Ciężko racjonalnie wytłumaczyć niektóre rzeczy, które działy się w ramach 2 kolejki Ligi Fanów. Mogliśmy co prawda oglądać kilka zwycięstw faworytów, jednak mimo wszystko rozmiary niektórych z nich są pewnym szokiem. Nie zabrakło również niespodziewanych wygranych czy remisów drużyn, które nie były typowane do zdobycia jakichkolwiek punktów. Zapraszamy na podsumowanie ostatnich boiskowych wydarzeń.
EKSTRAKLASA
MIXAMATOR – TUR OCHOTA (2:5)
W pierwszej kolejce Mixamator zaprezentował się bardzo dobrze na tle Gorlickiej, a w drugim swoim meczu czekał na ekipę Michała Fijołka mistrz Ligi Fanów Tur Ochota. Początek spotkania lepiej ułożył się dla teamu Konrada Kowalskiego. Najpierw po akcji Roberta Hankiewicza, Przemek Alberski pokonał bramkarza rywali. Po chwili Konrad Kowalski podwyższył wynik na 0:2 i wydawało się, że team z Ochoty będzie miał w tym spotkaniu spacerek . Od tego momentu Tur starał się długo rozgrywać piłkę z wykorzystaniem Pawła Wysockiego. Popularny Cypis jednak miał słabszy dzień i kilka razy niedokładnie podawał do swoich kolegów czym stwarzał doskonałe okazje dla rywali. Ci jednak nie potrafili wykorzystać prezentów i zbyt szybko chcieli wykańczać akcje. Tak naprawdę, to z przebiegu pierwszej odsłony i z ilości sytuacji jakie mieli gospodarze, wydaje się, że to powinni minimum remisować z faworytem. Do przerwy mieliśmy jednak wynik 0:2, ale gospodarze mimo, że byli nieskuteczni to nadal wierzyli, że są w stanie powalczyć o korzystny wynik. Po zmianie stron goście szybko zdobyli dwie bramki. Przy wyniku 0:4 grali spokojnie wiedząc, że to rywale muszą zaatakować by odrabiać straty . Miksy starały się zdobyć choćby gola honorowego i to się w końcu udało. Damian Krupa po kolejnym błędzie w wyprowadzeniu piłki przejął futbolówkę i dograł do Victora Yaremiiego, a ten strzelił do pustej bramki. W ostatniej minucie Mixamator jeszcze raz pokonał bramkarza Tura i mecz ostatecznie zakończył się wynikiem 2:5. Goście mimo, że nie zagrali porywających zawodów wygrali i mają komplet punktów po dwóch kolejkach. Gospodarze mieli na początek ciężkich rywali, ale pokazali. że będą walczyć i na pewno pierwsze punkty w ekstraklasie są kwestią czasu.
NARODOWE ŚRÓDMIEŚCIE – ANONYMMOUS (3:6)
Zarówno Narodowe Śródmieście jak i AnonyMMous w pierwszej kolejce przegrały swoje spotkania i liczyły w bezpośrednim pojedynku na pierwsze punkty w tym sezonie. Od samego początku spotkania widać było ogromną motywację w obu sztabach i choć obie ekipy nie mogły skorzystać z kilku zawodników, to składy jakie pojawiły się na Grenady były gwarancją dobrego widowiska. Pierwsi do bramki rywali trafili Anonimowi. Maciej Sidorowicz wykorzystał zamieszanie i strzałem ze szpica zaskoczył golkipera przeciwników. Narodowe Śródmieście jednak to ekipa z charakterem i cały czas swoją ambicją i walką starali się doprowadzić do wyrównania. Z kolei goście mieli jeszcze kilka świetnych okazji i gdyby wykorzystali chociaż połowę z nich to wynik byłby dużo wyższy. Jak mawia stare porzekadło niewykorzystane sytuację się mszczą i to miało również zastosowanie w tym pojedynku. Najpierw po kapitalnym strzale wyrównał Patryk Nawrocki, a chwilę później Adam Biegaj pokonał golkipera AnonyMMous. Mogło być jeszcze gorzej, ale świetnie w bramce spisywał się Maciek Miękina. Do przerwy było 2:1. Po zmianie stron i męskich słowach w drużynie gości gra zaczęła wyglądać lepiej i dość szybko od stanu 2:1 zrobiło się 2:3. Gospodarze kompletnie przespali pierwsze minuty i musieli odrabiać straty. Mieli cztery stuprocentowe okazje, ale tego dnia Maciek Miękina był w kapitalnej formie i tylko dzięki niemu wynik nadal był korzystny dla Anonimowych. W końcówce spotkania Narodowe Śródmieście postawiło wszystko na jedną kartę odkrywając się, a nawet grając ostatnie minuty z lotnym bramkarzem, ale nic to nie dało i ostatecznie to goście zgarniają komplet punktów pokonując rywali 3:6.
IN PLUS POJEMNA HALINA - FC KEBAVITA (11:4)
Starcie In Plus & Pojemna Halina ze stałymi bywalcami Ekstraklasy, czyli FC Kebavitą na papierze miało faworyta w postaci gospodarzy. Niemniej, jak co mecz, Burak Can solidnie rozpracował dobrze zorganizowanych taktycznie rywali, więc spodziewaliśmy się wyrównanego pojedynku. Początek spotkania nie zapowiadał spektakularnych emocji, gdyż dość szybko In Plus wyszedł na komfortowe prowadzenie, głównie za sprawą świetnie dysponowanego Janka Skotnickiego. Pierwsze trzy bramki były z jego udziałem, przy czym dwukrotnie wpisywał się na listę strzelców, a raz podawał do wysoko grającego bramkarza, Tomka Warszawskiego i mieliśmy 3:0. Rywale nieco się ocknęli po efektownej akcji skrzydłem Azamata Qutpiddinova, który doskonale dograł do Adesany'i Ola, a ten trafieniem na 3:1 rozpoczął gonitwę za wynikiem. Po raz kolejny przypomniał o sobie Janek Skotnicki, kiedy po indywidualnej akcji zwiększył prowadzenie swojej ekipy do 4:1. Świetnym strzałem z rzutu wolnego na 4:2 popisał się Michał Dryński, jednak szybko w odpowiedzi - już po raz czwarty - bramkę zdobył Janek Skotnicki. Wynik na 5:3 do przerwy ustalił duet Qutpiddinov / Ola, gdzie pierwszy podawał, a drugi z Panów dokończył dzieła. Niestety dla widowiska, druga część spotkania była znacznie mniej wyrównana. Dość powiedzieć, że od stanu 5:3 do wyniku 10:3 gospodarze doszli raczej gładko, a świetnie w tym czasie spisywał się Patryk Szeliga, który skompletował hat-tricka. Fantastycznym trafieniem popisał się także Tomek Warszawski, którego uderzenie z połowy boiska znalazło drogę do siatki. Ostatecznie In-Plus wygrał zasłużenie spotkanie aż 11:4.
FC IMPULS UA – EAST WIND (1:3)
Niezwykle emocjonujące było spotkanie FC Impuls UA z East Windem. Obie ekipy stawiły się na spotkaniu w bardzo dobrych składach i oglądaliśmy kawał dobrego futbolu na Grenady. Początek to dynamiczne akcje z obu stron i niezwykła walka o każdy centymetr boiska. Niestety ekipa z Ukrainy już w pierwszej fazie meczu zarobiła dwie żółte kartki co powodowało, że grali w osłabieniu. Ten moment doskonale wykorzystali goście i po trafieniach Filipa Junowicza i Damiana Patoki wyszli na prowadzenie. Gospodarze starali się odrabiać straty i mieli również moment gry w przewadze, ale albo byli niedokładni, albo Damian Karczmarczyk świetnie interweniował. W samej końcówce bramkarz East Windu kapitalnie długim podaniem obsłużył Damiana Patokę, a ten nie zmarnował okazji i podwyższył wynik na 0:3. Takim wynikiem zakończyła się pierwsza połowa. Po zmianie stron Impuls ruszył do ataku i dość szybko strzelił bramkę co dawało nadzieję na odrobienie strat. Vadym Tymonik podał do Romana Pigarieva i ten tym razem się nie pomylił i było 1:3. Nadal jednak sporo było walki i rzadko zawodnicy obu drużyn mieli klarowne sytuacje do strzelania bramek. W końcówce dwie świetne okazje zmarnowali gospodarze mijając się z piłką w polu karnym. Goście mieli jeszcze kilka strzałów, ale świetnie między słupkami spisywał się Artem Solonikov. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 1:3 i z perspektywy całego spotkania było to jak najbardziej zasłużone zwycięstwo teamu Sebastiana Dąbrowskiego.
FC GORLICKA - CONTRA (9:5)
Ostatnim meczem ekstraklasy rozgrywanym na arenie Grenady był pojedynek FC Gorlickiej z Contrą. W poprzednim tygodniu Gorlicka, po dość wyrównanym spotkaniu, ograła beniaminka najwyższego poziomu rozgrywkowego, czyli Mixamatora, a tym razem przyszło im zagrać przeciwko drużynie zdecydowanie bardziej doświadczonej. Michał Raciborski nie mógł niestety wystawić optymalnego składu i brak takich nazwisk jak Maciej Kurpias czy Paweł Pająk mógł dać się drużynie niebieskich we znaki. Gospodarze zebrali za to bardzo silny skład i inicjatywa od początku była po stronie teamu Daniela Gello. W 6 minucie podanie Roberta Śmigielskiego na gola zamienił Jędrzej Gorczyca, ale Contra nie próżnowała i odgryzała się groźnymi atakami. W 14 minucie sędzia podyktował rzut karny, który na bramkę zamienił Dawid Biela. Już akcję później Michał Raciborski wyszedł sam na sam z bramkarzem Gorlickiej, ale Mateusz Kot nie dał się pokonać. Mecz nabrał rumieńców, kiedy żółty kartonik obejrzał zawodnik Contry...a po chwili drużyna gości zdobyła gola grając w osłabieniu! Nie jest to częsty widok w ekstraklasie, tym bardziej wyczyn Dawida Bieli robi wrażenie. Gorlicka ostatecznie nie wykorzystała przewagi liczebnej, ale ataki na bramkę Macieja Antczaka nie ustawały i tylko wyśmienita forma golkipera Contry spowodowała, że Gorlicka musiała solidnie się napracować, aby wrócić na prowadzenie. W 21 minucie Maciej skapitulował po strzale Roberta Śmigielskiego, a po chwili było już 3:2 dla Gorlickiej po golu Marcela Gorczycy. Obrona gospodarzy zaspała wznowienie gry i bramkę na 3:3 zdobył Adrian Bucki. Druga połowa należała już zdecydowanie do zespołu Gorlickiej. Szybka bramka Eryka Murawskiego dała gospodarzom prowadzenie, a poukładana gra w obronie uniemożliwiała Contrze wypracowanie klarownej sytuacji bramkowej. W 40 minucie było już 5:3 po golu Jakuba Sosnowskiego, a goście zdecydowali się na ryzykowny manewr i wprowadzenie bramkarza lotnego. Niestety już po chwili stracili gola po zabójczej kontrze Jakuba Sosnowskiego, a dwie minuty później było już 7:3 po trafieniu Jędrzeja Gorczycy. Mecz zakończył się ostatecznie wynikiem 9:5, a FC Gorlicka już w drugiej kolejce pokazała, że jest to zespół, który z meczu na mecz rozpędza się w wyścigu po tytuł mistrza.
LIGA 1
ALPAN - TYLKO ZWYCIĘSTWO (2-1)
Od początku wiedzieliśmy, że będzie to bardzo dobre spotkanie, pełne taktycznego spokoju i rozsądnej defensywy. ALPAN w mocno przebudowanym składzie podejmował niedawnego ekstraklasowicza, ekipę Tylko Zwycięstwo. Pierwsze minuty to klasyczne "szachy" i umiarkowany entuzjazm do szaleńczych ataków. Efektem było bardzo długie oczekiwanie na pierwszego gola, a duża w tym zasługa obu bramkarzy - Michała Wytrykusa oraz Sebastiana Blichty. Jednak po mniej więcej kwadransie gry, bardzo dobrym zagraniem popisał się Patryk Skrajny, który wypatrzył dobrze ustawionego Przemka Wycecha. Grający tyłem do bramki napastnik gospodarzy nie zmarnował wybornej sytuacji i zdobył jedyną, jak się później okazało, bramkę w pierwszej odsłonie. To co mogło się podobać, to dużo gry z pierwszej piłki w wykonaniu błękitno-białych gospodarzy oraz solidna praca w bloku obronnym TZ. Po zmianie stron inicjatywę przejęli goście, którzy ewidentnie nie zamierzali kończyć meczu bez punktów. Dwoił się i troił z przodu Andrzej Morawski, a świetne piłki dogrywali mu bracia Jałkowscy - Szymon oraz Mateusz. Mimo kilku prób "Androna", to jednak młodszy z wymienionego rodzeństwa - Szymon - zapakował piłkę do siatki, dając wyrównanie. Oglądaliśmy naprawdę bardzo solidne zawody, pełne wzajemnego szacunku przy jednoczesnej twardej walce. Kluczową akcją okazał się aut wykonywana przez Kamila Melchera, po którego wykonaniu do piłki, po raz drugi tego dnia, dopadł Przemek Wycech i pewnym strzałem po ziemi, w krótki róg, zapewnił swojej ekipie prowadzenie, którego już nie oddali do końca. Po świetnym meczu ALPAN pokonuje Tylko zwycięstwo 2:1.
FC OTAMANY VS CLEOPARTNER (3:8)
Po spotkaniu FC Otamanów z Cleopartner spodziewaliśmy się bardzo wyrównanego i ciekawego widowiska, ale już w 2 minucie meczu doszło do sytuacji, która miała kluczowy wpływ na przebieg całego meczu. Obrońca Otamanów zatrzymał dośrodkowanie w swoim polu karnym ręką i sędzia musiał ukarać go czerwonym kartonikiem. Rzut karny pewnym strzałem na gola zamienił Stanisław Oseledchenko, a kolejne 10 minut gry w przewadze liczebnej pozwoliło zespołowi gości na zbudowanie przewagi, której Otamany po prostu nie miały szans dogonić. Oczywiście Ukraińska drużyna znana jest z niezwykle walecznej postawy i momentami nie było widać, że gra w osłabieniu, a bramkarz Cleopartner Oleksandr Petrovskyi musiał cały czas zachowywać czujność. Niemniej jednak do 15 minuty było już 0:4 dla Cleopartner – Stanisław Oseledchenko ustrzelił hat-tricka, a jedno trafienie dołożył Dmytro Zhdanov. Druga połowa rozpoczęła się od kolejnego gola dla Cleopartner, ale Otamany nie ustawały w atakach na bramkę gości. Ciasno ustawiona obrona nie pozwalała na zbyt dużo, ale gdy tylko nadążyła się okazja Konstiantyn Didenko wykorzystał rzut wolny i potężnym strzałem pokonał golkipera czerwonych. Ekipa Cleopartner szybko uspokoiła grę, zaaplikowała dwie szybkie bramki i praktycznie kontrolowała przebieg spotkania do ostatniego gwizdka. Wynik 3:8 nie oddaje raczej wyrównanej rywalizacji między zespołami z Ukrainy, ale sytuacja z samego początku niejako ustawiła wynik już na starcie. Mimo wszystko musimy przyznać, że rozwiązania taktyczne zespołu gości w połączeniu z umiejętnościami poszczególnych zawodników stawiają Cleopartner w roli faworytów do tytułu mistrzowskiego.
