USUŃ NA 24H
MENU LIGOWE
POZIOMY ROZGRYWEK
AKTUALNOŚCI
ROZGRYWKI
STATYSTYKI
FUTBOL.TV
TURNIEJE
WYWIADY
Puchar Fanów
GALERIA
Ekstraklasa
1 Liga
2 Liga
3 Liga
4 Liga
5 Liga
6 Liga
7 Liga
8 Liga
9 Liga
10 Liga
11 Liga
12 Liga
13 Liga
14 Liga
RAPORT MECZOWY - 17. KOLEJKA!

O nie, w ten weekend zdecydowanie nie wiało nudą! Na warszawskich boiskach mogliśmy oglądać 57 spotkań, a kilka z nich miało spory ładunek emocjonalny. Swoje mecze przegrał Mobilis, FC Tartak, Laga czy Kometa, przez co 6 i 7 liga zrobiły nam się na finiszu bardzo ciekawe. Po 3 ważne punkty na swoje konto dopisały sobie ekipy Warszawskiej Ferajny i Eternis, które przedłużyły nadzieje na medale. A co działo się na pozostałych poziomach i boiskach przeczytacie w naszych cotygodniowych relacjach meczowych.

 

EKSTRAKLASA

 

CONTRA - TUR OCHOTA 2:11

Walczący wciąż o brązowe medale Tur podejmował Contrę, która pogodziła się już ze spadkiem z ligi. Świadczy o tym choćby skład, który przyjechał na Grenady, by po prostu dograć sezon do końca. Goście tym razem mieli kilku zawodników, którzy ostatnio nie pojawiali się na spotkaniach z różnych przyczyn i to zapowiadało raczej dominację ekipy z Ochoty. Od pierwszej minuty to właśnie Tur prowadził grę i kwestią czasu były pierwsze trafienia dla tego zespołu. Zaczął kapitan Konrad Kowalski, który po strzale Rafała Polakowskiego musnął piłkę, a ta kompletnie zmyliła Macieja Antczaka. Po chwili było już 0:2. Po akcji zespołowej Marcin Konopka miał na tyle dużo czasu, że mógł precyzyjnie uderzyć i podwyższyć wynik. Contra próbowała, ale szczelna obrona Tura nie pozwalała na za wiele przeciwnikom. Jedynie Tomasz Zagórski sprawiał zagrożenie pod bramką, w której stał Rafał Polakowski i to właśnie jemu udało się strzelić jedynego gola w pierwszej połowie. W końcówce uaktywnił się Paweł Tarnowski i to on dołożył kolejne bramki i świetnie wyglądał szczególnie w grze kombinacyjnej. Do przerwy było 1:6. Po zmianie stron Tur mając wynik grał swoją grę i przyjemnie się patrzyło jak piłka chodzi między zawodnikami jak po sznurku. Contra się starała, ale nie miała zbyt wiele argumentów. Tur powiększał przewagę, a jedynego gola w drugiej połowie dla gospodarzy zdobył Radek Parszewski. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 2:11. Contra już definitywnie spada z ligi i nie ma już matematycznych szans, które jeszcze miała przed tą kolejką. Tur czekał na ruch East Windu, bo w przypadku porażki teamu Sebastiana Dąbrowskiego ekipa z Ochoty może zapewnić sobie miejsce na podium.

 

IN PLUS POJEMNA HALINA - NARODOWE ŚRÓDMIEŚCIE 7:1

In Plus & Pojemna Halina wciąż pozostawała w walce o mistrzostwo najwyższego poziomu rozgrywkowego, ale wpływ na to miało kilka czynników i to już niezależnych tylko od samych zawodników Pojemnej Haliny. Narodowe Śródmieście zajmujące ostatnie miejsce w tabeli w teorii miało okazać się łatwym rywalem dla wyżej renomowanych gospodarzy. In Plus & Pojemna Halina standardowo szybko zaatakowała swoich rywali, oczywiście dużo roboty robił bramkarz, który grał niemal na połowie Narodowego Śródmieścia, ale o zdobycie bramki było trudno. Dopiero po upływie kwadransa podanie Jana Skotnickiego wykorzystał Rafał Barzyc i otworzył wynik spotkania. Narodowe Śródmieście grało zaskakująco dobrze, nie pozwalali rywalom zbyt łatwo dochodzić do sytuacji bramkowych, a nawet samemu kilka sobie stwarzając. Efektem tych starań była bramka dająca wyrównanie, którą zdobył Alan Małecki. Pojemna Halina w pierwszej połowie zdobyła jeszcze jedną bramkę i z prowadzeniem 2:1 schodzili na przerwę. Druga połowa to już popis gospodarzy, a w szczególności wciąż walczącego o tytuł najlepszego asystenta ligi Jana Skotnickiego. Kilka efektownych zagrań, ładne bramki i w końcu upragnione zwycięstwo Pojemnej Haliny. Osobne słowo należy się graczom Narodowego, którzy walczyli dzielnie i zagrali naprawdę niezły mecz, zabrakło trochę sił i pewnie trochę czystych umiejętności, ale walka o każdą piłkę robiła wrażenie.

 

EAST WIND - FC IMPULS UA 2:4

East Wind przystąpił do tego spotkania mocno osłabiony, bez wielu kluczowych zawodników, którzy przebywali w tym czasie w słowackich Koszycach. To odbiło się też na jakości zespołu gospodarzy, który siłą rzeczy nie przypominał tego, którego widzieliśmy w tej rundzie. East Wind zaczął więc spokojnie, czekając na rywala na własnej połowie. Impuls przejął w takim wypadku prowadzenie gry. To przyniosło wymierny efekt, bo już w 4 minucie wynik otworzył Vasyl Ivaniuk, dobijając z bliskiej odległości odbitą przez bramkarza piłkę. Ten sam zawodnik podwyższył na 0:2 mocnym strzałem z dystansu. East Wind próbował rewanżować się tym samym, ale aż nadto widać było braki z przodu. Trudno było gospodarzom dojść do klarownej sytuacji pod bramką rywala, a strzały z dystansu albo mijały bramkę, albo dobrze wyłapywał je bramkarz Impulsu. Gdy w końcu udało się zagrać skuteczną klepkę zabrakło szczęścia, bo piłka ostatecznie wylądowała na poprzeczce. W odpowiedzi Impuls trafił w słupek, a następnie znów zabrakło im milimetrów, by piłka po raz trzeci wpadła do siatki. Gol dla Impulsu wisiał w powietrzu i jeszcze przed przerwą udało im się podwyższyć rezultat. Konstiantyn Didenko w 23 minucie po przejęciu piłki trafił na 0:3. Po przerwie u gospodarzy doszło do zmiany bramkarza, która znacznie poprawiła grę tego zespołu. Tomasz Pietrzak odważnie wychodził do przodu tworząc przewagę w polu. Miało to też swoje minusy, bo Impuls nie raz i nie dwa mógł zamknąć to spotkanie, ale niekiedy zbyt długo rozgrywali piłkę, przez co szanse na kolejne trafienia przemykały im koło nosa. Za to pierwszą bramkę w tym spotkaniu zdobyli gospodarze i nadzieje na korzystny wynik odżyły. Gdy na dwie minuty przed końcem Filip Junowicz zdobył gola na 2:3 gospodarze ruszyli do ataku, jednak Vladyslav Budz szybko uspokoił zapędy rywala, minutę później ustalając wynik na 2:4. Impuls tym samym zapewnił sobie utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej, przy okazji definitywnie pozbawiając East Wind szansy na zajecie trzeciego miejsca w Ekstraklasie.

 

MIXAMATOR - FC KEBAVITA 7:7

Przed tym pojedynkiem wiedzieliśmy, że gospodarze już na pewno w przyszłym sezonie nie zagrają w najwyższej klasie rozgrywkowej. Wiedzieliśmy również, że Kebavita może walczyć już tylko o miejsce w czołowej piątce, które zagwarantuje im grę w Pucharze Ligi Fanów, bo zwycięstwo Tura Ochoty sprawiło, że zespół Buraka Cana nie miał już szansy na podium. Pierwsze 5 minut należało do faworyta. Z bardzo dobrej strony pokazał się Moatasem Aziz, który zdobył gola i zanotował asystę. Kolejne kilka momentów dla odmiany zabrał dla siebie gospodarz, który po 2 bramkach Suliatytskyija zdołał doprowadzić do wyrównania. Kilka minut później bramkę po bardzo ładnej akcji zdobył Lewis Onuigbo. Mixamator jednak nie dawał za wygraną i tuż przed przerwą trafienie na 3:3 zanotował Victor Yaremii. W 28 minucie pierwszy raz w tym spotkaniu na prowadzenie wyszli gospodarze. Bardzo dobrze wyglądający na murawie tego dnia Kamil Kamiński po raz pierwszy pokonał Michała Dryńskiego. 180 sekund później zrobił to po raz drugi i po nieco ponad pół godzinie gry outsider niespodziewanie prowadził 5:3. Kiedy spadkowicz w 39 i 41 minucie dołożył kolejne gole, to wszyscy obserwujący spotkanie z boku wietrzyli sensację. Ostatnie momenty tego meczu należały jednak do gości, którym opłaciła się konsekwentna gra z wysuniętym bramkarzem. Najpierw sam golkipier zdobył gola na 7:4. Chwilę później na 7:5 trafił Aziz. W 49 minucie po raz kolejny Dryński znalazł drogę do bramki rywala, a w ostatnich sekundach spotkania Aziz doprowadził do wyrównania. Na więcej nie pozwolił arbiter i po bardzo emocjonującym meczy Mixamator remisuje z FC Kebavita 7:7.

 

FC GORLICKA - ANONYMMOUS! 7:1

Lider Gorlicka podejmowała wciąż walczącą o udział w Pucharze Ligi Fanów ekipę AnonyMMous. Gospodarze wygrywając mogli przypieczętować mistrzostwo stąd nie dziwił nas solidny skład jaki wystawił Daniel Gello. Goście od początku starali się solidnie zagrać w defensywie i czyhali na kontry. Jednak dość szybko schematy Gorlickiej dały prowadzenie i plan teamu Maćka Miękiny szybko został zweryfikowany. Gospodarze nie zatrzymywali się i już w pierwszej połowie starali się zdobyć przewagę. Kolejne akcje i szczególnie zmysł Eryka Murawskiego, który tego dnia znakomicie dostrzegał swoich kolegów powodowała, że szybko faworyci zdobyli kolejne bramki . Anonimowi starali się, ale widać było, że w praktyczne każdej sferze piłkarskiego rzemiosła są słabsi. Do przerwy było 5:0 i tylko jakiś kataklizm mógł spowodować stratę punktów przez Gorlicką. Druga połowa to walka gości o chociażby zmniejszenie wyniku i po golu Dominika Trepiaka padła jedyna tego dnia bramka dla Anonimowych. Gospodarze grali na luzie, czasami nawet trochę nonszalancko, ale obyło się bez poważnych konsekwencji. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 7:1, co w pełni odzwierciedla to co się działo tego dnia na Grenady. Po końcowym gwizdku nastąpiła feta Gorlickiej szampany wystrzeliły,  śpiewy i radość  zawodników z Mistrzostwa Ligi Fanów trwała trochę czasu. Anonimowi mają wciąż szanse na udział w Pucharze Ligi Fanów, ale muszą wygrać swój mecz z Impulsem i czekać na to czy Contra postara się wygrać z Kebavitą. 

 

1 LIGA

 

DEPORTIVO LA CHICKENO - FC FREEDOM 9:8

Patrząc przez pryzmat tabeli można było się spodziewać łatwego zwycięstwa faworytów. Przed meczem okazało się jednak, że Deportivo La Chickeno ma do dyspozycji tylko 5 graczy, z czego jeden z nich borykał się z kontuzją, przez co fizycznie był na boisku, ale niezbyt angażował się w grę. FC Freedom również nie było w swoim optymalnym zestawieniu, ale mieli komfort w postaci 2 zawodników na zmianę. Jak można się było spodziewać pierwsze minuty należały do gości, którzy bardzo szybko wyszli na 3-bramkowe prowadzenie. Aktywni w pierwszych minutach tego meczu byli zwłaszcza Aleksandr Ivanov i Oleksandr Didkivskiy. W drużynie gospodarzy prym wiedli Maks Grabowicz, Damian Warmiak oraz Konrad Szkopiński, który powrócił do gry po kilkumeczowej banicji. To właśnie ten gracz w 8 minucie zdobył gola dla swojej ekipy. Drużyna z dołu tabeli szybko jednak odpowiedziała na to trafienie i mieliśmy wynik 1:4. Wtedy znowu dał o sobie znać nieprzeciętny talent Szkopińskiego, który w pierwszej połowie przez swoją grę utrzymywał zespół „przy życiu”. Ten gracz po podaniu od Warmiaka zdobył drugiego gola w tym pojedynku. Przez kolejne 10 minut jedni i drudzy dali sobie „po razie” co złożyło się na wynik do przerwy 3:5. Kiedy na początku drugiej części meczu FC Freedom po raz kolejny wyszło na 3-bramkowe prowadzenie można było myśleć, że krzywda w tym spotkaniu im się nie przytrafi. Jakże złudne byłoby to wrażenie. Od tego momentu wicelider tabeli jakby zyskał kolejne życie. Między 32, a 42 minutą Deportivo La Chickeno zdobyło aż 5(!) bramek, co spowodowało, że grając cały mecz jednego mniej na 8 minut przed końcem prowadzili 8:6. Aktywny w tym okresie był zwłaszcza Damian Warmiak, który zanotował 3 asysty i 2 gole. Do samego końca meczu mieliśmy jeszcze wiele emocji i gole z obu stron, ale faworyt nie oddał już prowadzenia do końca i dzięki heroicznej postawie wyszarpał wygraną 9:8.

 

ALPAN - FC ALMAZ 14:3

Drużyna Alpanu jest w tym sezonie nie do zatrzymania i na dwie kolejki przed końcem rozgrywek nikt nie potrafił urwać im choćby punktu. Zawodnicy FC Almazu natomiast też mogą być zadowoleni z tego sezonu, ponieważ sezon zakończą na najniższym stopniu podium. Pomimo aury, która bardziej sprzyja leżeniu na działce niż bieganiu za piłką od początku spotkanie toczyło się w szybkim tempie. W pierwszych minutach groźniejszą akcję stworzyli gospodarze, ale piłka po ich strzale trafiła w słupek. Niewykorzystana sytuacja zemściła się kilka chwil później, kiedy to goście otworzyli wynik spotkania. Stracona bramka podrażniła rywali, którzy rzucili się do ataku i dwukrotnie pokonali bramkarza rywali. W końcowych fragmentach tej części meczu doskonałą okazję do wyrównania mieli gości, ale tym razem na przeszkodzie stanął słupek bramki gospodarzy. W ostatniej akcji pierwszej części spotkania prowadzenie podwyższył Kamil Melcher i drużyny schodziły z wynikiem 3-1 dla Alpanu. Stracona bramka sprawiła, że z drużyny Almazu zeszło powietrze i w ciągu kilku pierwszych minut drugiej połowy aż trzy razy tracili bramkę. Odrobinę nadziei w końcowy sukces dał Volodymyr Kylnyk, który zdobył bramkę wykorzystując grę w przewadze swojej ekipy. Niestety dla nich od tego momentu sukcesywnie powiększała się przewaga przeciwników, którzy z biegiem czasu podwyższali swoje prowadzenie. Ostatecznie zespół Alpana wygrał 14-3 i jest na dobrej drodze, aby zakończyć sezon z kompletem punktów. Zawodnicy FC Almazu w tym meczu nie byli w stanie poradzić sobie z grą kombinacyjną rywali i spotkanie kończą bez zdobyczy punktowej.

