźć sposób na rozbicie obrony gospodarzy, a sami jeszcze dwukrotnie dali się ograć napastnikom Smoków. Trafienia na 5:1 i 6:1 były dziełem – odpowiednio: Mateusza Nagraby oraz Janka Grzybowskiego. Spotkanie zakończyło się wynikiem 6:1 i raczej uczciwie odzwierciedlał on sytuację z boiska.

 

LIGA 11

 

FC TORPEDO - KOMETA WARSZAWA (3:10)
Spotkanie zapowiadane jako hit w 11 Lidze Fanów, pomiędzy walczącymi o miejsce na szczycie tabeli FC Torpedo oraz Kometą Warszawa nieco zawiódł. Zacznijmy jednak od pozytywów, a do tych zdecydowanie należała pierwsza połowa spotkania, a w niej na początku dominowali gracze gospodarzy. Bramka otwierająca wynik to wspaniały strzał „rogalem" w wykonaniu Mikity Hanchuka. W odpowiedzi, po zamieszaniu w polu karnym do wyrównania doprowadza Daniel Ziółkowski. „Torpedowcy" jednak nie dawali za wygraną i po dobitce strzału jednego kolegów z ataku, do piłki dopadł Mikita Hanchuk wyprowadzając swój zespól na prowadzenie 2:1. Od tego momentu w szeregach Komety nastąpiła niesamowita mobilizacja. Jeszcze przed przerwą doprowadzili oni do stanu 2:3, a miało to miejsce po trafieniach Filipa Górskiego oraz Daniela Ziółkowskiego. Szansę na wyrównanie miał bohater dwóch trafień dla gospodarzy, jednak nie wykorzystał rzutu karnego, świetnie obronionego przez Adriana Krasa. Niestety dla widowiska, po zmianie stron obraz zupełnie uległ zmianie i to goście zupełnie przejęli inicjatywę. Fantastycznie spisywali się Daniel Ziółkowski oraz Filip Górski. Panowie stworzyli tak niesamowity duet w ofensywie gości, że brali udział przy wszystkich bramkach zdobytych przez ich ekipę w drugiej połowie, a było ich dokładnie siedem. W całym spotkaniu wymienieni napastnicy Komety zanotowali po cztery trafienia, dominując spotkanie swoją wysoką dyspozycją. Niestety, Torpedo nie odpowiedziało żadnym trafieniem i mecz skończył się zaskakująco jednostronnym wynikiem 3:10.

 

 

ORŁY ZABRANIECKA - OLD BOYS DERBY III (6:8)
Ciekawe spotkanie przyszło Nam oglądać w meczu pomiędzy drużynami Orły Zabraniecka kontra Oldboys Derby III. Od samego początku widzieliśmy dużo akcji ze strony drużyny gości, dało się zauważyć że obrali oni ofensywną taktykę na to spotkanie. Efektem tego były trzy strzelone bramki w dosyć krótkim czasie. Najpierw indywidualną akcja popisał się Kurowski, następnie kolejną bramkę głową po dośrodkowaniu z różnego dorzucił Kurowski, następnie bramkę zdobył Cieślak. Przy tym korzystnym dla Gości wyniku przytrafiła się im jeszcze lepsza okazja aby mieć powody do radości w tym meczu, ponieważ przy jednej z akcji bramkarz drużyny Orłów wyszedł poza pole karne w celu powstrzymania akcji i próbując to uczynić piłka dotknęła jego ręki. To oznaczało, że dostanie czerwoną kartkę, a jego drużyna musiała sobie radzić przez 10 minut bez jednego zawodnika. To skutecznie wykorzystali zawodnicy gości strzelając jeszcze dwie bramki. Gracze Orłów również w końcu odnotowali trafienie, a strzelcem bramki został Moniak. Pierwsza połowa miała jednostronny przebieg gry i nic nie zapowiadało, że w drugiej połowie będzie inaczej. Jednak jak to w piłce bywa, gra się cały mecz, a nie tylko jedna połowę i drużyna Gospodarzy wyszła na drugą odsłonę tego meczu kompletnie odmieniona. Duży wpływ na to miało trio Getka, Moniak, Gęca, ponieważ to za ich sprawą widzieliśmy w tym meczu comeback z wyniku 5:1 na 6:6 i trzeba przyznać, że to, jak do tego doprowadziła zasługuje na wyróżnienie. My oglądaliśmy intensywną grę pod koniec tego meczu i rywalizację o dobry rezultat z obydwu ze stron. To jednak drużyna Gości przy odrobinie szczęścia w końcówce meczu wyszła z tej potyczki zwycięsko. A końcowy rezultat tego meczu to 6:8.