GREEN LANTERN - FC ALMAZ (2:5)
W ramach 2 kolejki Green Lantern podejmowało drużynę FC Almaz na Arenie Picassa. Drużyna gości mogła czuć spory niedosyt po ostatniej porażce z Deportivo La Chickeno, a na dodatek musieli poradzić sobie bez Ihara Bakuna, który pauzuje za czerwoną kartkę. Zdecydowanie lepiej w mecz weszła drużyna gości, która cały czas atakowała rywala, ale brakowało jej wykończenia. Dopiero udało się jej wyjść na prowadzenie po strzale z dystansu z popularnego „czuba" Jurii'ego Rubashnyi, który zdjął pajęczynę z lewego okienka bramki. Po chwili mogło już być 0:2, ale obrońca Green Lantern ofiarnie interweniował i wyciągnął piłkę na wysokości linii bramkowej. Jednak co się odwlecze to nie uciecze. Dlatego po trafieniu Romana Chukhach, goście na przerwę schodzili z dwubramkową przewagą. Początek drugiej części spotkania układał się pod drużynę gości, która spokojnie kontrolowała przebieg gry. Na 0:3 podwyższył Yaroslav Hrynyk po podaniu od Wiktora Polonskiego. Kilka minut później Ruslan Kobyliatskyi zagrał górną piłkę do Chukhacha, który przyjął ją sobie na udo i zapakował futbolówkę do siatki. Gospodarze pomimo ogromnej straty do rywala nie pochylali głów i cały czas dążyli do zdobycia pierwszego trafienia. Udało się to im po bramce Ilnickiego, która była dla niego debiutancką w nowym sezonie. Green Lantern postanowił pójść za ciosem i wykorzystać słabszy okres gry rywala. Po chwili Patryk Podgórski cieszył się już z bramki na 2:4. Almaz nie zamierzał wyłącznie bronić się do ostatniego gwizdka. Jednak szczęście im przestało sprzyjać i w jednej akcji mieli dwa trafienia w poprzeczkę. Wynik spotkania na 2:5 ustalił Ruslan Hontar pieczętując pierwszy komplet punktów Almaza w nowym sezonie.
NISKI PRESS - DEPORTIVO LA CHICKENO (10:6)
Oba zespoły przystępowały do tego spotkania w dobrych nastrojach, ponieważ wygrały swoje mecze na inaugurację ligi. Od pierwszych minut meczu goście narzucili wysoki pressing, z którego gospodarze wychodzili bez najmniejszego trudu. Ich zgranie oraz szybkość rozgrywania piłki po ziemi sprawiły, że z łatwością mijali kolejne formacje rywala. Jako pierwszy na prowadzenie wyszedł właśnie Niski Press, który skrupulatnie budował swoją przewagę w tym spotkaniu. Autorem pierwszej bramki był Dawid Wichowski. Tym razem to drużyna gości była zmuszona do cofnięcia się na własną połowę. Nacisk Niskiego Pressu na rywali był przyczyną ogromnej ilości popełnianych błędów przez graczy Deportivo. Jeden z nich wykorzystał Patryk Hull, który po przejęciu piłki wpakował ją do siatki. Goście mogli pozwolić sobie tylko na zrywy Konrada Szkopińskiego, któremu zostawiali mało miejsca. Jednak raz udało mu się znaleźć miejsce do strzału, który zamienił na bramkę kontaktową. Potem już całkowicie zniknął i był wyłączony z gry przez rywala. Niski Press mądrze rozgrywał piłkę i zdobywał kolejne bramki. Jedna z nich padła po całkowitym braku komunikacji między obrońcą, a bramkarzem Deportivo. Tuż przed końcem pierwszej część spotkania goście zdobyli swoją drugą bramkę i na przerwę schodzili z wynikiem 5:2. W drugą połowę meczu lepiej weszli gości, którzy szybko zdobyli bramkę. Mecz stał się bardziej wyrównany. Dwukrotnie goście zbliżali się do rywali. Raz na 6:5, a drugim na 7:6, ale Niski Press nie dał wydrzeć sobie choćby jednego punktu. W końcówce gospodarze odjechali już rywalom na 10:6 i pozbyli ich nadziei na wywiezienie korzystnego rezultatu.
DRUNK TEAM – FC FREEDOM (4:12)
W meczu Drunk Teamu z FC Freedom patrząc na składy jakie pojawiły się na Grenady zdecydowanym faworytem do zwycięstwa był team z Ukrainy. Gospodarze mieli ogromne problemy w tym tygodniu by zestawić meczową szóstkę i trochę w eksperymentalnym zestawieniu przystąpili do rywalizacji. Goście od początku spotkania grali bardzo wysoko pressingiem, ale przynajmniej na początku spotkania ekipa Łukasza Walo grała na tyle dobrze w defensywie, że na pierwszego gola musieliśmy trochę poczekać. W polu karnym niefortunnie interweniował Damian Wolski i sam wpakował piłkę do swojej bramki. Po tej bramce Freedom zaatakował jeszcze mocniej i kolejne trafienia były tylko kwestią czasu. Do przerwy udało się sześć razy pokonać bramkarza rywali. Gospodarzom udało się raz zaskoczyć obronę teamu z Ukrainy, a potężny strzał Piotrka Zygiela dobił Łukasz Walo i było 1:6 po 25 minutach rywalizacji. Po zmianie stron oglądaliśmy fragment spotkania gdzie obie ekipy naprzemiennie strzelały bramki. Ekipa gości trochę rozluźniona wysokim prowadzeniem nie broniła tak agresywnie, co dawało szanse na bramki dla rywali. Końcówka meczu to jednak dominacja teamu z Ukrainy. Drunk Team nie mając zmian opadł z sił, ale trzeba przyznać, że cały mecz na miarę możliwości starał się walczyć i za to należą się brawa dla chłopaków. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 4:12. Gospodarze muszą postarać się o szerszy skład, bo liga jest naprawdę silna i meczową szóstką ciężko powalczyć o korzystne wyniki.
LIGA 2
SZMULKERS TEAM – SASKA KĘPA (12:0)
Niezwykle ciekawie zapowiadało się starcie Szmulkers Team z Saską Kępą. Obie ekipy do meczu przystępowały w solidnych zestawieniach i to zapowiadało że ten mecz będzie trzymał nas w napięciu do ostatniego gwizdka. Pierwsze minuty spotkania były niezwykle wyrównane i szczególnie w środku pola trwała zażarta walka o każdy centymetr boiska. Pierwsi do bramki rywali trafili Szmulkersi. Saska jednak nie zamierzała odpuszczać i miała swoje okazje, ale kapitalnie bronił bramkarz gospodarzy. Team Patryka Nowickiego stopniowo się rozkręcał i jeszcze przed przerwą zdołał podwyższyć wynik. Szczególnie aktywny w ofensywie był Daniel Guba, który brał udział praktycznie w każdej akcji swojego zespołu. Do przerwy było 4:0 i to było pewne zaskoczenie. Po zmianie stron liczyliśmy, że Saska powalczy jeszcze o korzystny wynik, ale niestety nic takiego nie miało miejsca. Do tego w samym zespole gości zaczęły się wzajemne pretensje i to dodatkowo nie pomagało w grze. Szmulkers Team nie patrząc na kłopoty rywali grali swój futbol i gospodarze strzelali kolejne bramki. Praktycznie wszyscy zawodnicy gospodarzy zapisali się w protokole meczowym i widać, że w tej ekipie nie ma słabych punktów. Ostatecznie ekipa z Pragi deklasuje rywali w stosunku 12:0 i jest to niewątpliwie duża niespodzianka. Mamy nadzieję, że Korneliusz Troszczyński przeprowadzi rozmowę z chłopakami z drużyny i w kolejnych meczach zobaczymy dużo lepszą grę Saskiej Kępy.
WARSZAWSKA FERAJNA VS ZJEDNOCZONA OCHOTA (3:3)
Kolejne zacięte i wyrównane spotkanie rozegrały ekipy Warszawskiej Ferajny i Zjednoczonej Ochoty. W pierwszej kolejce Ferajna zaledwie zremisowała, a Ochota nieszczęśliwie przegrała z Górką, więc dało się odczuć, że obie drużyny interesuje w tym meczu tylko wygrana. Gospodarze nałożyli mordercze tempo już od pierwszego gwizdka i błyskawicznie objęli dwubramkowe prowadzenie po golach Wiktora Kozłowskiego. Zjednoczona Ochota nie mogła znaleźć rytmu meczowego, grała dość chaotycznie i nie miała pomysłu na bardzo dobrze poukładaną grę Ferajny. Dopiero przed samą przerwą gola kontaktowego zdobył Adrian Wroński i sędzia odgwizdał koniec pierwszej połowy. Wynik mógłby być zdecydowanie wyższy, ale napastnicy obu teamów mieli koszmarne kłopoty ze skutecznością i choć oglądaliśmy dużo akcji zarówno pod bramką Bartosza Wojciechowskiego jak i Przemysława Morawskiego, pierwsza połowa zakończyła się skromnym prowadzeniem Ferajny 2:1. Drugą część spotkania świetnie rozpoczęli zawodnicy z Ochoty – błyskawiczną bramkę zdobył Krystian Kołodziejski i mecz niejako zaczął się od nowa. Inicjatywę przejęła Ferajna, ale klątwa braku skuteczności z pierwszej połowy wciąż ciążyła na ekipie gospodarzy. Po doskonałym podaniu Konrad Pietrzak wyszedł sam na sam z Przemysławem Morawskim, ale strzelił prosto w golkipera Ochoty. Po chwili Franciszek Pogłód trafił w słupek, ale bramka wisiała w powietrzu. W końcu w 44 minucie Franciszek Pogłód wykorzystał podanie Krzysztofa Surgota i Ferajna wyszła na prowadzenie...które utrzymało się dosłownie przez chwilę, bo Ochota odpowiedziała golem Krystiana Kołodziejskiego. Obie drużyny nie ryzykowały w ostatnich minutach i remis 3:3 utrzymał się do ostatniego gwizdka.
FC NOVA GROUP – ORZEŁY STOLICY (4:7)
Świetnie zapowiadało się starcie zawodników FC Nova Group z Orzełami Stolicy. Co wartym podkreślenia, Orzeły w końcu miały zawodników na zmianę, co okazało się bardzo ważne dla przebiegu spotkania. Początek należał do gości, a goście za sprawą Tomasza Czerniawskiego i Janka Wnorowskiego wyszli na prowadzenie dwoma bramkami. Niestety, pechowy samobój sprawił, że gospodarze złapali kontakt, a to zaowocowało niesamowitymi emocjami do przerwy. Uaktywnił się Patryk Radziszewski, który dwukrotnie trafił do bramki rywali. Biorąc pod uwagę fakt, że swoje dołożył Andrzej Miłoński, to na przerwę gospodarze schodzili z prowadzeniem 4:2. To jednak nie przekonało gości, że powinni odpuszczać. Wręcz zadziałało bardzo motywująco. Panowie powiedzieli sobie mocnych słów w przerwie i w drugiej połowie obejrzeliśmy Orzeły najwyższych lotów. Zaczął Janek Wnorowski, ponownie trafił Czerniawski, a dzieła zniszczenia dopełnił Antoni Gola, który trafił doppelpacka i Orzeły prowadziły 4:6. Końcowy wynik ustalił Tomasz Wieczorek, który trafił na 4:7. Druga połowa w wykonaniu Orzełów była niesamowita. Ręce same się składały do oklasków, gdy patrzyliśmy na ich grę. Orzeły inkasują pierwsze 3 punkty w tym sezonie i rozpoczynają marsz w górę tabeli.
ETERNIS - GRACZE GORSZEGO SORTU (6:10)
Mecz, który zdecydowanie warto było obejrzeć. Dryblingi, wysoki pressing i fenomenalny poziom dokładności podań to cechy charakterystycznego tego spotkania. Pomimo rześkiej aury panującej przy boiskach Picassa w niedzielny wieczór, piłkarze rozgrzewali do czerwoności emocje. Już od początku gra zaczęła się bardzo dynamicznie. Pierwsze dwie piłki w siatce umieścił Łukasz Kulesza, a w ślad za nim poszedł Mateusz Przybysz i wynik spotkania wynosił 0:3. Na wyróżnienie zasługują interwencje Patryka Kieszkowskiego, które były niezwykle spektakularne. Fenomenalną bramkę z dystansu na 2:4 trafił Jakub Mydłowiecki z drugiej połowy boiska co wzbudziło zachwyt u wszystkich oglądających. Wynik do gwizdka sędziego kończącego pierwszą połowę wyniósł 2:5, a był to dopiero przedsmak tego co czekało nas w drugiej części. Kolejna połowa zaczęła się od bramki Pawła Oziomka z drużyny Eternis przy asyście Mateusza Leszczyńskiego. Paweł w kolejnych minutach strzelił rewelacyjną bramkę na 5:10, a w ślad za nim ostatnią w meczu równie spektakularną trafił Mateusz Leszczyński. Kapitalne bramki jednak nie pozwoliły drużynie Eternis wygrać tego spotkania i mecz zakończył się 6:10 dla Graczy Gorszego Sortu, którzy byli nadzwyczajni w tym pojedynku. Oglądając to spotkanie można było przecierać oczy ze zdumienia czy przypadkiem nie jest to klasyk Premier League.
BLACK EAGLES WARSZAWA – FC GÓRKA (9:4)
Black Eagles Warszawa rozpoczęli swoje zmagania w Lidze Fanów od spotkania z Górką, gdyż zastąpili zespół Sativy, który wycofał się z rywalizacji po pierwszej kolejce. Gospodarze na boisku wyglądali naprawdę niesamowicie mimo, że zgodnie z informacjami uzyskanymi od gospodarzy, to jeszcze nie jest ich najlepszy skład. Na boisku obejrzeliśmy więc kilka znanych twarzy z poprzednich lat, a ich przeciwnikiem była FC Górka, która w tym sezonie walczy o medale w 2 lidze. Od początku spotkania przeważali jednak gospodarze, którzy bardzo dobrze rozrzucali piłki na boki i wbijali je do pola karnego. Niestety doświadczona ekipa gości nie miała pomysłu jak ich zatrzymać i do przerwy Czarne Orły prowadziły 3:0. W drugiej połowie obejrzeliśmy w końcu równorzędną walkę między oboma zespołami, a na pierwszy plan wysunęli się Łukasz Dworakowski z zespołu Black Eagles i Dawid Nowicki z zespołu gości. Obaj byli pierwszoplanowymi postaciami , które miały największy wpływ na grę swoich drużyn. Dworakowski ten mecz może zaliczyć do wybitnie udanych, bo zakończył to spotkanie w 4 bramkami na koncie. Nowicki ciągnął grę swojego zespołu, ale niestety to było za mało. Ostatecznie Dawid zanotował 2 bramki, a Górka przegrywa ten mecz 9:4 i musi szukać punktów w kolejnych spotkaniach.