 

GREEN LANTERN – CLEOPARTNER 9:3

Kwestia kolejności na podium w I-szej Lidze Fanów była już wcześniej rozstrzygnięta, jednak walka o miejsce uprawniające do udziału w Pucharze Ligi Fanów trwała nadal. Naprzeciwko siebie stanęły ekipy bezpośrednio zaangażowane w walkę w tej strefie tabeli, a konkretnie Green Lantern oraz mający na koncie jeden punkt mniej gracze Cleopartner. Z formą gospodarzy bywało różnie, jednak na wiosnę przegrali tylko raz i to z wiceliderem. To właśnie gracze „Zielonych Latarń” lepiej weszli w spotkanie, gdyż po dwóch błędach w obronie rywali przejmowali piłkę, a bramki strzelali Damian Dobrowolski oraz Mikołaj Wysocki i mieliśmy 2:0. W odpowiedzi, po ładnym, prostopadłym zagraniu od Antona Shevchenko, piłkę pewnie do siatki wbił Dmytro Zhdanov, jedna poza bramką na 2:1 goście nie byli w stanie już więcej wpisać się na listę strzelców w pierwszej połowie. Świetnie poczynali sobie natomiast gospodarze, którzy po golach Kamila Bilińskiego, Patryka Przygody oraz Adriana Rzepeckiego zapewnili sobie pewne prowadzenie 5:1. Po zmianie stron świetnie zaprezentował stosunkowo świeży nabytek Green Lantern – Barnaba Rud – który dwukrotnie dobijał piłkę po strzałach kolegów, wyprowadzając swój zespól na prowadzenie 7:1. Ozdobą meczu była bramka Patryka Przygody na 8:2, gdy złapał golkipera Cleopartnera na wyjściu z bramki i strzałem z okolic własnego pola karnego przelobował przeciwnika strzałem pod poprzeczkę! Dla gości do bramki trafiali jeszcze Luka Denylenko oraz Dzmiitry Balysh, jednak były to trafienia na pocieszenie, gdyż całe spotkanie skończyło się wynikiem 9:3. Green Lantern pewne udziału w PLF, a gracze Cleopartnera w ostatniej kolejce będą musieli powalczyć o utrzymanie!

               

FC OTAMANY - TYLKO ZWYCIĘSTWO 4:5

Mecz na miarę 1 ligi rozegrały między sobą drużyny FC Otamanów oraz Tylko Zwycięstwo. Jakiś czas temu pisaliśmy, że team braci Jałkowskich ma swoją metodę na ekipy zza wschodniej granicy i gospodarze boleśnie się o tym przekonali, choć inicjatywa była początkowo wyraźnie po stronie Otamanów.  Ukraińcy zepchnęli TZ do głębokiej obrony, ale nie mogli znaleźć drogi do bramki Mateusza Kwaśnego. W 7 minucie Vitalii Yakovenko huknął z dystansu, ale golkiper TZu sparował piłkę na róg. Goście coraz śmielej wychodzili do ataku, ale wyraźnie brakowało tak pomysłu, jak i skuteczności. Najbliżej strzelenia gola był Andrzej Morawski, który dostał podanie z prawego skrzydła i głową skierował piłkę na długi róg, ale obił słupek. W 16 minucie Vitalii Yakovenko znów stanął przed wyśmienitą okazją, ale w sytuacji jeden na jednego przerzucił piłkę nad poprzeczką. Przełamanie nastąpiło w 17 minucie. Hubert Karolak za faul przed polem karnym obejrzał żółty kartonik, a Otamany sprytnie rozegrały rzut wolny – dwa podania i praktycznie do pustej bramki trafił Volodymyr Bevziuk. Był to jedyny gol w pierwszej połowie, ale Tylko Zwycięstwo było bardzo bliskie zdobycia bramki wyrównującej. Goście zagrali bardzo ładny, zespołowy futbol, a strzał Szymona Jałkowskiego kapitalnie obronił Oleg Bortnyk. W drugiej części spotkania mecz tylko nabrał kolorów. W 28 minucie atomowym strzałem w okienko popisał się Volodymyr Bevziuk, który trzy minuty później skompletował hat-tricka. Wydawać się mogło, że Otamany mają zwycięstwo w garści, ale już akcję później losy meczu odwróciły się na korzyść Tylko Zwycięstwa. Za faul w polu karnym żółty kartonik obejrzał Dmytro Arterchuk, a Andrzej Morawski wykorzystał rzut karny. Nie minęła nawet minuta, a Andrzej wykorzystał podanie ze skrzydła od Mateusza Jałkowskiego i ponownie zapakował piłkę do siatki. Goście atakowali coraz śmielej i w 37 minucie doprowadzili do remisu, by po chwili prowadzić 3:5 po golach Szymona Jałkowskiego i Grzegorza Dybcio. Niesamowity był to mecz, pełen boiskowej walki i emocji do ostatniego gwizdka. W 46 minucie Vitalii Yakovenko huknął nie do obrony i przy stanie 4:5 wynik meczu pozostawał wciąż kwestią otwartą, ale tym razem fortuna była po stronie gości i to Tylko Zwycięstwo wywiozło z tego spotkania trzy punkty.

 

2 LIGA

 

ZJEDNOCZONA OCHOTA - SASKA KĘPA 6:4

Niewiele zabrakło, aby do małej sensacji doszło w spotkaniu Zjednoczonej Ochoty z Saską Kępą. Zespół z Ochoty zapewnił sobie tytuł mistrzowski już w zeszłym tygodniu i teoretycznie mógł nieco odpuścić końcówkę sezonu, ale widać, że team Daniela Gałązki jest na to zbyt ambitny. Drużyna Korneliusza Troszczyńskiego trapiona problemami kadrowymi tym razem zaskoczyła i stawiła się na placu w całkiem solidnym składzie. Zjednoczona chyba nie spodziewała się takiej dyspozycji Saskiej Kępy, bo z początku to goście byli w ofensywie. Zieloni wyprowadzili dwie groźne akcje i golkiper Ochoty Aleksander Gęściak musiał ratować swój zespół przed utratą gola. Koledzy z napadu wzięli się do pracy i w 4 minucie Rafał Popis wyłożył piłkę Oskarowi Góreckiemu, a ten otworzył wynik spotkania. Saska błyskawicznie odpowiedziała golem z rzutu wolnego – Mariusz Zgórzak strzelił, a Kacper Krzyżanowski sprytnie zmienił tor lotu piłki piętą. Po tej bramce Saska Kępa zaczęła dyktować swoje warunki. Ciekawy był to obrazek, bo ekipa Korneliusza Troszczyńskiego wyglądała momentami jak za „starych, dobrych czasów”. Zjednoczona Ochota musiała srogo się napracować, aby nie stracić bramki, a mimo to w 17 minucie goście niespodziewanie wyszli na prowadzenie po golu Łukasza Kryczki. Po chwili mogłoby być nawet 1:3, ale strzał Kacpra Krzyżanowskiego sięgnął golkiper Zjednoczonej. Zamiast tego to goście zdobyli bramkę wyrównującą autorstwa Rafała Popisa. Saska Kępa nie odpuszczała i w 22 minucie Marek Kwiatkowski dośrodkował, a precyzyjnym strzałem głową popisał się Adam Zgórzak. Druga połowa rozpoczęła się od ofensywy gospodarzy i Oskar Górecki trafił w słupek. Ochota napierała, ale to Saska Kępa wykorzystała kontratak i strzałem na długi róg Marek Kwiatkowski podwyższył na 2:4. Sensacja wisiała w powietrzu, bo goście rozgrywali świetne spotkanie, ale Zjednoczona Ochota nie została mistrzem z byle powodu. Gospodarze nie raz pokazywali charakter w trudnych sytuacjach i tak było i tym razem. Poukładali grę w środku pola, przycisnęli w napadzie i zaczęli odrabiać straty. W 37 minucie trafił Rafał Popis, a do remisu doprowadził Oskar Górecki. Końcówka meczu była niezwykle emocjonująca. Saska Kępa atakowała, ale brakowało trochę szczęścia. Dwie wyśmienite okazje zmarnował Korneliusz Troszczyński, który dwukrotnie dostał długie podanie od kolegów, ale nie był w stanie opanować piłki i oddać celnego strzału. Niewiele zabrakło, aby goście dowieźli remis, ale niewzruszonym spokojem wykazał się Kamil Kuczewski, który na dwie minuty przed ostatnim gwizdkiem wypracował okazję strzelecką, której Oskar Górecki nie zmarnował. Powietrze zeszło z Saskiej Kępy, duet Kuczewski-Górecki dołożył jeszcze jednego gola i Zjednoczona Ochota wygrała 6:4. Mimo przegranej drużyna ze wschodniej części Warszawy pokazała się z naprawdę dobrej strony i po cichu liczymy na to, że w ostatniej kolejce będzie jeszcze lepiej. 

 

BLACK EAGLES WARSZAWA - ORZEŁY STOLICY 4:5

Będące w dobrej dyspozycji w rundzie wiosennej Orzeły Stolicy stanęły w szranki z pogrążonym w delikatnym kryzysie zawodnikami Black Eagles Warszawa. Pierwsza połowa przebiegała pod dyktando Orzełów, których ataki oglądało się z dużą satysfakcją. Dokładność podań, szybkość i pomysłowość budziły grozę w szeregach obrony Black Eagles. W pierwszym kwadransie goście zdobyli dwie bramki samemu tracąc jedną, ale z samego przebiegu gry powinni zdobyć ich więcej. Jeszcze w końcówce pierwszej odsłony w odstępie dwóch minut Szymon Pluta wyprowadził swój zespół na trzybramkowe prowadzenie i każdy z zawodników gości myślał, że już jest po zawodach. Inne zdanie w tej kwestii miał Olek Lewicki. Napastnik gospodarzy rozruszał całą grę ofensywną swojego zespołu. W pewnym momencie mógł zdobyć bramkę kontaktową, po tym gdy udało mu się strzelić bramkę na 2:4 podszedł do rzutu karnego. Karnego nie udało mu się wykorzystać, bo cudowną interwencją popisał się Jan Ławcewicz, a chwile po tym Orzeły znów odskoczyły na trzy bramki różnicy. Jednoosobowa armia w postaci Olka Lewickiego jednak nie dawała za wygraną i byliśmy świadkami rzeczy niespotykanej zbyt często. Olek w odstępie 2/3 minut dwukrotnie podchodził do rzutu wolnego, dwukrotnie posłał piłkę w długi róg bramki i dwukrotnie pokonał bramkarza rywali. Jednak to było za mało. Orzeły dowiozły prowadzenie do końca meczu i mogą cieszyć się z kolejnych 3 punktów.

 

FC GÓRKA - WARSZAWSKA FERAJNA 2:5

Na zakończenie zmagań na arenie Światowida byliśmy świadkami bardzo ciekawego spotkania pomiędzy ekipami FC Górka oraz Warszawska Ferajna. Obie ekipy zajmują odpowiednio drugie i trzecie miejsce, bezpośrednie starcie obu drużyn mogło zdecydować o końcowej klasyfikacji na koniec sezonu. Mecz od początku przebiegał pod dyktando drużyny przyjezdnej, goście wyraźnie dominowali w ataku i w grze obronnej. Gracze z Tarchomina grając na swoim domowym obiekcie, nie potrafili odnaleźć właściwego dla siebie rytmu gry. Grali chaotycznie i często tracili piłkę. W pierwszej połowie oba zespoły długo nie potrafiły znaleźć drogi do bramki rywala. Pierwszego gola zobaczyliśmy dopiero w 17 minucie meczu, pięknym strzałem popisał się Patryk Stefaniak. Piłka po jego strzale odbiła się jeszcze od interweniującego obrońcy i wpadła w same okienko bramki graczy z Tarchomina. W pierwszej połowie gospodarze nie mieli wiele okazji do zdobycia bramki, a te które udało im się wypracować często kończyły się niecelnymi strzałami lub dobrze interweniował bramkarz Ferajny. W końcówce pierwszej połowy FC Górka miała jeszcze rzut rożny, niestety po fatalnie rozegranej akcji piłkę pewnie złapał goalkeeper gości i szybko wyprowadził skuteczny kontratak. Po szybkiej akcji piękną bramkę zdobywa Konrad Pietrzak. W drugiej połowie FC Górka zmieniła taktykę i do bramki wszedł Konrad Litwiniuk, gra z lotnym bramkarzem na dużym boisku przynosiła efekty. Gra gospodarzy zdecydowanie się poprawiła i to gracze z Tarchomina przejęli inicjatywę w tej części meczu. Często stwarzali sobie sytuacje, jednak brakowało wykończenia. To co nie udawało się gospodarzom, udało się graczom Kacpra Domańskiego - bramkę na 0:3 zdobył Michał Wójcik. Górka nie mając nic do stracenia otworzyła się zdecydowanie bardziej. Efektem tego była bramka, po zespołowej akcji całego zespołu piłkę do bramki skierował Marcin Godlewski i mieliśmy 1:3. Warszawska Ferajna grała mądrze i szybko dostosowała się do gry przeciwników z lotnym bramkarzem. W 41 minucie marzenia o korzystnym wyniku gospodarzom odebrał kapitan gości Kacper Domański. W samej końcówce meczu obie ekipy zdołały jeszcze strzelić po jednej bramce i spotkanie ostatecznie kończy się wynikiem 2:5. Górka spada na trzecie miejsce w tabeli i do ostatniej kolejki musi walczyć o podium drugiej ligi. Warszawska Ferajna przeskakuje gospodarzy w tabeli i melduje się na drugim miejscu. Ostatnia kolejka w drugiej lidze zapowiada się pasjonująco, cztery ekipy będą rywalizowały o drugie i trzecie miejsce na koniec sezonu.

 

EXPLO TEAM – ETERNIS 3:5

Spotkanie to, gdyby nie fakt, że Explo Team dołączyło do rozgrywek od rundy wiosennej byłoby prawdopodobnie spotkaniem na szczycie. Gospodarze bowiem odkąd rozpoczęli przygodę z Ligą Fanów, w 7 meczach zdobyli 18 punktów, ulegając tylko po bardzo wyrównanym spotkaniu mistrzowi 2 ligi Zjednoczonej Ochocie. Eternis natomiast dzięki kapitalnej grze w końcówce sezonu ma realne szanse na to aby w przyszłej rundzie zagrać w wyższej klasie rozgrywkowej. Pierwsze kilkanaście minut spotkania to zmarnowane szanse z obu stron. U gospodarzy aktywny był zwłaszcza Piotr Żuk, gości standardowo napędzał Igor Petlyak w duecie z Damianem Rudym. Pierwszy cios wyprowadził Explo Team. W 15 minucie meczu po podaniu od swojego bramkarza i poprowadzeniu piłki kilka metrów gola strzałem z dystansu zdobył Piotr Żuk. Kiedy wszyscy myśleli, że do przerwy padnie tylko 1 gol, to niezawodny Petlyak doprowadził do wyrównania. W drugich 25 minutach mecz wyglądał podobnie. Bardzo dużo sytuacji podbramkowych z jednej i drugiej strony. Pierwsi na bramkę zamienili je ponownie gospodarze i ponownie Piotr Żuk. Goście bardzo szybko odpowiedzieli, a konkretnie znowu Igor Petlyak i mieliśmy 2:2. Kilka minut później Eternis wyszedł na prowadzenie, kiedy to gola zdobył Damian Rudy. Sześćdziesiąt sekund później mieliśmy już dwubramkowe prowadzenie, bo Bendkowski po podaniu świetnie dysponowanego tego dnia Pawła Oziomka pokonał Mateusza Włudarskiego. Niezbyt długo trwała radość prowadzących, bo zaraz później ich przeciwnicy złapali kontakt, znowu za sprawą Żuka. Ostatnie słowo należało jednak do gości, bo gola na 3 minuty przed końcem zdobył Ozimek przypieczętowując zwycięstwo swojej ekipy 5:3.

