USUŃ NA 24H
MENU LIGOWE
POZIOMY ROZGRYWEK
AKTUALNOŚCI
ROZGRYWKI
STATYSTYKI
FUTBOL.TV
TURNIEJE
WYWIADY
Puchar Fanów
GALERIA
Ekstraklasa
1 Liga
2 Liga
3 Liga
4 Liga
5 Liga
6 Liga
7 Liga
8 Liga
9 Liga
10 Liga
11 Liga
12 Liga
13 Liga
14 Liga
HISTORIA REALNA - LAGA WARSZAWA!

HISTORIA REALNA drużyny Laga Warszawa. Artykuł trafia na biurko prezesów Superbet! Zapraszamy do lektury! Autor - Jędrzej Święcicki    

Podczas jednej ze szkolnych przerw, mniej więcej w połowie sezonu, który zakończył się triumfem Vardy’ego i spółki w najtrudniejszej lidze świata, jak zwykle rozmawialiśmy w męskim gronie o futbolu. W pewnym momencie, wśród głosów, które dopiero niedawno doświadczyły błogosławieństwa mutacji, rozbrzmiały słowa wypowiedziane przez Szymona:
“Chłopaki, są takie rozgrywki, gdzie gra się po sześciu na orliku. Myślimy o tym, żeby zgłosić tam ekipę, może ktoś z Was chciałby się dołączyć?”

Ja chciałem. W ten sposób zostałem zawodnikiem Lagi Warszawa. Chociaż wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że tak nazwiemy zespół. Od początku trzon drużyny stanowiło kilku zawodników: Szymon, jego brat bliźniak Jędrzej, Johnny Bienias, którzy, jeśli mnie pamięć nie zawodzi, byli ojcami-założycielami Lagi, towarzyszyli im Wojtek, Kuba, Jerzyk, D0rsh, Anton, Olo, Zajdel, Adam i Carlos. Pierwszym poważnym wyzwaniem było wymyślenie nazwy zespołu i zaprojektowanie herbu, za który mieliśmy przelewać krew, pot i łzy. Po krótkiej, choć burzliwej dyskusji zdecydowaliśmy się nazwać klub “Laga Warszawa”. Pozostało oprawić dumnie brzmiącą nazwę w odpowiednią szatę graficzną. Szukając natchnienia w Internecie, nasz bramkarz i grafik na umowie o dzieło, Anton, wpisał w wyszukiwarkę hasło “laga”. Jednym z pierwszych wyników było logo szwedzkiej firmy o tej samej nazwie. Logo to zawierało w sobie syrenkę - idealne nawiązanie do miasta, w którym przyszło nam budować naszą legendę. Nie wahaliśmy się ani chwili. Zgadza się - ukradliśmy. Ale tylko głupi by nie skorzystał. Po lekkiej obróbce nasz herb był gotowy. Od tamtego czasu bolesnego rebrandingu doświadczył Juventus, Manchester City, Inter, ale nie Laga.


Przygodę z futbolem na orlikowym poziomie rozpoczęliśmy na dobre wiosną 2016 roku. W czwartej lidze rozgrywek konkurujących z Ligą Fanów zaliczyliśmy mocny start. Większość meczów wygrywaliśmy dwucyfrową różnicą bramek, a wygrane rzędu 23:1 nie należały do rzadkości. W następnym sezonie graliśmy już na drugim poziomie rozgrywkowym. Przeskok jakościowy dał o sobie znać, chociaż nie byliśmy bynajmniej chłopcami do bicia. Zakończyliśmy zmagania w połowie tabeli, jednak reforma systemu spowodowała, że spadliśmy do trzeciej ligi. Od sezonu 2017/18 drużyna nie potrafiła na dobre rozwinąć skrzydeł. Dobre występy przeplatała słabymi, w naszych szeregach pojawił się alkohol, niezdrowy tryb życia, brak czasu spowodowany rozpoczęciem studiów. W 2018 roku straciliśmy na kilka miesięcy kapitana - Jędrzej wyemigrował wówczas na Wyspy podpatrywać wyczyny strzeleckie Alvaro Moraty w Chelsea. Jego następcę - Bieniasa - zaczęły prześladować kontuzje, a następnie i on podjął decyzję o emigracji. Brakowało ducha, brakowało motywacji brakowało frekwencji – w pewnych momentach zebranie sześciu zawodników graniczyło z cudem. Transfery raz okazywały się strzałami w dziesiątkę - jak w przypadku Jula czy Władka, którzy są już z nami od dłuższego czasu i pracują na miejsce w galerii sław - a raz trzeba było o nich szybko zapomnieć.


I tak trwaliśmy pogrążeni w marazmie. Jak się jednak okazało - są takie momenty, kiedy nawet rycerz z Giewontu budzi się ze snu. Dla nas tym momentem był pewien mecz w grudniu 2020 roku. Spotkanie, jakich wiele, szala zwycięstwa przechylała się to na jedną, to na drugą stronę. W powietrzu czuć jednak było nadzwyczajne napięcie. W drugiej połowie między zawodnikami mocno już iskrzyło, a sporne sytuacje w samej końcówce przy utrzymującym się remisie doprowadziły ostatecznie do bójki. Co prawda nikomu nic się nie stało, ale ta sytuacja dała nam jasno do zrozumienia, że nasz czas w rozgrywkach, w których nie ma sędziów, a rację ma silniejszy, dobiegł końca.
Zastanawialiśmy się, co dalej. Szukaliśmy miejsca, w którym można skupić się na grze, a za sędziowanie i wymierzanie sprawiedliwości będzie odpowiadał arbiter. Miejsca, w którym znikną troski związane z obowiązkiem zapewnienia wolnego boiska. I tak odkryliśmy Ligę Fanów. Jednogłośnie zdecydowaliśmy, że przeniesiemy się tam, mimo że wiązało się to z koniecznością zaczynania “od zera”, od jedenastego poziomu rozgrywkowego.