LIGA 3 |
UN MATE TEAM – ENERGIA (2:4)
Kolejne spotkanie i kolejne zwycięstwo zespołu Energii w meczu, w którym rywalem była ekipa UN Mate Team. W minioną niedziele mieliśmy okazję przyglądać się boiskowej rywalizacji w wymiarze niemalże interkontynentalnym. Zawodnicy z Argentyny rywalizowali bowiem z reprezentantami Ukrainy. Jak doskonale wiemy po dwóch kolejkach można stwierdzić, iż ta narodowość na boisku gospodarzom nie przypada do gustu. W pierwszym meczu sezonu odnieśli oni bowiem porażkę z obecnym vice liderem Ukranian Vikings 5:6. Tym razem nie było inaczej, mimo faktu, że UN Mate Team dzielnie stawiało opór do przerwy. Wynik 2:1 na korzyść piłkarzy w granatowych strojach był niestety niewystarczający. Zbyt krótka ławka gospodarzy, w obliczu bardzo szerokiej kadry meczowej wśród gości, była jednym z powodów, który zdecydował o porażce Un Mate Team. Goście czekali spokojnie na swoją szansę, wiedząc, że prędzej czy później przeciwnikom zabraknie siły. Efektem tego są trafienia Tarasa Mysko, Yuriiego Bilyawskiyego, oraz kapitalnego tego dnia Andriija Plekha, który poprowadził swoją drużynę do zwycięstwa zdobywając bramkę kontaktową, oraz finalnie ustalając rezultat na 2:4. Obydwie ekipy dały niesamowity popis, który cechowały wysokie aspekty techniczne jak i wolicjonalne. Zdecydowanie takie mecze lubimy, przez co nie możemy już doczekać się momentu, gdy oba składy po raz kolejny „skrzyżują rękawice" w rundzie rewanżowej.
OLD EAGLES KOŁO – FC KANONIERZY (11:3)
Old Eagles Koło w meczu z FC Kanonierzy od pierwszych minut kontrolowali przebieg spotkania. Potrafili szybko wyjść na prowadzenie, co spowodowało, że nabrali dużą pewność siebie. Mimo to, że rywale potrafili wysoko postawić szyki obronne, poprzez agresywne doskakiwanie po utracie piłki, to nie zrobiło na nich to większego wrażenia. W tej części gry Jan Fabian doskonale potrafił kreować sytuacje podbramkowe kolegom z drużyny, sam także wpisał się na listę strzelców. FC Kanonierzy mimo nieprzychylnego obrotu sytuacji wierzyli i przede wszystkim dążyli do zwrotu sytuacji, ale bezskutecznie. Zdenerwowany postawą kolegów bramkarz gości również nie pomagał, wychodząc wysoko i tworząc okazje do przejęcia piłki. Rutyniarze z Koła szli jak po swoje, a efektem kolejnych minut były bramki poszczególnych ligowców. Aż siedmiu z nich wpisało się na listę w pierwszej połowie! Do przerwy 9:1. Po zmianie stron tempo spotkania zdecydowanie siadło. Obie drużyny bardziej wyczekiwały ostatniego gwizdka niż poprawienia swojego rezultatu. Jednak warto zaznaczyć, że goście mimo swojej frustracji potrafili się postawić i wygrać tę część gry. Co prawda chybione strzały z kontrataków Orzełków przyczyniły się do takiego obrotu sytuacji, ale ambicji niewolno im odebrać. Ostatecznie wynik spotkania zakończył się zwycięstwem Old Eagles Koło z Kanonierami 11:3.
UKRANIAN VIKINGS – BONITO WARSZAWA (9:5)
Wikingowie z Ukrainy w tym sezonie walczą o mistrza 3 ligi, a na ich drodze stanęła ekipa Bonito Warszawa. Młodzi graczy drużyny gości świetnie zaczęli przygodę z Ligą Fanów, bo wygrali pierwszy mecz, ale teraz czekało na nich arcytrudne zadanie, bo powszechnie wiadomo, że Wikingowie to zespół, który ma niesamowicie mocne zestawienie osobowe. Od początku mogliśmy zauważyć, że Wikingowie przeważają w tym meczu, a ich gra wyglądała naprawdę dobrze. Strzelanie rozpoczął Ivan Markovych, a po nim dwukrotnie do siatki trafiał Roman Mazur. Przyszedł jednak czas, żeby goście się obudzili, a worek z bramkami otworzył Leon Hendigery. Od tego momentu na boisku siły trochę się wyrównały, aczkolwiek Wikingowie byli po prostu morderczo skuteczni. Przed przerwą trafił Markovych, a odpowiedział mu ponownie Hendigery, więc na przerwę schodziliśmy przy stanie 4:2. Bonito miało nadzieję, ale zostały one szybko rozwiane, bo Wikingowie uciekli po przerwie na wynik 8:2 i nie było właściwie już wątpliwości, kto będzie lepszy w tym starciu. Mimo to, gracze gości ambitnie gonili wynik i spotkanie zakończyło się rezultatem 9:5. Gracze z Ukrainy potwierdzili, że w tym sezonie celują w złoto, a tymczasem Bonito już wie, że w tej lidze słabych drużyn nie ma i czeka ich prawdziwa batalia w tym sezonie.
FUSZERKA - PERŁA WWA (3:6)
Do rywalizacji między Fuszerką, a Perłą Wwa gospodarze przystąpili w dość okrojonym składzie, co w pewnym momencie meczu okazało się zgubne dla ekipy Jarosława Batorowskiego. Pierwsze minuty to zdecydowana przewaga ze strony gości. Fuszerka wyprowadzała mało ataków i skupiła się raczej na grze z tyłu, a taktyka ta przyniosła efekty odwrotne do zamierzonych. W 5 minucie wynik otworzył Piotr Bober, a w 9 minucie podwyższył Mateusz Socha i zrobiło się 0:2 dla Perły. Dwa stracone gole podziałały na Fuszerkę motywująco i ożywienie w ataku przyniosło błyskawiczne efekty. Najpierw gola kontaktowego zdobył Szymon Owczarek, a już po minucie był remis, kiedy golkiper Perły skapitulował po strzale Siarheia Panimasha. Wynik remisowy 2:2 utrzymał się do przerwy, a po gwizdku wznawiającym grę szybką bramkę zdobył Mateusz Socha. Zawodnicy Perły długo nie nacieszyli się z przewagi, bo już akcję później wyrównał Piotr Wrotny. Niestety fortuna nie była tego dnia po stronie Fuszerki, bo kontuzja z pierwszej połowy ostatecznie wykluczyła z gry Szymona Owczarka i gra bez zmiany spowodowała, że gospodarze zaczęli opadać z sił. W 33 minucie bramkę kolejki zdobył Michał Pasiorowski, który potężnym strzałem z dystansu umieścił piłkę w samym okienku bramki Damiana Pakuły. Po wznowieniu gry Fuszerka błyskawicznie straciła piłkę i kolejnego gola zdobył Piotr Bober i było już praktyczne po meczu, choć do ostatniego gwizdka pozostał jeszcze kwadrans. Zawodnicy Fuszerki starali się gonić wynik, ale świetne zawody rozegrał Darek Pocztowski i nie dał się już pokonać ani razu. Pod koniec meczu bramkę na 3:6 zdobył Piotr Stańczewski i Perła Wwa zgarnęła trzy punkty. Dla Fuszerki jest to wyraźny znak, że może powalczyć w 3 lidze, ale musi popracować nad frekwencją.
FC BALLERS - FC MELANGE (3:4)
Oba zespoły przystępowały do tego spotkania w różnych nastrojach, ponieważ gospodarze przegrali inauguracyjny mecz, natomiast goście swój pewnie wygrali. FC Ballers od pierwszych minut musieli poradzić sobie bez nominalnych bramkarzy, którzy zostali zgłoszeni na początku rozgrywek. Oba zespoły grały bardzo szeroko i opierały swoją grę o rozgrywanie przez boczne strefy boiska. Już pierwsza okazja gości przyniosła duże zagrożenie rywalom, ale niestety piłka odbiła się jedynie od słupka i wróciła do gry. Kolejne minuty przynosiły Melanżowiczom kolejne sytuacje do wyjścia na prowadzenie. Po wywalczeniu rzutu rożnego do jego wykonania podszedł Łukasz Słowik, który w polu karnym wypatrzył Bartka Podobasa, a ten pewnym strzałem głową umieścił piłkę w siatce. Zaledwie kilka minut później gospodarze doprowadzili już do wyrównania po dobrym strzale z dystansu Karola Mileja. Gra stała się bardziej wyrównana, ale obu drużynom brakowało ostatniego podania. Przed końcem pierwszej połowy ponowne prowadzenie gościom dał Podobas, który wykorzystał nieuwagę rywala i sprytnie umieścił z rzutu wolnego piłkę w siatce. W drugiej części spotkania ponownie mogliśmy podziwiać fenomenalne interwencję Bartka Jakubiela, który imponuje stabilną formą. Jednak musiał skapitulować na rzecz Patryka Podlaskiego, który doprowadził do ponownego remisu. Kilka minut później Słowik odnalazł się przed polem karnym rywala i pokonał bramkarza rywali. Niestety ponownie w obronie gości znalazła się luka, którą wykorzystał Cezary Małecki i mecz ponownie rozpoczął się na nowo. W ostatnich minutach spotkania gra defensywna FC Melange była już ustabilizowana i pozwalała rywalom jedynie na strzały z dystansu, które nie stanowiły zagrożenia dla Jakubiela. Komplet punktów w tym meczu zapewnił Słowik, którzy niskim i precyzyjnym strzałem z rzutu wolnego pokonał bramkarza gospodarzy. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 3:4. Jest to wynik, do którego gracze FC Melange przyzwyczaili nas w okresie trwania ligi letniej.
LIGA 4
LTM WARSAW – FC RADLER ŚWIĘTOKRZYSKI (6:4)
Pojedynek LTM Warsaw z FC Radler Świętokrzyski zapowiadał się interesująco, głównie dlatego, że w obu zespołach występują ponadprzeciętni zawodnicy ofensywni, którzy swoją postawą w Lidze wyróżniają się na tle snajperów z innych drużyn. Początek spotkania to wymiana ataków, które skutkowały wynikiem 1:1. Mieliśmy wrażenie przed meczem, że gospodarze raczej będą wiedli prym w trakcie spotkania, ale sytuacja mimo wyniku była zgoła inna. Radler przeprowadzał sporo groźnych akcji, głównie kontrataków. W tej części spotkania wyróżniali się na tle rywali większą swobodą i kontrolą gry. Tempo meczu było na zadowalającym poziomie, obie ekipy grały czysto. Sędzia zbyt często nie musiał być rozjemcą. Autorami kolejnych bramek byli ponownie Krzysiek Kulibski i Maciej Lis, dzięki czemu na przerwę schodziliśmy z wynikiem remisowym 2:2. Druga połowa to zmiana sytuacji o 180 stopni. LTM strzelili dwie kolejne bramki i wydawało się, że niemoc Radlera utrzyma się do końca spotkana, głównie z powodu braku planu B, przy pomocy którego mogliby wrócić do meczu. W końcu ta sztuka im się udała, jednak ostatnie słowo należało do gospodarzy, którzy wykazali się trochę większym cwaniactwem. Na pochwały zasługują bramkarze obu drużyn, ale ostateczne jeden z nich wrócił do domu na tarczy. Gospodarze wygrali 6:4.
BYCZKI STARE BABICE – KS IGLICA WARSZAWA (4:6)
Byczki ze Starych Babic w tym sezonie muszą mierzyć się nie tylko z wyższym poziomem rozgrywkowym, ale też z kontuzjami, które nawiedzają ten zespół w ostatnim czasie. Strata Patryka Putkowskiego na pewno ma swoje znaczenie, bo obecnie Byczki nie przychodzą na mecze w bardzo szerokim składzie, a to miało znaczenie w niedzielnym starciu. Mecz zaczął się od bramek dwóch Danieli – Majchrzaka i Szmańdy, którzy wyprowadzili Iglicę na dwubramkowe prowadzenie. Przebudzili się jednak gospodarze za sprawą Dawida Głowackiego, który trafił na 1:2. Chwilę później z rzutu wolnego trafił jednak Michał Wszeborowski i wróciliśmy do dwubramkowego prowadzenia Igliczan. Tak naprawdę, to końcówka pierwszej połowy miała przebieg jak cała druga odsłona gry. Najpierw Maciek Piasecki zmniejszył straty, by kilka minut później trafił Mateusz Fejcher i Iglica na przerwę zeszła z wynikiem 2:4. Po przerwie sytuacja wyglądała podobnie, Byczki zmniejszały straty do jednej bramki, a Iglica z powrotem uciekała na bezpieczną odległość trafień. Ostatecznie w tym arcyciekawym meczu padł wynik 4:6, a Iglica udowadnia po raz kolejny, że z taką frekwencją wszystko wygląda po staremu, a Igliczanie znów biją się o medale, zamiast drżeć o spadek. Tymczasem Byczki muszą przełknąć gorycz porażki i skupić się już na kolejnych spotkaniach.
MARGERITA TEAM - FC POPALONE STYKI (1-5)
Mecz Margerita Team z będącymi dużym znakiem zapytania graczami FC Popalonych Styków był wyjątkowym wydarzeniem z uwagi na udział przedstawicielki płci pięknej. Julia Błażejowska już na rozgrzewce zwróciła naszą uwagę spektakularnym przygotowaniem fizycznym, a jak się później okazało, także i wyszkolenie techniczne było na bardzo wysokim poziomie. Bardzo szybko udowodniła swoją klasę, gdyż już w pierwszej akcji na 0:1 zaliczyła asystę przy bramce Kamila Paszka. Ten sam zawodnik był autorem trafienia na 0:2, kiedy to po błędzie obrony przejął piłkę i potężnym uderzeniem nie dał szans Kacprowi Pawłowskiemu. Przewaga gości była bardzo widoczna, a jej zwieńczeniem były akcje Wojtka Koniecznego, po których wynik pierwszej odsłony meczu brzmiał 0:4. Ten który kończył strzelanie w premierowej części potyczki był także egzekutorem rzutu wolnego, po którym padła bramka na 0:5 na początku drugiej połowy. Margerita miała kilka bardzo ciekawych akcji ofensywnych, jednak brakowało wykończenia, ale chyba przede wszystkim szczęścia, gdyż wielokrotnie piłka o centymetry mijała słupki bramki strzeżonej przez Krzysztofa Grabowskiego. Ta sztuka udała się w końcu Patrykowi Czajkowskiemu, który zdobył bramkę na 1:5 dobijając piłkę z bliskiej odległości. Było wówczas zdecydowanie za późno na pogoń za wynikiem i takim też rezultatem zakończyły się popołudniowe zawody na Picassa.