 

3 LIGA

 

FC BALLERS – ENERGIA 7:10

Zarówno FC Ballers, jak i Energia nie walczyły w tym meczu już zupełnie o nic, także oba zespoły mogły się w 100% skupić na czerpaniu przyjemności z gry w piłkę i tak też było. Od samego początku oglądaliśmy nastawienie na szybką, ofensywną grę, co objawiało się raczej znikomym zaangażowaniem w defensywę, a bardzo dużą aktywnością w ataku. Taka mieszanka była bardzo przyjemna dla oka, a efektem wesołego futbolu było aż sześć trafień w pierwszej części spotkania, po trzy dla każdej ze stron. W tym czasie na listę strzelców wpisywali się Czarek Małecki, Karol Milej oraz Michał Karaś dla FC Ballers, a po stronie Energii Igor Petlyak, Heorhii Parnitskii oraz bramkarz FC Ballers – Maksim Narkovych, który zanotował na swoim koncie pechowe trafienie samobójcze, po tym, jak piłka odbiła się od jego pleców. Do przerwy mieliśmy wynik 3:3 po bardzo żywiołowej i wyrównanej grze. Zmiana stron nieco pobudziła graczy Energii, którzy przypomnieli sobie i rywalom, że mają już zapewnione mistrzostwo. Najpierw fenomenalną bramkę na 3:4 z połowy boiska zdobył bramkarz Energii, Volodymy Slobozheniuk, a chwilę później dwoma trafieniami pod rząd popisał się Heorhii Parnitskii wyprowadzając gości na komfortowe prowadzenie 3:6. Festiwal niecodziennych bramek był kontynuowany, gdy strzałem z własnej połowy popisał się Artiom Pastushyk, skracając dystans do 4:6. Jeszcze ciekawiej zrobiło się, gdy Artiom zagrał celnie piłkę do Piotrka Mądrego, a ten pewnym, mocnym uderzeniem dał bramkę kontaktową na 5:6! Przez kolejne minuty trwała wymiana ciosów: Heorhii Parnitskii podwyższył na 5:7, ale chwilę później, po podaniu Patryka Komorowskiego, znów bramkę „na kontakt” zdobył Michał Karaś i było tylko 6:7. Od tego momentu jednak Energia zaczęła systematycznie odjeżdżać z wynikiem, aby ostatecznie wygrać spotkanie 7:10. Świetny mecz w wykonaniu dwóch graczy z Ukrainy – Artioma Pastushyka z FC Ballers, autora pięciu asyst i jednej bramki oraz gracze Energii, Heorhija Parnitskiego, który aż pięciokrotnie trafiał do bramki rywali. Grad bramek i wesoły futbol w pełnej krasie!

 

KANONIERZY - BONITO WARSZAWA 5:6

Szalenie emocjonujący przebieg miało spotkanie FC Kanonierów z Bonito Warszawa. Sytuacja w tabeli 3 ligi jest wyjątkowo ciekawa, bo po 16 kolejce drużyna Artura Baradzieja-Szczęśniaka znajdowała się tuż nad strefą spadkową, ale ewentualne zwycięstwo otwierało szansę na zajęcie nawet piątego miejsca. Bonito ma zaledwie punkt przewagi nad Wikingami i przegrana w tym spotkaniu mogłaby skończyć się utratą srebrnych medali. W teorii więc to zawodnicy Leona Hendigery powinni być bardziej zmobilizowani, a Bonito przyszło na mecz z zaledwie jedną zmianą. Gospodarze dysponując szeroką ławką rezerw narzucili swoje warunki już po pierwszym gwizdku i w 2 minucie Adam Wiśniewski popędził prawym skrzydłem i z ostrego kąta zapakował piłkę do siatki. Po siedmiu minutach było już 0:2 dla Kanonierów, kiedy Bartek Liśkiewicz wyłożył piłkę Janowi Dolniakowi, a ten nie dał szans stojącego między słupkami Bonito Kubie Przygodzie. Presja ze strony czerwonych nie ustępowała – goście zostali tak szczelnie zamknięci na swojej połowie, że mieli potężne problemy z rozegraniem piłki. Praktycznie już po pierwszym podaniu Kanonierzy naciskali na zawodników w niebieskich trykotach i taktyka wysokiego pressingu spowodowała, że Bonito rzadko odwiedzało rejony bramki Artura Baradzieja-Szczęśniaka. Dopiero w 21 minucie kontratak zakończył się faulem w polu karnym i choć bramkarz wyczuł zamiary strzelca, Leon Hendigery umieścił piłkę w siatce i pierwsza połowa skończyła się wynikiem 2:1. Po zmianie stron mecz tylko nabrał kolorów. W 29 minucie Dominik Szczapa wypatrzył niekrytego Czarka Petasza, a ten tylko dołożył nogę i było 3:1 dla Kanonierów. Ospałe do tej pory Bonito zaryzykowało nieco bardziej otwartą grę i przyniosło to błyskawiczny efekt – Aleksander Olędzki podał przez nogi obrońców, a Leon Hendigery sprytnie ominął bramkarza i strzelił na 3:2. Punktem zwrotnym meczu była sytuacja z 34 minuty – za rękę w polu karnym jeden z Kanonierów zobaczył żółty kartonik. Podobnie jak wcześniej, Leon nie zmarnował swojej szansy, a po chwili Bonito wykorzystało przewagę liczebną i wyszło na prowadzenie. Gospodarze stracili koncentrację, pojawiły się wzajemne niesnaski i brak sensownej komunikacji, która przełożyła się na utratę kolejnego gola. Mimo nerwowej atmosfery Kanonierzy nie złożyli broni – duet Petasz-Dolniak wyprowadził kontrę, rozmontował obronę i strzelił na 4:5. Spięcie zawodników po tym golu skończyło się obustronną karą i przez trzy minut żaden z zespołów nie był w stanie przechylić szali na swoją stronę. Niestety dla Kanonierów zasiany wcześniej ferment w końcu wybuchł z impetem. Za obelgi w stronę sędziego jeden z rezerwowych został ukarany czerwonym kartonikiem. Bonito wykorzystało sytuację i szybko wbiło bramkę na 4:6. Choć Kanonierom udało się jeszcze w końcówce zdobyć jednego gola, nie byli w stanie dogonić wyniku. Mecz zakończył się wynikiem 5:6, ale po prawdzie gospodarze przegrali sami ze swoimi słabościami, bo gdyby nie stracili koncentracji w końcówce, mecz mógłby zakończyć się zupełnie inaczej. Bonito za to, choć nie był to najwybitniejszy występ tego zespołu, pokazało charakter i wytrwałość godną wicemistrza.

 

FUSZERKA - OLD EAGLES KOŁO 4:7

Na 2 kolejki przed końcem sezonu, praktycznie przesądzone było, że Old Eagles nie grają już o nic. Czwarte miejsce w tabeli, bezpiecznie daleko od strefy spadkowej, zbyt odległa perspektywa awansu. Z nieco innej perspektywy na to co dzieje się w 3 lidze mogli zerkać ich rywale, bo byli w środku tabeli i mogli jeszcze marzyć o Pucharze Ligi Fanów. Mimo szybkiego i efektywnego początku spotkania dla gości, którzy po 4 minutach prowadzili już 2 golami, ten mecz nie był łatwym spotkaniem dla faworyta. Fuszerka cały czas próbowała się odgryzać groźnymi kontratakami. Aktywni byli zwłaszcza Kamil Burchacki oraz Rafał Spodar, którzy niepokoili Sebastiana Nowakowskiego strzałami na bramkę. Mimo niezłej gry gospodarzy to Old Eagles zdobywało gole w pierwszej części gry. Do 2 z początkowej fazy spotkania, dorzucili 4 kolejne jeszcze przed przerwą, Fuszerka odpowiedziała tylko raz, co dało nam wynik 1:6 po 25 minutach. Początek kolejnej połowy to gol Piotra Parola i koniec strzelania w tej potyczce faworyta. Po pół godziny gry to gospodarze doszli do głosu i raz po raz starali się zaskoczyć Nowakowskiego. Udało się to w 34 minucie Adamowi Jastrzębiowi. Kolejne kilka minut to sytuacje podbramkowe z jednej i drugiej strony. Goście między innymi nie wykorzystali rzutu karnego, który świetnie obronił Damian Pakuła. W ostatnich 180 sekundach Fuszerka zdołała zaskoczyć bramkarza przeciwników jeszcze dwukrotnie i mecz zakończył się rezultatem 4:7.

 

UKRANIAN VIKINGS - PERŁA WWA 10:5

Mecz zespołów z przeciwległych rejonów tabeli. Ukranian Vikings w przypadku zwycięstwa zapewniałoby sobie awans do wyższej klasy rozgrywkowej. Ich rywale natomiast jak tlenu potrzebują punktów aby zagwarantować sobie utrzymanie w 3 lidze. Od początku pojedynku drużyną starającą się narzucić swój styl gry byli gracze z Ukrainy. Dało to pozytywny efekt już w 2 minucie, kiedy to Taras Gavryluk pokonał bramkarza przeciwników. Ich radość nie trwała długo, bo chwilę później Włodarkiewicz strzelił wyrównującego gola. Podziałało to bardzo mobilizująco na "Wikingów", którzy wyprowadzili dwa szybkie ciosy i po 7 minutach pojedynku mieliśmy wyniki 3:1. Gospodarze cały czas forsowali tempo starając się zdobywać kolejne bramki. Perła WWA grała jednak bardzo ambitnie, ich groźne kontrataki bardzo często kończyły się na świetnie dysponowanym tego dnia Serhiim Orenchuku. Do przerwy gościom udało się trafić tylko jeszcze raz, natomiast Ukranian Vikings odpowiedziało kolejnymi 4 bramkami, co dało nam rezultat 7:2. Druga część meczu zaczęła się od gola na 7:3 autorstwa Oliwiera Tetkowskiego. Przez kolejne 15 minut obraz gry przypominał ten z pierwszej połowy. To faworyt dłużej utrzymywał się przy piłce i przyniosło to efekty w postaci trzech trafień. Ostatnie fragmenty tej potyczki należały do gości, którzy wzięli się za odrabianie strat. 2 gole zdobył Mateusz Socha, ale to nie wystarczyło i ostatecznie Ukranian Vikings pokonali Perłę WWA 10:5.

 

UN MATE TEAM - FC MELANGE 2:3

Ten rozgrywany na sektorze A mecz na Arenie przy ulicy Strumykowej rozgrzał wszystkich graczy i obserwatorów do czerwoności nie tylko ze względu na prażące słońce tego dnia, ale też na piłkarski poziom, który reprezentowały obie drużyny. Nieco węższe rozmiary boisk skutkowały kanonadą bramek w wielu meczach rozgrywanych w tej lokalizacji. Tymczasem Un Mate Team ze strefy spadkowej oraz znajdujące się na 5 miejscu FC Melange w ramach spotkania 17 kolejki zaprzeczyli tej regule. W zapowiedziach przewidywaliśmy wygraną Argentyńczyków - jednak się myliliśmy, co pokazała pierwsza połowa spotkania. Padła w niej tylko jedna bramka Arkadiusza Zegara przy asyście Bartosza Jakubiela i była to bardzo wyrównana połowa. Zawodnicy walczyli o każdą piłkę, podania były niezwykle celne, a obrona solidna. Trochę więcej spektakularnych goli mogliśmy obejrzeć w drugiej części spotkania. Na początku wyrównał wynik Ariel Guelfi, natomiast niedługo później Kamil Marciniak po świetnym dośrodkowaniu Dariusza Zegara z ogromnym luzem umieścił piłkę w siatce. Swojej szansy nie wykorzystał jednak Łukasz „Słowinho” Słowik, bo karnego, którego strzelał obronił fenomenalnie Bruno Romanutti. Za to dwoma żółtymi kartkami został ukarany zawodnik gospodarzy – Mariano Konopka za niesportowe zachowanie i końcówkę spotkania grali oni w niepełnym składzie. Spotkanie finalnie zakończyło się wynikiem 2:3 i do końca spotkania bramki strzelili jeszcze Guillermo Gerpe i Łukasz Słowik. Po meczu obie drużyny utrzymały swoje dotychczasowe miejsca w tabeli.

 

4 LIGA

 

VIRTUALNE Ń - AWANTURA WARSZAWA I 0:8

Ciężka przeprawa czekała Virtualne Ń, które stanęło naprzeciwko rozpędzonej ekipy Awantury Warszawa. Jak wiemy kontuzja wyeliminowała Szymona Kolasę do końca tej rundy i team Marka Giełczewskiego stracił swój główny atut ofensywny. Awantura za to utrzymuje świetną formę we wszystkich formacjach,  wygrywa mecz za meczem i jest o krok od zdobycia tytułu mistrza 4 poziomu naszych rozgrywek. Goście typowani w roli faworyta bardzo szybko potwierdzili wszelkie przewidywania, bo „usiedli” na przeciwniku już po pierwszym gwizdku i nie minęły dwie minuty, kiedy Damian Sawicki podał do Sebastiana Dominiaka, a ten huknął nie do obrony. W 7 minucie oglądaliśmy niemalże kalkę poprzedniego gola – rozciągnięcie gry na lewe skrzydło i strzał z dystansu – tym razem w wykonaniu Damiana Sawickiego. Po dziesięciu minutach gry było już 0:4 i kompletna dominacja w wykonaniu Awantury powoli stawała się faktem. Virtualne Ń zostało zepchnięte do głębokiej obrony i miało problemy z opuszczeniem własnej połowy boiska. Przez pierwszy kwadrans gry gospodarze oddali raptem jeden celny strzał na bramkę przeciwnika. Dopiero w drugiej części pierwszej połowy Virtualnym udało się wyprowadzić kilka groźniejszych akcji, ale Piotr Białczak wciąż zachowywał czyste konto, za to goście dołożyli piątego gola autorstwa Patryka Królaka. Po zmianie stron Awantura szybko przypomniała kto wykładał karty tego dnia. Zespołowa akcja na jeden kontakt zakończyła się golem Sebastiana Dominiaka, a po chwili mogło być wyżej – Patryk Królak urwał się obrońcom, ale w sytuacji sam na sam górą był bramkarz gospodarzy Jerzy Modzelewski…który po chwili i tak musiał wyciągać piłkę z siatki po trzecim golu Sebastiana Dominiaka. Po tej bramce Awantura nieco uspokoiła grę i kontrolowała przebieg spotkania do samego końca. Ofensywa gości nieco się rozleniwiła, bo żółtym kartonikiem został ukarany golkiper Virtualnego, ale goście nie przekuli przewagi liczebnej na bramkę. Duża w tym zasługa Tomasza Gawraczyńskiego, który wcielił się w rolę bramkarza i popisał kilkoma dobrymi interwencjami. W 41 minucie Patryk Dominiak zdobył ostatniego gola w tym meczu i Virtualne Ń wyraźnie uległo Awanturze 0:8. 

 

LTM WARSAW - FC RADLER ŚWIĘTOKRZYSKI 4:3

LTM Warsaw aby jeszcze myśleć o medalach musiał wygrać z ostatnią drużyną w tabeli Radlerem Świętokrzyskim. Od początku spotkania oglądaliśmy wyrównany mecz i goście wcale nie zamierzali ustępować wyżej notowanemu rywalowi. Gospodarze jednak mozolnie budowali swoją przewagę i w końcu osiągnęli cel.  Najpierw Kamil Smoczyński, a później  Grzegorz Bogdański  i szybko zrobiło się 2:0. To nie zniechęciło gości i mimo, że musieli odrabiać straty już po niespełna dziesięciu minutach. Długo nie dało się pokonać Artura Jedrycha, aż do piętnastej minuty, kiedy to Krzysztof Swieć znakomicie znalazł się w polu karnym i zdobył bramkę kontaktową. Wynikiem 2:1 zakończyła się pierwsza połowa i drugie 25 minut zapowiadało się  niezwykle ciekawie. Po zmianie stron ponownie lepiej zaczęli grać gospodarze, co przełożyło się na dwie bramki. Swój kunszt pokazał Krzysiek Kulibski, który najpierw z dystansu, a chwilę później po podaniu Grzegorza Bogdańskiego podwyższył wynik na 4:1. Wydawało się, że nic  w tym spotkaniu się już nie może wydarzyć i Radler po dwóch ciosach się nie podniesie. Goście nie poddawali się i bramka na 4:2 Macieja Lisa dała nadzieje na odwrócenie wyniku. W końcówce Wiktor Budzyński  strzelił gola na 4:3 i mieliśmy dramatyczną końcówkę. LTM nagle musiał nerwowo się bronić i w ostatnich sekundach meczu mógł stracić zwycięstwo. Jednak napastnik gości pomylił się w dogodnej sytuacji i mecz zakończył się jednobramkową przewagą ekipy Krzyśka Kulibskiego. Radler zasłużył na uznanie za walkę i determinację. LTM przedłuża swoje nadzieje na podium ale nie wszystko od nich zależy i muszą liczyć na korzystne wyniki w meczach rywali.