Pierwszy mecz w nowych realiach zagraliśmy na wiosnę 2021 roku. Debiutancka runda wiosenna nie poszła nam dobrze - zajęliśmy dopiero 7. miejsce. Oznaczało to jednak awans do siódmej ligi.
Przed startem sezonu 2021/22 nikt nie mógł przypuszczać, że napiszemy najwspanialszy rozdział w historii naszej drużyny. Tymczasem rundę jesienną zakończyliśmy z kompletem zwycięstw i choć liderzy zespołu tonowali nastroje, wszyscy zaczęli wierzyć, że stać nas na zdobycie mistrzostwa. Wiedzieliśmy jednak, że najpierw trzeba dać z siebie wszystko i jeszcze trochę na wiosnę. W decydującej fazie rozgrywek pokazaliśmy charakter (wyszło nam to lepiej niż drużynie Brendana Rodgersa w pamiętnym sezonie 13/14). Wielokrotnie musieliśmy gonić wynik. Wiele razy spotkania nam się nie układały, popełnialiśmy błędy. Ale wciąż pozostawaliśmy niepokonani. Niestety, nie każdy może być jak Arsenal. Na dwie kolejki przed końcem ulegliśmy nieznacznie drużynie z czołówki. Spotkanie to z trybun obserwowali nasi bezpośredni rywale w walce o mistrzostwo, którzy swoim prowokacyjnym zachowaniem zdołali wytrącić nas z równowagi. Po tej porażce wszystko stało się jasne: o wygranej w lidze miał zadecydować ostatni mecz sezonu między nami, a wiceliderami. Nam do ostatecznego triumfu wystarczał remis. Przeciwnicy musieli wygrać.

Przed rywalizacją wieńczącą sezon powiedzieliśmy sobie dobitnie: nie możemy tego przegrać. Wiedzieliśmy, że zasługujemy na pierwsze miejsce. Pozostawało jedynie udowodnić to na boisku. Tymczasem pierwsza połowa była dla nas niczym sylwester w Zakopanem dla miłośnika Bacha i Mahlera. Na przerwę schodziliśmy przy wyniku 1:4 dla oponentów. Zebraliśmy się w kręgu. Popatrzyliśmy na siebie. Czy tak miała się skończyć ta przygoda? Czy mamy być frajerami, którzy prowadzili od pierwszej kolejki, by utracić prowadzenie na samym końcu? Nie mieliśmy nic do stracenia, musieliśmy zagrać najlepiej, jak umieliśmy.

Wybiegliśmy na murawę. Sędzia zagwizdał. Ostry, metaliczny dźwięk był dla nas sygnałem do ataku. Każdy z nas koncentrował się na swoich zadaniach. Każdy z nas żył meczem. Obrońcy gryźli po kostkach napastników. Bramkarz czujnie strzegł przestrzeni między słupkami niczym kanar drzwi od autobusu. Pomocnicy wypluwali płuca, wątroby, ślepe, głuche i nieme kiszki, aby zdominować środek pola. A napastnicy czekali tylko okazji, by wpisać się na listę strzelców. Pełne zaangażowanie sprawiło, że zdobyliśmy przewagę w meczu. A wraz z przewagą zaczęliśmy zdobywać gole. Najpierw na 2:4, potem w krótkim odstępie czasu jeszcze dwa trafienia i na tablicy wyników widniał remis 4:4. Do końca pozostawało około 10 minut. Jedna bramka mogła zadecydować o mistrzostwie. Świadomi tego, skupiliśmy się na tym, by gra toczyła się jak najdalej od naszej bramki. Czas dłużył się jak “Kac Wawa” oglądana na trzeźwo, a my, mimo kolejnych stworzonych okazji, wciąż nie mogliśmy być pewni swego. Wybicie na aut. Przerwanie gry. Rożny dla nas. W końcu rozległ się upragniony dźwięk. To arbiter kończył mecz, kończył sezon, a nam dawał znak, byśmy oszaleli ze szczęścia. Biegaliśmy po boisku jak wariaci, odgrywając się na naszych przeciwnikach, którzy nabijali się z nas dwa tygodnie wcześniej. Po sześciu latach wreszcie zdobyliśmy mistrzostwo.

Właśnie zaczynamy kolejny sezon. Tym razem już w piątej lidze. Trochę się pozmieniało, mutacja to dla nas melodia odległej przeszłości, większość z nas ma pracę, kończy studia, jesteśmy dorośli. Na szczęście pewne rzeczy pozostały niezmienne: miłość do gry w piłkę, przyjaźń i, jak już wspomniałem na początku, herb Lagi. Piszemy kolejne rozdziały tej pięknej historii, a jeśli chcecie być
tego świadkami, zapraszamy na nasze mecze lub na fanpage Laga Warszawa. Ze Sportowym Pozdrowieniem!

Data utworzenia artykułu: 2022-10-05 20:53
Facebook
Tabela
Poz Zespół M Pkt. Z P
4   TUR Ochota 11 18 5 3
5   ALPAN 11 15 5 6
7   FC Kebavita 11 10 3 7
3   FC Otamany 11 25 8 2
6   In Plus & Pojemna Halina 11 12 4 6
9   Explo Team 11 8 2 7
2   Gladiatorzy Eternis 11 28 9 1
8   Esportivo Varsovia 11 9 3 8
10   Warsaw Bandziors 11 4 1 9
1   EXC Mobile Ochota 11 29 9 0
Social Media
Youtube SUBSKRYBUJ



Reklama