WIERNY SŁUŻEWIEC – AWANTURA WARSZAWA (4:2)
Mecz Wiernego Służewca z Awanturą Warszawa można śmiało nazwać pojedynkiem na piękne gole. Już po kilku minutach kapitalnym uderzeniem z rzutu wolnego popisał się Marcin Kowalski, który dał prowadzenie ekipie ze Służewca. Wierny dodatkowo przez 3 minuty grał w przewadze po żółtej kartce dla przeciwnika, ale nie był w stanie na tyle przycisnąć rywala, by powiększyć swój dorobek. Awantura próbowała wyrównać, ale jak już dochodziła do w miarę czystej sytuacji, to brakowało jej zawodnikom lepszego wykończenia i oddawane strzały nie stanowiły większego zagrożenia. W pierwszej połowie zobaczyliśmy jeszcze jedną bramkę, której autorem był Piotr Gratkowski i do przerwy mieliśmy wynik 2:0 dla Wiernego. Po zmianie stron dało się zauważyć coraz większą przewagę Awantury. Nadal jednak dobrze spisywała się defensywa gospodarzy, a między słupkami pewnie interweniował Grzegorz Łapacz. W końcu goście się przełamali, dzięki precyzyjnemu strzałowi z dystansu Bastiana Giroud. Gdy wydawało się, że Awantura pójdzie za ciosem, Wierny odpowiedział bramką na 3:1. Po tym golu, ekipa ze Służewca cofnęła się do głębokiej defensywy, praktycznie oddając pole oponentom i szukając swoich szans w kontrach. Awantura coraz mocniej atakowała i miała sporo okazji, lecz dopiero kapitalny strzał w okienko Artura Dębskiego przełamał obronę Wiernego. Gdy wydawało się, że remis jest już tylko kwestią czasu, Piotr Gratkowski uderzeniem z własnego pola karnego przelobował wysoko wysuniętego bramkarza Awantury i ustalił wynik meczu na 4:2. Choć goście przeważali przez większą część spotkania, to jednak o zwycięstwie zadecydowała dobra gra defensywna Wiernego.
VIRTUALNE Ń - OLDBOYS DERBY (5-5)
Prawdziwy dreszczowiec zafundowali nam gracze Virtualnego Ń oraz pierwszego zespołu OldBoys Derby. Zaczęło się po myśli gości, którzy zdecydowanie lepiej weszli w mecz i chyba lepiej czuli piłkę, gdyż ta dość zaskakująco często była niezbyt precyzyjnie przyjmowana przez doświadczonych graczy gospodarzy. Wynik otworzyło trafienie Andrzeja Kalinowskiego, który po indywidualnej akcji dość pewnie umieścił piłkę w bramce strzeżonej przez Jurka Modzelewskiego. Parę minut później na 0:2 podwyższył zabójczo skuteczny napastnik o "twarzy dziecka", czyli Wojtek Nowak. Przebieg gry wskazywał, że to goście są w lepszej dyspozycji dnia, jednak "Ń" to zespół, który nie raz podnosił się z większych deficytów bramkowych. Za odrabianie strat wziął się Szymon Kolasa, który pewnie wykonał "wapno" podyktowane po nieprzepisowym zagraniu w polu karnym. Za ciosem postanowił pójść duet Robert Zając oraz Filip Giełczewski, gdzie pierwszy z Panów popisał się dokładnym podaniem, a drugi wpisywał się na listę strzelców ustalając wynik pierwszej odsłony na 2:2. Tuż po przerwie "Wirtualnym" udało się wyjść na prowadzenie, kiedy to po akcji wykreowanej przez Szymona Kolasę do bramki trafił Bartek Kaca. Wyraźnie ich gra się poprawiła, a duża w tym zasługa duetu Szymon Kolasa oraz Bartek Kaca, gdyż to właśnie oni zapewnili prowadzenie gospodarzom 4:2 po dobrze wykonanym rzucie rożnym. OldBoje jednak nie zamierzali wracać tego wieczoru na tarczy i po raz kolejny tego dnia uruchomili swojego cichego kata. Najpierw po "klepce" duetu Łukasz Łukasiewicz i Wojtek Nowak, do bramki na 4:3 trafił ten drugi, a następnie pięknym lobem popisał się Jacek Pryjomski, doprowadzając do kolejnego remisu w tym meczu. Kiedy po aucie wykonanym przez Marcina Wiktoruka piłkę do bramki strzałem głową skierował Wojtek Nowak, trybuny oszalały. Musiały jednak ucichnąć dosłownie w ostatniej minucie meczu, kiedy do piłki wyrzuconej z autu dopadł Marcin Dawydzik i golem na 5:5 zapewnił podział punktów. Emocje jak na Gran Derbi !
LIGA 5 |
PRAGA WARSZAWA – MUNJA (7:2)
Praga Warszawa w niedzielny poranek podejmowała na arenie Grenady Munję. Obie ekipy liczyły nampunkty choć jak pokazała pierwsza kolejka w odmiennych nastrojach przystępowały do rywalizacji. Gospodarze wygrali tydzień temu swoje spotkanie z Tornado, a goście zaliczyli mały falstart przegrywając zdecydowanie z Sante. Początek należał do ekipy Michała Konopki i już na początku po przechwycie Kacper Drozdowicz pokonał bramkarza rywali. Praga podrażniona takim obrotem sytuacji szybko zaczęła dominować na boisku. Kolejne akcje dały wyrównanie. Paweł Orzechowski obsłużył idealnym podaniem Patryka Pawłowskiego, który ze stoickim spokojem skierował piłkę do bramki rywali. Po chwili było już 2:1 dla ekipy z Pragi. Po rzucie rożnym rykoszet zmylił bramkarza gości i piłka wpadła do siatki. Rozpędzeni gospodarze jeszcze przed przerwą dorzucili dwa trafienia. Munja miała okazję by strzelić bramkę dającą kontakt, ale napastnik minimalnie pomylił się w stu procentowej sytuacji. Po 25 minutach było 4:1. Po zmianie stron goście starali się odrobić straty. Mieli jednak tego dnia słabą skuteczność. Mimo, że starali się stwarzać okazje, to brakowało ostatniego podania, a gdy strzelali już na bramkę to nie mieli szczęścia bo piłka obijała słupki, bądź też bramkarz przeciwników dobrze interweniował. Praga nastawiła się na kontry i mając w tym dniu sporo jakości w ofensywie strzelała kolejne bramki. Munja grała do końca, ale stać ją było tylko na trafienie Kacpra Drozdowicza w końcówce spotkania. Gospodarze zasłużenie zgarniają komplet punktów umacniając się w czubie tabeli, a goście po dwóch słabych meczach muszą jak najszybciej postarać się o dużo lepszą grę i nadal czekają na swoje premierowe punkty w tym sezonie.
PRZYPADKOWE GRAJKI - TORNADO SQUAD (6:4)
Bardzo zacięty mecz rozegrały między sobą ekipy Przypadkowych Grajków oraz Tornado Squad. W zapowiedziach stawialiśmy zespół Czarka Klimkowskiego w roli faworyta, ale początek spotkania zdecydowanie należał do drużyny przyjezdnej. Już w 3 minucie wynik otworzył Patryk Bejnarowicz wykorzystując zamieszanie pod bramką Damiana Staniszewskiego. W 7 minucie Patryk ponownie pokonał golkipera Przypadkowych, a dwie minuty później gola na 0:3 zdobył Michał Nawrocki. Defensywa Grajków trochę przespała początek spotkania, ale na szczęście koledzy w napadzie wzięli się do roboty i po chwili bramkę kontaktową zdobył Czarek Gozdołek. Nie minęły dwie minuty, a błąd w rozegraniu wykorzystał Adam Szczeczko, a po kolejnych pięciu minutach był już remis po golu Michała Marczyka. Tym razem to Przypadkowe Grajki były zdecydowanie w natarciu, ale ostatnie słowo w pierwszej połowie należało do Patryka Bejnarowicza, który skompletował hat-tricka i wyprowadził swój zespół na prowadzenie chwilę przed końcem pierwszej połowy. Druga część spotkania należała już zdecydowanie do drużyny Czarka Klimkowskiego. Gospodarze przycisnęli w ataku, co przyniosło błyskawiczny efekt w postaci gola Piotra Pieńkowskiego. PG zasypywało bramkę Kamila Rutowicza gradem strzał, ale golkiper Tornado Squad dwoił się i troił między słupkami i długo nie dawał się pokonać. Dopiero w 35 minucie skapitulował po strzale Adama Szczeczko i Przypadkowe Grajki po raz drugi w tym spotkaniu wyszły na prowadzenie. Tym razem jednak tego prowadzenia ekipa gospodarzy nie oddała i choć drużyna Michała Nawrockiego rzuciła wszystkie siły do ataku i praktycznie zamknęła Przypadkowych na ich połowie, to kropkę nad i w 48 minucie postawił Maciek Wiernio i po emocjonującej końcówce Przypadkowe Grajki wygrały z Tornado Squad 6:4
EAST TEAM - SANTE (4:3)
Mecz pomiędzy East Team, a Sante był od pierwszych minut rozgrywany na bardzo wysokim tempie. Obie drużyny były dobrze przygotowane pod kątem motorycznym i kondycyjnym. Na boisku było dużo rotacji, wiele twardych starć, czasami nawet zbyt ostrych, ale sędzia kontrolował przebieg spotkania. Wynik meczu otworzyli ligowcy występujący w barwach East Team, ale Sante nie odstawali od nich na krok. Ich główną bronią była gra z kontrataku i to ona w dużej mierze zadecydowała, że najpierw wyrównali, by później utrzymać prowadzenie do przerwy 2:3. Po zmianie stron gospodarze byli bardziej mobilni, ale przede wszystkim skuteczni, co zaowocowało powrotem do spotkania. Mimo wielu niedokładności z obu stron, to ostatnie 10 minut należało do East Team. Najpierw strzelili bramkę z rzutu karnego, by chwilę później zdobyć zwycięską bramkę na 4:3. Końcówka była nerwowa i Sante mogli jeszcze wyrównać stan meczu, lecz ta sztuka im się nie udała. W ten sposób East Team odnosi swoje pierwsze zwycięstwo w historii występów w Lidze Fanów i przesuwa się na bezpieczne miejsce w tabeli. Z kolei Sante po powrocie do naszych rozgrywek doznało pierwszej porażki i w kolejnych spotkaniach będą mieli się wziąć za siebie, bo na pewno nikt nie odda im łatwo pola gry w tych rozgrywkach.
FC ALBATROS – ADP WOLSKA FERAJNA (6:2)
Początek spotkana między Albatrosami, a ADP Wolską Ferajną był rozgrywany na wysokiej intensywności. Było sporo szarpanej gry, ale mecz mógł się podobać, bo w szeregach obydwu zespołów każdy był zaangażowany w ofensywę, jak i w defensywę. Wynik spotkania po skutecznie wyegzekwowanym rzucie karnym otworzył Cezary Małecki. Do przerwy żadna z ekip nie zaznaczyła wyraźnej przewagi i mogliśmy być przekonani, że rezultat do przerwy 2:1 nie jest przesądzony. Po zmianie stron tę część spotkania zdominowali gospodarze, którzy szybko odskoczył na trzy bramki, a ich sytuację „poprawił" jeden z zawodników ADP, który został przez sędziego ukarany najpierw żółtą, a późnej czerwoną kartką. Gra jeszcze bardziej się zaostrzyła. Czuć było w powietrzu, że drużyny nie sympatyzują za sobą. Niepotrzebne docinki tylko utwierdziły w tym przekonaniu. Goście mimo gry w osłabieniu byli w stanie w kilku sytuacjach wyjść obronną ręką, ale na pewno ta decyzja sędziego z wymierzeniem takiej kary bardzo im skomplikowała grę. Mecz nieco stracił na tempie i jakości i w zasadzie kilka dobrych minut przed końcem meczu moglibyśmy wskazać wygrany zespół. Na słowa uznania zasługują bramkarze obydwu ekip, którzy podejmowali dobre, skuteczne interwencje. I to głównie dzięki ich pomocy wynik nie oscylował w granicach po 10 bramek zdobytych przez drużyny. Finalnie gospodarze wygrali 6:2
BRD YOUNG WARRIORS – STADO SZAKALI (5:12)
Bardzo ciekawie zapowiadał się pojedynek zespołów BRD Young Warriors oraz Stado Szakali, ponieważ obydwie drużyny w pierwszej kolejce odniosły zwycięstwa. Pierwszy kwadrans meczu był bardzo wyrównany. Dwukrotnie jako pierwsi bramkę zdobywali gospodarze, na co chwilę potem odpowiadali ich rywale. Od stanu rywalizacji 2:2 delikatną przewagę osiągnęli goście, którzy w ciągu minuty wyszli na dwubramkowe prowadzenie. Chwilę później zawodnik gospodarzy został ukarany żółtą kartką i przewagę wykorzystali goście strzelając kolejne dwie bramki. Dzięki bardzo dobrej końcówce pierwszej połowy spotkania drużyna Stado Szakali na przerwę schodziła z czterobramkowym prowadzeniem. Początek drugiej części meczu należał zdecydowanie do gospodarzy, którzy dwukrotnie pokonali bramkarza przeciwników i do dwóch bramek zmniejszyli stratę do swoich rywali. Niestety dla nich to było wszystko na co było ich stać tego dnia. Od tego momentu zwiększyła się przewaga drużyny gości, którzy systematycznie powiększali przewagę nad rywalami. Na kolejne stracone cztery bramki, tylko raz się udało odpowiedzieć zespołowi BRD. Ostatnie minuty to kolejne skuteczne akcje zespołu gości , które ostatecznie ustalają wynik spotkania na 5:12. Byliśmy świadkami bardzo ciekawego spotkania, które obfitowało w wiele bramek. W lepszych humorach z boiska schodzili zawodnicy Stado Szakali, którzy po dwóch seriach spotkań mają komplet punktów. Zespół BRD Young Warriors musiał tym razem uznać wyższość swoich przeciwników i pierwszy raz w tym sezonie musieli zejść z boiska jako pokonani.