 

VISTULA VARSOVIA - FC VIKERSONN (3:7)
Mecz, który odbył się o godzinie 16.30 na sektorze B Areny Picassa dostarczył widzom dużo emocji. Vistula Varsovia w roli gospodarza podejmowała FC Vikersonn. Vistula, drużyna złożona z zawodników o filigranowej budowie stawiła mocny opór bardzo fizycznej i świetnie zorganizowanej taktycznie drużynie Vikersonn. Ekipa gospodarzy już w 2 minucie zdobyła bramkę po pięknej indywidualnej akcji Arka Pawluczuka. Upłynęło aż 10 minut, nim drużynie przyjezdnej udało się zdobyć bramkę wyrównującą. Michał Jędrak, mocnym wyrzutem z linii bramkowej uruchomił Yevheniya Kyrii i już mieliśmy remis 1:1. Minutę później Vikersonn prowadzili już 1:2 po samotnym,15 metrowym rajdzie Ivana Nassynika. W tym momencie Vistula, zapewne delikatnie podłamana stratą drugiej bramki straciła koncentrację i zawodnicy Vikersonn skrzętnie to wykorzystali, zdobywając dwie bramki w przeciągu 5 minut. Pierwsza połowa zakończyła się więc wynikiem 1:4 dla drużyny gości. Druga odsłona meczu zaczęła się od huraganowych ataków Vistuli, co dało bardzo pozytywny efekt w postaci bramki strzelonej przez Mateusza Legackiego i mieliśmy wynik 2:4. Chwilkę później rozpędzona drużyna gospodarzy zdobyła bramkę kontaktową na 3:4. Celnym crossem z rzutu rożnego popisał się Mateusz Legacki, piłka trafiła na głowę Łukasza Rostka któremu nie pozostało nic innego jak wpakować piłkę do siatki bezbronnego goalkeepera Vikersonn. Mecz nagle zrobił się na "kontakcie" i ekipa gości musiała wziąć się w garść, czego dokonała chwilkę później. Pomocnik Oleksandr Bilous, wziął sprawy w swoje ręce a raczej nogi i strzelając dwie bramki pokazał gospodarzom kto jest lepszy w tym spotkaniu. Ten sam zawodnik, zapewne rozochocony udanymi strzałami i dryblingami uruchomił w 49 minucie Ivana Nassynika, który potężnym strzałem w długi róg bramki przypieczętował zwycięstwo drużyny Vikersonn. Mecz zakończył się wynikiem 3:7 dla gości, którzy jednak musieli bardzo mocno się napracować aby wziąć w tym spotkaniu 3 punkty.

 