 

MARGERITA TEAM - KS IGLICA WARSZAWA 17:2

Margerita Team w niedzielne popołudnie podejmowała walczącą o utrzymanie Iglicę Warszawa. Goście jednak ponownie mieli problem z frekwencją, bo pamiętamy już mecze w tym sezonie gdzie mieli szeroki skład i wówczas potrafili grać znakomicie. Jedyne pocieszenie, że na boisku pojawił się Krystian Zbrzeski, który zawsze prezentuje wysoką formę. Gospodarze jednak tego dnia byli znakomicie dysponowani. Potrafili od pierwszych sekund meczu narzucić swój styl gry i z każdą minutą grali coraz lepiej. Ciekawostką był fakt, że na tym spotkaniu było aż trzech bramkarzy tyle, że między słupkami stanął Bartosz Drzewucki, a pozostali grali w polu. Jeden z nich radził sobie na tyle dobrze że strzelił cztery bramki i zaliczył asystę. Pierwsza połowa wyglądała jeszcze nieźle w wykonaniu gości. Starali się konstruować akcje i widać było jeszcze chęci walki. Wspomniany Krystian Brzeski strzelił dwie bramki, ale gospodarze mieli więcej argumentów i znaleźli sześć razy drogę do siatki rywali. Wynikiem 6:2 zakończyła się pierwsza połowa i z nadziejami na emocje w drugiej połowie czekaliśmy na drugą odsłonę. Niestety dla widowiska Margerita była jeszcze lepsza i skuteczniejsza. Nie ustawała w atakach i Iglica miała problemy by odeprzeć napór przeciwników. Skończyło się 17:2 i ten wynik pokazuje jak gospodarze dominowali na boisku. Iglica niestety straciła szanse na utrzymanie i ponownie jak to ma w zwyczaju lepsze sezony przeplata z gorszymi. Margerita pokazała że jest mocna i mimo że nie ma szans na walkę o czołowe miejsca to może zadecydować o tym kto zdobędzie mistrzostwo. Ma ostatni mecz z Awanturą która gra rewelacyjnie i jeżeli urwie punkty liderowi to Byczki będą się cieszyć z mistrzostwa.

 

FC POPALONE STYKI  - OLDBOYS DERBY 2:2

Oldboys Derby chcąc do końca myśleć o zajęciu miejsca premiującego awansem do 3 ligi musiał bezwzględnie wygrać spotkanie z Fc Popalone Styki, którzy mimo trochę słabszej wiosny mają spokojne miejsce w środku ligowej tabeli. Ten mecz wyglądał niemal tak, jakby obie drużyny zagrały ze sobą na dużym, 11 osobowym boisku. Dużo gry w środku pola, nieliczne ataki i skuteczne interwencje bramkarzy. W ataku zawodników gości dużo zamieszania robił jak zawsze Jacek Pryjomski, ale jakby brakowało mu wsparcia. Popalone Styki grały bardziej zespołowo, więcej było akcji całej drużyny niż indywidualnych popisów. Mecz był na tyle zamknięty, że w pierwszej połowie ujrzeliśmy tylko jedną bramkę, którą zdobył Paweł Malec wykorzystując dokładne podanie Filipa Targowskiego. Druga połowa przyniosła nam bramkę znacznie szybciej, po kilku minutach do siatki trafił Łukasz Łukasiewicz doprowadzając do wyrównania. Na kolejne bramki musieliśmy czekać do ostatnich 10 minut spotkania, a dokładnie mówiąc, to do 41 i 42 minuty meczu. Najpierw po raz kolejny na prowadzenie wyszli gospodarze, żeby już w następnej akcji stracić prowadzenie, bo niezawodny Jacek Pryjomski zdobył swoją upragnioną bramkę. Mecz zakończył się wynikiem 2:2 i Oldboys Derby dalej ma szanse na awans, ale nie wszystko jest już w nogach ich samych, muszą uważnie śledzić wyniki innych spotkań.

 

BYCZKI STARE BABICE - WIERNY SŁUŻEWIEC 4:4

Obie ekipy wiedziały już, że muszą to spotkanie wygrać, by wciąż liczyć się w walce o swoje cele. To sprawiało, że stawka tego meczu była wysoka i zarówno Byczki Stare Babice jak i Wierny Służewiec musiał zagrać o pełną pulę. Początek należał do gospodarzy, którzy tworzyli sobie groźniejsze sytuacje, jednak defensywa rywala całkiem nieźle sobie radziła. Goście nie pozostawali dłużni, również mieli swoje okazje i to właśnie oni jako pierwsi wyszli na prowadzenie po golu Piotra Gratkowskiego. Po około 5 minutach znów mieliśmy remis i właściwie żadna z drużyn przez ten czas nie wypracowała sobie znaczącej przewagi.  Pod koniec  pierwszej części Adam Żychliński świetnie wypatrzył w polu karnym Tomasza Adamczyka i ten z bliskiej odległości pokonał bramkarza Byczków. Gospodarze nie byli dłużni, bo minutę później ponownie doprowadzili do wyrównania, dzięki bramce niezawodnego Dawida Głowackiego. Do przerwy mieliśmy wynik 2:2, który oddawał w pełni wydarzenia boiskowe. Po zmianie stron team ze Starych Babic wyprowadził dwa szybkie ciosy po których Wierny długo nie mógł się podnieść. W przeciągu dwóch minut Byczki zagrały dwie bliźniacze akcje – Dawid Głowacki zagrał na prawą stronę na skraj pola karnego do Oskara Kani, a ten w niemal identyczny sposób dwukrotnie umieścił piłkę w siatce. Ekipa ze Służewca musiała już się odkryć, a to była woda na młyn dla rywali, którzy dysponując szybkimi zawodnikami mogli groźnie kontrować. Więcej okazji do zdobycia gola miał jednak Wierny, lecz w fenomenalnej formie był Dominik Trzaskowski, który parował niezliczoną ilość strzałów oponentów. Gościom też czasami zbyt długo zajmowało podjęcie decyzji o strzale, przez co wynik się nie zmieniał. Na 9 minut przed końcem team Piotra Gratkowskiego postawił wszystko na jedną kartę i spróbował gry z lotnym bramkarzem. To okazało się strzałem w „10”. Dzięki przewadze w polu zepchnął rywala do obrony, ale wciąż szwankowała skuteczność. Dopiero w 48 minucie Maksym Wadach, wcielający się w rolę lotnego bramkarza zdobył gola na 4:3, a minutę później Adrian Krzyżański doprowadził do remisu, wywołując wielką radość wśród swoich kolegów jak i oglądających to spotkanie kilku zawodników Awantury Warszawa. Wierny miał jeszcze piłkę meczową, ale nie wykorzystał rzutu wolnego sprzed pola karnego, po którym sędzia zakończył to spotkanie. Podział punktów wydaje się tutaj sprawiedliwym wynikiem, choć ostatnie 10 minut raczej należało do Wiernego.

 

5 LIGA

 

FC ALBATROS - EAST TEAM 5:11

Zdecydowanym faworytem spotkania pomiędzy FC Albatros, a East Team byli goście, którzy po serii zwycięstw są o krok od zdobycia tytułu mistrzowskiego. Dla gospodarzy jedynym celem jaki mają jeszcze przed sobą, to zakwalifikowanie się do turnieju kończącego sezon. Od początku inicjatywę przejęła wyżej notowana drużyna, która już w pierwszej minucie obiła słupek bramki przeciwników. W kolejnych akcjach byli już bardziej skuteczni i dwukrotnie pokonali bramkarza rywali. Chwilę po straconych bramkach gospodarze ruszyli z kilkoma ciekawymi akcjami i właśnie jedna z nich przyniosła zamierzony efekt w postaci bramki kontaktowej. Ostatnie fragmenty pierwszej połowy należały ponownie do zawodników ze wschodu, którzy dorzucając dwa trafienia ustalili wynik pierwszej połowy na 1-4. Początek drugiej części spotkania to koncertowa gra gości, którzy aż czterokrotnie znaleźli sposób na bramkarza gospodarzy. Od tego momentu wiadome już było, kto z boiska zejdzie ze zdobyczą punktową. Dlatego też obydwie drużyny postawili na "wesoły futbol", przez co byliśmy świadkami kilku bramek dla każdej z drużyn. Na uwagę zasługuje świetna forma strzelecka Luki Patoca- autora czterech trafień. Ostatecznie zawodnicy East Team odnieśli pewne zwycięstwo z FC Albatros 11-5 i jak się później okazało, były to trzy punkty na wagę mistrzostwa. Ich rywale w ostatniej kolejce będą walczyć o zwycięstwo, które zagwarantuje im piąte miejsce jednoznaczne z biletem wstępu na turniej kończący wiosenne zmagania.

 

PRAGA WARSZAWA – MUNJA 12:4

Praga Warszawa by jeszcze marzyć o drugiej lokacie musiała wygrać z Munją. Team gości znowu miał problemy z frekwencją i do spotkania przystąpił w zaledwie pięciu zawodników. Jednak mimo słabego początku podjął walkę i długo zawodnicy Patryka Pawłowskiego męczyli się by osiągnąć znaczącą przewagę. Początek co prawda to szybkie dwie bramki kapitana Pragi, ale później okres przestoju wykorzystali gracze popularnej restauracji. Dwa gole strzelił Kacper Drozdowicz i nieoczekiwanie pod koniec pierwszej połowy było 2:2. Jednak praktycznie jedna z ostatnich akcji dała po 25 minutach minimalną przewagę Pragi. Rezultat 3:2, to nie był wymarzony wynik dla ekipy, która miała jednego zawodnika więcej na placu. Po zmianie stron gospodarze zaczęli lepiej funkcjonować i szybko powiększyli przewagę. Szczególnie aktywny był Patryk Pawłowski, który strzelał, asystował i był niemal wszędzie na boisku. Munja starała się odgryzać, ale na wiele grając w pięciu nie było ich stać. Tym bardziej, że z każdą minutą sił było coraz mniej i gracze Michała Konopki nie wracali już do defensywy jak pierwszej połowie. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 12:4 i to Praga przedłużyła swoje marzenia o srebrnych medalach. Munja ostatnio ma kłopoty kadrowe co przełożyło się na stracone szanse na medale i może się okazać,  że mimo dobrej rundy w jej wykonaniu, na finiszu spadnie na miejsca w środku tabeli .

 

SANTE - PRASKIE WARIATY 10:4

Po cichu liczyliśmy, że w starciu z Sante ekipa Praskich Wariatów pokaże się w końcu z dobrej strony. Ekipa Dawida Chudzia zupełnie nie ma szczęścia w tym sezonie, a jednym z głównych problemów tego zespołu jest słaba frekwencja. W tej kwestii Wariaty pozytywnie zaskoczyły i zebrały całkiem solidny skład, który przełożył się na jeden z lepszych występów tego teamu. Z drugiej strony drużyna Piotra Kowalskiego raczej pogodziła się z lokatą w środku tabeli, choć wciąż zachowuje matematyczne szanse na piąte miejsce premiowane możliwością zagrania w Pucharze Ligi Fanów. Początek spotkania toczył się w niezbyt szybkim tempie. Obie drużyny szukały okazji strzeleckich, ale ze względu na warunki pogodowe oszczędzały siły i nie próbowały szalonych ataków. Gospodarze atakowali zdecydowanie częściej, ale brakowało skuteczności. W 5 minucie Łukasz Stefaniak stanął przed okazją, ale nieco przekombinował w dryblingu i ostatecznie nic nie wyszło z tej akcji. Goście za to cierpliwie szukali swojej szansy i w końcu w 11 minucie podanie Michała Mrowickiego na gola zamienił Adrian Królikowski i dość nieoczekiwanie Praskie Wariaty wyszły na prowadzenie. Bramka ta uskrzydliła gości, którzy atakowali coraz śmielej, ale Sante wyprowadziło zabójczą kontrę i Tomasz Cacko strzelił z dystansu i zmieścił piłkę przy samym słupku. W 18 minucie Adrian Winogrodzki wyprowadził gospodarzy na prowadzenie, ale Wariaty błyskawicznie odpowiedziały golem Pawła Roguskiego. Końcówka pierwszej połowy należała zdecydowanie do Sante. Najpierw zapunktował Piotr Kowalski, a po chwili duet Łukasz Stefaniak-Tomasz Cacko dwukrotnie rozmontował obronę przeciwnika i gospodarze schodzili na przerwę z bezpiecznym prowadzeniem 5:2. Po wznowieniu gry Sante dość szybko podwyższyło golem Tomasza Cacko, ale Praskie Wariaty miały coś jeszcze do powiedzenia i po kilku minutach gry Michał Mrowicki zatrzymał rozegranie w środku boiska i trafił do pustej bramki. Nie minęły dwie minuty, a team przyjezdny dostał szansę z rzutu wolnego w okolicach pola karnego, który wykorzystał Krzysiek Korpalski. Niestety ekipa z Pragi nie wytrzymała ciężkich warunków gry i w końcówce opadła z sił. Sante skrzętnie to wykorzystało i zapakowało jeszcze cztery gole wygrywając ostatecznie 10:4.

 

STADO SZAKALI - TORNADO SQUAD 6:6 

Sytuacja w tabeli jasno wskazywała, że zarówno Stado Szakali jak i Tornado Squad przystąpią do tego spotkania w pełni zmobilizowani. Szakale walczące o srebrne medale, Tornado rozpędzone w walce o ligowy byt. Oczekiwania co do tego spotkania mieliśmy duże i nasze oczekiwania zostały w pełni zaspokojone. To był mecz niezwykle otwarty, sytuacje stwarzali zarówno jedni jak i drudzy. Dużo dobrego w Stadzie Szakali robił Kamil Ceran, który brał odpowiedzialność za grę na swoje barki, z drugiej strony wyróżniał się Marcin Kusak, któremu udało się otworzyć wynik spotkania. W ogóle w tym meczu albo prowadziło Tornado, albo gospodarze doprowadzali do wyrównania. W pierwszej połowie prowadzili goście 3:2 i druga połowa zapowiadała nam się niezwykle ciekawie. Tornado Squad w początkowej fazie drugich 25 minut zawodnicy gości zbudowali sobie wyraźną przewagę, jeszcze na 7 minut do końca spotkania prowadzili 6:2. Wtedy zaczęły dziać się rzeczy wręcz niewyobrażalne. Jan Mitrowski do spółki z Kamilem Heppenem w zaledwie 7 minut zdobyli łącznie 4 bramki. Raz strzelał jeden, raz drugi.  Pogoń budząca słowa uznania. Tornado w ostatniej akcji meczu ruszyli z groźną sytuacją, ale Kamil Ceran faulem taktycznym przerwał akcje, za to został ukarany czerwoną kartką i nie zagra w ostatnim meczu, ale być może uratował punkt dla swojej drużyny, który nieznacznie, ale jednak przybliża Szakali do tytułu wicemistrza 5 ligi.