LIGA 6 |
SLAVIC WARSZAWA – LUJWAFFE TARCHOMIN (4:3)
W różnych nastrojach przystąpiły do tego spotkania obydwie ekipy. Drużyna Slavic Warszawa bardzo wyraźnie przegrała w pierwszym swoim meczu i do rywalizacji z Lujwaffe Tarchomin przystępowała z zerowym dorobkiem punktowym. Ich rywal tydzień wcześniej bez większych problemów poradził sobie ze swoimi przeciwnikami i to on stał w roli faworyta tego spotkania. Początek spotkania pokazał, że przedmeczowe prognozy często nie pokrywają się z rzeczywistością, ponieważ pierwszą bramkę już na początku meczu zdobyli gospodarze. Po kilku minutach gościom udało się pokonać bramkarza rywali i w protokole meczowym widniał remis. W pierwszych dwudziestu pięciu minutach wpadły jeszcze dwie bramki. Najpierw z rzutu karnego trafił zawodnik gospodarzy, a następnie wynik pierwszej połowy ustalił Kamil Kobus strzelając bramkę na 2:2. Początkowe minuty drugiej części meczu to przede wszystkim ostra walka w środku pola podczas której żadna z drużyn nie odstawiała nogi. W 35 minucie doszło do małych przepychanek na boisku czego efektem były trzy żółte kartki dla graczy obdywu zespołów. Grę w przewadze jednego zawodnika doskonale wykorzystali gospodarze, którzy po raz kolejny wyszli na prowadzenie. Grając już w pełnych składach hat-tricka skompletował Jacek Wojtala, dzięki czemu zawodnicy Slavic wyszli na dwubramkowe prowadzenie. Ostatnie słowo należało do ich rywali, jednak było to tylko trafienie zmniejszające porażkę do jednej bramki. Zespół Slavic odnosi w pełni zasłużone zwycięstwo i zapisuje na swoim koncie pierwsze punkty. Chłopaki z Lujwaffe Tarchomin stracili pierwsze punkty w tym sezonie i w tabeli zrównują się punktami ze swoimi rywalami.
BAD BOYS – HISZPAŃSKI GALEON (5:6)
Zarówno zawodnicy Bad Boys jak i Hiszpańskiego Galeonu nie będą mile wspominać pierwszej kolejki. Obydwie drużyny poniosły porażki i doskonałą szansę na podreperowanie swojego bilansu punktowego miały w niedzielne popołudnie. Lepiej mecz rozpoczęła młodzież z drużyny gości, której gra była bardzo dynamiczna, przez co od początku stwarzali sobie dużo sytuacji bramkowych. Po dziesięciu minutach w protokole meczowym widniał już wynik 2:0 dla zawodników Hiszpańskiego Galeonu, którzy w kolejnych minutach coraz bardziej podkręcali tempo spotkania. Gospodarze nie byli w stanie ani razu skutecznie zagrozić bramce rywali, którzy pod koniec pierwszej połowy dorzucili kolejne dwa trafienia. Wynik do przerwy 0:4 dla gości to najmniejszy wymiar kary. Na początku drugiej połowy losy meczu wydawały się przesądzone. Mariusz Grześkiewicz skompletował hat-tricka i powiększył prowadzenie swojej drużyny do pięciu bramek. Nieoczekiwanie od tego momentu za robotę wzięli się gospodarze, którzy coraz śmielej stawiając wszystko na jedną kartę atakowali bramkę rywali. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Kolejne minuty to stopniowe zmniejszanie różnicy bramkowej pomiędzy drużynami. Na pięć minut przed końcem spotkania niemożliwe stało się faktem - Bad Boysi odrobili całą stratę i zdołali wyrównać. Ostatnie minuty to wymiana ciosów, z której zwycięsko wyszli goście ustalając wynik na 5:6. Ostatecznie pierwsze punkty zdobywają zawodnicy Hiszpańskiego Galeonu, którzy perfekcyjnie zagrali w pierwszej połowie spotkania. Zawodnicy Bad Boysów po raz drugi tracą bramkę w ostatnich fragmentach spotkania i w dalszym ciągu na ich koncie widnieje 0 w rubryce zdobytych punktów.
COSMOS UNITED - MIEJSKIE ZIEMNIACZKI (5:7)
Pojedynek Cosmos United z Miejskimi Ziemniaczkami wlał w nas dużo pozytywnych emocji. Obie drużyny z wielką energią i optymizmem przystąpiły do tego spotkania. Warto także odnotować, że ww. ekipy wystąpiły w szerokich składach, z czego się bardzo cieszymy. Pierwsza połowa rozgrywana była w szybkim tempie, nikt się nie oszczędzał. Po strzeleniu przez każdy zespół po jednej bramce kontrolę nad spotkaniem przejęły Ziemniaczki i to one w swoich licznych atakach, w których brało udział zawsze kilku zawodników, z minuty na minutę powiększali prowadzenie. Do przerwy 1:4, a w zespole gości wyróżniał się Paweł Żurek. Nasze oczy cieszył szczególnie fakt, że MZ coraz śmielej radzą sobie w naszej lidze, a po zeszłorocznych problemach nie ma już śladu i Ziemniaczki w tym sezonie chyba zaatakują podium. Po zmianie stron mecz stał się jeszcze bardziej otwarty, za sprawą czego mogliśmy obserwować kolejne bramki z obydwu stron. Cosmos mimo ciekawych akcji musiał uznać wyższość Kuby Jarosza, który skutecznie odpierał strzały rywali. Ostatecznie po dobrym meczu Miejskie Ziemniaczki utrzymały prowadzenie i finalnie zwyciężyły 5:7. Między innymi dzięki takim rozstrzygnięciom tabela 6 ligi jest szalona, bo po 2 spotkaniach nie ma już drużyny, która miałaby komplet zwycięstw w 2 meczach. Tabela zrobiła się płaska jak deska, a to zapowiada ogromne emocje na tym poziomie rozgrywkowym.
COMPATIBL - LAISSEZ FAIRE UNITED (4:3)
W zapowiedziach pisaliśmy, że pojedynek CompatiBLu z Laissez Faire United będzie jednym z bardziej wyrównanych meczów w tej kolejce i nasze przewidywania okazały się nad wyraz trafne. W drużynie gospodarzy zabrakło kilku kluczowych zawodników i Andrii Hrynda zmuszony był do dokonania transferu na ostatnią chwilę, ale wzmocnienia okazały się bardzo skuteczne. Już od pierwszego gwizdka Compatibl przystąpił do ataku i Vlad Yarmolenko postraszył bramkarza gości Motjaritje Honga strzałem z dystansu. W 5 minucie Vlad wykorzystał zamieszanie pod bramką Laissez Faire i otworzył wynik spotkania, ale goście odpowiedzieli błyskawicznie trafieniem Adama Mierzejewskiego. CompatiBL znów atakował i Vlad Yarmolenko posłał wyśmienite podanie do Andriia Hryndy, ale strzał został obroniony przez golkipera ekipy przyjezdnej. W 15 minucie Aliaksandr Volin podwyższył na 2:1 po podaniu Vlada Yarmolenki. Pierwsza część spotkania zdecydowanie lepiej wyglądała w wykonaniu drużyny z Białorusi. Podopieczni Tomka Kołodziejczuka atakowali często i groźnie, ale rozbijali się o ciasno ustawioną obronę gospodarzy i nie mogli znaleźć drogi do bramki Leonida Isayeni. Za to bramkę do szatni strzałem z dystansu zdobył Yauheni Volin i CompatiBL schodził na przerwę z bezpiecznym prowadzeniem 3:1. Kapitan Laissez Faire wykorzystał chwilę odpoczynku na przedyskutowanie taktyki i w drugiej części spotkania drużyna gości prezentowała się zdecydowanie lepiej, a poukładana i bardziej agresywna gra przyniosła dwie bramki Adama Mierzejewskiego. Przy stanie 3:3 obie drużyny nie forsowały tempa i zamurowały się w obronie starając się szukać okazji w kontratakach. W 41 minucie Vlad Yarmolenko dośrodkował, a Andrii Hrynda wyprzedził bramkarza zdobywając gola na 4:3. Gol ten okazał się zwycięski i choć Laissez Faire rzuciło wszystkie siły do ataku, nie było w stanie pokonać bramkarza Compatiblu i sędzia zagwizdał koniec meczu. CompatiBL odniósł nieco wymęczone zwycięstwo, ale patrząc na wyrównaną walkę w 6 lidze trzy punkty wywiezione z tego meczu mogą się okazać bardzo cenne.
FC TARTAK – MOBILIS (5:3)
Arcyciekawie zapowiadał się pojedynek Drwali z Mobilisem rozegrany wieczorową porą na Arenie Picassa. Goście w pierwszym spotkaniu zremisowali z CompatiBLem i na Białołękę przyjechali po pierwsze 3 punkty w tym sezonie. Mobilis miał ogromną nadzieję na kolejne zwycięstwo, więc szykowało nam się prawdziwe widowisko. Początek meczu to spore zaskoczenie, bo Tartak wyszedł napakowany jak kabanos, mimo dość wąskiej frekwencji na ten mecz. Pierwsze skrzypce z przodu grał duet Łukasz Łukasiewicz i Maciek Piasecki, którzy byli autorami dwóch pierwszych trafień dla Drwali. Po drugiej stronie mieli jednak godnych rywali bo Paweł i Alek Janiszewscy nie zamierzali być gorsi od swoich oponentów. Ostatecznie po 25 minutach bardzo zaciętego spotkania na tablicy wyników ukazał się wynik 3:2. Po przerwie dość szybko trafił Aleksander Peszko i Drwale uciekli na 2 bramki przewagi. Mimo to, Mobilis się nie poddawał, a oglądanie w akcji Olka Janiszewskiego to prawdziwa przyjemność. Młody gracz Mobilisu zadbał o to, żeby kilku Drwali miało lekkie zawroty głowy po tym spotkaniu. To właśnie Olek był autorem trafienia na 4:3, a wykorzystał w świetny sposób podanie od swojego taty i Mobilis znów był w kontakcie. W międzyczasie świetnie bronił w bramce Łukasz Kulesza, który postawił prawdziwy autobus między słupkami gości. To jednak nie wystarczyło na Łukasza Łukasiewicza, który wykorzystał podanie od swojego kapitana i Drwale uciekli na 5:3. Ostatnie minuty były nerwowe, bo za żółtą kartkę wyleciał Aleksander Peszko, a Drwale musieli bronić się w osłabieniu. Ostatecznie Tartak wygrał i... objął prowadzenie w tabeli z 4 punktami na koncie.
LIGA 7 |
KUBANY – FC POLSKA GÓROM (3:5)
Dzień na Arenie Picassa rozpoczęliśmy od starcia Kubanów z FC Polska Górom. Gospodarze walczyli o frekwencję do końca, ale ostatecznie ich zawodnik nie dojechał, a Kubany musiały walczyć w osłabieniu. Momentami jednak nie było tego widać, bo gospodarze byli bardzo waleczni, a gościom zdarzało się trochę przysnąć. Początek spotkania należał jednak do Polska Górom, bo zawodnicy Olka Kuśmierza atakowali raz za razem bramkę gospodarzy, ale brakowało im skuteczności. Jednak nie od dziś wiadomo, że Olek Kuśmierz to prawdziwy kapitan. Dwa rajdy przeprowadzone przez pół boiska i wynik na tablicy wynosił 0:2. Kubany jednak zdobyły nasze serca, bo się nie poddały. Najpierw Roman Papadiuk, a chwilę później Konstanty Antoniuk i Kubany wyrównały przed przerwą. Nic więcej nie wpadło, więc remis wyglądał na sprawiedliwe rozstrzygnięcie. Po przerwie w końcu udało się trafić Mally'emu i Kuśmierzowi, a goście znów wyszli na dwubramkowe prowadzenie. Kubany nie poddawały się, a rozmiary porażki zmniejszył ponownie Papadiuk. Ostatnie słowo należał jednak do FC Polska Górom, a wynik 3:5 poszedł w świat. Kubany muszą lepiej nastawić budziki na następny mecz, ale mimo to, ich gra wyglądała bardzo dobrze. Z kolei Fc Polska Górom zwycięskie, ale skuteczność woła o pomstę do nieba.
LAGA WARSZAWA – FC DZIKI Z LASU (7:1)
Mecz 2 kolejki i starcie obu ekip, które po pierwszym rozegranym spotkaniu miały komplet punktów czyli Laga Warszawa kontra Dziki z Lasu. Nic na początku meczu nie zapowiadało, że ujrzymy tak jednostronne widowisko, ponieważ obie ekipy prowadziły w początkowej fazie gry wyrównane spotkanie, prób zdobycia bramki nie brakowało, jednak wszystkie strzały były niecelne lub dobrą formę pokazywali bramkarze obu drużyn. Przy takiej dużej ilości ataków piłka musiała w końcu znaleźć drogę do bramki i tak też się stało, a worek z bramkami się rozwiązał. Strzelanie rozpoczął Wzorek, który dostając piłkę od Święckiego przed pole karne, mocnym strzałem w lewe okienko nie dał żadnych szans bramkarzowi. Kolejne próby strzałów zaczęły w końcu dawać efekty i tak po adnym dograniu piłki w pole karne przez Burasa piłkę w siatce umieścił Żółtkowski. Koniec połowy należał do drużyny Lagi i to oni zdołali jeszcze w niej dorzucić na swoje konto dwa trafienia, a ich autorami zostali Góras i Dmitruk. Pewne było, że jeżeli drużyna Dzików nie zdoła znaleźć sposobu na piłkarzy gospodarzy, wynik końcowy może być znacznie większy. Obrali oni taktykę gry z kontrataku, ale gra pozycyjna drużyny gospodarzy była zdecydowanie lepsza i to oni mieli już na swoim koncie 5 trafień. Do prób na strzelenie chociaż honorowego gola wzięli się zawodnicy drużyny przyjezdnej i przez chwilę przejęli inicjatywę gry zdobywając w końcu pierwsze trafienie w tym meczu. Strzelcem tego gola został Adamczyk ale to trafienie pozostało właśnie tym jedynym jakiego udało im się zdobyć, a piłkarze Lagi dobili ich jeszcze dwoma trafieniami. Wynik końcowy tego meczu to 7:1 i dla jednych jest to dobry prognostyk na dalsze zmagania ligowe, druga ekipa musi ten mecz poddać analizie, żeby już więcej takie wpadki im się nie przytrafiały.
KS ZŁOTY STRZAŁ – ŻOLIBALL (3:8)
Chłopaki z KS Złoty Strzał po ostatniej kolejce, która nie poszła po ich myśli zdecydowali się szukać punktów w meczu z Żoliball'em. Również tym razem pierwsza połowa zdecydowanie należała do przeciwników. Serię goli goście rozpoczęli od strzału Kamila Lanka przy asyście Tomasza Pomorskiego. Tomek jako nowy transfer drużyny zachwycił w swoich debiutanckim meczu na boiskach Ligi Fanów. W całym meczu strzelił dwie bramki oraz zaliczył aż trzy asysty. Jest to zdecydowanie dobra wróżba dla drużyny z Żoliborza na resztę sezonu. Spotkanie do końca pierwszej połowy było zdominowane przez gości, a wynik do przerwy wyniósł 0:5. W drugiej części meczu promienie, które odbijały się w długich włosach drużyny KS Złoty Strzał zdekoncentrowały przeciwników, a piłkę w siatce umieścił Tony Nguyen przy asyście Aleksandra Sitka. Kolejny gol był samobójczy, a przyczynił się do tego bramkarz Złotego Strzału - Stanisław Wołoszko ustanawiając wynik na 1:6 dla gości. W dalszej części spotkania sędzia wyznaczył jeszcze dwie jedenastki dla obu drużyn. Niezwykle pewnie w dolnym rogu bramki umieścił piłkę Jan Garnczarek. Żoliball również wykorzystał swoją okazję. Spotkanie zakończyło się wynikiem 3:8. Na podkreślenie zasługuje występ Macieja Dąbrowskiego, który pomimo wysokich strat w wyniku z ogromnym oddaniem czyścił pole gry. a jego pseudonim na koszulce "Ściana" doskonale to obrazował.