GREEN TEAM - POGROMCY POPRZECZEK (7:3)
W minioną niedzielę mieliśmy przyjemność oglądać spotkanie pomiędzy ekipami Green Team'u i fantastycznymi na początku rundy Pogromcami Poprzeczek. Jak się później okazało, dla gospodarzy mecz ten oznaczał pierwsze trzy punkty na szczeblu 11 ligi. Mimo ciężkich początków - remisowy kwadrans pierwszej połowy nie sprawił, że spuścili oni z tonu. Kolejne bramki Dariusza Darni, Huberta Jakoniuka i Kacpra Wielechowskiego zapewniły komfort aż do ostatniego gwizdka. Spotkanie bez dwóch zdań było dość dynamiczne – jak na specyfikę naszej podstawy piramidy ligowej. Szybkie zwroty akcji, przechwyty i dużo gry pod bramką rywala po obydwu stronach – te słowa w szerszym spektrum opisują przebieg rywalizacji. Dzięki temu zwycięstwu gracze Green Team'u mogą odetchnąć z ulgą, gdyż depczące im po piętach Oldboys Derby III również pokonało swoich rywali. Bez dwóch zdań dodaje to - już na tym etapie pikanterii w kontekście miejsc 5 – 7, oraz „spłaszcza" znacząco tabelę, w której po czterech rozegranych seriach spotkań, wyklarowały nam się pewne zależności. Oczywiście nie skreślamy ich z możliwości „namieszania" i włączenia się do walki o bezpośredni awans – w końcu dzięki ostatnim boiskowym wyczynom do trzeciego Dynamo tracą zaledwie 5 punktów. Mówimy ZALEDWIE, ponieważ doskonale zdajemy sobie sprawę jak zgoła odmienny wpływ na przebieg rozgrywek (zarówno pozytywny jak i negatywny) może mieć przerwa pomiędzy rundami. Uciekając jednakże od wszelkich spekulacji jedno jest pewne – wynik na korzyść gospodarzy to 7:3.

 

DYNAMO WOŁOMIN - PIWO PO MECZU FC (7:5)
Dynamo Wołomin - Piwo Po Meczu: takim spotkaniem kończyły się rozgrywki na Sektorze B przy Arenie Picassa. Trzecia w tabeli drużyna Dynama była zdecydowanym faworytem tego spotkania, jednak zawodnicy drużyny Piwo Po Meczu nie zamierzali łatwo sprzedać skóry. Już w 1 minucie zawodnik gości, Krzysiek Dąbroś zdobył piękną bramkę po soczystym uderzeniu z ok.20 metrów, tym samym dając prowadzenie drużynie przyjezdnej. Kilka minut później było już 0:2 dla gości. Po zamieszaniu pod bramka Dynama, Bartek Żabik niefortunną interwencją zapakował piłkę do swojej bramki. W tym momencie Dynamo wzięło się w garść i zaczęło odrabiać straty. Kilka minut później Kacper Urban po pięknym dryblingu zdobył bramkę kontaktową. Chwilę później osamotniony na lewym skrzydle Kamil Pasieka otrzymał piękne podanie "w uliczkę" od Kacpra Urbana i już mamy remis 2:2. Takim wynikiem kończy się też pierwsza połowa. Drugą odsłonę Dynamo zaczęło z wysokiego "C" zdobywając 2 bramki przy wydatnym udziale Kacpra Urbana i Maćka Dorsza, dzięki czemu wyszli na prowadzenie 4:2. Zebrani kibice Dynama już powolutku zaczynali świętować zwycięstwo, jednak o wiele za wcześnie jak się później okazało. Michał Kukulski, po pięknym minięciu w środku pola zdobywa bramkę kontaktową i "Piwo" zaczyna łapać wiatr w żagle. Zachwyceni zdobytą bramką zawodnicy gości tracą jednak koncentrację i takiej okazji już Dynamo nie mogło przepuścić. W niecałe 3 minuty gospodarze zdobyli 2 bramki i zaczęli kontrolować przebieg meczu. Drużynie "Piwoszy" udaje się jeszcze strzelić bramkę na 6:4 po dobitce Michała Kukulskiego, ale to chyba było wszystko, na co udało się im zebrać tego wieczora. Mecz kończy się wynikiem 7:5 i Dynamo pewnie zbiera 3 punkty.

 

 

Data utworzenia artykułu: 2021-10-21 17:05
Facebook
Tabela
Poz Zespół M Pkt. Z P
5   TUR Ochota 12 18 5 4
4   ALPAN 12 18 6 6
8   FC Kebavita 12 10 3 8
3   FC Otamany 12 25 8 3
6   In Plus & Pojemna Halina 12 15 5 6
7   Explo Team 12 11 3 7
2   Gladiatorzy Eternis 12 31 10 1
9   Esportivo Varsovia 12 9 3 9
10   Warsaw Bandziors 12 4 1 10
1   EXC Mobile Ochota 12 32 10 0
Social Media
Youtube SUBSKRYBUJ



Reklama