 

6 LIGA

 

BAD BOYS – MOBILIS 4:3

Drużyna Bad Boys po fatalnej rundzie jesiennej na dwie kolejki przed zakończeniem sezonu zdołała uzbierać tyle punktów, że już była pewna utrzymania się na tym poziomie rozgrywkowym. Mobilis natomiast spotkanie rozpoczynał na pozycji lidera rozgrywek i w przypadku wygranych w dwóch ostatnich kolejkach cieszyłby się z tytułu mistrzowskiego. Od początku inicjatywę przejęli goście, którzy próbowali narzucić swój styl gry. Na swojej połowie nie było z tym większego problemu, natomiast już po przekroczeniu jej, mądrze ustawiona defensywa gospodarzy skutecznie broniła dostępu do swojej bramki. Drużyna gości próbowała licznych strzałów z dystansu, jednak albo były one niecelne albo doskonale w bramce interweniował Krystian Matysek. Gospodarze bardzo rzadko przedostawali się pod bramkę rywali, ale jak już to robili to były to bardzo groźne akcje. I właśnie jeden taki wypad okazał się skuteczny i zespół ten wyszedł na niespodziewane prowadzenie, które utrzymał do końca pierwszej części meczu. Początek drugiej połowy to ponowny napór zespołu gości, którzy tym razem byli bardziej skuteczni i za sprawą Aleksandra Janiszewskiego wyszli na jednobramkowe prowadzenie. Kilka minut później dwa stałe fragmenty gry wykorzystali Źli Chłopcy, a konkretnie Bartek Podobas, który strzelając z rzutu karnego i wolnego wyprowadził swój zespół na prowadzenie. W końcowych fragmentach meczu straty odrobili goście, jednak już w kolejnej akcji ponownie gospodarze strzelili bramkę i ustalili wynik spotkania na 4-3. Dla Bad Boysów to piąte kolejne zwycięstwo i siódmy mecz z rzędu bez porażki. Mobilis przegrywając mecz bardzo utrudnił sobie drogę do tytułu mistrzowskiego i oprócz zwycięstwa w ostatniej kolejce musi liczyć na potknięcie swoich rywali.

 

COSMOS UNITED - HISZPAŃSKI GALEON 14:2

W zapowiedziach tego spotkania zastanawialiśmy się, czy Hiszpański Galeon po dość niespodziewanej wygranej nad Slaviciem będzie w stanie po raz kolejny zaskoczyć i ograć wyżej notowanego rywala. Tymczasem już pierwsze minuty pokazały, jak trudno będzie w starciu z Cosmosem United powalczyć o choćby jeden punkt. Właściwie ten mecz miał jednego głównego aktora, a był nim Jurii Martynowycz. Ten zawodnik zdobył pierwsze dwie bramki, przy kolejnej asystował i dosłownie po kilku chwilach mieliśmy wynik 3:0. Mało co wskazywało na to, że losy meczu mogą się tutaj odmienić. Goście grali ambitnie, starali się powrócić do spotkania, ale składne akcje Cosmosu oraz mądra i skuteczna gra w defensywie skutecznie neutralizowała atuty Galeonu. W głównej mierze grą zespołu dyrygował Jurii, ale jego koledzy również wskoczyli na naprawdę wysoki poziom. Kolejne gole gospodarzy doprowadziły do wyniku 6:0, a przed przerwą udało się gościom w końcu zdobyć swojego premierowego gola. Po 25 minutach mieliśmy więc 6:1. Po zmianie stron znów do ataku ruszyli gospodarze i chwilę po wznowieniu meczu podwyższyli wynik na 7:1. Cosmos powiększał przewagę, widać było w ich poczynaniach pomysł na grę i to, że konsekwentnie realizowali swoje założenia. Często grali na jeden kontakt, żaden z zawodników nie grał na alibi i to przynosiło efekty. Galeon przy tak dysponowanym przeciwniku nie miał za dużo po powiedzenia, ale chłopaki nie zwiesili głów, tylko również szukali swoich okazji. Przy stanie 9:1 znów o sobie dał znać Jurii Martynowycz zaliczając dwie asysty i dwie bramki.  Na 14:1 trafił jeszcze Salwador de Fenix, ale Hiszpański Galeon również doczekał się swojego kolejnego gola, bo tuż przed końcem spotkania udało im się zdobyć bramkę na 14:2. Wynik nie pozostawia złudzeń kto był lepszy w tym meczu i Cosmos musiał czekać na wynik Tartaku i odpowiedź na pytanie czy mają jeszcze szanse na podium.

 

LUJWAFFE TARCHOMIN - SLAVIC WARSZAWA 2:11

Wygrana w meczu pomiędzy sąsiadującymi zespołami w środkowej części tabeli szóstej ligi z taką samą ilością punktów bardzo ułatwiała awans do udziału w Pucharze Ligi Fanów. Pierwsza konfrontacja pomiędzy Lujwaffe Tarchomin, a Slavic Warszawa przyniosła wiele emocji i wygraną gości tylko jedną bramką przewagi. Mecz, zatem mógł przynieść Nam wiele emocji i zwrotów akcji. Od samego początku swój styl gry narzuciła drużyna gości, która sprawnie i szybko przemieszczała się w pole karne rywala, co i rusz zagrażając jego bramkarzowi. Po mimo tak częstych eskapad i ilości oddanych strzałów, ich prowadzenie 4:0 do siedemnastej minuty było relatywnie niskie. Próbująca przerwać oblężenie własnej bramki i wyprowadzić kontr-atak drużyna gospodarzy swoją pierwszą bramkę zdobyła na pięć minut przed końcem pierwszej połowy. Minutę przed zejściem do szatni sam na sam pędził Krzysztof Blankiewicz z Slavic Warszawa, który został nie przepisowo zatrzymany, a czerwona kartka dla gospodarzy tylko utrudniła odrabianie strat w drugiej połowie. Pierwsza połowa zakończyła się prowadzeniem dla gości 5:1, a szybko powiększona przewaga w dalszej części meczu, oraz poszanowanie piłki z grą w przewadze odbierała iskrę nadziei Lujom na dobry wynik w tym spotkaniu. Ofensywie gospodarzy pomimo wielu prób udało się jeszcze tylko raz przełamać defensywę rywala, ostatecznie przegrywając 2:11.

 

FC TARTAK - MIEJSKIE ZIEMNIACZKI 4:8

Mimo tego, że w zapowiedziach stawialiśmy na gości to jednak po cichu liczyliśmy, że znajdujący się na trzecim miejscu Drwale mimo problemów kadrowych postawią się rywalom. Ku naszemu zaskoczeniu wyszło zupełnie inaczej. Ziemniaczki okazały się zbyt twarde i surowe co doprowadziło do tego, że maszyneria Drwali się zacięła i przegrała spotkanie. W zeszłej rundzie goście pokonali już Tartak i chyba ewidentnie mają jakiś patent na tę drużynę. Ten mecz na Arenie przy ulicy Strumykowej rozgrywany był już późnym popołudniem, kiedy pojawił się chłodny wiatr. W samą porę, bo spotkanie było niezwykle emocjonujące dla obu drużyn. Strzelanie rozpoczął Paweł Białas przy asyście Michała Przybyło. Za chwilę strzelił Łukasz Łukasiewicz i wyrównał wynik. Była to jego pierwsza i równocześnie ostatnia bramka w tej połowie. Goście z kolei nie obijali się i do przerwy wynik wyniósł 1:4. W drugiej części znowu Łukasz próbował ratować sytuację Drwali, jednak w starciu z gwiazdą tego spotkania Pawłem Białasem – nie miał szans. Paweł został wybrany MVP kolejki dzięki jego fenomenalnym podaniom i świetnemu przeglądowi pola. Walecznie walczył o każdą piłkę i umieścił ją w siatce aż 4 razy! Spotkanie zakończyło się wynikiem 4:8 i uniemożliwiło FC Tartak próbę zdobycia mistrza 6 ligi. Z kolei Ziemniaczki pozostają w strefie spadkowej i przesądzony jest ich spadek do 7 ligi.

 

7 LIGA

 

FC POLSKA GÓROM - WIĘCEJ SPRZĘTU NIŻ TALENTU 4:10

Spotkanie, którego stawką było pozostanie w grze o udział w Naszym Pucharze rozegrało się pomiędzy szóstą FC Polska Górom, a piątą w tabeli drużyną Więcej Sprzętu Niż talentu I przy ul. Strumykowej. Wysoka temperatura plus brak zmian u gości stawiało w roli faworyta gospodarzy, którzy w przeciągu sześćdziesięciu jeden sekund dość niespodziewanie stracili dwie bramki. Po szybkiej zmianie ustawienia na czterech obrońców w drużynie WSNT I, ich gra opierała się na grze z kontry i „zamurowaniu” dostępu w własne pole karne. Skuteczna gra w defensywie rywala okazała się na tyle skuteczna, że gospodarzom z wielkim trudem tylko parę razy udało się zagrozić bramce gości zdobywając przy tym jedną bramkę, a dobrze grający na „szpicy” Łukasz Krysiak wraz z kolegami zanotowali łącznie pięć trafień w pierwszej połowie kończąc ją z wynikiem 5:1 na swoją korzyść. Druga połowa przyniosła dużo więcej akcji ofensywnych u FC Polska Górom, lecz brak odrobiny szczęścia i mało skutecznej ofensywy nie pozwolił na zbliżenie się do rozsądnie grającej z poszanowaniem piłki gry drużyny gości, która cały czas grała „swoje”. Ostateczna wygrana WSNT I 10:4 zapewniła im grę w Pucharze zabierając tym samym szanse gospodarzą na awans do pierwszej piątki siódmej ligi.

 

KUBANY - FC DZIKI Z LASU 1:6

Spotkanie Kubany z FC Dziki Z Lasu to mecz drużyn z górnej części tabeli. Gospodarzom w tym sezonie pozostała jednak tylko walka o miejsca 4-6, natomiast ich rywal cały czas liczy na zdobycie tytułu mistrzowskiego. Żeby to się stało musieli w tym spotkaniu zdobyć komplet punktów i liczyć na wpadkę swojego bezpośredniego rywala w walce o tytuł. Brak zmian i wysoka temperatura nie wróżyła nic dobrego dla drużyny gospodarzy, ale mimo tego początek spotkania był bardzo wyrównany. Pierwsza bramka padła dopiero w 12 minucie i była autorstwa zawodnika gości. W kolejnych minutach sporo pracy miał bramkarz gospodarzy, ale dzięki jego świetnym interwencjom nie mieliśmy zmiany wyniku spotkania. Na przerwę drużyny schodziły z minimalnym prowadzeniem zespołu gości. Druga część tego meczu rozpoczęła się od mocnego uderzenia zawodnika gości Konrada Adamczyka, który najpierw pięknym uderzeniem z rzutu wolnego, a później jeszcze piękniejszym strzałem z dystansu pokonał dwukrotnie bramkarza rywali. Szybko stracone bramki podłamały zespół gospodarzy, który całkowicie oddał inicjatywę przeciwnikom. Swoją przewagę udokumentowali na dziesięć minut przed końcem spotkania. W końcowych fragmentach meczu honorowe trafienie zdobyli gospodarze, ale ostatnie słowo należało do Tymka Kuroczko, który zdobywając swoją trzecią bramkę ustalił wynik na 1-6 dla swojej drużyny. Kubany grając bez zmian długo walczyli jak równy z równym ze swoimi przeciwnikami, ale finalnie zeszli z boiska jako pokonani. Zwycięstwo FC Dzików Z Lasu okazało się bardzo ważne, ponieważ ich rywal do walki o mistrza swoje spotkanie przegrał i za tydzień bezpośredni mecz między tymi drużynami wyłoni zwycięzcę całej ligi.

 

FFK OLDBOYS - LAGA WARSZAWA 9:7

Odnosząca same zwycięstwa w rundzie wiosennej drużyna FFK Oldboys podejmowała niepokonaną od szesnastu spotkań ekipę Laga Warszawa, która ani razu od początku tej edycji rozgrywek nie opuściła fotela lidera. Zapowiadało się, zatem, że mecz przyniesie Nam wiele emocji. Już od pierwszego gwizdka sędziego oba zespoły dążyły do szybkiego zdobycia prowadzenia a styl, w którym to robiły cieszył nasze i kibiców oczy. Szybkie tempo gry na całej przestrzeni boiska, dokładne krosowe podania, co i rusz nie dawały spokoju bramkarzom po przeciwnych stronach. Pierwszą bramkę zdobyła drużyna gości, a ich prowadzenie trwało zaledwie parę sekund. Szybko odrobiona strata pchnęła gospodarzy do wyjścia na dwubramkowe prowadzenie, którego nie udało im się utrzymać do końca pierwszej połowy, a to za sprawą Jerzego Żółtowskiego, który trzykrotnie obsłużył kolegów doskonałym podaniem w tempo i to zawodnicy Laga Warszawa na przerwę schodzili z jednobramkowym prowadzeniem. Po powrocie na murawę styl gry nie uległ zmianie. Cały czas prowadzona otwarta gra gospodarzy i gości dawała coraz piękniejsze sytuacje strzeleckie, które lepiej wykorzystywali gracze FFK, dzięki czemu na osiem minut przed końcem meczu prowadzili 7:5. Będąca pod dużą presją Laga robiła co mogła aby wyrównać, a nawet wygrać. Na dwie minuty przed końcowym gwizdkiem na tablicy wyników widniał remis, z którym nikt nie chciał się pogodzić. Dwie szybkie akcje gospodarzy w ostatniej minucie za skutkowały wygrana 9:7 i pierwszą porażką gości, którzy za tydzień zagrają z drugą drużyną ligi o tytuł mistrzowski.

 

ŻOLIBALL – SGS 1:3

Bardzo interesująco zapowiadało się spotkanie pomiędzy drużyną Żoliball, a ekipą SGS. Obie ekipy zajmują miejsca w strefie spadkowej, ale to gospodarze mieli jeszcze szanse wydostać się ze strefy spadkowej. Mecz z początku był bardzo wyrównany i nie brakowało w nim walki z obu stron. Obie drużyny cofnięte do defensywy próbowały spokojnie rozgrywać piłkę. Gospodarze swoich sił próbowali głównie po akcjach indywidualnych Michała Janowicza, lecz obrona gości wywiązywała się ze swoich zadań bez zarzutu. W siódmej minucie meczu, na strzał z dystansu zdecydował się wspomniany już Michał Janowicz i pokonał bramkarza SGSu. W kolejnych minutach spotkanie mogło przypominać piłkarskie szachy, klarownych okazji było jak na lekarstwo i pierwsza połowa ostatecznie kończy się wynikiem 1:0. W drugiej części nastąpiło przebudzenie gości. Byli w posiadaniu piłki przez większość tej części meczu, ale nie potrafili sforsować obrony gospodarzy, którzy bardzo dobrze i mądrze bronili się przez większość część spotkania. Do remisu w 35 minucie doprowadził Paweł Ryder, który wykorzystał podanie Radosława Mosóra. Od tego momentu spotkanie się zaostrzyło, czego wynikiem były częste faule i odgwizdywane rzuty wolne. W 43 minucie po jednym z nich SGS wychodzi na prowadzenie, piłkę ustawił Jakub Westfal i nie czekając na gwizdek sędziego płaskim strzałem pokonał bramkarza Żoliball. Goście nie mając nic do stracenia rzucili się do odrabiania strat, często zapominając o grze w obronie. Efektem tego była trzecia bramka zdobyta przez gości, po szybko wyprowadzonej akcji gola na 1:3 ponownie zdobył Jakub Westfal. Do końca spotkania wynik nie uległ już zmianie. Młodzi zawodnicy gospodarzy przegrywają z doświadczoną ekipą SGSu i tym samym tracą ostatecznie szanse na utrzymanie w 7 lidze.