KS PARTYZANT WŁOCHY – WIECZNIE DRUDZY (1:8)
Spotkanie drugiej kolejki siódmej ligi pomiędzy drużynami KS Partyzant Włochy, a Wiecznie Drugimi było dla obydwu drużyn swoistą szansą. Goście walczyli o pierwsze zwycięstwo w sezonie po porażce 2:4 z Dzikami z Lasu, natomiast gospodarze liczyli na kolejne zwycięstwo – tym razem odniesione na boisku, gdyż ich inauguracyjny rywal nie zdołał dojechać na mecz. Pierwsza połowa miała zdecydowanie wyrównany charakter, ponieważ wynik do przerwy wynosił zaledwie 0:2. Obydwie bramki padły z fantastycznie rozegranych rzutów wolnych i dzięki temu to właśnie Wiecznie Drudzy mogli zejść na odpoczynek z większym optymizmem i podniesionymi głowami. Druga odsłona tego pojedynku to już natomiast absolutna dominacja rywali Partyzanta Włochy. Kolejne sześć trafień graczy w żółtych strojach zdecydowanie wybiło przeciwników z równowagi – czego pokłosiem były kolejne, nieudane i chaotyczne akcje. Gracze z warszawskich Włoch zdołali odpowiedzieć zaledwie jednym golem autorstwa kapitana drużyny - Michała Amanowicza, co rzecz jasna było zbyt małym wkładem własnym aby odmienić losy rywalizacji. Mamy nadzieje, że dla Partyzanta jest to jedynie wypadek przy pracy, ponieważ pamiętając ich mecze z ligi letniej wiemy na co stać tą drużynę. Dla graczy Wiecznie Drugich natomiast należą się najszczersze gratulacje, gdyż dzięki temu zwycięstwu wrócili do gry o awans, zrównując się tym samym punktami z Więcej Sprzętu Niż Talentu.
FFK OLDBOYS – WIĘCEJ SPRZĘTU NIŻ TALENTU (7:4)
Ten mecz zdecydowanie stał na wysokim poziomie i obie ekipy pokazały się w nim z dobrej strony. Dostaliśmy podczas oglądania tego spotkania dużo piłki na wysokim poziomie i przeżyliśmy wiele emocji. Pierwsi do ataku przystąpili gracze WSNT i to oni dyktowali podczas początkowych minut tempo gry, wykonując kilka ciekawych lecz niestety nieskutecznych akcji. Aż w końcu udało im się przełamać i zdobyli pierwszą w tym meczu bramkę. Po podaniu przed pole karne, silnym i pewnym strzałem popisał się zawodnik z nr 9 – Krysiak, nie dając bramkarzowi gospodarzy żadnych szans na skuteczną interwencję. Później ten sam zawodnik podszedł do rzutu wolnego i nie mogło być inaczej... lewa strona boiska prawy róg i mieliśmy wynik 0:2. Mimo dobrej gry, wynik znacząco odbiegał od oczekiwań graczy FFK, więc wzięli się za jego odrabianie. Po pięknym, ekwilibrystycznym golu Yakowienki, który dostając górną piłkę, stojąc tyłem do bramki zdołał zamienić ją na swoje pierwsze trafienie w tym meczu, coś się ruszyło i FFK ruszyło na poważnie do przodu. Ten sam zawodnik jeszcze w pierwszej połowie dorzucił na swoje konto kolejne trafienie dobijając strzał Sosnówki, który bramkarz gości zdołał obronić, ale przy drugiej próbie nie miał już szans. Pierwsza połowa była bardzo wyrównana, a odzwierciedleniem tego był remisowy wynik. Druga połowa natomiast ułożyła się pod dyktando drużyny gospodarzy. Pierwszym ciosem popisał się Sosnówka, który ładnym zwodem odwrócił się z piłką i w prawy róg posłał piłkę do bramki. Przez moment graczom gości przyszło też grać w osłabieniu po faulu żółtą kartkę otrzymał Krysiak, a to wykorzystali zawodnicy Oldboysów i trzeciego gola na swoje konto dorzucił Yakowienko, który popisał się ładnym strzałem z woleja znowu stojąc tyłem do bramki. Dzięki temu trafieniu miał już na swoim koncie hat-tricka. Po powrocie do gry w pełnym zestawieniu gracze Więcej Sprzętu niż Talentu zdobyli bramkę na 5:3 i kto wie jakby wyglądał wynik, gdyby nie przyszło im grać przez ten moment mniejszą ilością graczy, ponieważ w pełnym ustawieniu radzili sobie zdecydowanie lepiej. Jednak pod koniec meczu do skuteczności powrócił duet Yakowienko – Sosnówka. Byli to jedyni w tym meczu zawodnicy drużyny gospodarzy, którzy zdobywali bramki i asysty. To za ich sprawą kolejne 3 punkty powędrowały na konto właśnie tego zespołu.
LIGA 8 |
NAF GENDUŚ – JUNAK (2:5)
Między 170, a 320 kg, moc silnika od 17 do 19 KM – to nie magazyn techniczny tylko opis fabryczny najcięższego czterosuwowego motocyklu Junak. Drużyna gości nosząca tą nazwę pokazała, że wybór nie był przypadkowy. W spotkaniu pomiędzy ekipami NAF Genduś, a Junakiem to właśnie goście powoli rozpędzali swoją maszynę. Mimo, iż początek meczu należał do gospodarzy, którzy objęli prowadzenie dzięki Pawłowi Madejowi w 13 minucie, gracze w pomarańczowych trykotach zdołali przejąć inicjatywę w późniejszych etapach rywalizacji. Wszystko dzięki postawie lidera drużyny Yuriyego Trusha, który zdołał pokonać golkipera rywali Jarosława Dusińskiego dwukrotnie, dając tym samym sygnał kolegom z drużyny, że przeciwnik jest na wyciągnięcie dłoni. Wynik 2:5 nie oznacza jednak, że był to dla nich łatwy sprawdzian. Gracze NAF Genduś dwoili się i troili aby przeszkodzić swoim rywalom, niejednokrotnie obijając obramowanie bramki przeciwnika. Mimo tego: spokój i koncentracja w kluczowych momentach zadecydowały o tym, że to właśnie Junak zdobył tego dnia komplet punktów. Pomogła im w tym niewątpliwie czerwona kartka dla bramkarza rywali – co osłabiło przeciwnika znacząco. Trafienia Sałajczyka wprost z rzutu wolnego, oraz Krzysztofa Krzewińskiego po asyście Bartłomieja Szrejnera z drugiej połowy zapewniły im komfort, który sprawił, że rywal mógł czuć się bezsilnie w obliczu tak dobrze zorganizowanej drużyny.
BOROWIKI – DECCO TEAM (8:8)
Starcie, w którym obie ekipy miały coś sobie do udowodnienia. Przed rokiem Borowiki szły jak burza, od zwycięstwa do zwycięstwa, ale Decco Team wygrało z nimi i opóźniło marsz Grzybków po tytuł. W tym sezonie te dwie ekipy znów mają okazję mierzyć się ze sobą w jednej lidze. Początek spotkania był wyjątkowo wyrównany, bo obie ekipy wymieniły się po „razie" i mieliśmy remis na tablicy wyników. Wtedy jednak Decco Team wrzuciło 5 bieg, a dzięki trafieniom Michała Janika i Piotra Srebro wyszli na prowadzenie 1:4. To wyraźnie zdenerwowały Borowików, którzy zaczęli grać dużo lepiej z przodu. W ofensywie przypomniał o sobie Mykola Senkiv, co poskutkowało tylko jednobramkową stratą w pierwszej połowie – 4:5. Gdy Michał Janik zdobył bramkę zaraz po przerwie wydawało się, że to Decco zgarnie pełną pulę w tym meczu. Jednak okazało się, że gospodarze nie zgadzają się z naszą tezą. Mykola Senkiv ruszył do ataku, wspomogli go Stachacz i Lechowicz, a to dało nam wynik 8:6. Wtedy myśleliśmy, że to jednak Borowiki wygrają, bo ich gra bardzo nam się podobała. Nic z tego. Decco Team się obudziło i wyrównało stan meczu. Ostatecznie wynik 8:8 uznajemy za sprawiedliwy, aczkolwiek tyle się działo, że sami nie wiemy, jak to opisać minuta po minucie.
FC PO NALEWCE – ELITARNI GOCŁAW (3:3)
Drużyna FC Po Nalewce od delikatnego falstartu rozpoczęła zmagania w jesiennej edycji ligi, ulegając wyraźnie swoim przeciwnikom. Ich rywal - Elitarni Gocław trochę lepiej wypadli w pierwszym meczu zdobywając jeden punkt. Chcąc walczyć o górną część tabeli obydwie drużyny liczyły na zdobycie kompletu punktów. Po pierwszych minutach bliżej realizacji tego planu byli goście, którzy za sprawą Łukasza Eljasiaka wyszli na prowadzenie. Ich radość trwała tylko kilka minut, ponieważ do wyrównania doprowadził Sławek Ogorzelski. Ostatnie słowo w pierwszej części meczu należało jednak do gości, którzy strzelając bramkę na 2:1 ustalili wynik pierwszej połowy. Po krótkiej przerwie bramkę zdobyli gospodarze, dzięki czemu kolejny raz mieliśmy w tym meczu remis. W 35 minucie po raz trzeci na prowadzenie wyszli zawodnicy Elitarnych Gocław, którzy tym razem z prowadzenia cieszyli się prawie do ostatniego gwizdka sędziego. Jak to często bywa słowo "prawie " robi wielką różnicę. Przekonali się o tym zawodnicy gości, którzy w końcowych fragmentach spotkania kolejny raz stracili jednobramkowe prowadzenie. Po chwili sędzia zakończył ten bardzo wyrównany pojedynek, FC Po Nalewce jak i Elitarni Gocław mogli dopisać do swojego dorobku po punkcie. Obydwie drużyny nie mogą do końca być zadowolone ze zdobycia tylko jednego punktu, ponieważ ich strata do czołowych lokat w ligowej tabeli robi się coraz większa.
ORŁY BIAŁE AUUU – A.D.S. SCORPION'S (3:5)
Ze względu na ubiegłotygodniowe wyniki minimalnym faworytem spotkania był zespół A.D.S. Scorpions, który w pierwszym pojedynku okazał się lepszy od swoich rywali. Gospodarz tego spotkania - Orły Białe Auuu wyraźnie przegrali swój pierwszy mecz i do tego spotkania przystępowali z zerowym dorobkiem punktowym. Na domiar złego na mecz stawili się tylko w sześcioosobowym składzie co mogło mieć duże znaczenie w końcowym rozrachunku. Początek meczu należał do gości, którzy byli bardziej aktywni pod bramką swoich rywali. Liczne ich ataki kończyły się niepowodzeniem. Z drugiej strony boiska skutecznością imponowali przeciwnicy, którzy większość akcji kończyli bramką. Efektem tego był niespodziewany wynik do przerwy 4:0 dla gospodarzy, którzy do bólu wykorzystali wszystkie błędy przeciwników nie tracąc przy tym bramki. Druga połowa zaczęła się od ponownych ataków zespołu Scorpionsów, jednak kolejne minuty nie przynosiły zmiany rezultatu. Pierwszą bramkę zespół ten strzelił dopiero w 33 minucie. W kolejnej akcji strzał zawodnika gości wylądował na słupku. Ostatnie dziesięć minut spotkania to rewelacyjna postawa zespołu gości, którzy w ostatniej części meczu zdołali czterokrotnie pokonać bramkarza rywali nie tracąc przy tym bramki i wyprowadzając swój zespół na prowadzenie, którego już do końca meczu nie oddali. Bohaterami spotkania okazali się rezerwowy bramkarz gości Jakub Rudnik, który nie dał się pokonać przeciwnikom oraz Aleksander Wawrowski - autor trzech ostatnich trafień swojej drużyny. Zawodnikom Orłów Białych Auuu należą się wielkie brawa za postawę przez większość meczu, jednak z powodu braków kadrowych nie zdołali utrzymać swojego prowadzenia do końca meczu. Natomiast postawa A.D.S. Scorpions pokazuje, że warto grać do końca i wierzyć w końcowy sukces.
SPORTOWE ZAKAPIORY - TSUBASA OZORA (8:3)
W ramach drugiej kolejki rundy jesiennej Sportowe Zakapiory podejmowały Tsubasa Ozora na arenie Picassa. Obie drużyny przed tym spotkaniem nie odniosły porażki w pierwszym meczu tego sezonu, więc można było spodziewać się dość zaciętego meczu. Tego dnia w lepszej dyspozycji była jednak ekipa Sportowych Zakapiorów. Już w pierwszych minutach spotkania na 1:0 trafił Łukasz Warchoł po podaniu od Michała Podleckiego. Jednak nie musiał on czekać długo na kolejną bramkę, bo po chwili ponownie skierował piłkę do siatki, tym razem po akcji indywidualnej. Z minuty na minutę przewaga gospodarzy rosła, a z nią pojawiały się kolejne okazje na zdobycie bramek. Po wielu próbach na 3:0 strzelił Piotr Maciak. Festiwal strzelecki gospodarzy trwał, a kolejne trafienie dołożył Daniel Lasota. Przed końcem pierwszej części spotkania Sportowe Zakapiory podwyższyły swoje prowadzenie na 5:0 po trafieniu Marcina Sojczyńskiego, który przejął piłkę od obrońcy rywala. W drugiej połowie goście nieco zwolnili tempo gry, ale nie było to dla nich przeszkodą w zdobywaniu kolejnych bramek. Na 6:0 trafił Podlecki, a podawał do niego Łukasz Figura. Kilka minut później goście niespodziewanie wywalczyli rzut karny, którego nie wykorzystał Dariusz Gutkowski. Kolejna bramka była autorstwa Sojczyńskiego, któremu dogrywał Maciuk. Zawodnicy Sportowych Zakapiorów będąc pewnym zwycięstwa zaczęli odpuszczać krycie, co stwarzało okazję dla rywala. Przez kolejne minuty gracze Tsubasy rozstrzelali się i zanotowali trzy trafienia pod rząd. Niestety było już zbyt mało czasu na odrobieniu strat. Wynik spotkania na 8:3 ustalił Warchoł, a gospodarze odnieśli zasłużone zwycięstwo nad Tsubasą Ozora.