 

KS PARTYZANT WŁOCHY - WIECZNIE DRUDZY 2:6

Starcie Partyzantów z Włoch z Wiecznie Drugimi nie było na pewno spotkaniem na szczycie 7 Ligi. Jednak to co działo się w pierwszej połowie mogło podobać się kibicom. Każda z ekip pojawiła się na meczu z jedną albo dwiema zmianami, więc można było na spokojnie rotować zawodnikami. Było to bardzo ważne, bo słońce niemiłosiernie grzało i bardzo mocno dawało się zawodnikom we znaki. Jedna i druga ekipa przyjechała na mecz aby wziąć 3 punkty i było to bardzo dobrze widać na boisku, szczególnie w pierwszej połowie. Wiecznie Drudzy już w 6 minucie zdobyli swoją pierwszą w tym meczu bramkę, nie zamierzali się po tej zdobyczy poddawać i atakowali dalej. Partyzanci jak to partyzanci, dosyć mocno przyczajeni czekali na swoje okazje. Co chwile zmieniał się obraz obserwowanego przez kibiców spotkania. Atakowali raz jedni raz drudzy. Tak wyglądało to do 24 minuty, w której Partyzanci zdobyli bramkę kontaktową. Mateusz Łuczak, po prostopadłym podaniu od Krystiana Miszkurki ładnie strzelił w długi róg i mieliśmy remis 1-1. Takim też wynikiem zakończyła się pierwsza połowa. Druga część spotkania to nadal wymiana ciosów z obu stron, ale nikt nie potrafił jednak zdobyć bramki. Nadeszła jednak 32 minuta i bardzo ładnie wykonany rzut wolny przez zawodników gości. Markowany strzał i sprytne podanie z klepki dały ekipie Drugich ładną bramkę na 1-2. Jednak podrażnieni gospodarze nie mieli zamiaru składać broni i 2 minuty później doprowadzili do remisu 2-2. Po tej bramce widocznie zdenerwowani goście wzięli się ostro do roboty i tylko oni zdobywali bramki w tym meczu. Szybko zdobyte 4 gole ustawiły spotkanie i goście mogli się cieszyć z 3 punktów.

 

8 LIGA

 

JUNAK - NAF GENDUŚ 4:4

Mecz drużyn, które ten sezon kończą w zdecydowanie innych nastrojach. Lider tabeli, który walczy o zdobycie złotego medalu w 8 lidze podejmował spadkowicza, dla którego to są ostatnie momenty na tym poziomie rozgrywkowym. Faworyt tego spotkania mógł być tylko jeden i tak też wyglądał początek pojedynku. Junak mocno naciskał swoich rywali, co oznaczało dużo pracy w bramce dla Mariusza Tkaczyka. W 4 minucie po strzale Aleksego Sałajczyka wyciągnął on piłkę z siatki po raz pierwszy. NAF Genduś szybko odpowiedział, bo wyrównujące trafienie zaliczył Mateusz Bubrzyk. Ten sam zawodnik jeszcze przed przerwą skompletował 2 żółte kartki, które wykluczyły go z gry do końca pojedynku. Mimo benefitu w postaci dłuższej gry w przewadze oraz wielu sytuacji podbramkowych gospodarze nie potrafili zdobyć gola. Udało im się to dopiero przed przerwą, kiedy to Bartłomiej Szrejner wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Drugie 25 minut wyglądały niczym dobra walka bokserska. Akcja za akcją, cios za cios. Pierwszy trafił lider tabeli, bo w 30 minucie Yuriy Trush popisał się świetnym uderzeniem z rzutu wolnego. To było niczym nokdaun dla gości, ale zdołali powstać z kolan i zdobyć kontaktowe trafienie. Nieco później ponownie na dwubramkowe prowadzenie wyszedł Junak, tym razem Tkaczyka pokonał jego vis a vis Andrzej Groszkowski. Ostatnie słowa w tym spotkaniu należały jednak do zespołu NAF Genduś, najpierw gola po podaniu Szostaka strzelił Groszyk, a w ostatnich sekundach meczu bramkę na 4:4 zdobył Szostak ustalając wynik meczu, który można uznać za dość sporą niespodziankę.

 

BOROWIKI - SPORTOWE ZAKAPIORY 1:10

Już przed spotkaniem było jasne, że w tym sezonie zespół Borowików pożegna się z tym poziomem rozgrywkowym. Ich strata do bezpiecznego miejsca była już tak duża, że pozostała im tylko walka o poprawę morale w drużynie. Sportowe Zakapiory pomimo serii gier bez porażki stracili szansę na walkę o pudło i sezon zakończą bez medalowej zdobyczy. Początek spotkania z racji panującej pogody obie drużyny rozpoczęły bardzo spokojnie. Pierwsze pojedyncze akcje nie przyniosły zmiany wyniku. Zmieniło się to w 8 minucie, kiedy to na prowadzenie wyszli goście. Chwilę później powinno być już podwyższenie prowadzenia, ale piłka trafiła w słupek. Kolejne minuty to przewaga gospodarzy, którzy najpierw strzelili w słupek, a później nie wykorzystali rzutu karnego. Zemściło się to pod koniec pierwszej połowy, kiedy to goście aż trzykrotnie pokonali bramkarza rywali. Trafienia te ustaliły wynik pierwszej połowy na 4-0 dla gości i z takim rezultatem zespoły rozpoczęły drugą część spotkania. Od początku drugiej części meczu inicjatywę ponownie przejęli goście, którzy nie wykorzystali rzutu karnego. Sytuacja ta nie podcięła im skrzydeł i w ciągu kilku minut zdobyli kolejne trzy bramki. Chwilę później honorowe trafienie zdobyli gospodarze, którzy w końcowych minutach spotkania musieli jeszcze trzykrotnie wyjmować piłkę z bramki. Doskonałe zawody rozegrał Daniel Lasota, który aż sześciokrotnie pokonał bramkarza rywali. Ostatecznie Borowiki przegrały z drużyną Sportowych Zakapiorów 1-10 i nie mogą być zadowoleni z tego spotkania. Ich przeciwnik pokazał wyższość nad swoim rywalem i inkasując trzy punkty nadal liczy się w walce o miejsce w top 5 obecnego sezonu.

 

A.D.S. SCORPION"S - ORŁY BIAŁE AUUU 11:2

Prowadzona przez Artura Kałuskiego drużyna A.D.S. Scorpion’s walczyła o zwycięstwo z ostatnią ekipą swojej ligi – Orły Białe AUUU. Cały mecz od samego początku układał się po myśli gospodarzy, a ich styl gry okazał się niekorzystny dla gości, którzy nie mając zmian starali się jak mogli, aby rozwinąć skrzydła i ugrać, choć remis. Najbardziej jadowitym Skorpionem dla Orłów był bardzo dobrze grający tego dnia na ataku Bartłomiej Filip, który w przeciągu pierwszych siedmiu minut skompletował hat-tricka, a w dalszej części meczu jeszcze dwukrotnie pokonał bramkarza gości. Ta sztuka udała mu się miedzy innymi za sprawą najlepszego tego dnia na poziomie ósmej ligi jego kolegi Mateusza Łuczaka, będącego głównym rozgrywającym tego meczu. Drużyna gości przełamała się dopiero w siedemnastej minucie, kiedy po trafieniu samobójczym parę sekund później wyładowali swoją złość pokonując dwa razy bramkarza gospodarzy zmniejszając stratę. Na przerwę schodziliśmy przy wyniku 6:2, a po wznowieniu gry dalej lepiej radziła sobie drużyna Artura. Szybko zdobyta bramka przez A.D.S-ów i gra w wysokiej temperaturze podcięła skrzydła gościom, a ich próby zagrożenia bramki rywala nie przynosiły rezultatów. Gospodarzom jeszcze udało się zdobyć cztery bramki, a mecz zakończył się wynikiem 11:2

 

FC PO NALEWCE - ELITARNI GOCŁAW  9:6

Starcie FC Po Nalewce z Elitarnymi Gocław można było śmiało nazwać meczem „o sześć punktów” dla każdej z ekip, gdyż gospodarze potrzebowali zwycięstwa w kontekście zapewnienia sobie udziału w Pucharze Ligi Fanów, natomiast goście wciąż liczyli się w walce o złoty medal. Starcie rozpoczyna się od składnej akcji Sławka Ogorzelskiego, po którego podaniu gola na 1:0 strzelił Arek Bobryk. Chwilę później popularny „Salek” już nie asystował, a sam zajął się egzekucją, gdy strzałem głową podwyższył na 2:0. Autorem trafienia na 3:0 był Łukasz Gaba, który nie zmarnował rzutu karnego po zagraniu ręką w polu karnym i wydawało się, że nic nie będzie w stanie zatrzymać gospodarzy. Wtedy jednak, mówiąc kolokwialnie, gracze gości ogarnęli się. Co prawda na bramkę Wojtka Sekulaka na 3:1 padła odpowiedź w postaci gola na 4:1 w wykonaniu Łukasza Gaby, jednak do końca pierwszej odsłony strzelali już tylko Elitarni, a konkretnie Mariusz Głębocki oraz Marcin Brzozowski, dzięki czemu wynik do przerwy brzmiał tylko 4:3. Od początku drugiej połowy trwała bardzo zacięta walka, czego udokumentowaniem były trafienia Mateusza Rudnika na 5:3 oraz Jacka Wójtowicza na 5:4. W tym momencie doszło do sporej kontrowersji, gdyż zdaniem gości miało miejsce zagranie ręką w polu karnym, czego sędzia nie odgwizdał. To ewidentnie wytrąciło z równowagi cały zespół z Gocławia, co wykorzystali gracze gospodarzy, odjeżdżając z wynikiem z 5:4 na 7:4 po golach Kacpra Tabaki oraz Alexa Bobryka. „Truskawką na torcie” była bramka na 8:5 w wykonaniu Łukasza Gaba, który stojąc tyłem do bramki uderzył piłkę z poza pola karnego tak, że piłka zmieściła się tuż pod poprzeczką rywali! Ostatecznie gospodarze wygrali 9:6, a bohaterami meczu byli Sławek Ogorzelski – trzy asysty oraz bramki – oraz Łukasza Gaba, autor hat-tricka, w tym przepięknej bramki. Elitarni w ostatniej kolejce powalczą o srebrne medale !

 

TSUBASA OZORA - DECCO TEAM 2:12

Zarówno Tsubasa Ozora jak i Decco Team sezon zakończą na bezpiecznej pozycji, która gwarantuje pozostanie na tym poziomie rozgrywkowym. Gospodarze nie grali już praktycznie o nic, natomiast ich rywal cały czas liczy na miejsce w topowej piątce. Już pierwsze fragmenty spotkania pokazały, która drużyna bardziej dąży do zdobycia kompletu punktów. Sygnał do ataku dał Jakub Piotrowski, który w pierwszych pięciu minutach zdobył dwie bramki. Piorunujący początek sprawił, że zawodnicy gości poczuli się pewnie i w pełni kontrolowali przebieg spotkania. Pomimo dużej przewagi nie byli w stanie powiększyć swojego prowadzenia. Kiedy już wszyscy czekali na gwizdek kończący pierwszą część spotkania bramkę kontaktową zdobyli gospodarze. Druga połowa rozpoczęła się z jednobramkowym prowadzeniem gości, którzy z biegiem czasu zaczęli się rozpędzać. Grający tylko z jedną zmianą gospodarze z czasem opadali z sił czego efektem były kolejne tracone bramki. A było ich sporo, ponieważ pomiędzy trzydziestą, a pięćdziesiątą minutą aż dziesięciokrotnie ich bramkarz wyciągał piłkę z siatki. Goście na tle swoich rywali imponowali szybkością, grą kombinacyjną i wytrzymałością przez co wynik nie jest dużą niespodzianką. W ostatniej akcji tego meczu drugą bramkę zdobyli gospodarze, którzy ustalili wynik spotkania na 2-12. Zespół Tsubasa Ozora tylko w pierwszej połowie był w stanie dotrzymać kroku swoim przeciwnikom. Druga połowa w wykonaniu Decco Team była koncertowa i to oni schodzili z boiska z podniesionymi głowami.

 

9 LIGA

 

LEGION - MIKSTURA 2:7

Dla Mikstury to był mecz, w którym zawodnicy z Bielan mogli zapewnić sobie awans do 8 ligi, natomiast nastroje po ubiegłotygodniowej porażce mogły pozostawiać wiele do życzenia. Legion z kolei mimo słabszej formy w rundzie wiosennej jest pewny utrzymania, ale na pewno nie zamierzał podarować łatwo 3 punktów faworyzowanym gościom. Na obiekcie przy Światowida oba zespoły licznie stawiły się na placu boju i od początku było widać, że nikt tego meczu nie odpuści. Mimo wizualnej przewagi graczy w żółtych trykotach nie udawało się znaleźć drogi do bramki Legionu. W końcu po przejęciu piłki w środku boiska i szybko wyprowadzonej kontrze przez Mateusza Pawlika udało się wyjść na prowadzenie, którym Mikstura nie cieszyła się zbyt długo, bo zaraz po wznowieniu gry sfaulowany został jeden z zawodników Legionu i po krótkim rozegraniu rzutu wolnego gospodarze doprowadzili do wyrównania. Legion dość nieoczekiwanie wyszedł na prowadzenie, Sergij Kozak wykorzystał błąd w wyprowadzeniu piłki z defensywy Mikstury i bez trudu pokonał Pawła Wojciechowskiego. Wynik w 1 połowie ustalił Rafał Jochemski, który wykorzystał podanie od swojego taty, czyli popularnego Wujka. W drugiej połowie zawodnicy Mikstury nie pozostawili już żadnych złudzeń swoim oponentom. Gra zaczęła się kleić, akcje nabierały tempa, a Marek Bogdański wszedł w buty zawieszonego za czerwoną kartkę Patryka Zycha i w jego stylu zanotował kilka asyst w meczu. Mikstura wygrała 7:2, zapewniając sobie spokój w ostatniej kolejce, bo awans z 3 miejsca jest już niezagrożony.

 

NIEDZIELNI - MORALNI ZWYCIĘZCY 2:10

W niedzielne przedpołudnie na nowej arenie Światowida zmierzyły się ekipy NieDzielnych z drużyną Moralni Zwycięzcy. Obie ekipy straciły już szanse na utrzymanie się w 9 lidze i teraz została im już tylko rywalizacja o jak najlepszą pozycję na zakończenie zmagań. Moralni Zwycięzcy przystąpili do meczu w swoim optymalnym składzie, natomiast gospodarze dotarli tylko z jednym rezerwowym, co w późniejszych minutach meczu było bardzo istotną kwestią. Od początku meczu goście wypracowali sobie przewagę zarówno w posiadaniu piłki jak i w poruszaniu się na boisku, udowadniając tym samym jednak większe umiejętności od rywala. Bramka na 0:1 padła po dobrze rozegranym rzucie rożnym, piłkę do siatki po podaniu Łukasza Załęckiego skierował Sebastian Falicki. Kilka minut później na tablicy wyników mieliśmy już 1:1. Mocnym i precyzyjnym strzałem z dystansu popisał się Marcin Aksamitowski. Od tego momentu przewaga gości rosła z minuty na minutę. NieDzielni nie radzili sobie z grą w obronie, a ich ataki często kończyły się po niedokładnych podaniach do napastników. W pierwszej połowie goście dołożyli jeszcze dwa trafienia i na przerwę schodziliśmy przy wyniku 1:3. Druga połowa to już prawdziwa deklasacja gospodarzy, napór gości stawał się coraz większy. Widząc słabą dyspozycję rywala ekipa "Zwycięzców" raz po raz przeprowadzała groźne ataki na bramkę NieDzielnych, a brylował w nich wspomniany już Sebastian Falicki. To głównie dzięki jego trzem asystom oraz trzem bramkom goście dokładają siedem trafień w drugiej części spotkania. W końcówce spotkania drugiego gola dla gospodarzy zdobywa jeszcze Bartosz Kujawiński i tym samym zmniejsza rozmiary porażki. Spotkanie ostatecznie kończy się wynikiem 2:10, co w pełni odzwierciedla obraz całego meczu.