LIGA 9 |
LEGION – TEKTON CAPITAL (1:4)
Na arenie Picassa w pięknych okolicznościach przyrody, przy świecącym słońcu mierzyły się ze sobą ekipy Legionu i Tekton Capital. Gospodarze potrzebują punktów i byli bardzo zmotywowani, żeby tym razem dopisać do swojego dorobku 3 punkty. Początek meczu mógł być dla nich obiecujący, bo po błędzie obrońcy drużyny przeciwnej, Ihor Rospodniuk stanął przed szansą na gola z rzutu karnego. Ku jego nieszczęściu bramkarz Tektonu obronił go i wynik pozostawał bezbramkowy. Przed przerwą ten sam zawodnik jednak miał okazję zrehabilitować się i tym razem się nie pomylił. Legion objął prowadzenie i do przerwy już go nie oddał. W przerwie męska rozmowa w Tektonie, która przyniosła oczekiwane skutki w drugiej połowie. W końcu Kapitalni weszli na swój poziom i zaczęli odrabiać straty. Dobrze rozegrany rzut z autu, fantastyczne akcje i z wyniku 1:0 dla Legionu, zrobiło się nam 1:4. Taki wynik oznacza, że Tekton wyraźnie zyskał w naszych oczach miano drużyny aspirującej do medali w tym sezonie. Z kolei Legion niestety aktualnie wydaje nam się ekipą, która będzie musiała się bronić przed spadkiem w tych rozgrywkach.
BARTOLINI PASTA – MORALNI ZWYCIĘZCY (10:3)
Zespół Bartolini Pasta bardzo dobrze rozpoczął przygodę z Ligą Fanów, pewnie pokonując swoich przeciwników. Ich rywal Moralni Zwycięzcy także zainkasował trzy punkty, jednak oni nie musieli wychodzić nawet na boisko, ponieważ ich przeciwnik nie stawił się na meczu. Pierwsze 15 minut meczu to koncertowa gra zespołu gospodarzy, którzy wykorzystali błędy w obronie gości i aż pięciokrotnie pokonali bramkarza rywali. Po tych ciosach lekko oszołomieni gracze Moralnych Zwycięzców raz skutecznie zakończyli swoją akcję bramką, jednak chwilę później bramkarz gości ponownie musiał wyjmować piłkę z siatki. W ostatnich sekundach pierwszej połowy po jednym trafieniu dorzuciły obydwie drużyny i na przerwę drużyny schodziły z wynikiem 7:2 dla gospodarzy. Początek drugiej połowy był zgoła odmienny od pierwszej części meczu, ponieważ lepiej w nią weszli zawodnicy gości strzelając jako pierwsi bramkę. Kolejne minuty to ataki obydwu drużyn, jednak żadna z nich nie zagroziła poważnie bramce rywali. Kolejne warte odnotowania rzeczy miały miejsce w ostatnich dziesięciu minutach spotkania. Błędy w obronie przeciwników trzykrotnie wykorzystali zawodnicy gospodarzy, dzięki czemu wynik końcowy brzmiał 10:3. Bohaterami spotkania zostali Krzysztof Gniadek oraz Przemysław Sierpiński, którzy skompletowali hat-tricka dla swojej drużyny. Pomimo ambitnej postawy zespół Moralnych Zwycięzców musiał uznać wyższość swoich rywali - Bartolini Pasta, którzy strzelając kilka bramek w pierwszej części tego spotkania w pełni kontrolowali przebieg meczu.
MIKSTURA - SHOT DJ (10-2)
Śmiało można powiedzieć, że spotkanie Mikstury potoczyło się dość jednostronnie za sprawą jednego zawodnika, który niemiłosiernie nękał defensywę ekipy Shot DJ. Tym człowiekiem był Rafał Jochemski, który jednak potrzebował kilku minut aby się uaktywnić na dobre. Zaczęło się po myśli gospodarzy, którzy objęli prowadzenie po bramce Marka Bogdańskiego. Przewaga w posiadaniu piłki przez Miksturę była bardzo widoczna, a międzynarodowy skład gości sporadycznie decydował się na odważne wypady ofensywne. Potwierdzeniem inicjatywy po stronie Mikstury była bramka na 2:0 autorstwa Mateusza Pawlika. Dość niespodziewanie gola kontaktowego zdobyli "DeeJay'e", kiedy do piłki dośrodkowanej z rzutu rożnego dopadł Gabriel Kermiche, notując trafienie kontaktowe na 2:1. Wtedy nastąpiła aktywacja "Johnego". Rafał po świetnym podaniu swojego bramkarza, Adriana Sosnowskiego, ustalił wynik pierwszej połowy na 3:1. Po zmianie stron "Johny" nie zwolnił tempa i rzutem z autu wykreował świetną okazję strzelecką, której nie zmarnował Mateusz Pawlik. Druga połowa była chyba bardziej jednostronna, a Rafał bawił się w niej doskonale, notując ostatecznie aż pięć trafień w meczu, do których dołożył dwie asysty. Drugie trafienie dla gości było dziełem Maxa Kli, który wykorzystał stratę rywala. Nie zmieniło to jednak za bardzo sytuacji w wyniku, a gospodarze ostatecznie cieszyli się z bardzo okazałej wygranej w wymiarze 10:2.
NIEDZIELNI - MARECKIE WYGI (5:7)
W 9 lidze na boiskach przy Picassa swój mecz rozegrali NieDzielni z Mareckimi Wygami. Po ostatnim spotkaniu Mareckie Wygi chciały dotrzymać tempa również w drugiej kolejce. Dynamika obu drużyn na początku spotkania prezentowała się porównywalnie do czasu, kiedy Michał Zduniak strzelił pierwszego gola przy asyście Damiana Zawłockiego. Niestety Michał w kolejnych minutach w trakcie zamieszania w polu karnym trafił również do własnej bramki co doprowadziło do wyniku 1:2, a do przerwy gospodarze jeszcze wyrównali wynik. Przy linii bocznej doszło do krwawego incydentu, który sprawił, że Paweł Jędrzejski na chwilę opuścił boisko by wrócić w kolejnych minutach i z oddaniem pomagać drużynie. Druga połowa przyniosła jeszcze więcej zaangażowania i emocji. Tempo zostało podkręcone i dzięki bramce Łukasza Kacprzaka NieDzielni prowadzili po raz pierwszy w tym spotkaniu. Ich szczęście nie trwało zbyt długo ponieważ Damian Glijer doprowadził do remisu, a Marcin Knaf postanowił jeszcze bardziej zepsuć humor gospodarzom i strzelił do bramki gola numer pięć. NieDzielni próbowali walczyć dzielnie, natomiast mecz zakończył się wynikiem 5:7. Mareckie Wygi notują świetny start w naszych rozgrywkach i sami jesteśmy ciekawi, ile potrwa ta ich świetna forma.
OLDBOYS DERBY II - GASTRO SPARTA (3:2)
W ramach 2 kolejki Oldboys Derby II podejmowali drużynę Gastro Sparta na Arenie Picassa. Oba zespoły zgromadziły się tej niedzieli w dosyć szerokich składach, więc kondycji i nóg do biegania im nie brakowało. Mecz od pierwszych minut był bardzo zacięty. Obie drużyny prezentowały podobny poziom i o przechyleniu szali na swoją korzyść decydowały jedynie detale. Jednym z nich była świetna postawa Rafała Wieczorka między słupkami gospodarzy, który swoimi interwencjami niejednokrotnie ratował kolegów z drużyny z opresji. Wynik spotkania otworzył Łukasz Tarasiuk dając prowadzenie rezerwom Oldboys'ów. Radość z bramki nie trwała długo, bo szybko stan meczu wyrównał Michał Opiński, który wykorzystał podanie od Karola Rodaka. Oba zespoły niczym w walce bokserskiej wymieniały się na przemian ciosami. Jednak celny należał tylko do gospodarzy, którzy przed gwizdkiem na przerwę ponownie wyszli na prowadzenie po trafieniu Marcina Sobczaka. Po wznowieniu gry goście chcieli jak najszybciej odrobić straty. Niestety sparzyli się na tym i zamiast strzelić to stracili kolejną bramkę. Po trafieniu Patryka Andrzejczyka gospodarze prowadzili już 3:1. W kolejnych minutach gra się spowolniła i coraz rzadziej drużyny gościły w polu karnym rywali. Wynik spotkania na 3:2 z rzutu karnego ustalił Rodak, którego bramka zapaliła płomyk nadziei na remis Gastro w tym spotkaniu.
LIGA 10 |
FUSZERKA II - FC ALLIANCE (2:9)
W ramach 2 kolejki Fuszerka II podejmowała drużynę FC Alliance na Arenie Picassa. Po ubiegłej kolejce na faworyta tego spotkania wykrystalizował się zespół gości, którzy zagrali bardzo dobre spotkanie. Na pewno w tym meczu zawodnikom obu ekip, którzy nie mieli lanków, utrudniała grę poranna rosa, przez którą zaliczali akrobacje jak w tańcu na lodzie. Od pierwszego gwizdka rezerwy Fuszerki ruszyły pewnie na przeciwnika, który potrzebował czasu, aby dobrze wejść w spotkanie. Początkowo niepewność w grze u graczy FC Alliance przyczyniła się do straty piłka przy ich polu karnym, które później na bramkę zamienił Rafał Spoder schodząc niczym Arjen Robben do środka i oddając mocny strzał. Utrata bramki podziałała mobilizująco na zawodników FC Alliance, którzy niezwłocznie ruszyli do odrabiania strat. Po jednej z akcji Mykola Sadowiec oddał strzał z bardzo ostrego kąta i zmieścił piłkę przy krótkim słupku doprowadzając do wyrównania stanu meczu. Z minuty na minutę rosła przewaga gości, ale gospodarzom towarzyszyło sporo szczęścia, gdy piłka odbijała się od poprzeczki i słupka ich bramki. Gracze rezerw Fuszerki mieli doskonałe sytuacje do objęcia prowadzenia, ale ich próby zatrzymał Mykola Gaidar. Przed końcem pierwszej odsłony spotkania podanie od Ilya Shyla wykorzystał Oleksiv Stefanovich wyprowadzając drużynę na prowadzenie. W drugiej części spotkania gospodarze mieli bardzo dobrze ułożoną grę w ofensywie, ale w szeregach defensywy popełniali zbyt dużo prostych błędów. Natomiast goście mieli dwóch głównych aktorów. Jednym z nich był Ivan Shyla, który prezentował ogromną skuteczność i umiał odnaleźć się w polu karnym rywala. Natomiast drugim był Oleksiv Stefanovich, który zawsze umiał znaleźć przestrzeń na boisku, aby dograć do Shyla. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 2:9 i po dwóch kolejkach goście mają komplet punktów utrzymując pozycję lidera w tabeli.
FC JORDANEK - FC WARSAW WILANÓW (1:9)
Dla drużyny FC Warsaw Wilanów było to pierwsze starcie na arenie Picassa. Było to widać od pierwszych minut spotkania, kiedy musieli przystosować się do rozmiarów boiska, które różnią się od tych na Grenady. Oba zespoły nie forsowały sił i spokojnie rozgrywały piłkę szukając wolnych przestrzeni do oddania strzału. Niestety, niektóre zagrania kończyły się stratą piłki przez nieodpowiednie obuwie zawodników względem panujących warunków. Z biegiem czasu goście zaczęli zakładać rywalom wysoki pressing. Przyczyniło się to do straty piłki przez jednego z defensorów Jordanka, który na bramkę zamienił Karol Kowalski. Kilka minut później miał rewelacyjną okazję do podwyższenia wyniku, ale zmarnował sytuację sam na sam. Druga połowa meczu była już bardzo jednostronna. Pomimo, że gracze gospodarzy walczyli o każdą piłkę i nie brakowało im chęci do gry to nie umieli tego przenieść na zdobywanie bramek. Natomiast goście spokojnie rozgrywali piłkę po ziemi i często gościli w polu karnym rywala. FC Warsaw Wilanów bezlitośnie rozklepywał przeciwników, a jego napastnicy z zimną krwią pakowali piłkę do siatki. Większość bramek zdobywał duet Świtalski i Kowalski. Zespół FC Jordanek nie składał broni i dalej starał się o zdobycie przynajmniej honorowego trafienia. Ta sztuka udała się Janowi Wojtyczek, który wykorzystał zagranie od Michała Szeniewskiego. FC Warsaw Wilanów odniósł pewne zwycięstwo i dokłada kolejne punkty do tabeli.
WÓLCZAŃSKIE SMOKI - FFK OLDBOYS II (5:6)
Po porażce Wólczańskich Smoków w ostatni weekend, zawodnicy z ogromną determinacją wyszli na boisko by przeciwstawić się drugiej drużynie FFK Oldboys. Słoneczna aura, która towarzyszyła meczowi motywowała obie drużyny do strzelania goli, których w tym meczu padło aż 11. Jako pierwszy drogę do siatki znalazł Daniel Filipowicz, któremu asystował Mateusz Wiśniewski. Kolejna bramka Mirosława Pisarka doprowadziła do prowadzenia Smoków 2:0. W tym momencie Oldboysi postanowili nie zostawać w tyle i po dwóch golach Yakovenki doprowadzili do remisu. Podczas przerwy zawodnicy naładowali swoje akumulatory i ze zdwojoną mocą ruszyli na drugą połowę. Kolejna część spotkania była zdecydowanie bardziej dynamiczna, a bramki dla jednej i drugiej drużyny tuż po przerwie padły ekspresowo. Trzecią i czwartą bramkę dla Smoków zdobył Krzysztof Roguski, natomiast dla FFK Oldboys - Jarek Michnowski. Doprowadziło to do remisu 4:4, a emocje z każdą minutą się zwiększały. Drużyny strzeliły przed końcem jeszcze po jednej bramce, a wynik rozstrzygnął się podyktowanym karnym, który wykonywał Vitalii Yakovenko. Spotkanie zakończyło się wynikiem 5:6. Mecz był niezwykle wyrównany, co pokazuje wynik, który przez całe spotkanie oscylował wokół remisu.
PREDICA – POLSKIE DREWNO (1:5)
W starciach pomiędzy Dawidem, a Goliatem niezwykle ciężko jest przewidzieć triumfatora. Nie chodzi nam oczywiście o potencjał obydwu ekip. Sprawa, do której nawiązujemy tą biblijną opowieścią tyczy się wielkości, a konkretniej ilości osób na ławce. Zespół Predici pojawił się na obiektach przy Grenady 16 aż w dwanaście osób. W praktyce oznacza to, że mogli oni wystawić dwie kompletnie różne meczowe szóstki, gdy ich rywale z Polskiego Drewna dysponowali zaledwie dwiema zmianami. Mecz ten jest przykładem, że nie ilość, a jakość zmian może mieć decydujący wpływ na wynik rywalizacji. W drużynie ubranej na biało widać było sporą dezorganizacje – pochodzącą jeszcze z braku zgrania. Mimo wysokiej porażki 1:5, to właśnie oni rozpoczęli strzelanie. Drużynę na prowadzenie po podaniu Miłosza Czerneckiego wyprowadził Tomasz Januszkiewicz. Niestety dla nich był to jedyny moment, w którym mogli pozwolić sobie na radość. Goście tego spotkania już przed przerwą zdołali odrobić straty – wychodząc przy tym jeszcze na skromne, jednobramkowe prowadzenie. Sposób na rywala w drugiej połowie znalazł nowy gracz Polskiego Drewna Piotr Kruszyński. To właśnie jego postać, naszym zdaniem odegrała kluczową rolę, będąc zamieszana w większość boiskowych sytuacji. Koledzy z drużyny mogli na nim polegać – w kluczowych momentach oddając mu futbolówkę z pełnym spokojem. Dzięki temu gracze w zielonych strojach mogą ze spokojem czekać na przyszłotygodniową rywalizację z FC Jordanek, która będzie dla nich szansą na odskoczenie grupie pościgowej.