 

MARECKIE WYGI - PHINANCE.SA 3:5

Mareckie Wygi, aby zachować szanse na udział w Pucharze Ligi Fanów musiały szukać punktów nawet w starciu z liderem, Phinance.SA, gdyż tuż za ich plecami była ekipa OldBoys Derby. Goście natomiast, aby wciąż mieć szansę na mistrzostwo, nie mogli sobie pozwolić na porażkę w tym starciu, zatem zapowiadało się spotkanie na dużej intensywności. Piłkarsko, było bardzo ciekawie i tutaj musimy oddać obu zespołom, że pokazały klasę, jeżeli chodzi o szacunek do zdrowia rywali. Mecz zaczyna się świetną akcją indywidualną Oleksandra Hutarova, który po przebiegnięciu kilkunastu metrów, przedryblowaniu obrońcy i przełożeniu piłki na mocniejszą nogę oddał strzał z dystansu, którego, mimo ogromnego wysiłku, bramkarz gości nie był w stanie sięgnąć i mieliśmy 1:0. Szybko jednak przyszła odpowiedź, w której Patryk Ciborski celnie dograł do dobrze ustawionego Marcina Skowrońskiego, a rosły napastnik Phinance.SA pewnie wykończył akcję, dając wyrównanie. Bramka ustalająca wynik pierwszej odsłony na 2:1 była ozdobą meczu. Po wykreowaniu akcji przez Oleksandra Hutarova, gola potężnym strzałem w samo okienko bramki zdobył, pochodzący rodem z Półwyspu Apenińskiego, Luca Muscas. Zmiana stron przyniosła orzeźwienie w ofensywie „Finansistów”, kiedy to sprytnym strzałem do remisu 2:2 doprowadził Marcin Skowroński. Kolejne dwie akcje to dość nietypowa rola bramkarza gości, Filipa Odolińskiego, który najpierw, po podaniu Marcina Skowrońskiego oraz wycieczce na połowę rywala zdobył gola z dystansu, a następnie podwyższył na 2:4 skutecznie wykorzystując rzut karny. Filip był absolutnie kluczową postacią tego meczu, gdyż oprócz świetnych parad i dwóch bramek, bardzo dbał o spójność defensywy, komunikując się ze swoimi obrońcami bezustannie. Gospodarze zbliżyli się jeszcze z wynikiem na jedną bramkę (3:4), bo golu Oleksandra Hutarova, jednak w końcówce meczu kropkę nad „i” postawił Gracjan Kowalewski, który nie zmarnował podania od Marcina Skowrońskiego. Lider nie zawiódł i wygrał 3:5, a Mareckie Wygi w ostatniej kolejce będą walczyły o miejsce w czerwcowym PLF!

 

BARTOLINI PASTA - GASTRO SPARTA 10:2

Mecz pomiędzy Makaroniarzami, a Gastronomikami to kulinarne starcie i cała gama smaków, które mogliśmy poczuć oglądając to spotkanie. Po ostatniej kolejce Bartolini Pasta znajdowało się w tabeli tylko pod Phinance SA natomiast Gastro Sparta z siedmioma punktami na koncie zasilało szeregi strefy spadkowej. Passa gości mówiąc krótko jest bardzo gorzka. W tej rundzie wygrali jedynie z NieDzielnymi. Również tego spotkania nie mogli zaliczyć do udanych chociaż jego początek zapowiadał się nieco bardziej słodko niż reszta. Do bramki strzelił Vladislav Ovidiyenko i otworzył wynik na 0:1. Radość Gastronomików nie trwała długo, bo tuż za chwilę wynik wyrównał Mateusz Brożek przy asyście Krzysztofa Gniadka. Do gwizdka sędziego kończącego pierwszą połowę wynik wynosił już 5:2. W przerwie wywiadu udzielił nam, obecnie kontuzjowany, Michał Cholewiński z zespołu Bartolini Pasta. Zwrócił on uwagę na to, że za tydzień czeka jego zespół najważniejszy sprawdzian, bo będzie to mecz o mistrzostwo 9 ligi. Więcej szczegółów z tej rozmowy znajdziecie w filmie na naszym Facebooku. Po przerwie Gastro Sparta musiała otrzeć słone łzy i zakasać rękawy, aby liczyć jeszcze na jakiekolwiek szanse na zdobycie 3 punktów tego dnia. Nie strzelili oni już jednak więcej bramek, ale za to Makaroniarze świetnie wykonali swoje zadanie i rozgromili 10:2 gości. Sparta po raz kolejny poczuła gorycz porażki i jej zawodnicy schodzili z boiska z kwaśnymi minami. Bartolini zdobyli pewnie 3 punkty, a myślami byli już przy meczu z Phinance SA o mistrzostwo za tydzień.

 

SHOT DJ - OLDBOYS DERBY II 9:3

Starcie dwóch zespołów z taką samą ilością punktów i takimi samymi szansami na udział w Pucharze Ligi Fanów ! SHOT DJ w rundzie wiosennej pokazują się z bardzo dobrej strony, a od kiedy występują w nowych strojach, ze sponsorem – Ecowipes – na piersi, na placu gry oglądamy naprawdę solidną ekipę. Znani i lubiani Old Boys Derby II mieli zatem trudne zadanie, zwłaszcza, że w ich szeregach paru graczy musiało zażyć pigułkę przeciwbólową, aby w ogóle wystąpić w spotkaniu. Zdecydowanie pełniejsi energii gracze z francuską krwią w żyłach przejęli inicjatywę niemal od początku. Świetnie w ofensywie prezentował się duet: Marc Lebozec i Bastian Piasecki, gdzie pierwszy z wymienionych Panów dwukrotnie wpisywał się na listę strzelców, a drugi podawał i mieliśmy 2:0. Trafienie na 3:0 to gol autorstwa Mikołaja Teissedre, który nie zmarnował podania Fukiego Guto. Bramka na 4:0 nie tylko ustaliła wynik pierwszej połowy, ale także pozwoliła skompletować Marcowi Lebozec klasycznego hat-tricka. W premierowej odsłonie nic nie wskazywało na to, aby goście mieli nawiązać równorzędną walkę, a początek drugiej połowy utwierdził nas w tym przekonaniu, gdy gola na 5:0 zdobył Dominik Niesuchowski. Jednak wtedy nastąpił okres bardzo dobrej gry ODBII, a szczególnie dobrze prezentował się Bartek Krywko. To jego dwie asysty, przy golach Bartka Niksa oraz Michała Bugajskiego, a także osobiste wpisanie się na listę strzelców sprawiło, że ze straconego meczu zrobiło się tylko 5:3, co jak wiadomo, w piłce nożnej 6-osobowej nie jest dystansem porażającym. Jednak gracze SHOT DJ otrząsnęli się z szarży zafundowanej przez rywali, a zrobili to w iście piorunującym stylu. Otóż dwie kolejne bramki, strzelane odpowiednio przez Marca Lebozec’a oraz Hugo Ferrera, były trafieniami….z własnej połowy! Jedna taka bramka w meczu to rzadkość, ale dwie z rzędu to już unikat. Hugo najwyraźniej poczuł krew po tym trafieniu, gdyż ostatnie dwa słowa należały do niego, dzięki czemu również mógł na swoim koncie zapisać klasycznego hat-tricka. Ostateczny wynik 9:3 to zasłużone zwycięstwo „Didżejów”, którzy dzięki wygranej zapewnili sobie miejsce w gronie uczestników PLF !

 

10 LIGA

 

FUSZERKA II - FC ALLIANCE 4:8

Mecz pomiędzy pierwszą w tabeli Fuszerką II, a drugą FC Alliance mógł i przyniósł wiele emocji. Różnica zaledwie jednego punktu pomiędzy drużynami i ewentualna wygrana gospodarzy mogła dać im tytuł mistrzowski dziesiątej ligi. Goście mieli jednak swoją wizję ustawienia w tabeli i na przebieg tego spotkania. Chcąc udowodnić, że ich aspiracje do tytułu są jak najbardziej uzasadnione, narzucali przez większość spotkania swoje tempo gry. Szybka i otwarta gra w środkowej części boiska przynosiła lepsze rezultaty dla graczy FC Alliance, którzy po wyjściu na prowadzenie w ósmej minucie tylko raz pozwolili na wyrównanie wyniku spotkania cały czas powiększając swoją przewagę i wygrywając do przerwy 5:2. Dalsza gra w wykonaniu gospodarzy wyglądała lepiej, lecz nie przełożyła się na zmniejszenie strat z pierwszej połowy. Skuteczni w polu karnym zawodnicy gości regularnie powiększali prowadzenie. Dopiero na pięć minut przed końcem meczu gospodarze zdołali skierować piłkę do siatki rywala po bezpośrednim strzale Łukasza Półchłopka, który jeszcze w ostatniej akcji meczu zaliczył asystę. Ostateczny wynik spotkania 8:4 dla gości zamienił uczestniczące w tym meczu drużyny miejscami w tabeli dając dwa punkty przewagi FC Alliance nad drugą drużyną Fuszerki, przed którą teoretycznie trudniejsze spotkanie w ostatniej kolejce przeciwko dobrze spisującej się w tej rundzie ekipie Borowików II.

 

FFK OLDBOYS II - WÓLCZAŃSKIE SMOKI 1:9

Ten mecz gospodarzy można było skwitować kilkoma komentarzami, które padały ze strony młodych trenerów-kibiców, którzy dopingowali swoich tatusiów przy linii bocznej boiska sloganami takimi jak: „skuteczność – dramat!” oraz „trochę dyscypliny – no naprawdę!”. Młodzi Panowie pomimo krótkiego doświadczenia w futbolu zawarli kilka kluczowych kwestii dotyczących przebiegu tego spotkania. FFK Oldboys II znajdujące się na czwartym miejscu podejmowało na Arenie Strumykowej Wólczańskie Smoki ze strefy spadkowej. W zapowiedziach stawialiśmy na gospodarzy, ale tym razem goście miło nas zaskoczyli. Strzelać zaczęli OldBoysi, a dokładniej Marcin Kosson przy asyście Darka Filipka. Była to pierwsza i… ostatnia ich bramka. Kilka minut później wynik wyrównał jeden ze smoków Mateusz Nagraba i dalsza część meczu to totalna deklasacja rywala. Do przerwy wynik wyniósł 1:4, a strzelał oprócz Mateusza jeszcze Sebastian Uzarski. Nie pomogły rzucane przez młodych adeptów piłki nożnej wspierające okrzyki „do tamtej bramki strzelajcie, nie do naszej!” oraz „wujek, wyobraź sobie, że jesteś Lewandowskim!”. Na szczególne wyróżnienie zasługuje właśnie Mateusz Nagraba, który strzelił cztery gole i zaliczył dwie asysty. Gospodarze dzielnie walczyli, ale brakowało im odpowiedniego wykończenia akcji, z kolei duża liczba strat doprowadziła do tak wysokiej przegranej. Spotkanie zakończyło się wynikiem 1:9, a oba zespoły pozostały na tych samych miejscach w tabeli.

 

BOROWIKI II - POLSKIE DREWNO  7:2

Dla drugiej ekipy Borowików starcie z Polskim Drewnem było szalenie ważnym spotkaniem. Wygrana zapewniłaby gospodarzom brązowe medale 10 ligi i wyraźnie dało się zauważyć zaangażowanie i mobilizację w drużynie. Borowiki od pierwszych minut byli zdecydowanie bardziej aktywną stroną – atakowali często wyprowadzając dynamiczne akcje, ale rozbijali się o obronę gości. Drewno miało ogromne kłopoty z rozgrywaniem piłki. Akcje zielonych były zbyt statyczne i czytelne, wobec czego próbowali kontrataków i dalekich wrzutek, ale i one nie przynosiły wymiernych efektów. Obie drużyny nie grzeszyły skutecznością i pierwsza bramka padła dopiero w 22 minucie. Mateusz Jastrząb obronił strzał z dystansu, ale dobitki Zbigniewa Siwca nie był już w stanie sięgnąć i Borowiki wyszły na prowadzenie…którym nacieszyły się tylko minutę, bo tyle zajęło Polskiemu Drewnu wyrównanie – Piotr Kruszyński uruchomił podaniem Macieja Zaroda, a ten nie dał szans Dominikowi Trzaskowskiemu. W końcówce pierwszej połowy Borowiki miały wyśmienitą okazję do odzyskania prowadzenia, ale nie wykorzystały sytuacji dwóch na jednego i remis 1:1 utrzymał się do gwizdka kończącego pierwszą część spotkania. Po przerwie gospodarze znów przeszli do natarcia i w 28 minucie wyszli na prowadzenie po golu Krzysztofa Porębskiego. W 31 minucie Borowiki koncertowo rozmontowały obronę Polskiego Drewna i zrobiło się 3:1. Gościom we znaki dawały się braki kadrowe, szczególnie w kwestii napadu. Mimo szczerych chęci duet Kruszyński-Zarod nie był w stanie znaleźć dogodnej sytuacji strzeleckiej. Duża w tym zasługa Bartłomieja Folca, który świetnie zagrał w obronie, często kasując akcje ofensywne Drewna. W 39 minucie Borowiki w dość przewrotny sposób wykorzystały rzut rożny, bo wrzutka w pole karne odbiła się od nóg obrońcy, a Mateusz Jastrząb nie zdołał sięgnąć piłki i zrobiło się 4:1. Po chwili Zbigniew Siwiec podwyższył na 5:1 i było praktycznie po meczu. Polskiemu Drewnu zabrakło tak pomysłów jak i sił na dogonienie wyniku. W samej końcówce udało się jeszcze zdobyć jednego gola, ale ostatnie słowo należało do Kamila Janasza, który w ostatniej akcji meczu ustalił wynik na 7:2, a zwycięstwo dało Borowikom brązowe medale 10 poziomu Ligi Fanów!

 

PREDICA - AWANTURA WARSZAWA II 9:5

Druga drużyna Awantury musiała wygrać to spotkanie, by przedłużyć swoje szanse na brązowe medale. Rywalem była Predica – zespół ze strefy spadkowej, więc naturalnym faworytem wydawali się goście, ale mogło to być złudne wrażenie. W końcu gospodarze całkiem nieźle radzą sobie w rundzie wiosennej i w zapowiedziach przewidywaliśmy, że może tutaj dojść do niespodzianki. Wiele wskazywało na to, że będziemy mieć rację. To Predica jako pierwsza objęła prowadzenie po całkiem niezłej akcji z klepki. Wyrównanie przyszło dość szybko po kontrze Awantury, ale to oponenci przeważali w pierwszej połowie. Mieli parę dogodnych okazji, lecz całkiem nieźle między słupkami gości spisywał się Marcin Kabański, a do tego raz piłkę z linii bramkowej wybijał obrońca Awantury. Bramka dla Predicy jednak wisiała w powietrzu i jeszcze w pierwszej części gospodarze aż trzykrotnie skierowali piłkę do siatki. Dla Awanturników taki obrót spraw mógł być zaskakujący i chyba w przerwie musiała nastąpić duża mobilizacja, bo tuż po wznowieniu goście trafili na 4:2. To spotkało się z szybką ripostą Predicy, a następnie gospodarze podwyższyli jeszcze wynik na 6:2 po rzucie rożnym. Kolejna bramka na 7:2 Pawła Lenarta sprawiła, że goście już chyba zaczęli się godzić z porażką, ale jeszcze sygnał do ataku dał Patryk Królak, który trafił z dystansu w samo okienko bramki. Przy stanie 8:3 Awantura zrobiła jeszcze jeden zryw doprowadzając do stanu 8:5, ale to było wszystko na co było ich stać tego dnia. Wynik na 9:5 ustalił Paweł Lenart i zapowiadana niespodzianka stała się faktem. Predica była lepsza w tym spotkaniu i zasłużenie wygrała, a Awantura definitywnie przekreśliła swoje szanse na awans.

 

11 LIGA

 

POGROMCY POPRZECZEK - PIWO PO MECZU FC 7:11

Już od kilku ładnych tygodni było wiadomo, że zdecydowanym faworytem w meczu Pogromców Poprzeczek z Piwem Po Meczu FC była ekipa gości. Natomiast tuż przed pierwszym gwizdkiem wydawało się, że niespodziewanie w lepszej sytuacji znaleźli się Pogromcy, bowiem rywale stawili się o ósmej rano przy Strumykowej w zaledwie pięcioosobowym składzie. Duch Pogromców nakazał jednak zagrać fair play i pierwszą połowę również zagrali w pięć osób. Piwo Po Meczu pokazało, że nie zawsze liczy się ilość, bo ważna też jest jakość, a tej im nie brakowało w niedzielny poranek. Dość szybko otworzyli wynik meczu i choć wyrównanie przyszło błyskawicznie, bo gola bezpośrednio z wznowienia gry zdobył Mateusz Niewiadomy, edukując w ten sposób gości, że tak - z takiej sytuacji też można zdobyć bramkę. Tak wygląda w praktyce siła doświadczenia. Jednak był to ostatni moment, w którym Pogromcy doskoczyli wynikiem do ekipy ubranej na zielono. Za sprawą kolejnych trafień Jakuba Królika, Janka Majeckiego i Karola Brążkiewicza goście uzyskali czterobramkową przewagę. Nadzieję na jakiekolwiek punkty dla Pogromców przedłużył Tomek Mazurek tuż przed przerwą strzelając na 2:5. W drugiej odsłonie meczu Pogromcy grali już w sześciu, ale nie zdołali odrobić strat. Dynamiczne ataki rywali przynosiły kolejne bramki, dzięki czemu wciąż utrzymywała się bezpieczna trzy- lub czterobramkowa przewaga. Zawodnicy Poprzeczek byli już pogodzeni z porażką, natomiast wielką radość w ich szeregach przyniosła bramka Pawła Korulczyka, który zaliczył swoje debiutanckie trafienie w Lidze Fanów, na co potrzebował pięćdziesięciu sześciu spotkań. Pewne trzy punkty dla gości, ale w obu ekipach po spotkaniu panowały pogodne nastroje. Po tym meczu Pogromcy spadli do strefy spadkowej, a rywale utrzymują się dalej na 5 miejscu.

 

FC TORPEDO - KOMETA WARSZAWA 15:4

Mecz na szczycie 11 ligi czyli Torpedo kontra Kometa. Goście przed tym spotkaniem mieli już zapewniony awans, a różnica pomiędzy pierwszym, a drugim miejscem wynosiła solidne 16 punktów. Przez cały sezon żadna drużyna nie urwała im choćby punktu, dlatego tak też można było zakładać przed tym spotkaniem, że raczej dla chłopaków z Komety będzie to bułka z masłem. Nic bardziej mylnego, bo Kometa w tym spotkaniu wystawiła tylko pięciu swoich graczy. Być może wczesna pora nie pozwoliła na wystarczającą regenerację, a może niektórzy przestraszyli się rywala. Zresztą nie byle jakiego rywala, bo FC Torpedo pamiętamy ze świetnych spotkań, które już u nas w lidze rozgrywali. Strzelanie rozpoczął Roman Zelinksyi i był to przedsmak serii bramek gospodarzy. Wysoka skuteczność podań i świetne rozgrywanie piłki w polu to cechy szczególne tego zespołu. Do przerwy wynik wynosił już 6:2, a Kometa była dosyć mocno zaskoczona. Poczuli się oni bardzo pewnie na Arenie przy ulicy Strumykowej i potraktowali ten mecz jak trening albo rozgrzewkę. Na tym wyniku jednak ukraińska drużyna się nie zatrzymała. W drugiej połowie znowu strzelanie rozpoczął Roman Zelinskyi, a z zespołu Komety do bramki strzelił tylko Kamil Pasik, jednak nie przyniosło to oczekiwanych rezultatów dla gości, bo spotkanie zakończyło się wynikiem 15:4. Sytuacja w tabeli nie zmieniła się jednak FC Torpedo może poszczycić się historycznym w tej lidze triumfem nad niepokonaną dotąd Kometą.

 

FC VIKERSONN - OLD BOYS DERBY III 11:4

Środek dnia, żar lejący się z nieba i wybiegane kilometry we wcześniejszym meczu u części zawodników gości sprawiły, że starcie pomiędzy FC Vikersonn, a Old Boys Derby III było wyrównane tylko przez kwadrans. W pierwszych kilkunastu minutach oglądaliśmy wymianę ciosów i trzeba przyznać, że było bardzo ciekawie, a wynik kształtował się następująco: 1:0 / 1:1 / 2:1 / 2:2 / 3:2. Bardzo dobrze prezentował się w tym czasie Andrii Kramarenko, który dwukrotnie wpisał się na listę strzelców. Niestety warunki pogodowe oraz zmęczenie w szeregach weteranów z ODB zaczęły dawać się we znaki, gdyż od tego momentu znaczną przewagę osiągnęli gracze z Ukrainy. Po golach Mykoli Lebediuka oraz, kompletującego tym trafieniem hat-tricka Andrija Kramarenko, do przerwy mieliśmy już trzybramkową przewagę gospodarzy w wymiarze 5:2. W drugiej połowie bardzo dobre zawody rozgrywał Ivan Nasinnyk, którego dwa kolejne trafienia wyprowadziła zespół gospodarzy na prowadzenie 7:2. Co prawda po golach Przemka Białego oraz Bartka Krywko zrobiło się 7:4, jednak od tego momentu do bramki trafiali już tylko piłkarze naszych wschodnich sąsiadów. Świetne podania Andrija Kramarenki, a także jego skuteczność sprawiły, że zakończył on spotkanie z imponującymi statystykami  w postaci czterech goli oraz dwóch asyst. Całe spotkanie zakończyło się jednostronnym wynikiem 11:4 i trzeba przyznać, że rezultat oddawał to, co działo się w meczu, nie licząc wyrównanego pierwszego kwadransu. FC Vikersonn powalczy w ostatniej kolejce o srebrne medale i tutaj ciekawostka – będą musieli kibicować swoich ostatnim rywalkom, gdyż ODB III będą walczyli z FC Torpedo, a więc bezpośrednim rywalem Vikersonn’ów w walce o srebro. Będzie się działo !

 

GREEN TEAM - ORŁY ZABRANIECKA 9:2

Zarówno Green Team, jak i Orły Zabraniecka desperacko potrzebowały punktów, aby móc marzyć o utrzymaniu się na bieżącym szczeblu rozgrywek. Oba zespoły stawiły się w bardzo skromnych zestawieniach, co przy pełnym słońcu oznaczało ekstremalny wysiłek. Zdecydowanie lepiej w tej sytuacji odnaleźli się „Zieloni”, którzy zastosowali starą, odwieczną zasadę: „Lepiej mądrze stać, niż głupio biegać”. Do tego trzeba przyznać, że bardzo odpowiedzialnie grali w obronie, czego efektem było czyste konto w pierwszej odsłonie. Sami gracze Green Team zdołali natomiast dwukrotnie pokonać Piotrka Jankowskiego, a miało to miejsce po golach Szymona Androsiuka oraz Kamila Jagscha i do przerwy mieliśmy 2:0. Po zmianie stron oglądaliśmy prawdziwy „happy football” i deszcz bramek, w którym strzelali główni gospodarze. Bardzo dobrze w tej części meczu czuł się Sebastian Szeleszczuk, który zanotował imponujące statystyki: hat-trick oraz dwie asysty. Sebastian zaskoczył nas nieco swoją postawą, gdyż poza świetną grą ofensywną potrafił niemalże „wyrosnąć” w obronie, gdy Orły przeprowadzały nieliczne kontrataki. Orły, które przybyły na to spotkanie bez zmian, z każdą minutą opadały z sił, czego efektem były kolejne trafienia gospodarzy. Goście na swoim koncie zanotowali co prawda dwa trafienia, autorstwa Tomka Kamińskiego (4:1) oraz Marcina Zawadzkiego (6:2) jednak w kontekście wyniku końcowego 9:2 były to tylko gole pocieszenia. Green Team po tej wygranej wyskoczył ze strefy spadkowej kosztem Pogromców Poprzeczek i biorąc pod uwagę układ terminarza w ostatniej kolejce, raczej zapewnili sobie byt na obecnym szczeblu rozgrywkowym!

 

VISTULA VARSOVIA - DYNAMO WOŁOMIN 1:4

Walczący o utrzymanie Vistula Varsovia podejmowali na „swoim” terenie wciąż liczących na awans Dynamo Wołomin. Od początku spotkania zauważyć można było przewagę „młodzieniaszków” z Wołomina. Co chwile atakowali, jak nie środkiem pola to skrzydłami. Vistula czujnie w obronie nie dawała się jednak zaskoczyć. Goalkeeper gospodarzy już na samym początku spotkania popisał się kilkoma ładnymi paradami. Jednak już w ósmej minucie goście objęli prowadzenie. Kacper Urban po sprytnym podaniu Kamila Pasieki zdobył bramkę na 0-1. Dynamo cały czas posiadało optyczna przewagę. Jednak doświadczone „wygi” z Vistuli już 4 minuty później wypracowali ładną i składną akcję i zdobyli bramkę na 1-1. Podrażniona i walcząca ciągle o awans ekipa „młodzieży” z Wołomina nie dawała za wygraną i w 16 minucie ponownie strzelili gola. Tym razem w roli asystenta zapisał się Kacper Urban, a Karol Ludwiniak pięknym strzałem z głowy pokonał bramkarza Vistuli. Mieliśmy więc na tablicy 1-2 dla wołomińskiej młodzieży. Takim tez wynikiem zakończyła się pierwsza część spotkania. Druga polowa to ponowne ataki Dynama lecz chłopaki z Vistuli nie pozostawali dłużni. Atakowali raz jedni, raz drudzy. Jednak to Dynamo zdobyło bramkę na 1-3. Bardzo aktywni w tym meczu Kamil Pasieka i Kacper Urban rozmontowali obronę gospodarzy i jedyne co bramkarz gospodarzy mógł zrobić to wyciągnąć piłkę z siatki. Dynamo chyba delikatnie zmęczone, troszkę zwolniło tempo co było wodą na młyn dla Vistuli. Kilka niebezpiecznych ataków gospodarzy mogło zwiastować zdobycie przez nich bramki kontaktowej lecz tak się nie stało. Starali się bardzo, ale bramkarz gości dzielnie stał na posterunku i już do końca meczu nie wpuścił żadnego gola. Gospodarze nie mogli jednak atakować cały czas i trochę opadli z sił, a młodzież z Wołomina skrzętnie to wykorzystała i w 35 minucie chłopaki zdobyli bramkę na 4-1. Bardzo aktywny w tym meczu Kamil Pasieka przyjął piłkę w środku pola, minął dwóch zawodników i kąśliwym strzałem w długi róg bramki pokonał goalkeepera gospodarzy. Mecz zakończył się wynikiem 4-1 dla ekipy z Wołomina. To bardzo ważne punkty dla nich w kontekście awansu do wyższej klasy rozgrywkowej.

 

12 LIGA

 

GEORGIA TEAM - FC MITOTITO 3:5

Niezwykle istotne spotkanie w kontekście walki o drugie miejsce w lidze jednorundowej stoczyły ekipy Georgia Team i FC MiToTiTo. Gospodarze przystępowali do meczu bez kilku czołowych graczy i to powodowało obawy, że mogą nie wytrzymać trudów tego pojedynku. Goście licznie przybyli na Grenady i w zasadzie absencja na placu kapitana Michała Czarnowskiego była problemem tej drużyny. Od początku spotkania obie ekipy chciały narzucić własny styl gry. Georgia zaczęła lepiej i po niespełna kilku minutach prowadziła 2:0. Znakomite akcje Giorgiego Gabritchidze powodowały, że obrona przeciwnika była bezradna w pierwszej fazie spotkania. Gdy padła bramka na 3:0 wydawało się, że Gruzini mają mecz pod kontrolą. Mitotito stopniowo zaczęło jednak lepiej funkcjonować i co najważniejsze jeszcze przed przerwą odrobiło straty. Świetnie zaczął grać Darek Pliszka,  który kasował ataki rywali i dodatkowo potrafił ożywić grę w ofensywie. Goście zdołali tuż przed gwizdkiem na przerwę wyrównać i  po 25 minutach rywalizacji było 3:3. Po zmianie stron niestety sprawdził się scenariusz kreślony przed pierwszym gwizdkiem. Szybko strzelona bramka przez team Michała Czarnowskiego spowodowała, że gospodarze musieli odrabiać straty. Georgia z każdą minutą niestety słabła i do tego niepotrzebne faule dały dwie żółte kartk , które osłabiły zespół. To dodatkowo musiało wpłynąć na team z Gruzji, bo musieli pracować w defensywie jeszcze więcej, ale w osłabieniu bramki nie stracili. Zaraz jak siły się wyrównały mieli szansę na gola na remis. Jednak piłka odbiła się od słupka i wyszła na aut. Po chwili Darek Pliszka ustalił wynik meczu po mocnym strzale z dystansu  i to MitoTito wygrało w stosunku 3:5 i przybliżyło się do vice mistrzostwa w dwunastej lidze.

 

FC CHOSZCZÓWKA - FC ŁAZARSKI 3:19

W niedzielne popołudnie na arenie Światowida byliśmy świadkami starcia drużyny FC Choszczówka z niepokonaną ekipą FC Łazarski. Zdecydowanym faworytem tego spotkania byli goście, którzy w tym sezonie kroczą od zwycięstwa do zwycięstwa pewnie pokonując swoich rywali. Już początek meczu wskazywał, że będzie to jednostronne spotkanie. Goście szybko przejęli inicjatywę, spychając gospodarzy do głębokiej defensywy. Na pierwszego gola, którego autorem był Luka Patoc czekaliśmy do piątej minuty meczu. Dwie minuty później Atahan Subutay podwyższył wynik spotkania i mieliśmy 0:2. Chwilę później do własnej bramki trafił Tomasz Dąbrowski i na tablicy wyników mieliśmy 0:3. Po pierwszym kwadransie przewaga gości była przytłaczająca. Ekipa z Łazarskiego utrzymywał się przy piłce przez 70% czasu gry, nie dając gospodarzom najmniejszej możliwości na atak. Przy stanie meczu 0:7 w dwudziestej minucie meczu byliśmy świadkami pierwszego gola dla drużyny FC Choszczówka. Po zagraniu piłki ręką w "11" sędzia podyktował rzut karny, którego pewnie wykorzystał Piotr Dąbrowski. Do końca pierwszej połowy wynik nie uległ już zmianie i na przerwę schodziliśmy przy stanie 1:7. Druga połowa miała podobny przebieg co pierwsza, zawodnicy gości udokumentowali swoją wyższość na placu gry kolejnymi golami. W tej części meczu ekipa Łazarskiego dołożyła jeszcze 12 trafień tracąc przy tym tylko dwie bramki. Od pierwszej do ostatniej minuty niezaprzeczalną przewagę posiadali goście. Byli lepsi pod każdym względem szczególnie motorycznym. Niezdecydowanie w obronie, brak zaangażowania, bojaźń w rozegraniu zadecydowało o rozmiarach porażki. Istotnym elementem była też bardzo wąska kadra meczowa - gospodarze mieli tylko jednego zmiennika. Był to typowy mecz bez historii, który ostatecznie zakończył się wynikiem 3:19. Na szczególną pochwałę zasłużył Mislav Paic-Karega bezsprzecznie najlepszy zawodnik Łazarskiego, który w tym spotkaniu zaliczył 8 asyst dokładając przy tym jednego gola.

Data utworzenia artykułu: 2022-06-09 15:16
Facebook
Tabela
Poz Zespół M Pkt. Z P
5   TUR Ochota 12 18 5 4
4   ALPAN 12 18 6 6
8   FC Kebavita 12 10 3 8
3   FC Otamany 12 25 8 3
6   In Plus & Pojemna Halina 12 15 5 6
7   Explo Team 12 11 3 7
2   Gladiatorzy Eternis 12 31 10 1
9   Esportivo Varsovia 12 9 3 9
10   Warsaw Bandziors 12 4 1 10
1   EXC Mobile Ochota 12 32 10 0
Social Media
Youtube SUBSKRYBUJ



Reklama