BOROWIKI II – AWANTURA WARSZAWA II (0:6)
Kapitalne połączenie ofensywnej i skutecznej gry z bezbłędną obroną – te słowa idealnie oddają rywalizacje z 10 ligi, w której w meczu stanęły naprzeciwko siebie drużyny rezerw Borowików i Awantury Warszawa. Już od początku spotkania widać było kto będzie prowadził tego wieczora grę. Kapitalny Francuz Bastian Giroud, którego gra mogłaby być wzorem dla mniej rozpoznawalnego przy Grenady dalekiego kuzyna, oraz fantastyczne parady Marcina Kabańskiego dały Awanturze trzy punkty. Zwycięstwo 0:6 może, a nawet powinno cieszyć zawodników, gdyż występ ten przywraca im nadzieje po blamażu z pierwszej kolejki. Wszystko jak widać stoi jeszcze przed nimi otwarte, a spotkanie to jest dla nich jedynie okazją na podbudowanie się przed bezpośrednim starciem z liderującą drużyną FC Alliance. Będzie to zdecydowanie ciężki pojedynek, ale jak widać chłopaki w piłkę grać potrafią. Wiadomo również, że nie wszystko jest „zero jedynkowe" – z tego powodu musimy zachować obiektywizm i wypośrodkować trochę boiskową rzeczywistość. Drużyna gospodarzy mimo miernego wyniku zasługuje na pochwałę. Mowa tu konkretnie o Bartłomieju Folcu, który dwoił się i troił aby wynik nie ulegał drastycznym zmianom.
LIGA 11 |
FC TORPEDO - FC VIKERSONN (6:5)
Co tutaj się działo ?! Widowisko pełne skrajnych emocji zafundowały nam dwie ekipy ze wschodniej Europy. Mowa o FC Torpedo oraz FC Vikersonn. Od początku było wiadomo, że będzie to bardzo emocjonujący pojedynek, jednak aż takiego thrillera się nie spodziewaliśmy. Już w drugiej minucie dobry wyrzut z autu Yevheniego Kyrii wykorzystał Ivan Nasinnyk, wciskając piłkę do bramki strzałem po ziemi. Rzut rożny dla ekipy gospodarzy, dośrodkowanie Antona Liashuka i bramkę wyrównującą zdobywa Siarhei Zdanovich. Tego dnia zagrywki, w którym kluczowym elementem były stałe fragmenty gry, zdawały się być bardzo popularne, gdyż trafienie na 1:2 autorstwa Ivana Nasinnyka miało miejsce po rzucie z autu. Także trafienie na 1:3, po którym na liście strzelców pojawił się Vitalii Kyrii, było po stałym fragmencie, a konkretnie rzucie wolnym. Lekko zarysowała się przewaga gości, jednak w pogoń za wynikiem ruszyło Torpedo. Świetny tego dnia Anton Liashuk, po podaniu Uladzislaua Nazaruka skraca dystans do stanu 2:3. Jeszcze przed przerwą do wyrównania doprowadził wspomniany wcześniej Uladzislau Nazaruk, który mocnym strzałem z rzutu wolnego pokonał Romana Kravtisva. Zmiana stron i szaleńcze tempo oraz walka gol za gol trwa dalej. Roman Zelinskyi odnajduje dobrze ustawionego Antona Liashuka, a ten płaskim uderzeniem wyprowadzam swój zespół na 4:3. Mijają trzy minuty twardej walki i mamy 4:4, a to za sprawą gola zdobytego przez Yevheniego Kyrii, który uderzył piłkę rzuconą z autu przez Oleksandra Bilousa. Kilkadziesiąt sekund później radość w szeregach gości zapewnia Ihor Makhlai, gdyż jego trafienie daje prowadzenie 4:5 "Vikersonnom". Na boisku dochodzi do sporego zamieszania, dwóch zawodników dostaje żółte kartki. Długa dyskusja z sędzią oraz organizatorem sprawia, że mecz zostaje ostatecznie dokończony, mimo, iż jeden z zespołów miał wyraźne zastrzeżenia do decyzji arbitra. Z chaosu najlepiej skorzystał Anton Liashuk, którego trafienie doprowadziło do stanu 5:5. Wydawało się, że w tym arcywyrównanym meczu padnie remis, kiedy to do piłki podanej przez Liashuka doskoczył Mikita Hanchuk i zapewnił gospodarzom komplet punktów po zażartej, pełnej emocji walce. Końcowy wynik 6:5.
OLDBOYS III DERBY – POGROMCY POPRZECZEK (2:3)
Podczas drugiej kolejki piłkarskiej Ligi Fanów przyszło Nam oglądać starcie wyżej wymienionych drużyn. Spoglądając na tabelę Drużyna Gości, Pogromcy poprzeczek wychodzili do meczu licząc na dołożenie kolejnych trzech punktów do ligowej tabeli. Natomiast drużyna trzeciego zespołu Old Boys Derby liczyła, że uda im się zdobyć trzy punkty i zacząć piąć się w górę w ligowej Tabeli. Spotkanie rozpoczęło się od dużego pressingu ze strony Drużyny Pogromców, co zaczęło się przekładać na to, że w pierwszych minutach mieli kilka groźnych sytuacji na zdobycie bramki. Te sytuacje podniosły trochę poziom agresji wśród zawodników gospodarzy i tak po kopnięciu jednego z zawodników na skraju pola karnego została ustawiona piłka do wykonania rzutu wolnego. Gracz gości zamienił go nawet na bramkę jednak dobrze ustawiony sędzia dopatrzył się przewinienia na bramkarzu i to on wznowił grę ze swojego pola. Pierwsza połowa pod dyktando pecha i szczęścia, obie ekipy kończyły pierwsze 30min przy wyniku 0:0 Rozpoczynając drugą połowę liczyliśmy, że musi zostać strzelona bramka przez którąś z drużyn i tutaj już na samym początku sytuacją uległa zmianie i to drużyna OldBoysów była bliższa jej zdobycia. Jednak nie trwało to długo i jak to się potocznie mówi „Niewykorzystane Sytuacje lubią się mścić", a pierwszym golem w meczu, jakże upragnionym, popisał się zawodnik z nr 7 grający dla Pogromców - Bartłomiej Rafał, który po odbiorze piłki sam umieścił ją w siatce. Piłkarze Old boysów długo jednak nie pozostali na tę sytuację dłużni i chwilę później doprowadzili stan meczu do remisu za sprawą duetu Dominiewski – Jastrzębski, którzy przeprowadzili ładną akcję po ziemi i zamienili ją na bramkę. O drugiej bramce dla piłkarzy Pogromców zadecydował przypadek, ponieważ piłka po strzale Rafała zza pola karnego odbiła się od obrońcy Oldboysów kompletnie zmieniając kierunek jej lotu zaskoczyła bramkarza, który nie miał szans by cokolwiek zrobić. Mecz się kończył, a wynik pozostawał niezmienny, wtedy to akcję rozegrało dwóch kolegów z drużyny gospodarzy. Chmielewski dograł piłkę w pole karne do niepilnowanego Dudały, a ten dokładając do niej nogę pokonał bramkarza Gości. Emocje pozostawały w tym meczu cały czas na wysokim poziomie, a każda z ekip liczyła, że skończy ten mecz z wygraną. Tak też się stało, gola zdobyła ekipa, która w tym meczu wychodziła za każdym razem na prowadzenie, Niewiadomy upatrzył wolnego i dobrze ustawionego Rejmisia i wyłożył mu lekko uniesioną piłkę, a ten mocnym strzałem z podbicia nie pozostawił bramkarzowi żadnych szans na jej obronę. Zwycięsko z tego meczu wyszli piłkarze Poprzeczek, którzy w tym meczu kilka poprzeczek zaliczyli, co zdecydowanie ich ucieszyło. Liczymy, że obie ekipy będą walczyć na tym samym poziomie zaangażowania w kolejnych spotkaniach.
DYNAMO WOŁOMIN – VISTULA VARSOVIA (5:2)
W drugiej kolejce 11 Ligi Mistrzów na boisku stawiły się zespoły Dynama Wołomin i Vistuli Warszawa. Pierwsza ekipa wystawiła szeroką kadrę na ten mecz, także o ewentualne roszady w składzie nie musieli się martwić. Piłkarze Dynama już na początku dobrze weszli w mecz zdobywając bramkę jako pierwsi. Precyzyjnym strzałem popisał się Pasieka, który wcześniej dostał piłkę od gracza z nr 12 - Adamowskiego. Gra jednak mimo bramki była bardzo wyrównana i obie ekipy konstruowały akcję za akcją, jednak nie były one na tyle groźne żeby wynik uległ zmianie. Aż do momentu, gdy ładną składną akcję na jeden kontakt przeprowadzili zawodnicy z Wołomina i piłka znalazła się w polu karnym pod nogami Pasieki, a ten pewnie dokładając nogę zdobył w tym meczu drugą bramkę. W pierwszej połowie widzieliśmy dużo akcji z obydwu stron, jednak wynik już do końca pozostał taki sam. Drużyna Dynama miała na koncie 2 trafienia, a zawodnicy z Vistuli w gorszych nastrojach schodzili na przerw, ponieważ nie umieli pokonać bramkarza. Pewne było, że będą chcieli coś zmienić w drugiej odsłonie tego meczu i druga połowę zaczęli od zmasowanych ataków na bramkę gospodarzy. To się opłaciło mimo wcześniejszych niewykorzystanych okazji zdobyli w końcu kontaktową bramkę, którą podarował im bramkarz drużyny gospodarzy, który podał do nieswojego zawodnika, a wprost pod nogi Legackiego, który bez problemu to wykorzystał. Błąd Golkipera naprawili koledzy, a konkretnie Pasieka, który tym razem nie strzelił, lecz skutecznie asystował swojemu koledze z drużyn - Kozłowskiemu. Po tym ciosie zadanym przez Dynamo gracze Vistuli nie mogli się otrząsnąć i szybko stracili kolejną bramkę w krótkim odstępie czasowym znowu na listę strzelców wpisał się Kozłowski. Losy spotkania nie zostały już odwrócone, a kolejne trafienia zaliczyła drużyna spod Warszawy. I to oni w z kompletem punktów po tym meczu zajmują w swojej lidze miejsce na podium. Trzeba przyznać, że znowu pokazali się z dobrej strony i jako zgrany zespół mają szansę powalczyć o najwyższą lokatę.
ORŁY ZABRANIECKA – GREEN TEAM (4:3)
Mecz drugiej kolejki i starcie pomiędzy Orłami Zabraniecka, a ekipą Green Team miało w sobie drugie dno. Nie chodzi tu bynajmniej stricte o rywalizację, za której wygranie można było zgarnąć trzy punkty. Doskonale pamiętamy jak w poprzednim sezonie na boiskach 8 ligi prezentował się Piotr Osiński – w tamtym momencie jeszcze reprezentujący barwy gości. Transfer, który sam zawodnik argumentuje chęcią rozwoju, sprawiał, że przed meczem spodziewać mogliśmy się zaciętej rywalizacji, oraz wszelakich prób pokazania byłym kolegom, „że kontrakt można było przedłużyć". Spotkanie zaczęło się tym samym z widocznymi chęciami zdominowania rywala od pierwszych chwil. Obydwie drużyny badały się wzajemnie – sprawdzając na co mogą sobie pozwolić. Pierwsza śmielsza próba wstrzelenia futbolówki w pole karne zakończyła się nadspodziewanym sukcesem. Zawodnik Green Team'u mimo sporych problemów zdołał wytrącić rywali z równowagi – prokurując tym samym trafienie samobójcze w szeregach przeciwnika. Pechowy start nie przeszkodził jednak bohaterom tego zwycięskiego pojedynku w odniesieniu sukcesu. Po jednym z kilku samotnych wypadów z własnej bramki - to właśnie były gracz „zielonych", zdobył wprost kapitalną bramkę, której nie powstydziłby się niejeden wirtuoz. W drugiej połowie było już tylko ciekawiej. Kolejne dwa trafienia Piotra Osińskiego, oraz jedno Pawła Gęca (mimo trafienia kontaktowego na 4:3) zdołały zapewnić gospodarzom kolejny komplet punktów – a co za tym idzie utrzymanie miejsca w wyścigu o ligowe pudło.
PIWO PO MECZU FC – KOMETA WARSZAWA (0:14)
W pierwszej kolejce zawodnicy Piwo Po Meczu FC musieli uznać wyższość swoich przeciwników przegrywając spotkanie jedną bramką. W lepszych humorach do meczu przystępował zespół Kometa Warszawa, który w premierowym spotkaniu zdobył komplet punktów. Początek spotkania był bardzo wyrównany i dopiero w ósmej minucie pięknym strzałem wynik spotkania otworzył zawodnik gości Kami Pasik. Stracona bramka wyraźnie podłamała zawodników gospodarzy, którzy pojedynczymi atakami nie byli w stanie zagrozić bramce rywali. Ich dekoncentrację w obronie dwukrotnie wykorzystali przeciwnicy i odskoczyli na trzybramkową przewagę. Chwilę później najgroźniejszą sytuację stworzyli gospodarze, ale ich strzał wylądował na słupku. W tej części spotkania ponownie skuteczną akcję stworzyli goście i ustalili wynik pierwszej połowy na 4:0. Druga połowa spotkania to popis jednej drużyny, a konkretniej jednego zawodnika. Większość akcji ofensywnych przechodziła przez Daniela Ziółkowskiego, który seryjnie stwarzał zagrożenie pod bramką rywali. Efektem jego akcji było sześć bramek i pięć asyst, które ostatecznie dobiły zawodników gospodarzy. W drugiej połowie ani razu nie byli w stanie zagrozić bramce rywali i patrząc na sytuację na boisku wynik 0-14 nie powinien nikogo dziwić. Wielkie brawa dla zawodników Komety Warszawa za efektowną grę do końcowego gwizdka sędziego. Zawodnicy Piwo Po Meczu FC jak najszybciej muszą zapomnieć o tym spotkaniu i skupić się na walce o zdobycze punktowe już od następnego spotkania.
Poz | Zespół | M | Pkt. | Z | P |
---|---|---|---|---|---|
4 | TUR Ochota | 11 | 18 | ||
5 | ALPAN | 11 | 15 | ||
7 | FC Kebavita | 11 | 10 | ||
3 | FC Otamany | 11 | 25 | ||
6 | In Plus & Pojemna Halina | 11 | 12 | ||
9 | Explo Team | 11 | 8 | ||
2 | Gladiatorzy Eternis | 11 | 28 | ||
8 | Esportivo Varsovia | 11 | 9 | ||
10 | Warsaw Bandziors | 11 | 4 | ||
1 | EXC Mobile Ochota | 11 | 29 |